14.06.2018

Od Vivienne - CD. Horusa

Nie potrafiła w tej chwili odejść, odpuścić, czy zostać nagle potulnym barankiem, jak gdyby nigdy nic. Jej niebieskie oczy otoczone grubą, mocno czarną warstwą jakiegoś rodzaju skóry, której nazwa jakoś popłynęła w dal jej mózