30.03.2018

Horus | Wróg wśród nas cz. II

To opowiadanie jest taką jakby kontynuacją misji od Agnes :)

W myślach przeklinał samego siebie. Jak mógł być tak głupi ? A jeśli się przesłyszał ? Te myśli przechodziły ciągle przez głowę psa, nie dając mu chwili odpoczynku. Podniósł głowę do góry i zerknął na wóz znikający za zakrętem. Musiał trzymać odległość, inaczej łatwo by się zdradził. Może nie był mistrzem szpiegostwa, aczkolwiek podstawy ogarniał. Zauważył jak krzak niezmiernie się poruszył. Co to mogło być ? Skoczył za potężny pień drzewa i skulił się w jego cieniu. Oby nikt go nie zauważył ... Dwa psy wyszły z lasu rozglądając się. Ubrane były w skórzane napierśniki, dzierżyły dwa miecze po swoich bokach. Tak, czujki. Jak mógł zapomnieć ? Westchnął i przybrał postawę łowiecką. Raz psu śmierć, najwyżej skończy jako debil rzucający się na uzbrojone psy. Ku chwale Jutrzenki ! Rzucił się na jednego psa i chwycił go za kark, mocno szarpiąc. Element zaskoczenia zadziałał. Zanim zdążył wyciągnąć miecz, pies już trzymał go za gardło. Jednym kłapnięciem zmiażdżył mu tchawicę. Odrzucił jego drgające truchło na bok i skierował się w stronę drugiego osobnika. Drugi owczarek widząc martwego towarzysza próbował się wycofać, jednak Horus stanął przed nim i zagrodził drogę.
- Widzisz, przyjacielu - warknął, otrzepując pysk z krwi łapami - Stoisz przed psem, złym psem. Psem, który bez żadnych skrupułów zagryzł twojego przyjaciela. Co ty na to, że teraz uciekniesz i już nie wrócisz ?
Żelastwo drgało, gdy szary pies utrzymywał go telekinezą. Nastąpiła chwila ciszy. Zaraz potem rozległ się brzdęk metalu i pies ruszył biegiem nie odwracając się za siebie. Prychnął i machnął ogonem. Tchórz. Smętnie spojrzał na martwego psa, leżącego pod drzewem. Oczy miał otwarte jakby jeszcze przed chwilą żył. W sumie żył. Znów zabijał ? Czemu ? Bo tak było łatwiej ? Musisz przestać, często pouczał siebie, jednak podczas walki instynktem rzucał się w stronę szyi. Lata ulicy nauczyły go, że albo oni zabiją ciebie, albo ty ich. Prosta, a jakże prawdziwa zasada. Będzie miał spokój na kilka godzin, dopóki nie odkryją że ich czujki przepadły.Wolnym krokiem ruszył w stronę obozu. Czuł pieczone mięso i woń przypraw, która napływała do niego z północy. Ostatnie promienie słońca zachodziły na niebie, ściemniając horyzont.

Gdy pierwsze gwiazdy zabłysnęły na niebie, zerknąłem na obóz. W głowie miałem prosty plan, jednakże miałem problem z pewnym psem chodzącym w kółko. Był to czarny, masywny brytan. Ciągle na kogoś krzyczał, rzucał obelgi na każdego i wszystko i chodził w kółko. Horus zmarszczył brwi. Jak się go pozbyć ? Znów ma sięgnąć po zasady z ulicy ? Dobrym szpiegiem nie był, ale wojownikiem znakomitym. Mimo że pies był trochę większy, jednak bez problemowo dał by sobie z nim radę. Był wolny i niezdarny, trochę starszy od owczarka. Poczeka sekundę. Nie będzie atakował pochopnie, przewaga liczebna była mocno widoczna. Około dwudziestu psów, a on bez broni siedzący w krzakach. 

Czarny pies zastygł w bezruchu i rozejrzał się wokoło. Oddalił się kilka metrów za obóz, aby zaspokoić swoje potrzeby. Znalazł odpowiednie drzewo i odetchnął z ulgą. Cały dzisiejszy dzień był masakrą. Jakiś pies stwierdził że jakiś strażnik wypytał się go o głupie rzeczy. W dodatku jakaś suka zatrudniona jako pseudo-szpieg natrafiła na nich. Na szczęście była w lochu. Podczas przemyśleń nie zauważył dwóch brązowych oczu, które wpatrują się w niego od kilku minut. Dostrzegł je w momencie gdy ogromna, kremowo-biała kupa futra była w powietrzu z pazurami wcelowanymi w niego. Szybko się odsunął, jednak atakujący owczarek przewidział to. Gładko wylądował obok i odbił się z energią skoku. Brytan przybrał postawę obronną, jednakże oba psy potoczyły się i uderzyły o drzewo.
- Czemu to robisz ..? - wydusił z siebie kiedy border przycisnął go do ziemi.
Pies chwilę się zamyślił nie puszczając owczarka.
- Sfora Iskry, tak ? - wysyczał przez zęby - Widziałem plan zamachu na przywódczynię Morrigan. Natknąłem się na ten papier chwilę temu, gdy ruszyłem za tobą w las. Tam gdzie król chodzi bez obstawy, tak ? 
Owczarek zaśmiał się z tego, jednak czarny pies mocno się przeraził. Jeśli te plany wyjdą na jaw, cały plan spali na panewce .... Przywódca wyrwie mu całe futro.
- Co teraz ? - wyksztusił z siebie - Chyba mnie nie zabijesz, prawda ?
- Czemu nie ?
Usłyszał głośne stęknięcie i poczuł piekący ból na szyi. Starał się zareagować, jednak nieznajomy wojownik kąsał go gdzie popadnie. Zasłaniał się łapami, jednak przeciwnik był bezlitosny. Poczuł jak zapada się w ciemną głębie, i z niej nie wraca.
- Kolejny ... - border zauważył i smętnie ruszył w stronę obozu. Powinien się dostać do jego namiotu bez zbędnych problemów.

Namiot z całą pewnością nie był od dawna sprzątany. Czuć było woń wina i gorzałki. Horus zmarszczył nos. Lubił sobie czasami popić, ale bez przesady. Otworzył swoją sakwę i zaczął ładować wszystko co popadło. Karki, plany, mapy listy a nawet koperty. Zagarniał wszystko z biurka, z szafek a nawet jakieś stemplowane depesze spod cuchnącego łóżka. Tak, ten pies nie miał pojęcia o kryjówkach. Gdy torba była zapełniona, energicznie ruszył w stronę wyjścia. Musiał odczekać chwilę aż wszyscy wyjdą, jednak usłyszał jakiś krzyk. I nie należał on do psa, raczej do suczki. Odwrócił się w tym kierunku i zauważył kamienną budowlę z dwóma psami stojącymi przed jej wejściem. Coś, a raczej ktoś jęczało, w dwa psy rzucały w kogoś, lub to coś wyzwiska. Westchnąłem. Może to jakaś księżniczka w opałach ? Zerknąłem na dwa psy, które nie wyglądały zbyt mężnie. Jeden przysypiał, gdy drugi opierał się o włócznie i zerkał na tego drugiego. Eh. Nie mogł ich zabić. Ściągnąłby na siebie całą uwagę tego zbiorowiska. I tak cud, że jeszcze go nikt nie zauważył, ani nie wyczuł jego zapachu. Ruszył pewnym krokiem i mężnie prostując pierś podszedł do psa. Ten się przestraszył, jednak zaraz spojrzał na niego podejrzliwie.
- Coś ty za jeden ? - rzucił.
- Nowy wojowik.
- Naprawdę ? A ja myślę że szpieg.
Horus westchnął.
- Chcesz się przekonać ? Wątpie aby szpieg z tej sfory słabości umiał walczyć tak dobrze jak pies wychowany i trenowany w górach ojczyzny Iskry.
- Czego chcesz ? - wydusił z siebie. Nabrał do tego drugiego szacunku, gdy tylko pokazał swoją siłę.
- Więźnia - warknął wysokim tonem - Mam się go pozbyć.
Kundel go przepuścił, a owczarek walił się w łeb, co by się stało, gdyby się nie udało.
Przeszedł obok pustych cel i natrafił na swój cel.
- Kim jesteś, jak przyszedłeś się mnie pozbyć, to będziesz musiał walczyć - głos z środka należał do suczki. Siedziała najeżona w kącie.
- Ej, jesteś poborowym szpiegiem ? - szepnąłem wystawiając pysk przez kraty. Miałem nadzieję że suczka powie tak, i razem stąd uciekną.
Zaraz pożałował. Suka z prędkością światła rzuciła się na bordera i poharatała mi pysk. Wróciła na bezpieczną pozycję i wpatrywała się w niego świecącymi w ciemności oczami.
- Chcesz mnie zabić, tak ? - warknęła z wściekłością. Co musiała przejść, aby tak nie ufać innym ? Pies tego nie wiedział, ale wziął klucze i otworzył kraty. Raz psu śmierć ! Wszedł do klatki i usiadł na środku. Nie miał zamiaru walczyć z suczką, nie miał powodu do walki. Nie licząc podrapanego pyska. Była odziana w szary płaszcz, identyczne dawali nowym szpiegom.
- Wiem że jesteś szpiegiem, tak jak ja - rzuciłem ostro - I czy tego chcesz, czy nie, musimy stąd uciec. Tak w ogóle co z twoją łapą ? Nie wygląda dobrze.
Łapa wyglądała okropnie. Była rozcięta i sączyła się z niej ropa.
- Nadal czekam na odpowiedź - warknąłem - Jeśli chcesz, to sobie pójdę. Mam listy i depesze które chciałem zdobyć. Teraz wymknę się z obozu i zapomnę o całej sprawie myśląc jak mnie uhonorują w Lapsae. 
Ciemne oczy suczki nadal się we mnie wpatrywały.

Wow, rozpisałam się xd Zrobiłam z biednego Horusa mordercę, czemu ;-; Miał być miły.

| 1258 słów → 60೧ + 10೧ | Zadanie → 50೧ i 1K | Walka → 10 PU |

29.03.2018

Od Cenizy

To był kolejny dzień spędzony w Eos. Kraina ta była podobna do tej w której się wychowałam. Lecz na moje szczęście nie było tam ludzi. Po oprowadzeniu przez przewodnika zaczynam powoli układać sobie mapy tego miejsca w głowie. Tereny były rozległe, więc czekało mnie dużo przechadzek, żeby rozeznać się jeszcze lepiej w rozkładzie lasów oraz ewentualnych kryjówek.
Po odejściu Przewodnika pochodziłam jeszcze po porośniętym drzewami terenie.
Późnym popołudniem wzięłam się za przemeblowanie swojej chatki. Mieściła się ona na brzegu lasu, zbudowana z desek i gliny. Staromodna budowla; solidna i przytulna. Nie była za duża, lecz w sam raz dla mnie. W pierwszy dzień urządziłam sypialnię, oraz powiesiłam półki. Największe z pomieszczeń zagospodarowałam jako kuchnie. Lubie gotować, więc takie pomieszczenie na pewno mi się  przyda. Na środku pomieszczenia znalazł swoje miejsce stół na około 5 osób. Czy tak czy siak więcej gości nie spodziewam się sprowadzać do mojej samotni. Popchnęłam ostatnią z szafek pod ścianę i z satysfakcją przyglądałam się wykonanej pracy. Westchnęłam i podeszłam do maleńkiego schowka na miotły itp. Rozglądałam się w poszukiwaniu ściereczki. Gdy już namierzyłam obiekt, zabrałam się za przecieranie powieszonych wczoraj półek. Cały mini remont i sprzątanie zajęło mi całe dwa dni czyli o wiele krócej niż się spodziewałam. Przed chatką chciałam jeszcze zrobić mały ogródek. Świeże warzywa zawsze są lepsze do domowych przysmaków niż kupne. Oczywiście znalazły by się tam jeszcze kwiaty. Zawsze chciałam uprawiać własne grządki, a tu moje marzenie może się spełnić. Dzisiejsze popołudnie chciałam jeszcze trochę pozwiedzać. Nie namyślając się zbyt długo pochowałam narzędzia i wyszłam na zewnątrz. Wiosenny wietrzyk poruszał koronami drzew, sprawiając, że wyglądały jakby tańczyły nieznany nam taniec gdzieś tam nad naszymi głowami.
Ostrożnie stawiałam kroki na porośniętym mchem podłożu. Nie chciałam spłoszyć żadnego żyjątka mieszkającego w lesie. Podczas swojej wędrówki starałam się jak najlepiej zapamiętać okolice. W plątaninach krzewów i drzew dostrzec można było pierwsze kwiaty unoszące swe płatki ku padającym na nie promieniom słońca. Czasem moją drogę przecinały małe strumyczki lub przebiegały zwierzęta. Przystanęłam pod rozłożystym dębem by posłuchać śpiewu ptaków, który słyszałam już z oddali. Uśmiechnęłam się sama do siebie słuchając tego rodzaju "sztuki". Bez większego hałasu ruszyłam w głąb labiryntu stworzonego z mniejszych i większych drzew. Obejrzałam się jeszcze raz w stronę rosłego drzewa. Ptaki dalej dawały koncert na jego koronie. Ziewnęłam i znów patrzyłam przed siebie. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się jaszczurce siedzącej na kamieniu. Niestety nie dane mi było dłużej patrzeć na jej jestestwo, ponieważ mała myszka spłoszyła ją.
 Na niewielkiej polance zrobiłam sobie postój. Położyłam się na miękkiej trawie pod jedną z brzóz i westchnęłam cicho. Wsłuchiwałam się w szum wiatru, rozmowy leśnych zwierząt. Czasami do moich uszu docierały echem odgłosy kopyt należących pewnie do jednorożców, spolszonuch przez jakieś zwierzę. Chciałam sobie chwilę drzemnąć, bowiem byłam dość zmęczona po wędrówce i remoncie, lecz w pobliskich krzakach coś się poruszyło. Ostrożnie wstałam z miejsca w którym przed chwilą leżałam i bezszelestnie podeszłam do wcześniej wspomnianego miejsca. Miałam nadzieję, że to nie będzie pies. Spotkanie z innymi chciałam zostawić sobie na później. No ewentualnie na nigdy. Nie chcąc płoszyć znajdującej się tam istoty, obeszłam to miejsce naokoło. Z większej odległości przyglądałam się nieznajomemu psu chodzącemu po jak się okazało kolejnej polanie. Więc niestety musiałam przyspieszyć moje "zapoznanie" się że swoimi współbratyńcami. Starałam się nie zwracać na siebie uwagi. Położyłam się w zaroślach zastanawiając się czy już zwęszył bądź zwęszyła moją obecność.


(Jakaś miła osóbka °-°? [Morri chciała, więc '-'] Miało być ambitne opo a wyszło jak zwykle ;-;)
| 557 słów → 25೧ |

28.03.2018

Od Lady cd. Oskar

Zawdzięczałam mu życie. Jeszcze mocniej wtuliłam się w psa. Tak mi go brakowało ... Czule się w niego wtuliłam i trwaliśmy tak może kilka minut. Ten ujął mnie i otarł się o mnie.
Spojrzałam się na psa i liznęłam go po pysku. Ten zrobił to samo.
Z transu wybudziło nas chrząknięcie z tyłu.
- Ekhem  - suczka przypomniała nam o swojej obecności  - Rozumiem, romantyczne spotkanie i tak dalej, jednak ciągle tu jestem.
Podeszłam do suczki i szeroko się uśmiechnęłam.
- Nie umiałam cię znaleźć ...  - wyszeptałam i spojrzałam się jej prosto w oczy  - Dziękuję.
Powiedziałam to bardzo szczerze i otwarcie. Miałam nadzieję że relację między mną a suczką poprawią się. Jak wcześniej zależało mi na tym aby po prostu żyć z nią w zgodzie, tak teraz chciałam się z nią zaprzyjaźnić. A po za tym, przed chwilą uratowała mi życie.
- Jasne, proszę  - wydawała być się troszkę zmieszana, jednak trwało to tylko ułamek sekundy  - Nie będę wam przeszkadzać. Do zobaczenia, Oskarze i Lady.
Jeszcze raz wlepiłam w nią swój wdzięczny wzrok. Ona odpowiedziała mi kiwnięciem głowy i ruszyła w drogę powrotną do Helecho. Dopóki suczka nie zniknęła z horyzontu, trwaliśmy w bezruchu. Kolorowe kwiecie opadało nam na głowy, tworząc niesamowitą aurę. Do głowy wpadł mi ciekawy pomysł. Spięłam się i rzuciłam na psa. Ten jakby przygotowany odparł mój atak w śmiechu. Przeturlaliśmy się kilka metrów. Stanęłam na psie uśmiechając się prowokacyjnie. Ten w jednej sekundzie popchnął mnie i przeturlaliśmy się znowu, tym razem to on przyszpilił mnie do ziemi.
- I co teraz, milady ?  - oświadczył z miłym uśmieszkiem  - Co teraz zrobisz ?
- O niee  - głośniej krzyknęłam, jakbym chciała to wszystkim obwieścić  - Cóż ja biedna teraz
zrobię ?
Zaśmialiśmy się i Oskar pozwolił mi wstać. Otrzepałam się nie spuszczając z niego wzroku.
- Co robimy ?  - zaczęłam temat. Chyba nie będziemy siedzieć cały dzień w świętym gaju ? Prawda ?
Pies chwilę się zamyślił.
- Na pewno nie idziemy nad Ocean Glacio ?  - powiedział i nie dał mi odpowiedzieć  - Proponuję gorące źródła. Musisz się porządnie wygrzać.
Niepewnie zerknęłam na psa.
- Czy aby na pewno droga jest bezpieczna ?  - ufałam Oskarowi ale nie miałam zamiaru drugi raz przeżywać tego co wcześniej.
Pies pokiwał głową. Ruszyliśmy obok siebie, w pewnym momencie oparłam się o Oskara. Szliśmy tak całą drogę. Nasze łapy ocierały się o kamienie, piasek, nawet bagna. Ale wszędzie przeszliśmy razem ciesząc się swoim towarzystwem.

Natrafiliśmy na strumień. Dosyć głęboki, owczarek sprawdził patykiem. Czyli przepłynięciem odpada. Nagle Oskar rozglądnął się i przeskoczył przez strumień. Zaczepił się łapami o ziemię i podciągnął do góry.
- Ten mały klif jest bezpieczny, nie osunie się  - zawołał i motywującą machnął ogonem.
Sprężyłam mięśnie i wzięłam mały rozbieg. Odbiłam się od końca skarpy i starałam się chwycić kępy roślinności. Moje łapy ześlizgnęły się ze śliskiej powierzchni i prawie runęłam do wody. Prawie. Oskar złapał mnie za łapy i wyciągnął do góry.
- Nie masz dość pływania ?  - zapytał i troskliwie się na mnie spojrzał  - Jak już coś, to w cieplejszym miejscu. Właśnie do niego idziemy.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam za psem który zniknął w leśnym gąszczu.

Radośnie wskoczyłam do ciepłego jeziora. Aż po horyzont rozciągały się gorącą, wulkaniczne zbiorniki wodne, które aż się prosiły aby do nich wejść i się ogrzać.
Zerknęłam na Oskara, który właśnie miał zamiar mnie ochlapać. Nie zdążyłam się zasłonić i cały mój łeb był w wodzie. Otrzepałam się i ruszyłam do kontrataku. Woda cały czas była w ruchu, prawdziwa wojna wodna. Trwała kilkanaście lat, nie no, godzinę maksymalnie. Zabawa była świetna. W końcu oboje wyszliśmy z wody i usadowiliśmy się pod drzewem dającym kojący cień. Oparłam się o bok Oskara przymrużając oczy. Wspaniały dzień...

| 621 słów → 30೧ |

Od Horus'a | Wróg wśród nas cz. I

Karmelowy owczarek nieznacznie się przeciągnął. Został jeszcze raz szturchnięty, po czym senny wstał i z wyrzutem spojrzał się na swego oprawcę. Za nim stał jeszcze inny strażnik, którego nie miał okazji poznać.
- Co wy odwalacie ? - powiedział głosem zmieszanym ze zmęczeniem i złością - Czemu mnie budzicie ?
Pies odchrząknął się, szary dog stojący tuż obok tłumił swój śmiech. Machnął ogonem i mina mu spoważniała.
- Ehm - wyciągnął pergamin - Bla, bla, bla. O, to mieliśmy ci przekazać. Za dziesięć minut twoja warta.
Dwa psy szybko wyszły zostawiając owczarka samego. Jako wojownik i tymczasowy szpieg, miał do dyspozycji małą izdebkę w zamku. Stało tam jedynie wygodne posłanie i mała szafka. I ewentualnie miejsce na broń. Właśnie ... broń. Jako iż niedawno doszedł do Eos i jest młodym wojownikiem,nie posiadał nawet miecza. Będzie musiał sobie zamówić. Słyszał o dobrym zbrojmistrzu w Litore ... Gdy będzie miał okazję i zaoszczędzi trochę Soli, wybierze się tam. Nałożył na siebie jedynie czarny płaszcz i wyszedł z pokoju. Od razu skierował się do strażnicy. Odległość pokonał biegiem, skacząc przez topniejący śnieg.

Cisza. Głucha cisza. Pies uważnie nasłuchiwał, jednak nic nie usłyszał. Nienawidził takich momentów. Nigdy nie wiadomo czy wróg rzuci się na ciebie i podetnie gardło, czy raczej strzeli z kuszy prosto w łeb. Był oddalony od strażnicy o około 50 metrów, więc jakby wołał to by go nawet nie usłyszeli. Uświadomił sobie że na horyzoncie widać mały powóz. Jako strażnik sprawdzający nie miał obowiązku go zatrzymać, jednak przypomniał sobie zdarzenie w bibliotece. Wyszedł mu na przeciw i spojrzał się na woźniczego. Ten jedynie podniósł brew i popędził konia.
- Ehkem - owczarek westchnął i dał znać że jednak tutaj jest - W imieniu Jutrzenki rozkazuję ci się zatrzymać.
Pies odsłonił kaptur i z wyższością spojrzał się na Horusa. Miał zimny, przenikliwy wzrok, który ogarnął owczarka. Ten jednak nie dał tego po sobie znać. Zerknął na konia. Potężny ogier, ewidentnie fiord. Widać to było po stojącej grzywie i kremowej barwie konia. Na pewno był wiele wart. Takie konie tylko na terenach Sfory Iskry się hoduję, ze względu na tamtejsze warunki.
- Ładny koń - stwierdził owczarek chcąc wyczuć reakcję psa - Tu się takich nie hoduję.
Husky delikatnie się uśmiechnął. Jak tak dalej pójdzie, może dowiem się czegoś ciekawego - stwierdził i rozwinął temat. Widać było, jak właściciel reagował na pochlebstwa.
- Ah, Strzała - powiedział spokojnym głosem - Jego ojciec wygrywał mistrzostwa w ciągnięciu sań ...
- A gdzie odbywały się mistrzostwa ? - zapytał, udając zaciekawionego.
- Ah, podnóża gór ... wysokie pagórki - rozgadał się - Konie rywalizują nie o szybkość, a efektywność. O wiele lepsze niż wasze wyścigi.
Owczarek zaśmiał się, oby udawane uczucie się nie wydało. Przełknął ślinę gdy pies wlepił w niego swój wzrok.
- Gdzie teraz zmierzasz ? - rzucił, jakby od niechcenia.
- Ah, na północ, do obozu... - nerwowo się uśmiechnął - Do miasta, stolicy. Śpieszę się, proszę pana, żegnam, miło się rozmawiało.
Potok słów spłynął na owczarka jak grom z jasnego nieba.
Obóz ? Pies z północy ? Czyżby sfora Iskry ? Nieznacznie zadrżał. Mogą być w sporym niebezpieczeństwie ... Nie zastanawiając się, ruszył biegiem po śladzie wozu.
| 526 słów → 25೧ | Zadanie → 50೧ i 1K |

Powitajmy Cenizę!

Powitajmy nową suczkę w sforze!
Ceniza to czteroletnia suczka mieszańca, która objęła stanowisko wojownika.
Podczas wizyty u Wyroczni poznała swój żywioł - ogień.
Teraz zostanie oprowadzona po terenach sfory przez Przewodnika.

Chcę poznać ją lepiej!

27.03.2018

Od Oscara cd. Od Agnes

Zza chmur zaczął wyłaniać się już księżyc, jednak my dalej nie odnaleźliśmy Lady. Zacząłem się o nią poważnie martwić... Ba! To mało powiedziane! Trząsłem się cały, gdy w mój umysł wkradały się coraz mroczniejsze wizje. Jest już poturbowana, trafiła do strumienia, a co jeżeli była zbyt słaba, aby utrzymać się na powierzchni i zginęła, przez wdzierającą się jej do płuc wodę? Westchnąłem ciężko i spojrzałem na leżącą obok suczkę. Agnes rozglądała się uważnie, lecz była już widocznie zmęczona. Bądź, co bądź spędziliśmy na poszukiwaniach mnóstwo czasu. Depresyjne obrazy, które miałem przed oczami nie pozwalały mi odpocząć. Duch rwał się naprzód, a ciało? Miałem ochotę paść na kamienie. Zimne otoczaki o łagodnych kształtach, między którymi tkwiły ziarenka piasku. Upaść, napawać się wonią bijącą od spienionego oceanu... Lecz za bardzo przypominała mi ona tą energiczną istotkę, która teraz może leżeć bez życia na kamieniach, szukająca ukojenia. Borderka podniosła pysk i zatopiła we mnie swój wzrok, wyraźnie czekając na jakąkolwiek decyzję.
- Widzę, że jesteś już zmęczona. Możesz wrócić do domu. – nakłoniłem ją.
-Że co?! – podniosła się na równie nogi. – Myślisz, że teraz was tak po prostu zostawię?
W jej oczach zabłysnęły iskierki buntu, woli walki. Uśmiechnąłem się słabo na ten widok, a ona podniosła brew.
-Co cię tak bawi? Zapomniałeś o zadaniu? Ruchy! – krzyknęła i ruszyła truchtem przed siebie.
Szybko udało mi się ją dogonić. W gładkiej powierzchni kamieni odbijało się delikatne światło księżyca. Także fragmenty lodu lśniły tym blaskiem, lecz my wypatrywaliśmy ciemnej masy. Jakiekolwiek śladu po Lady. Ponownie podjąłem wołania. Mój głos niósł się po całej plaży i odbijał od górskich stoków wracając do naszych uszu. Nie poddam się.
Bryła lodu podobna do innej bryły, kamień do kamienia, sterta wodorostów do sterty wodorostów... Księżyc wdrapywał się coraz wyżej na nieboskłon. Ile już tak wędrujemy? Zacząłem poważnie zastanawiać się nad powrotem do domu. Wszystko stracone? Czy już nigdy nie ujrzę roześmianej Lady? Nie będę mógł wtulić się w kruczoczarną sierść, pachnącą morzem? A co w tym wszystkim jest najgorsze? Żadne z nas nie powiedziało na głos, co na prawdę czuje. Gdzie ja miałem głowę? Przecież to było takie oczywiste. Dźwięk jej głosu przynosił mi ukojenie, jej obecność wyzwalała, a ja próbowałem sobie wmówić, że nic do niej nie czuję.  Łzy zaczęły mi napływać do oczu.  Miałem nadzieję, że Agnes nie ujrzy chwili mojej słabości, jednak noc nie przykrywała wszystkiego swoim ciemnym całunem. Mimo to odwróciłem się w jej stronę.
- Wiesz co, chyba nie ma sensu już szukać... – zacząłem.
-Lady. – wyszeptała, niby kończąc moje zdanie.
-Tak, jej... Nie mam już siły, będę musiał...
-Oscar! Tam leży Lady! – krzyknęła.
Serce zabiło mi mocniej. Skamieniałem. Wszystkie złe myśli nagle odpłynęły, a moim umysłem zawładnęło jedno, jedyne pragnienie. Puścić się biegiem po plaży. W kierunku ciemnej postaci. Paść u jej boku, pomóc jej lub zginąć próbując. Moja towarzyszka już skierowała się w jej kierunku, więc i ja ruszyłem. Tak szybko, jak tylko mogłem. Siły powróciły, gdy tylko powróciła nadzieja. Nie myślałem o tym, że mogłem dotrzeć do zimnego truchła. Chciałem być przy niej.
-LADY! – krzyknąłem rozpaczliwie. –Odezwij się!
Upadłem przy niej. Przymknąłem oczy i otuliłem jej głowę. Nasłuchiwałem jakiegokolwiek szmeru, który zdradzałby oddech. Łzy płynęły strumieniem z moich oczu i pokrywały czarną sierść, lśniąc w blasku księżyca. Nastąpił przełom. Oddycha!
-Lady... – wyszeptałem.
Pogładziłem jej czoło wpatrując się w opadnięte powieki. Ocknij się, proszę... Nie czułem ciepła jej ciała. Być może mieliśmy niewiele czasu. Druga suczka pojawiła się przy mnie.
-Czy...? – zapytała niepewnie.
-Oddycha! Musimy zabrać ją do Świętego Gaju! Natychmiast!
Wstałem błyskawicznie i zacząłem analizować. Agnes stała obok Lady i przypatrywała się jej, także zastanawiając się co robić. Zauważyłem fragment sieci rybackiej, kilka fragmentów drewna wyrzuconych na brzeg.
-Zrobimy nosze. – zadecydowałem wskazując na nie.
Zaczęliśmy zbierać materiały. Następnie zabraliśmy się za sklecenie prostej, prowizorycznej kołyski. Umieściliśmy drewniane drążki na swoich grzbietach, a Lady położyliśmy na sieci. Przyszedł czas na wędrówkę przez góry.

Obudziły mnie promienie porannego słońca. Zasnęliśmy na trawie, pod drzewami w Świętym Gaju. Dotarliśmy tu po północy, zmęczeni, z ranną na noszach. Słyszałem, że rosnące tutaj rośliny mogą pomóc leczyć, dlatego zdecydowałem, że pójdziemy właśnie tutaj.  Położyliśmy Lady na kamiennym stole po środku ogrodu, a sami zasnęliśmy. A teraz? Teraz nastał nowy dzień. Słońce ogrzewało mój grzbiet, słyszałem też śpiewy ptaków na drzewach. Szybko wstałem. Moje serce zabiło mocniej. Bałem się zostawiać suczkę samą. Chciałem czuwać przy niej całą noc, jednak Agnes przekonała mnie w końcu, że muszę odpocząć. Posłuchałem  jej, ale nie mogłem tracić czasu. Od razu skierowałem się do miejsca, w którym leżała Lady. Zbliżyłem się do stołu i przeżyłem szok. ZNIKNĘŁA.
-LADY? GDZIE JESTEŚ?! – krzyknąłem i zacząłem biegać no około.
Zostawić ją nieprzytomną, a i tak gdzieś polezie. Chyba, że wcześniej coś ją porwało... A co jeżeli teraz jest pożerana przez potwora, który zakradł się tutaj w nocy? Jej szczątki gniją gdzieś...
-Aua... – stęknąłem i upadłem na ziemię pod naporem jakiegoś obiektu. Przeturlałem się kawałek po świeżej trawie. Coś uciskało moją klatkę piersiową. Poczułem znajomy zapach, zapach morza! Otworzyłem oczy, a przede mną ukazał się znajomy psyk, roześmiane oczy.
-Lady!- krzyknąłem, tym razem uradowany. – Żyjesz!
-Najwidoczniej – uśmiechnęła się promiennie i machnęła kilka razy ogonem.
Zeszła ze mnie, a ja podniosłem się i otrzepałem z pyłu. Łzy znów napłynęły mi do oczu, nie mogłem tego powstrzymać.
-Myślałem, że cię stracę... Lady. Ja wcześniej nie mogłem sobie tego uświadomić, ale teraz wiem, że...
-Nie gadaj tyle! – nakazała i wtuliła się w moją szyję.  Polizałem ją czule po pysku i delektowałem się tą chwilą. Najpiękniejsza w moim życiu...

Lady? <3
| 905 słów → 45೧ |

Od Agnes | Wróg wśród nas cz. I

Gwiazdy lśniły na niebie jak każdego pięknego, wiosennego dnia w Lapsae. Agnes siedziała przed swoim tymczasowym domkiem udając, że się w nie wpatruje, chociaż jej wzrok raz po raz uciekał gdzie indziej. Co noc przychodziła do niej tajemnicza postać, jaką udało jej się zidentyfikować jako Noxa. Czasem podchodziła do niej na tyle, że mimo panującego mroku widziała zarysy jej sylwetki. Wydawało jej się, że to stworzenie przychodziło do niej pod postacią rogatego lisa, ale zupełnie różniącego się od tego psowatego. Wokół niego unosiła się czerń, jak gdyby czarne obłoki, a oczy migotały jak dwie gwiazdki zdjęte z nieba. Z początku przychodziła z pochodnią, ale wtedy nigdy się nie pojawiał. Bał się ognia? Nie wiadomo.
Nagle obok niej jakby znikąd pojawił się Nox, który spojrzał na nią. Wstrzymała oddech, starała się nawet nie mrugać. Podszedł do niej blisko, zadziwiająco blisko. Po chwili ruszył przed siebie zasłaniając jej widok swoim czarnym ciałem, a następnie zszedł na trawę i usiadł na niej wpatrując się w suczkę. Ta dopiero po kilku minutach rozluźniła się na tyle, że spokojnie oddychała. Nie poruszała się jednak z miejsca, aby go nie spłoszyć.
- Jestem Agnes... - Wyszeptała cicho, a istota przekrzywiła głowę wpatrując się w nią. To głupota rozmawiać ze zwierzęciem pomyślałby nie jeden, ale ona była w tamtym momencie pewna, że rozumie wszystko co do niej mówi. - A ty? Co powiesz o tym, żeby nazywać cię... Leo?
Lis nie odpowiedział, nadal jedynie patrzył się na Agnes. Jego spojrzenie jednak mówiło więcej niż mogłoby się zdawać, a cisza która panowała między nimi była jak oczywista odpowiedź. Trwali tak patrząc na siebie nie wiadomo jak długo, aż nagle z oddali dobiegł hałas. Nox podniósł uszy na sztorc i zanim łaciata zdążyła się obejrzeć ten już znikał w cieniu zostawiając za sobą jedynie kłęby czarnego dymu.
Po chwili furtkę otworzył strażnik i wpadł do środka. Kiedy wypatrzył Agnes siedzącą w altanie od razu do niej podbiegł.
- Melduje się strażnik James, znaleźliśmy ciało. Dowództwo rozkazało przyjść tutaj, aby odkryć niezwłocznie bazę wroga.
- Pójdę po bardziej doświadczone jednos...
- Nie, nie. Niech pani pójdzie, zanim wybudzimy resztę minie zbędny czas. Nie wiadomo co planują, zlokalizowano ich bazę w północnej części terenów. - Dalmatyńczyk zmarszczył czoło wpatrując się w Agnes, jak gdyby zastanawiał się co jeszcze powinien powiedzieć. Dopiero po chwili go olśniło i wyciągnął z sakwy skórzaną pochwę, w której coś było schowane. - Sztylet Ibis, przyda ci się.
Mruknął i przewiązał jej to przez przednią łapę, a później uśmiechnął się jeszcze pokrzepiająco, a Ag wyszła z ogrodu i ruszyła przed siebie. Była zdezorientowana tym co przed chwilą obwieścił jej pies. Ona? Przecież była jedynie ochotnikiem, któremu nie można było zaufać.
Nagle przez jej głowę przemknęła jednak nieco niepokojąca myśl. Ich sfora była na razie mała, rozwijająca się po upadku i nie mieli takiej obrony jaką powinni mieć, dlatego musieli ryzykować. Jeżeli teraz psy ze Sfory Iskry zaatakowaliby ich od wewnątrz z Lapsae nic, by nie zostało ze stolicy. Samo wyprawianie Festiwalu było już ryzykowne. Suczka potrząsnęła głową chcąc odgonić te drażniące myśli. Musiała skupić się na swoim zadaniu.
Była w środku miasta, starała się iść spokojnie i nie wzbudzać podejrzeń. Po chwili jednak zauważyła trójkę mieszańców - na oko gdzieś w jej wieku, wyglądały trochę jak psy ras północnych. Podejrzane? Widziała je za mało czasu, aby wydać wyrok tak naprawdę. Przylgnęła do ściany, kiedy zaczęły się do niej zbliżać i przyglądała się im dokładnie. Ominęły ją i zaczęły podążać w kierunku domu, nie były więc zagrożeniem. Minęło kilka minut i dopiero po tym czasie spokojnie ruszyła dalej.

Nie zauważyła nikogo podejrzanego aż do Helecho, które było częścią jej drogi. Szła jego poboczem, aby zbytnio nie rzucać się w oczy. Przemykała w cieniu drzew, które chroniły ją przed nakryciem. Była na swoich terenach, ale czuła się obco. Wiedziała, że z pewnością zamachowcy utrzymują wysoką ostrożność, aby nikt ich nie nakrył. Aż nagle zamarła. Czarny pies, którego sylwetka złudnie przypominała malamuta przyduszał do ziemi młodego kundelka, który z przerażeniem na niego patrzył. Przytrzymywał mu do szyi nóż, a młodszy mamrotał coś pod nosem. Agnes podeszła bliżej robiąc susy wśród drzew, aż w końcu zdołała dosłyszeć niewyraźny głos kundla:
- Już cię nie za-zawiodę, napra-naprawdę. Obiecuję, Aresie.
Ares, bo tak zdawał nazywać się masywniejszy pies rozejrzał się uważnie, a Agnes wstrzymała oddech. W końcu jednak skierował znowu wzrok na małego. Splunął mu w pysk i wtedy dopiero go puścił, a ten cofnął się kilka kroków do tyłu.
- Prowadź do bazy. - Wycedził przez zaciśnięte kły wielki samiec.

C.D.N 
| 748 słów → 35೧ | Zadanie → 50೧ i 1K |

26.03.2018

Festiwal Wiosny - "Świąteczne wyzwania"

Pierwsze promienie wiosennego słońca oświetlają różnobarwne ozdoby, w których tonie całe Lapsae. Przechadzając się jego ulicami, można napawać się wonią kwiatów wystawionych w donicach, w każdym zakamarku miasta. W koronach drzew słychać pieśni szpaków, które powróciły już z zimowisk. Stoiska wypełniają się kramarzami sprzedającymi zabawki, ozdoby, biżuterię i żywność. Na scenach pobrzmiewają już delikatne dźwięki lutni, czasem nawet radosne pieśni.
Zaczyna się dziać...

-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-
WRÓG WŚRÓD NAS
Sielankowy nastrój przerywa jednak niepokojące znalezisko. Jeden ze strażników odnajduje na granicy ze Sforą Iskry ciało. Nieopodal leży martwa mantikora, więc jej ofiara ostatkiem sił musiała zadać jej śmiertelny cios. Nie wystarczyło jej jednak energii, by dotrzeć do szpitala, więc zdążyła jedynie odczołgać się od zabitego potwora. Strażnik dokładnie zbadał truchło. Odnalazł rozkazy, które pies miał dostarczyć do agentów wrogiej sfory, przebywających na naszym terenie.
Nie jest to nowość. Wywiad często przedziera się przez granicę. Nasi szpiedzy również zbierają informacje w obcych sforach. Tym razem jednak treść poleceń dla przeciwników mocno zaniepokoiła naszą stronę. W planach był zamach na przywódcę Sfory Łuny, a także Aarona. Kontrwywiad już zabrał się do pracy.

Zadania dla osób zrekrutowanych do grona szpiegów:
AGNES, VIOLENCE, HORUS

CZĘŚĆ I • Akcję czas zacząć. Twoim pierwszym zadaniem będzie odnalezienie obozów zamachowców i ich współpracowników. Zlokalizowano je w północnej części naszych terenów, nieopodal granicy. Nikt nie zna jednak ich dokładnej pozycji. Musisz się tym zająć. Przeprowadź odpowiednie śledztwo. Może trafisz na kogoś pałętającego się po mieście? Jednak uważaj. Na festiwalu kręci się mnóstwo obcokrajowców, ale nie każdy to szpieg! Obserwuj ich dokładnie zanim wydasz pochopny wyrok.
Wynagrodzenie: 50೧ i 1K

CZĘŚĆ II • Wykonałeś poprzednie zadanie? Odnalazłeś obóz? Teraz musisz rozprawić się z jego załogą. Spróbuj zrobić to po cichu i wykraść jak najwięcej raportów. Kto wie co jeszcze planują? A co z walką? Może będzie ci potrzebne wsparcie? Wezwiesz kogoś ze sfory, aby pomógł ci pokonać wroga? Z całą pewnością szpiedzy będą mieli przewagę liczebną. Pamiętaj o czujkach, które mogą być wystawione w okolicy obozu. Bądź uważny. Działasz przeciwko mistrzom kamuflażu, wyszkolonym do tego zadania!
 Wynagrodzenie: 50೧ i 1K
(Jeżeli wezwiesz kogoś, musi on napisać ciąg dalszy twojego opowiadania. Otrzyma wtedy 20೧ i 1K)

CZĘŚĆ III • Uff... Udało się. Opatrz rany i przygotuj się do dalszej drogi. Musisz teraz dostarczyć przechwycone raporty do dowództwa. A może udało ci się pochwycić jeńca? Jeszcze lepiej! Jak przebiegła droga, czy chciał on uciec? Jak zareagowano na to, czego udało ci się dowiedzieć? Przełożony z pewnością jest z ciebie dumny, a może coś poszło jednak nie tak jak trzeba?
 Wynagrodzenie: 50೧ i 1K

Za wykonanie wszystkich powyższych zadań otrzymujesz ponadto:
 • Unikalny nóż Ibis (Siła +15 Zwinność + 25)
 • 50 PU

Zadania dla osób spoza grona szpiegów:

STRAŻ MIEJSKA • Nie zdążyłeś zgłosić się do przywódcy szpiegów? Cóż. Zadania są już rozdzielone, ale z pewnością znajdzie się i coś dla ciebie. Ktoś musi pomóc patrolować ulice Lapsae podczas festiwalu. Dostrzegłeś gdzieś coś niepokojącego? Reaguj i zgłoś to natychmiast strażnikom. Każdy może pomóc w dbaniu o bezpieczeństwo świętujących!
Wynagrodzenie: 30೧ i 1K

ANIOŁ STRÓŻ • Patrolowanie ulic to nie dla ciebie? Może widzisz się na stanowisku gwardzisty? Cóż. Nie spełnimy twojego marzenia całkowicie, ale możesz skosztować namiastki tej profesji. Potrzebne są osoby, które będą dbały o najbliższe otoczenie przywódców. Nie musisz obserwować ich 24h na dobę, jednak miej na uwadze ich bezpieczeństwo.
Wynagrodzenie: 30೧ i 1K
-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-
ATAK LAGOMORFÓW
Nie zapowiada się na to, że święto będzie przebiegać prawidłowo, czy po prostu zwyczajnie. Gdyby tego wszystkiego było mało, nadeszła kolejna fala potworów. Nie są one zbyt potężne, lecz mogą sparaliżować obchody festiwalu. Przywództwo chce, aby stwory trzymane były z dala od stolicy. Potrzebne są psy, które będą gotowe zrezygnować ze świętowania, by z nimi walczyć. Zostaną oczywiście wynagrodzone za swoje poświęcenie. Oto kilka informacji o przeciwniku:
Lagomorfy - potwory z rodziny zajęczakopodobnych, przypominające swym wyglądem sporych rozmiarów zająca lub królika. Z pozoru nie różnią się znacznie od tych zwierząt, lecz każdy, kto zbliżył się do jednego z nich powie, że nie są bynajmniej milusimi przytulankami lub jak kto woli - obiadem. Gdy tylko dystans między lagomorfem, a łowcą zmniejszy się do odległości zajęczego skoku,ukazuje on swoją prawdziwą naturę, a co za tym idzie, rzędy ostrych jak brzytwa zębów. W przeciwieństwie do swoich roślinożernych odpowiedników. posiadają kły. Atakują w grupach liczacych nawet ponad 20 osobników. Potrafią rzucić się na ofiarę i wyrywać kawałki jej ciała żywcem. Mimo to, nie wielkich problemów z ich zabiciem. Jedynie ta przewaga liczebna...

CZĘŚĆ I  • Wybierasz się właśnie na obchody Święta Wiosny. To już niedaleko, przecież wystarczy pokonać kilkaset metrów drogi przez las. Słoneczko świeci, ptaszki ćwierkają. Wdychasz świeże, wiosenne powietrze. A cóż to? Na drodze pojawia się mała, puchata kulka. Króliczek! Co tobą kieruje? Urok maleńkiego zwierzątka, czy głód? Zbliżasz się do niego, aż tu nagle... Odwraca się. Ukazuje swój oręż w postaci kłów. Jak reagujesz? Mała kulka wbija w twoje ciało swoje zęby, a ty strzepujesz ją z siebie. Nagle pojawia się armia jej podobnych. Co robisz? Uciekasz? Nagle z gąszczu wypadają łowcy i zabijają twojego wroga. Przyłączysz się do pogromców morderczych zajęcy?
Wynagrodzenie: 50೧ i 1K

CZĘŚĆ II  • Postanowiłeś dołączyć do grona łowców i walczyć ze złowieszczymi potworami. Morrigan podzieliła was na małe grupki i rozstawiła w punktach naokoło Lapsae. Patrolujecie swoje tereny w poszukiwaniu stad lagomorfów i je likwidujecie. Jak przebiega wasza praca? Czy stwory mają nad wami przewagę? Może któremuś udaje się przedrzeć do stolicy i narobić zamieszania?
 Wynagrodzenie: 50೧ i 1K

CZĘŚĆ III • W pałacowych ogrodach odkryto norę lagomorfa. Musicie szybko znaleźć się tam i dorwać szkodnika zanim kogoś zaatakuje. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że przeryty jest duży fragment ogrodu. Musicie dorwać zwierzę, które przemyka przez tunele. Sprowadziło też swoich roślinożernych kumpli, więc musicie odróżniać zwykłe zające od tego niebezpiecznego. Chyba, że szykujecie z nich potrawkę.
 Wynagrodzenie: 50೧ i 1K

 -v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-
MASTERCHEF
Festiwal ruszył pełną parą. Pałac wypełniają goście i służba. Prawdziwy ruch można jednak zaobserwować dopiero w kuchni. To z pozoru chaotyczne miejsce, jest w rzeczywistości sprawnie działającą machiną. Udało się dostać w szeregi kucharzy, których dzieła wylądują na stołach podczas balu. Pokaż na co cię stać!
Myślałeś, że jedynym wyzwaniem przed jakim staniesz będzie ryzyko spalenia pieczeni? Nic bardziej mylnego! Także nad kuchnią wisi widmo zamachu. Kto wie, czy nie wkradnie się do niej truciciel? Należy dokładnie obserwować otoczenie, zwracać uwagę na każdego, kto zbliży się do żywności i napojów. Nie zapominaj jednak o twoim najważniejszym zadaniu! Czujesz ten zapach? Nie przypaliłeś niczego?!

OGNIEM I NOŻEM • Na czym polega praca w kuchni? Przecież to oczywiste! Na gotowaniu! Więc popisz się swoimi umiejętnościami kulinarnymi. Zostałeś już przyjęty do grona kucharzy, a twoim zadaniem jest przygotowanie wybornych dań. Opisz proces powstania twoich potraw, które zachwycą gości!
 Wynagrodzenie: 50೧ i 1K


CUKIERNICY • Zwieńczeniem festiwalu będzie wystawny bal w Pałacu. Ma być zorganizowane z większym przepychem niż reszta przyjęć, które odbędą się w tym czasie. Kuchmistrz chce podać na nim piękny tort. Musi być również wyborny w smaku. Jesteś jedną z osób, które będą uczestniczyć w jego wykonaniu. Jakie trudności pojawiły się w związku z tym wyzwaniem?
 Wynagrodzenie: 50೧ i 1K


ZAGROŻENIE? • Krzątasz się właśnie przy patelniach, wykonujesz swoje podstawowe zadania. Kątem oka dostrzegasz psa zbliżającego się do garnka z bulgoczącą wewnątrz zupą. U pasa ma on małą sakiewkę. Nie widziałeś go wcześniej. Zaczynasz coś podejrzewać. Czyżby truciciel? Co robisz? Jak reaguje na to reszta kucharzy?
 Wynagrodzenie: 50೧ i 1K

Za wykonanie wszystkich powyższych zadań otrzymujesz ponadto:
 • Umiejętność gotowania na zaawansowanym poziomie
 • 50 PU

-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-
BAWMY SIĘ!
Nie każdy jednak będzie w te święta walczył. Festiwal ma dostarczyć rozrywki, ale i pomóc nawiązać nowe znajomości. Wiosna nadeszła, świat budzi się do życia, a więc bawmy się (zanim logomorfy nas rozszarpią czy coś w tym stylu).

OBCY? • Na obchody Festiwalu Wiosny w Lapsae przybywają psy z różnych sfór. Kręcą się one po całym mieście szukając rozrywki. Zdarzyło ci się poznać jednego z nich. Gdzie to się zdarzyło? W karczmie, na rynku, a może w Pałacu? Znaleźliście wspólny język, a on nie wykazywał wrogości. Może to pies ze Sfory Łuny, czy też "wróg" niezgadzający się z polityką władzy? Postanowiliście spędzić wspólnie dzień. Poszliście na koncert? A może wzięliście udział w przyjęciu? W końcu przyszło się wam pożegnać. Czy będziecie utrzymywać kontakt?
Wynagrodzenie: 50೧ i 1K

KWIATY KRÓLOWEJ • Podczas festiwalu organizowane są różne gry i zabawy. Jedną z nich są "Kwiaty Królowej". Suczka wybierana spośród aktorów zostaje Królową Wiosny. Zadaniem innych jest odnalezienie złotych kwiatów ukrytych na terenie Lapsae i Pałacu i doręczenie ich jej. Każdy pies ma przynieść jeden kwiat, a otrzyma nagrodę. Ale uwaga! Aby zdobyć te przedmioty trzeba się nieco namęczyć. A to przejść labirynt w ogrodach, a to zanurkować w sadzawce. A ty? Przed jakim wyzwaniem staniesz, aby otrzymać nagrodę?
 Wynagrodzenie: 80೧ i 1K

BAL • Każdego wieczoru w Pałacu odbywa się bal. Wybierasz się na niego z bliską osobą, czy też samotnie? Będziesz tańczył, czy zaszyjesz się przy bufecie? Jak spędzisz te wyjątkowe chwile? Może poznasz swojego Kopciuszka? Opisz jedno z takich przyjęć!
Wynagrodzenie: 50೧ i 1K

 -v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-v-
WYJAŚNIENIA
  Ta część eventu trwać będzie do 8 kwietnia włącznie.
Po jej zakończeniu będzie można wymienić kupony na nagrody.

DOBYTEK:
Lady: 1K
Agnes: 5K
Violence: 1K
Horus: 4K

Horus | Szpieg

Mimo że pies od niedawna przybył do Eos, czuł się tu jak w domu. Zdążył się przyzwyczaić do codziennego życia w krainie Jutrzenki, które według niego było sielanką w porównaniu do jego poprzedniego stylu życia. Minął fontannę o rześkim zapachu mięty i ruszył w stronę rynku. Miał zamiar odwiedzić bibliotekę, wiele o niej słyszał. Jako wojownik musiał dobrze znać mapę, prawda ? Nie zastanawiając się ruszył w stronę ogromnego zamku. Przechodząć przez bramę machnął łapą do strażników na powitanie. Oni skinęli głowami i wpuścili psa przez żelazną bramę. Mimo że znał ich z treningów, psy tego nie okazywały. Wzruszył ramionami. Może przez ten stres ? Nigdy nie wiadomo co czycha. Wrogie Sfory mogą w każdej chwili zaatakować. Zamek był ogromny, ślicznie przystrojony na Festiwal. Kilka psów krzątało się jeszcze, robiąc wianki i bukieciki aby później je powiesić we wszelakich miejscach.

Ruszył przestronnym holem i przeszesł przez rzeźbione drzwi. Każdy kto mówił o wspaniałośći i piękna tego miejsca, nie mylił się. Kilka psów siedziało i studiowało mapy, kilkoro przeglądało dostępne tytuły. Horus wciągnął zapach ksiąg i odetchnął. Ten zapach zawsze go koił. Zaczął iść wolnym krokiem, delikatnie wymijąjąc suczkę niosącą stos ksiąg. Rozejrzał się po sali i znalazł wolne miejsce. Usiadł i wziął wolną księgę do łap. Musiał odpocząć, cokolwiek. Mógł nawet czytać o wyrabianiu betonu, byleby była to książka. Zerknął na okładkę. Widniała tam roślinka i wielki napis. Przewodnik po roślinach i ciekawych miejscach w Eos  - głosił zielony napis.
- Coś dla mnie - mruknął i zatopił się w lekturze.
Zawsze warto poszerzyć horyzonty wiedzy  - stwierdził i zerknął na spis treści.

Delikatniej pociągnął i zrobił spore roztarcie na stronie.
- Kurde  - cicho warknął i dyskretnie rozejrzał się po sali. Jak pójdzie to obsługi, to każą mu zapłacić. On nawet nie miał czym.
Nabliżej siedzący pies studiował książkę o mapach miast. Ciekawe. Po co mu dokładny plan Lapsae ? Nie miał zamiaru się dowiadywać. Jeszcze to jakiś ważny delegant, i mi się dostanie po łapach - przechodziło mu po głowie. Chciał tylko pomocy w naprawieniu zepsutej strony.
- Uhm  - spojrzał się na psa, który w momencie zbliżenia się owczarka zamknął książkę  - Mógłbyś ...
Horus nie zdążył dokończyć. Pies momentalnie chwycił swoją sakwę i ruszył biegiem przez środek biblioteki.
- Czas zagrać bohatera  - cicho skomentował karmelowy border i ruszył za zbiegem. A chciał tylko naprawić stronę i uniknąć kary.
Zgrabnie jak na psa swojej wagi przeskoczył stół i ostro zakręcił. Tajemnicza postać nie dawała za wygraną, mimo zmniejszającej się odległości pomiędzy psami. W końcu Horus spiął mięśnie i skoczył na przeciwnika. Ten machnął jakimś ostrzem centymetr od jego pyska. W ostatniej chwili łaciaty zdążył odchylić łeb. Przytrzymał psa przy ziemi wystawiając zęby. Ostrze wylądowało daleko od obu samców.
- Chciałem prosić cię o pomoc w sklejeniu strony  - wysyczał ze złością  - Teraz mam na głowie syf w bibliotece i ciebie.
Biały pies zamilkł i odchylił łeb.
- A co masz w tych torebeczkach ?  - zawołał i tylną łapą odepchnął skórzanene sakwy widząc że pies chce się do nich dostać  - Chyba nie czekoladowe zajączki albo bukieciki kwiecia, prawda ? Powiesz mi co w nich jest ? Czy sam mam się dowiedzieć ?
Pies cicho jęknął. Istotnie, było tam coś ważnego. Z rozmyślań wyrwał go chrzęst zbroi.
- Co on tu robi, wojowniku ?  - zapytał oficer uczący Horusa  -  Kto to ?
- Nie wiem  - pokornie odpowiedziałem schodząc z psa. Strażnicy natychmiast go pochwycili. Zaciekawiony owczarek zbliżył się do torb. Otwierając je od razu rzuciły mu się w oczy pliki białych i zarysowanych pergaminów.
- Kim ty jesteś ...  - spytał sam siebie oglądając dokładnie przerysowane mapy zamku, miasta a nawet zastrzeżonych pokoi w samym zamku  - Gdzie ty byłeś...
- Szpieg  - krótko odpowiedział brytan  - Obstawiam Sforę Iskry.
Kilka psów pokiwało głowami. Oficer wykonał gest łapą i Horus podszedł do niego zaciekowiony.
- Wykazałeś się sprytem łapiąc tego oto szpiega  - stwierdził spokojnym głosem   - Na czas Festiwalu dostaniesz nową funkcję, weźmiesz z niego przykład i zostaniesz tymczasowym szpiegem. Mamy spore braki w tych oddziałach. Zgłoś się do mnie później.

Każdy łapie szpiega, to i Horus złapie :^
| 679 słów → 30೧| Zadanie → 50೧ i 1K |

Od Agnes C.D Lady

Agnes zamrugała kilkokrotnie chcąc pojąć powagę sytuacji. Wyglądało to tak, jakby zacięła się i dopiero po chwili uruchomiła ponownie. Zaczęła biec za Oscarem, który prowadził ją w górskie okolice. Wokół niej widziała skały. Niektóre gdyby się poruszyły mogłyby zgnieść ją prawie od razu, inne podobne do żwiru dorównywały czasami ziarenku grochu. Ciało Agnes przeszły dreszcze, kiedy przypomniała sobie podobną sytuację, która miała miejsce kilka lat temu. Uciekała wraz z małymi, przestraszonymi dziećmi, aby oddalić się od złych ludzi, którzy zastrzelili jej właściciela. Do jej oczu doleciały łzy, które leciały do tyłu w szaleńczym pędzie, jakiego podjęli się ona i samiec. Z tej całej frustracji, aby Oscar tego nie zauważył łzy zamieniła od razu w parę, a te zniknęły równie szybko co sosny, które omijali i zostawiali w tyle.
W końcu doszli to sporego wgłębienia, w którym siedziała skulona Lady. Zaraz obok niej było przejście zaklinowane przez spory kamień. Trzymał się on jedynie na wysokich stalaktytach, które jednak nie wyglądały na stabilne.
- Agnes, jaki jest twój żywioł? - Spytał szybko Oscar patrząc z narastającą frustracją i zdezorientowaniem na suczkę, która w przeciwieństwie do niego była spokojna, chociaż w głowie zastanawiała się gorączkowo co robić.
- Woda
- Ehhhh, ja mam powietrze. Żaden z nas nie stworzy dla niej przejścia.
Mała miała ochotę powiedzieć aby na pewno? ale miała tak ściśnięte gardło, że po prostu w ciszy przystąpiła do działania. Dziura w której siedziała Lady była zaraz przy krańcu podłoża, które zakończone było klifem. Dwa metry, a może nawet jeden pod nim znajdował się strumień na tyle głęboki, że jeżeli wpadłby tam pies to woda zamortyzowałaby jego upadek. Agnes nachyliła się w jego stronę i skupiła się na strumyku, a woda z niego poleciała w górę dokładnie w tym kierunku jak zaplanowała.
- Wstrzymaj oddech! - Krzyknęła i nie sprawdzając czy czarna wykonała jej polecenie z jak największą mocą wleciała lewitującą wodą do dziury i walnęła nią o ścianki, a później jeszcze raz i jeszcze, a ściana usypała się. Kamień zadrżał razem ze stalaktytami, a później zaczął turlać się prosto na przyjaciółkę Oscara, która na szczęście spadła do strumienia. Z własnej woli czy nie, co za różnica? Ważne, że była chwilowo poza zasięgiem kamienia. Samiec zaraz za nią pobiegł, a Agnes zamurowała dziurę lodem, aby skała tak szybko się nie sturlała i sama pobiegła za Oscarem.

Lady płynęła wraz z nurtem strumienia zadziwiająco prędko tak, że po chwili borderka zatrzymała się, aby wziąć oddech. Łapy bolały ją od twardego żwiru i ostrych kamieni. Z pewnością lepiej biegłoby im się po płaskim gruncie.
- Oscar! - Wrzasnęła Agnes, a ten odwrócił w jej stronę łeb, ale nadal biegł przed siebie. Łaciata dogoniła go dopiero po chwili i przewaliła go na ziemię.
- Co ty robisz?!
- Ocean Glacio. To tam płynie strumień. Wydaje mi się, że szybciej dojdziemy tam inną drogą.
Owczarek spojrzał kątem oka za płynącą Lady, ale później kiwnął głową i podniósł się. Ag zaczęła biec przez las, a pies za nią. Wyszli na łąkę, na której przez zmrożoną ziemię już przebijały się przebiśniegi. Oni jednak nie skupiali się na nich i biegli dalej przed siebie. W końcu doszli do plaży. Samiec rozglądał się wokół, nigdzie jednak nie widziała Lady. Plaża była kilkokrotnie większa niż myślała na początku.
- Lady! Laaadyyy! - Wrzeszczał pies idąc przed siebie i rozglądając się. Słońce powoli już zniżało się ku wodzie, a jego promienie rozciągały się oświetlając plażę i okoliczne lasy. Agnes i Oscar szli obok ziemi i rozglądali się uważnie, ale zdawali się nie zauważać tego pięknego widoku. Jedyne co ich obchodziło - a w szczególności Oscara - to czarny kształt, który oznaczałby suczkę.

Minęło nieco czasu, a niebo już ciemniało. Agnes leżała na łapach, a samiec siedział obok niej i cały czas wołał Lady. Suczka znalazła dziwnie wyglądający odłamek lodu i schowała go do sakwy. Stwierdziła, że obejrzy go później. Czuła jak burczy jej w brzuchu, ale stwierdziła, że nie warto przerywać Oscarowi. Widać było, że jest spięty.
- Strumień nie był zimny, więc pewnie trzyma się na nogach - Zauważyła trafnie mniejsza i uśmiechnęła się pocieszająco, ale owczarek zerknął na nią jedynie przelotnie.

<Oscar? Lady?>
| 682 słów → 30೧ |

25.03.2018

Horus | początek

Kolejny dzień właśnie chylił się ku końcowi. Wiatr mocniej zawiał, poruszając ogromnymi gałęziami. Ostatnia szansa aby coś zjeść, czyli innymi słowy upolować i pożywić się surowym mięsem. Pies skrzywił się na samą myśl o kolejnym ohydnym posiłku. Już nawet nie pamiętał kiedy miał coś dobrego w pysku. Horus westchnął i przyczaił się w krzewach jakiejś wonnej rośliny. Dostrzegł kątem oka jakieś zwierzę. Przy odrobinie szczęścia może to być królik, ale wątpił. Nie ma co rozmyślać. Inni żyją w mieście i mają miski pełne glutowatego jedzenia, ale są zabawkami ludzi. Jak mój brat, gorzko pomyślał. Poruszył nosem i kichnął. To, co w krzakach się znajdowało już tam nie było. Słychać tylko, jak owe istnienie oddala się z prędkością światła.
- Ah - warknął, zły na samego siebie - Zwierzynę sobie płoszyć ...
Mimo że nic wokół się nie kręciło, pies cały czas kucał ze zgiętym w przód łapami. Usłyszał dziwny dźwięk i tupot łap. Coś jest nie tak. Coś do niego szło. I było za nim. Napięcie się odwrócił i rzucił na ewentualnego, może groźnego przeciwnika. Pewnie lis, ostatnio dużo ich w tej okolicy.
To drugie ,,coś", nie było przygotowane na nagły atak i razem poturlali się może kilka metrów.
- Kim jesteś ? - karmelowy pies wywysczał przez zęby - Czemu chciałeś mnie zaatakować ?
Dostrzegł biel spod swoich łap. Przestraszony zeskoczył z psa i spojrzał się na niego podejrzliwie.
- Nie zamierzam ci zrobić krzywdy - powiedział spokojnym, kojącym głosem biały nieznajomy - Lubisz to miejsce ?
Nagła zmiana tematu została wyczuta przez drugiego psa, ale starał się neutralnie odpowiedzieć.
- Nienawidzę - odparł i powrócił do nurtującego go pytania - Nie jesteś stąd. Co tu robisz ?

Niespodziewane przejście przez portal, formalności, krótkie oprowadzenie i ... szok karmelowego owczarka. Jeszcze przed chwilą znajdował się w obskurnym lesie gdzie głodował i cierpiał nędze, a teraz znajdował się w wspaniałej stolicy Jutrzenki. Wszędzie widział transparenty o zbliżającym się festiwalu, przepych i nadmiar był na pierwszym miejscu. Nadmiar kolorów i ruchu w tym miejscu trochę go przerażały, jednakże starał się temu przeciwstawić. Trochę, to mało powiedziane. Gdyby nie nowe miejsce, wkroczyłby na rynek pewnym krokiem, jednakże zdecydował się na ten wolniejszy. Przeszedł obok fontanny obwieszonej gęstym kwieciem, towarzyszył jej ciepły zapach jaśminu i mięty. Oczarowany tym zapachem przystanął na chwilę ciesząc się nowym miejscem. Nigdy wcześniej w takim nie był. Po kilki minutach otrząsnął się i przypomniał sobie porady od Aarona, tajemniczej postaci na którą rzucił się w lesie. Punkt pierwszy, znaleźć sobie lokum. Zbliżył się do wielkiej tablicy informacyjnej, w której zaraz się zaczytał. Zgodnie z wyrytą mapą, jeśli ruszę z tego punktu, to trafię do Helecho za dwie godziny. Według opisu była to mała, spokojna miejscowość. Owczarek uśmiechnął się i zaraz rozejrzał. Prawie podskoczył z radości, gdy zobaczył dyliżans, który zaraz miał odjechać właśnie w tą stronę. Obwieszczał to wielki napis na tyle pojazdu. Szybko pobiegł do teriera, który poił konie.
- Przepraszam, ten dyliżans to gdzie ? - pies bardzo się starał mówić wolno, jednak cała wypowiedź brzmiała trochę chaotycznie. Chciał się upewnić, czy aby na pewno dostanie się tam, gdzie chce. Czarny pies spojrzał się kątem oka i pogłaskał siwego konia, który mocno się tego domagał.
- Nie stresuj się tak młodzieńcze - odpowiedział mrużąc oczy - Helecho. Jedziemy do Helecho. Przejazd za darmo, rozkaz przywódcy Aarona. Stwierdził, że dużo psów podróżuję w okresie Festiwalu, więc jest to bez opłat.
Pies wzruszył ramionami, podziękował i wsiadł do wozu. Słyszał kilka wołań, kilkanaście psów wsiadło do powozu, jednak ruszyli dopiero po dziesięciu minutach.

Do Helecho dotarli szybciej niż się spodziewał. A może była to zasługa długonogich koni, które przez całą drogę utrzymywał mocne tępo ? Nie wiedział. Stwierdził tylko że sprawi sobie mocnego konia. Rozejrzał się po miasteczku. Tak, tu było ciszej. Stały tu dwa stragany, a ich właściciele wymieniali między sobą zdania. Najwyraźniej miłe, bo suczka robiąca bukieciki ciągle się uśmiechała. Ruszył spokojnym krokiem. Według mapki, jego domek stał na małym wzgórzu, blisko miasteczka. Skromną posiadłość wybrał jeszcze w zamku, gdzie miał do wyboru kilka parceli w których mógł zamieszkać. Bez zastanowienia wybrał małą chatkę w Helecho. Uśmiechnął się, i ruszył do swojego nowego domu.

Zapalił w kominku suszonym drewnem. Nie miał ochoty na nic, prócz odpoczynek. A jednak zmusił się do wyjścia na świeże powietrze. Przespacerował się po lesie, nucąc skoczną melodię usłyszaną od szczeniąt na rynku. Nagle usłyszał jak ktoś przedziera się przez las. Zniżył się do agresywnej pozycji i odsłonił zęby. Nie miał zamiaru ryzykować. Słyszał o tutejszych potworach, i nie miał zamiaru na żadnego trafić. Szczególnie w pierwszy dzień. Zamiast dzikiego moustrum, z krzaków wyszedł pies, który zdziwiony spojrzał się na Horusa.

Ehm. Próby pisania w innej liczbie :') Ktokolwiek ?
|769 słów →35೧|

Powitajmy Horusa!

Powitajmy nowego psa w sforze!
Horus to pięcioletni border collie, który objął stanowisko wojownika.
Podczas wizyty u Wyroczni poznał swój żywioł - noc.
Teraz zostanie oprowadzony po terenach sfory przez Przewodnika.

Chcę poznać go lepiej!

Od Agnes - zadanie | Gotowanie

Na niebie malowały się gwiazdy, kiedy Agnes poderwała się z łóżka i zaczęła się rozglądać. Layla i Max, którzy dzielili z nią tymczasowy pokój spali w oddzielonej, drugiej części pomieszczenia, ale słychać było, że śpią spokojnie. Duże okno oświetlało łaciatą, kiedy ta cichym krokiem kierowała się do arkady. Za nią znajdowała się mała kuchnia zbudowana jedynie do takiego stopnia, aby była funkcjonalna. Suczka otworzyła szafkę, z której wiał przyjemny chłód i spojrzała co w niej jest.
Zobaczyła zamrożone mięso kuny, indyka i na oko część woła, a także kilka jajek, śmietanę i kaszę. Otworzyła również drugą szafkę, w której było masło, chleb, borowiki i cebula. W końcu Agnes chwyciła mięso z indyka i zaczęła kroić je na mniejsze kawałki. Wrzuciła tam nieco pieprzu, bazylii i innych przypraw, a później zaczęła podsmażać cebulkę na maśle, a także w osobnym garnku chleb. Dopiero po chwili wyłączyła ogień i wszystko wrzuciła. Chwyciła również ususzone borowiki. Posmakowała i stwierdziła, że jest zjadliwe, dlatego włożyła wszystko do drewnianej miski. Już miała odejść, kiedy zauważyła kątem oka warzywa i owoce na tacy. Wzruszyła ramionami i odstawiła swoje jedzenie i dokroiła do niego jeszcze paprykę, a później wymieszała dokładnie wszystko.
Tym razem była pewna, że będzie dobre, dlatego uniosła telekinezą michę i ruszyła przez pomieszczenie na paluszkach. W końcu delikatnie przycisnęła pyszczkiem klapkę drzwi i wyszła na korytarz. Odwróciła się i zamknęła pokój, a następnie ruszyła przed siebie. Nie było tutaj niepotrzebnych ozdób. Były tu tylko funkcjonalne rzeczy. W końcu długi, ciemny korytarz się skończył i Agnes wyszła na dwór. Tymczasowy dom dla ochotniczych szpiegów otoczony był ogródkiem o ile tak to można nazwać gdyż była tu jedynie mała altana i oprócz tego sama trawa, a to wszystko otoczone było niskim, drewnianym płotkiem.
Łaciata usiadła na drewnianych schodkach i spojrzała przed siebie jedząc to co przyrządziła. Były tu zupełnie inne widoki niż w Helecho. Dom razem z zamkiem zaraz obok był na delikatnym wzniesieniu, dlatego widać było jak teren się obniża. W niektórych domach zapalone były jeszcze światła, ale oprócz tego panowała cisza. Tylko pojedyncze psy śmiały się najpewniej wracając z jakichś imprez. Agnes patrzyła przed siebie, ale zaraz spojrzała w jedzenie, aby dalej je konsumować. Jednak po kilku sekundach znowu przerwała, gdyż zobaczyła jak coś przemknęło w cieniu płotu. Zamrugała kilka razy, ale stwierdziła, że tylko jej się wydawało. Już miała zamiar powrócić do poprzedniej czynności, kiedy znowu zdawało jej się, że coś stoi w cieniu płotu. Zmrużyła oczy, aby widzieć lepiej, ale nic nie dostrzegła. Jedynie delikatną aurę, jakby mgiełkę, która unosiła się nieopodal tego miejsca. Wstrzymała oddech zdając sobie sprawę, że może być to Nox. Powoli uniosła kawałek mięsa z potrawy i rzuciła na trawę. Mięso zniknęło w mroku, ale była pewna, że już go tam nie było. Nagle jednak zobaczyła brązowe, lśniące niczym nocny księżyc oczy, które patrzyły w jej stronę. Smakowało mu - stwierdziła w myślach Agnes i rzuciła kolejne mięso, które zniknęło równie szybko co poprzednie. Agnes długo nie myślała. Zjadła jeszcze tylko kilka kęsów i czując, że jest już najedzona resztę położyła na trawie. Stworzenie podeszło do niej niepewnie i zjadło wszystko. Patrzyło na nią zaciekawione, ale kiedy ta poruszyła się odwróciło się i uciekło.

Stanęła przed Lepsae i wciągnęła rześkie, miejskie powietrze. Wszędzie krzątały się psy, małe jak i duże. Agnes szła w kierunku zamku zastanawiając się nad ostatnią nocą. Nie była pewna pod jaką postacią zobaczyła Noxa. Jego ciało wyglądało podobnie jak lis, ale zdawało jej się, że widziała rysy nad jego głową. Miał rogi? Z resztą nie było to dla niej takie ważne. Wtedy rozmyślała gorączkowo nad swoimi zdolnościami kucharskimi. Mlasnęła kilka razy, gdyż nie mogła już dalej rozmyślać. Zatrzymała ją straż, która mierzyła ją poważnymi spojrzeniami.
- Idę na zbiórkę u kuchmistrza. - Powiedziała krótko i zwięźle również mierząc spojrzeniami dwójkę uzbrojonych psów, które przesunęły się w bok. Jeden z nich powiedział jeszcze szybko do suczki:
- Korytarz na prawo, komnata ostatnia.

Kuchmistrz mierzył wzrokiem wszystkich zgromadzonych. Każdy z nich miał za zadanie zrobić danie z podanych składników - mięsa dzika, jelenia i gęsi, a także ziemniaków, papryki i masła. Agnes prawie od razu wiedziała, że najlepiej zrobić gulasz. Przystąpiła do przygotowywania. Pokroiła wszystko w równą kostkę, ziemniaki ugotowała, paprykę i mięso podsmażyła, a następnie wszystko wymieszała. Największą wagę przywiązała do przyprawienia. W końcu mogła jako popisowe danie zrobić nawet ugotowane, kurze mięso, ważne żeby było smaczne. Włożyła to na głębszy talerz, a później polała zygzakiem pasującym do gulaszu sosem. Kuchmistrz podszedł i wciągnął nosem zapach dania. Jego wzrok nie wyrażał zbyt wiele, kiedy żuł potrawę. W końcu skierował swój wzrok na Agnes, a na jego pyszczek wstąpił nagle uśmiech.
- Smaczne! Może być, powiadomię cię podczas Święta Wiosny, kiedy będziesz potrzebna w kuchni!
|778 słów →35೧| Gotowanie 2/2| Zadanie → 50೧ i 1K |

Od Violence - Zadanie "Nabór na Szpiegów"

    Z podkulonym ogonem i wręcz widoczną niepewnością przemierzałam ulice Lapsae. Zgodnie z radą Verrano, postanowiłam odwiedzić stolicę podczas wielkich przygotowań do powitania wiosny. Był to dla mnie lekki stres, albowiem dziwnie się czułam nie znając dobrze miasta ani nikogo w nim, ale ciekawość przezwyciężała strach i między innymi dlatego rozglądałam się po kolorowych witrynach. Fascynowało mnie to wszystko, albowiem po raz pierwszy widziałam, jak to psy zajmują się absolutnie wszystkim i nigdzie nie ma nawet śladu ludzkiej ręki. Jak oni to robili?
    W mieście panował zgiełk. Wszyscy gdzieś się spieszyli, każdy miał wiele roboty do wykonania... Moją uwagę zwrócił jednak jeden pies. Ilość niesionych przez niego rzeczy skutecznie spowalniała jego tempo chodzenia, ale też narażała na pewne niebezpieczeństwo. Towar, jaki transportował, z pewnością miał swoją całkiem niemałą wartość, tak przynajmniej oznaczone były skrzynie. Na samej górze stosiku dobermana leżała sakiewka – niemała pokusa dla mniej lub bardziej zaawansowanych złodziejaszków. Pobrzękiwała sobie wesoło, gdy przesuwała się w tę i z powrotem na szczycie niesionych przedmiotów. W pewnym momencie najzwyczajniej w świecie zsunęła się z górki i spadła na ziemię, na szczęście nie wysypując zawartości. Pies zdawał się nie zauważyć zguby. W zasadzie, to chyba wszyscy byli zbyt zajęci i jedynie ja dostrzegłam mały woreczek na kamiennej ścieżce. Od razu podbiegłam, aby go podnieść. Waga przedmiotu sugerowała ogromną zawartość, ale nie miałam zamiaru jej sobie przywłaszczać. Bez większego problemu dogoniłam psa. 
    — Przepraszam pana, ale upuścił pan to — zaczepiłam samca.
    Pies zmierzył mnie wyjątkowo nieprzyjemnym spojrzeniem, aż przeszły mnie dreszcze. Całą możliwą siłą woli starałam się zapanować nad destrukcyjnymi mocami, które w takich chwilach bardzo chciały mimowolnie się uaktywnić. Byłam niemalże pewna, że wzbudziłoby to panikę i jeszcze większe zamieszanie, a także miałabym niemałe kłopoty... Bądź co bądź, wyszło lepiej, niż myślałam. Pies wyglądał na bardzo silnego (i musiał być bardzo silny, skoro dźwigał taki ciężar), a także wrogo nastawionego, a jednak na jego pysku pojawił się promienny uśmiech. 
    — Dziękuję, Mała. Ciężko o takie uczciwe osoby. Jakbyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała, szukaj mnie w okolicach rynku, a na pewno pomogę — odparł, a ja wrzuciłam mu woreczek do kieszeni skórzanej kurtki mając nadzieję, że tym razem mu nie wypadnie.
    Byłam zbyt zdezorientowana, aby odpowiedzieć w jakkolwiek sensowny sposób, więc jedynie uśmiechnęłam się i cicho podziękowałam, po czym ruszyłam ku dalszemu zwiedzaniu Lapsae. Znów jednak coś odwróciło moją uwagę, a mianowicie jeden, z pozoru niewyróżniający się niczym pies. Patrząc na niego miałam dziwnie złe przeczucia, a jednak nikt inny zdawał się tego nie odczuwać. Osobnik ten niósł dość sporą, czarną teczkę biurową, którą w pewnym momencie postawił i bardzo szybkim krokiem zaczął się oddalać. Powoli podeszłam do dziwnego przedmiotu i bardzo niepewnie go powąchałam. Bardzo delikatna, kusząca, charakterystyczna słodka woń. Czułam, jak źrenice mi się rozszerzają, a czyste przerażenie przejmuje panowanie nad ciałem. Czy to przypadkiem nie to, o czym rano opowiadał mi Verrano? Jeśli moje podejrzenia były słuszne wiedziałam, że sytuacja nie jest dobra. Do głowy przychodziła mi jedynie Abelia Saksońska. Była to bardzo szkodliwa, magiczna, trująca roślina. Wystarczyło, aby ktoś mocniej wstrząsnął teczką czy niechcący ją przewrócił, aby uwolniła swoje destrukcyjne właściwości i chmurą duszącego dymu zatruła całą stolicę. Bardzo ostrożnie uchyliłam teczkę, aby po niecałej sekundzie równie ostrożnie ją zamknąć. Moje obawy sprawdziły się. Opis przyjaciela z Helecho idealnie zgadzał się z znajdującą się w środku rośliną. Starałam się nie zacząć panikować i wraz z teczką, starając się nią nie trząść, bardzo powoli podeszłam do najbliższego strażnika w mieście i starając się nie jąkać, wyjaśniłam sytuację.
    — Dziękuję za informacje, już wzywam służby specjalne. Ktoś musi mieć nielegalną hodowlę, to cholerstwo jest srogo zabronione, za posiadanie rośliny można zostać straconym. Jak wyglądał pies, który zostawił teczkę? — Spytał mnie strażnik.
    — Średniej wielkości kundel w typie Łajki Zachodniosyberyjskiej. Nie widziałam jego pyska, jedynie dość typowy, brązowy płaszcz. Nie wyróżniał się zbytnio. Zakładam, że jest gdzieś przy granicach, a może i nawet już poza miastem, bardzo szybko oddalał się od pozostawionej trucizny. — Odpowiedziałam na jednym oddechu.
    O nic więcej nie zdążył mnie spytać. Na miejsce przybyła wspomniana wyżej ekipa. Jeden z nich bardzo delikatnie, bez używania łap ani pyska uniósł niebezpieczną teczkę, reszta zabezpieczyła teren. Musieli również mieć wiedzę o wszelkich ziołach, w końcu byli specjalistami. Z zafascynowaniem obserwowałam ich robotę. W pewnym momencie jeden z nich podszedł do strażnika, a zapytany wskazał na mnie łapą. Wtedy pierwszy wymieniony zaczął się do mnie zbliżać. 
    — Pójdziesz ze mną — odparł, a mnie przeszły dreszcze. 

~***~

    Cała zestresowana przemierzałam zamkowe korytarze. Nie sądziłam, że kiedykolwiek ponownie znajdę się w tym miejscu, a jednak wspomniany samiec z oddziału specjalnego prowadził mnie przez centrum administracyjne sfory, aby zatrzymać się u Przywódcy Gwardii. Przegryzłam wargę. Być może uznali, że to ja jestem sprawcą i próbowałam zrzucić winę na kogo innego, a teraz czekało mnie za to przesłuchanie? Nic złego nie zrobiłam, a jednak bałam się jak nigdy.
    — Przywódco, melduję samicę, która zlokalizowała zagrożenie, dzięki czemu udało nam się złapać sprawcę zamieszania — oznajmił pies, a ja zamrugałam kilkukrotnie.
    Tak szybko udało im się wytropić tajemniczego zamachowca? Niesamowite...
    — Dziękuję, szeregowy. Możecie odejść — odpowiedział.
    Samiec zasalutował i zgodnie z prośbą przywódcy, zostawił mnie samą ze swoim dowódcą.
    — Jak ci na imię? — Zapytał, gdy tylko drzwi się zamknęły.
    — Violence. Violence z Helecho — powiedziałam szybko. 
    Bardzo nie lubiłam używać swojego imienia i zazwyczaj przedstawiałam się jako Viola, aczkolwiek uznałam, że lepiej niczego nie zatajać przed tak wysoko postawionymi osobami, w dodatku władającymi telepatią. Bo jak inaczej skontaktował się z nimi strażnik? I kto wie, czy ten cały dowódca nie czytał w myślach?
    — Zdajesz sobie sprawę z tego, że ocaliłaś miasto? — Zaczął, ale nie dał mi czasu na odpowiedź. — W związku z tym chciałbym zaprosić cię na nabór na szpiegów. Potrzebujemy większego oddziału przynajmniej na czas Festiwalu, aby można było bezpiecznie się bawić i nie zastanawiać się, czy jakiś szaleniec zaraz nie rozsadzi miasta Abelią czy inną trucizną. 
    Nie zastanawiałam się długo. 
    — Pomoc miastu będzie dla mnie zaszczytem — oznajmiłam.
    Być może wreszcie będzie ze mnie jakiś pożytek? W głowie zanotowałam, aby serdecznie podziękować Verrano za naukę. Gdyby nie on, pewnie nie rozpoznałabym zioła... 
    — W takim razie staw się jutro o świcie pod zamkiem. Stamtąd zaprowadzę ochotników na specjalny trening, który będzie miał na celu zbadanie waszych predyspozycji. Nie spóźnij się, Violence. Odmaszerować.
    Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem, po czym zgodnie z rozkazem opuściłam miejsce.
|1060 słów → 50೧ +10| Zadanie → 50೧ i 1K |

Od Violence cd Verrano - Nauka Ziołolecznictwa [2/2]

    Wiatr beztrosko bawił się moją sierścią, gdy pełna podziwu obserwowałam uważnie otaczającą nas przyrodę. Starałam się skupić na mijanych ziołach, ale raz na jakiś czas przyłapywałam się na tym, że moje myśli odlatywały. Pogoda tego dnia była piękna, więc nic dziwnego, że się nią zachwycałam. Widziałam gdzieniegdzie górki śniegu, aczkolwiek stopniowo władzę nad krajobrazem przejmowała zieleń – wszędzie pojawiały się kwiaty, liście, pąki i inna roślinność, aby surowy, martwy krajobraz przemienić w odrodzenie życia wraz z nadejściem wiosny. Wciągnęłam świeże powietrze nosem.
    — Pokrzywa — odparłam wskazując na roślinę. — Po dobrym wyparzeniu można zrobić z niej zupę, bardzo zdrowa i smaczna — dorzuciłam z uśmiechem. 
    — Doskonale, Vio. Szybko się uczysz — pochwalił mnie samiec.
    Machnęłam wesoło ogonem. Miałam zamiar zająć się zielnikiem, jak tylko wrócę do naszej wioski, ale Verrano po drodze opowiedział mi o tym, że warto odwiedzić miasto, a szczególnie teraz, gdy trwają przygotowania do nadejścia wiosny. Oczywiście miałam zamiar posłuchać jego rady, ale póki co jednak miałam inne zadanie: skupić się na trujących ziołach, o których opowiadał i od razu pokazywał mi Verrano. Fascynowało mnie to, jak różne mają właściwości. Jedne powodowały silne poparzenia przy dotyku gołą łapą, inne dopiero po zjedzeniu, a kolejne przy kontakcie z oczami albo nosem. Dzięki temu udało mi się zrozumieć sens nauki wąchania...
    — Na poparzenia pomóc aloesem, to pamiętam, ale czy znajdzie się antidotum, kiedy ktoś skosztuje niebezpiecznej rośliny? — Spytałam.
    — Najczęściej spośród magicznych, ale do tego przejdziemy niebawem.

~***~

    Czas mijał nadnaturalnie szybko, ale nie było to nic dziwnego. W miłym towarzystwie zawsze mijał dużo szybciej. Bardzo polubiłam Verrano. Był uprzejmy i świetnie nam się rozmawiało. Może dlatego nauka szła mi tak gładko? Samiec opowiadał o roślinach w sposób wyjątkowo interesujący i pewnie potrafiłby zaciekawić osobę, którą zupełnie takowy temat nie pociąga. Nigdy nie unosił głosu, nawet, jak pomyliłam specyfikę roślin (z których oczywiście regularnie mnie przepytywał, żebym sobie lepiej utrwaliła), albo nie zauważyłam jakiejś, chociaż akurat jej szukaliśmy. Nie był zły, kiedy odpłynęłam myślami, a przyznam szczerze, że czasem ciężko było mi utrzymać uwagę bez rozproszenia się. Na szczęście póki co moje moce nie zrobiły mu większej krzywdy, ale mimo to cały czas bałam się, że nieumyślnie spowoduję jego cierpienie. Ta myśl powracała najczęściej i nie pozwalała mi na normalne funkcjonowanie, rozpraszała w najgorszy sposób.
    — Viola? — Jego głos po raz kolejny przywrócił mnie na ziemię. — Może potrzebujesz przerwy?
    — Przepraszam — mruknęłam, a mój pyszczek oblał się rumieńcem.
    — Nie masz za co — zaśmiał się pogodnie. — Spotkajmy się wieczorem w Helecho. Przepytam cię wtedy z roślin i powtórzymy cały materiał. — Odparł.
    — Dziękuję! — Delikatnie przytuliłam Verrano.
    Byłam mu wdzięczna za to zrozumienie i chociaż nie myślałam o przerwie, może samiec miał rację i dobrze mi ona zrobi? Postanowiłam, że udam się do miasta, a później wrócę do Verrano i będę kończyć zielnik, a dalej? Dalej prawdopodobnie postaram się o posadę zielarza, żeby nie być dłużej bezrobotną, a następnie będę uczyć się medycyny, aby móc pomagać, a nie tylko zawadzać i zadawać ból.

Verrano?
Przepraszam, że tak krótko. Taka przerwa po to, aby mogli napisać event i nie zaginać czasoprzestrzeni, do wieczora wróci, żeby kontynuować. 
PS jeszcze tylko Twoja odpowiedź + Zielnik i Vio będzie zielarką <3
|504 słowa → 25೧|

24.03.2018

Od Lady cd. Oskar

Spróbowałam dogonić owczarka, jednak szybko biegł. Stanęłam na chwile, aby złapać oddech. Nagle usłyszałam jego wrzask i trzask pędzących kamieni. Nie zdążyłam się ruszyć, jedynie zwróciłam swe spojrzenie na Oskara. Naprawdę ? Akurat teraz ? Przełknęłam ślinę i spróbowałam uskoczyć, jednak nie zdążyłam. Poczułam tylko mocne uderzenie w bok, które popchnęło mnie w dół przełęczy. Potoczyłam się po stoku jak jeden z kamieni. Nie byłam pewna co robię, starałam się skoczyć przed pędzącymi głazami jednak ... nie potrafiłam. Lawina porwała mnie, a ja nieznacznie popędziłam w dół.

Kamienie skutecznie mnie przygniatały. Dostałam czymś w głowę co skutecznie mnie zamuliło. Opadłam pod kamieniem i niezręcznie przytrzymałam się jego. Inne granitowe skałki poleciały w dół, jednak kilka spadło tuż za mną. Próbowałam się przekręcić, jednak skały skutecznie to blokowały. Nie potrafiłam dokładnie określić, w jakiej pozycji się znajdowałam. Do moich uszu doszedł zbawienny głos. Głos Oskara. Psa, któremu ufałam i ufam. Skoro on tu jest, mi także nic mi się nie stanie.
- Oskar ... - starałam się jak najgłośniej zawołać, jednak nie wyszło to za dobrze. Byłam zbyt wycieńczona i poturbowana. Nie czułam łap. Mocniej wzięłam wdech, jednak w moje płuca wdarł się gryzący skalny pył. Zakaszlałam.
Usłyszałam szuranie i zaraz ostre światło przedostało się przez kamienne szczeliny.
- Oskar ... - wyszeptałam. Nie potrafiłam zrozumieć co powiedział, ale zaraz zniknął.
Leżałam chwilę. Musiałam dojść do siebie. Gdy tępy ból głowy minął w połowie, delikatnie podniosłam łeb. Ruszyłam przednimi łapami, spróbowałam się podciągnąć, jednak tylne łapy miałam zaklinowane w głazie. Usłyszałam niebezpieczny szum. Kolejne granitowe skałki ? Zamknęłam oczy z wyczekiwaniem na uderzenie, jednak nic podobnego nie nastąpiło. Ostrzeżenie, pomyślałam. Następnym razem to się zawali. Muszę się stąd wydostać. Delikatnym ruchem wyciągnęłam lewą łapę do przodu. Ta delikatnie się poruszyła i poleciała do przodu. Syknęłam, gdy uderzyła o kamienie. Ostrożniej. Próbowałam z prawą, jednak ta utknęła mocniej. I o wiele mocniej bolała. Następny szmer. Chwilę odpoczęłam i znowu spróbowałam. Mocno pociągnęłam ją do przodu z całą swoją siłą, która w tym stanie nie była zbyt pokaźna. Nie chciała wyjść. Przeklnełam i obiecałam sobie że jak przeżyję, to zacznę ćwiczyć. Przełknęłam ślinę i zadrżałam. Kolejna lawina. Czemu ich tyle jest ? Co spowodowało poprzednią ? To nie jest normalne ... Drżenie podłoża i okropny odgłos pędzących kamieni. To nie był zwiastun niczego dobrego. Nie byłam na tyle silna, aby użyć swojej mocy. Nawet na chwilę. Spojrzałam się na kamienie i zacisnęłam powieki. Ciekawe co się stanie.

Delikatne uderzenie. Tylko do poczułam. Potem ... tak delikatnie. Uczucie lekkości. Zdałam sobie po dopiero po chwili, że unoszę się w powietrzu. Raczej spadam wraz z kamieniami. Nie otworzyłam oczu. Za bardzo się bałam co za chwilę zobaczę. To koniec ? Naprawdę ? Nie spodziewałam się że tak skończę. Skłoniłam się do uśmiechu. Pewnie zaraz uderzę o ziemię i po wroniej Lady. Fajnie. Miałam przed oczami obraz Oskara. Ciepło zapamiętałam te chwilę.

- Oskar ... ja - zdążyłam wyszeptać nim uderzyłam o wodę. Rzeczna głębia mnie pochłonęła, a ja poddałam się jej prądowi.

Kaszlnęłam i zaczęłam przebierać łapami. Woda wdzierała mi się do płuc, a ja dziko próbowałam wydostać się nad powierzchnię. Mocny prąc co chwilę ściągał mnie na dół tak, że obijałam łapami o kamieniste dno. Jeśli chodzi o łapy, jednej w ogóle nie czułam, a całe moje ciało rozpierał piekący ból. Nie wiem czy dam radę. Chwyciłam się gałęzi obok, jednak i ona popłynęła wraz z rzeką. W końcu wycieńczona przestałam walczyć. Nie miałam sił.

Poczułam jak zimna woda zalewa mi pysk. Było zbyt zimno. Wszędzie wiał przeciągły wiatr. Otrząsłam się i zaraz pożałowałam. Delikatny ruch powodował ogromny ból. Z wielkim trudem przewróciłam się na bok. Nie miałam bladego pojęcia gdzie jestem, nie potrafiłam zrobić małego ruchu bez udziału utrudnienia jakim jest ból.
- Co to za miejsce ? - pierwsza myśl jaka przeszła przez moją głowę - I ja jeszcze żyję ?
Dookoła mnie, aż po horyzont na zimnej, granulowatej plaży leżały kawałki przezroczystego jak szkło lodu. Plaża Oceanu Glacialo.
- Jest tu ktoś ? - krzyknęłam, jednak byłam zbyt zmęczona. Skuliłam się aby jak najbardziej zmagazynować ciepło i być może przeżyć.

Sama się nie spodziewałam takie zakończenia :0 Pisane całkowicie na spontan. Oskar, Agnes ? Kto chcę ? xD
|679 słowa → 30೧| 

Od Agnes | Nabór do szpiegów |

Szła żwawym krokiem wzdłuż budynków i targów Lapsae. Wszędzie wisiały błyszczące ozdoby, a dopiero kwitnące kwiatku już były wystawione w wszelakich kwiaciarniach. Powywieszane były transparenty, a na nim znajdowały się treści zachęcające do kupna roślin właśnie z tamtego miejsca. Napisane to było zgranym drukiem z różnymi ozdobnikami. I mało tego, tusz pofarbowany był na różne kolory!
Agnes osobiście nigdy nie faworyzowała żadnej pory roku, ale jak na nią nieco przytłaczająca była ta ilość kolorów. Sprzedawcy byli ciszej niż zawsze i nie krzyczeli do każdego wymijającego ich psa zachęcająco, gdyż każdy zajmował się ozdobami. Łaciata w końcu podeszła do stoiska ze sztyletami i zaczęła się im przyglądać. Było ich mnóstwo do wyboru - niektóre nawet w drewnianych rączkach wyryte miały kwiatki lub inne ozdobniki, które od razu kojarzyły się z wiosną. Agnes stwierdziła jednak, że to nie był jej styl, dlatego szukała dalej. Aż w końcu znalazła idealną broń dla siebie. Podniosła ją telepatią i nieco nieudolnie zaczęła nią wymachiwać w powietrzu. Dobra - stwierdziła w myślach.
- Ile to kosztuje? - Spytała sprzedawcę, który przy daszku rozkładał ozdobny sznurek, w który wplecione były wrzosy. Ich słodki zapach nieco drażnił ją w nos, ale nie zwracała na to uwagi i czekała w spokoju na odpowiedź pitbulla. Przez szyję przewieszony miał koszyk z ozdobami i kwiatami, a na jego pyszczku gościł uśmiech. Rzadko kiedy spotykało się tak groźnie wyglądającego psa, który ozdabiał jak malutka, ludzka dziewczynka. Był jakby w transie. Całkowicie oddał się temu, aby to jego stoisko było jak najlepiej ozdobione. - Ej! Ile to kosztuje?!
Pies szybko odwrócił się w jej stronę i zamrugał kilkokrotnie. Spojrzał raz na nią, a raz na sztylet, który trzymała przed sobą, aż w końcu odpowiedział:
- Oh, Cruento. Mój najlepszy sztylet, sprzedaję po 250 soli.
- Masz - Rzuciła szybko Agnes i odłożyła na rozkładany stolik zapłatę. Sprzedawca zabrał ją szybko i wrócił do poprzedniej czynności. Błękitnooka już miała zamiar odwrócić się na pięcie i najzwyczajniej w świecie odejść, kiedy kątem oka zauważyła postać w kapturze, która zabierała możliwie jak najwięcej sztyletów i pakowała je do torby. Borderka skoczyła w jej stronę i zaczęła za nią biec, kiedy ta uciekała w mniejszą uliczkę. Nieznajomy biegł strasznie szybko, co było jednocześnie jego największą zaletą, jak i wadą, gdyż z rozpędu nie zdążył wyminąć pudeł, które stały zaraz za zakrętem. Wpadł na nie i miał zamiar uciekać dalej, ale biały owczarek stanął przed nim i zablokował przejście. Wydawał się być po jej stronie, dlatego Agnes bez dłuższego zastanowienia skoczyła na postać w kapturze i przydusiła ją do ziemi. Zakapturzony pies okazał się suczką i to nie byle jaką. Jej sylwetka upodobniała ją do border collie. Ale to nie tylko przykuło uwagę Agnes. Jej wzrok zatrzymał się dłużej na znaku Sfory Iskry, który wyszyty na drugiej stronie kaptura.
- Hej, hej, hej. Chłopaki i dziewczyny, co wy macie takie złe miny, nooo? - Powiedziała z uśmiechem i skierowała po chwili wzrok na szarą. - Ja tu tylko trochę sztyletów potrzebuję. Jak mnie puścicie to może nie powiem ojcu, pff.
- Młoda, ty już się nie wygłupiaj. Wiesz dobrze, że nie mam czasu na te zabawy. - Parsknął biały owczarek, a jego mniejszy pomocnik, którego Agnes widziała kątem oka przytaknął mu. Był Jack Russel Terierem, ale mimo to wyglądał strasznie. Jego ciało zdobiły blizny większe lub mniejsze, ale kiedy zbliżał się do młodszej od zgromadzonych suczki nie widać było, aby odczuwał ból. Parsknął po chwili głębokiej ciszy:
- Zaraz zaprowadzimy cię do Aarona. Ciekawe co z tobą zrobi, a teraz puść ją, no...
- Agnes.
- Puść ją, my się już nią zajmiemy. Chociaż... nie chciałabyś może pójść z nami do zamku? Właśnie mamy nabór na ochotniczych szpiegów kontrwywiadu. Nadajesz się.

Siedziała w pokoju patrząc w dal. Cały dzień miała wykłady na tego jak dobrze rozpoznawać psy, które nie należą do Sfory Jutrzenki i była strasznie zmęczona. Z drugiej jednak strony było ciekawie mimo tego, że była to jedynie teoria. Była pewna, że praktyka będzie o wiele ciekawsza. Wypatrywanie wrogów i wyprowadzanie ich z dala od miejsca z ważnymi danymi. Suczka, która ich tego uczyła była mieszańcem bernardyna. Miała przywódcze usposobienie i wszystkich trzymała na krótkiej smyczy tak, że większość bała się zadawać pytania. Kiedy w końcu jednak ktoś to zrobił to odpowiadała krótko i na temat. Okazała jednak trochę zrozumienia i przydzieliła wszystkim pokoje, które znajdowały się w budynku obok zamku. Podzieliła wszystkich na grupy, dlatego Agnes miała łóżka w tym samym pokoju co pies i suka, którzy bili rodzeństwem. Praktycznie wszystko robili tak samo. Była pewna, że następny dzień będzie cudowny. Szukanie wrogów, huh!
|758 słowa → 35೧ | Zadanie → 50೧ i 1K |

23.03.2018

Od Oscara cd. Od Agnes

Stałem przy kamienny murku i obserwowałem całą sytuację. Lady i Agnes prowadziły ożywioną konwersację. Wolałem nie wnikać w jej szczegóły, gdyż suczki nie polubiły się początkowo i chciałem, aby same rozwiązały swoje problemy. W tym przypadku neutralność wydała mi się szczególnie kusząca. Opowiadanie się za którąkolwiek ze stron mogło skończyć się dla mnie nieprzyjemnie, więc jedynie obserwowałem sytuację. W końcu Lady cofnęła się, a druga z nich zamknęła drzwi swojej chaty. Kruczoczarna postać znalazła się przy mnie po krótkiej chwili. Obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem, a ja zamrugałem kilka razy niezupełnie rozumiejąc co ma na myśli. Westchnęła cicho i ruszyła przed siebie. Kilkoma susami dogoniłem ją. Nasza sierść ścierała się ze sobą. W sumie nie zdawałem sobie sprawy z tej bliskości. Miałem przez chwilę ochotę zapytać, co tak właściwie je poróżniło, lecz podejrzewałem, że i tak ich nie zrozumiem. Rozpocząłem więc konwersację od zupełnie innego tematu.
- Co tak właściwie sprowadza cię do Helecho?- zapytałem życzliwie, starając się nawiązać kontakt wzrokowy z Lady. Wydawała się zatopiona w rozmyślaniach, lecz odpowiedziała po krótkiej chwili.
- Taka piękna pogoda, wiosnę czuć w powietrzu. Przecież nie można było jej zmarnować na siedzenie w domu. Musiałam się nieco rozruszać. Łapy chyba same mnie tutaj poniosły... - uśmiechnęła się uwodzicielsko. Tak. Właśnie tak można opisać ten uśmiech. A może był on zwyczajny, może to tylko ja dojrzałem w nim coś, co sprawiło, że serce zabiło mi mocniej. Czułem ciepło jej ciała, tuż obok mnie. Troski odeszły gdzieś w kąt. Mieliśmy siebie.
- Skoro już twoje nóżki cię tutaj przyprowadziły, może wybierzemy się gdzieś razem?
- Z przyjemnością. - odparła naśladując głos damy dworu.
Wyruszyliśmy, bok w bok. Nie wiedziałem do końca, gdzie dotrzemy, ale wydawało mi się, że kierujemy się w kierunku zachodnim. Znowu, tak jak ostatnio. Postanowiłem, że tym razem nie zaprzepaszczę szansy i odwiedzimy Święty Gaj.
Od naszego ostatniego spotkania sporo się zmieniło w moim postrzeganiu tej znajomości. Poprzednio Lady opuściła Helecho zmęczona, wydawało mi się, że rozczarowana. Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy ją zawiodłem, czy to za moją przyczyną to wiecznie radosna istotka nagle straciła część energii, entuzjazmu. Czy to ja zawiodłem osobę, która widziała we mnie więcej niż tylko jednego z wielu psów. Mimo, że znaliśmy się krótko, zdążyła się między nami nawiązać nić wzajemnego zrozumienia. A przynajmniej tak mi się wydawało? Może ona myślała o mnie zupełnie inaczej. Stwierdziłem, że dziś nastał ten dzień. Dzień, w którym wyznam jej, że moje serce raduje się, gdy tylko słyszę jej głos. Ech. Znów filozofuję na temat pompy w moim układzie krwionośnym. Jeszcze trochę i zostanę kardiochirurgiem.
Podczas gdy ja rozmyślałem, zdążyliśmy już dotrzeć na wzgórze, które zdążyło zapaść mi w pamięć. Widziałem gałęzie drzew rosnących w gaju. Pokrywały się już delikatnie różem. Spojrzałem, na czarną suczkę, ale ona nie wyrażała zainteresowania zagajnikiem. Patrzyła przed siebie, mrużąc oczy, które bombordowane były promieniami słonecznymi. Skierowałem swój wzrok w tamtą stronę, lecz nie dostrzegłem niczego.
- Czego tak wypatrujesz? - zapytałem cicho.
- Ech. Nie ważne. Może... Pójdziemy w tamtą stronę? - zaproponowała.
Zaskoczyła mnie nieco. Byłem przekonany, że będzie chciała odwiedzić Święty Gaj, napawać się wonią kwiatów i w ogóle... Ale skoro taka jest jej wola. Czemu miałbym się z nią kłócić?
Ruszyliśmy kłusem na południowy zachód, w kierunku gór. Po drodze rozmawialiśmy luźno, o bieżących sprawach. Czasem zapadała krępująca cisza. Starałem się ją jak najszybciej przerywać.
W końcu dotarliśmy do podnóży gór. Spojrzałem na Lady pytająco.
-Co powiesz na to, żeby wybrać się nad Ocean Glacio?- zapytała z uśmiechem.
-Dobry pomysł, musimy tylko znaleźć przełęcz... - mruknąłem i zacząłem dokładnie przyglądać się stokom.
Ścieżka, którą podróżowaliśmy nie była szczególnie uczęszczana. Z całą pewnością nie prowadziła też nad ocean, bo nie mogłem dostrzec żadnego wąwozu. Postanowiliśmy ruszyć wzdłuż niej i poszukać jakiegoś przejścia. Po kilkunastu minutach tryumfalnym gestem wskazałem przesmyk. W gruncie odbite były ślady kopyt, więc zwierzęta musiały go używać. Potruchtaliśmy w jego głąb.
-Oscar? Czy to na pewno bezpieczne? - zapytała moja towarzyszka, niepewnie spoglądając na granitowe ściany stoków. Co jakiś czas słyszeliśmy dźwięk upadających kamieni.
-Nie jestem tego pewien, lepiej będzie jeśli przyspieszymy... - odparłem i ruszyłem biegiem.
-Zaczekaj!- krzyknęła za mną i podążyła moim śladem.
Biegliśmy tak dobre pięć minut, gdy odwróciłem się i dostrzegłem coś, co sprawiło, że moje nieszczęsne serce podskoczyło mi do gardła.
-Lady! UWAŻAJ!- krzyknąłem, lecz było za późno.
Lawina głazów pędziła w dół zbocza, wprost na kruczoczarną suczkę. Zdążyła jedynie spojrzeć na mnie z przerażaniem, a masa kamieni zmiotła ją ze ścieżki. Cofnąłem się, wstrzymując oddech. Pył nie zdążył jeszcze opaść, a ja już tam byłem.
-LADY! LADY! POWIEDZ COŚ! - krzyczałem, a w kącikach oczu zaczęły mi się zbierać łzy.
-Oscar... - usłyszałem zachrypnięty głos.
Aż podskoczyłem. Nie wiem czy z radości, z zaskoczenia, a może zwyczajnego przerażenia. Podbiegłem natychmiast do miejsca, z którego dobiegał. Zacząłem odgarniać ziemię i skały, by dostrzec, że suczka leży w zagłębieniu terenu. Na szczęście nie została przygnieciona, przez kamienie. Jeden duży głaz zatrzymał się na krawędziach dołka, w którym się znajdowała. Miałem jednak świadomość, że w każdej chwili może się to zmienić.
-Zaczekaj tutaj! Pobiegnę po pomoc!
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Ruszyłem ile sił w nogach, aby tylko odnaleźć kogoś, kto pomoże mi wydostać suczkę spod lawiny. Traciłem powoli nadzieję. Kogo znajdę na takim pustkowiu?
Gdy już miałem pogodzić się z faktem, że nie uratuję Lady, pojawiło się światełko w tunelu. Na drodze zauważyłem psa. On również mnie spostrzegł. Pobiegłem w jego kierunku. Dopiero po chwili zrozumiałem, że to Agnes we własnej osobie.
-Oscar?!
-Agnes! Lawina! Pomocy! Pod kamieniami jest... - zawahałem się. Nie przepada przecież za Lady...- Ktoś został przygnieciony! Musisz mi pomóc!- krzyczałem ze łzami w oczach.

Lady? Agnes? Nevermind co to jest xd
|930 słowa → 45೧|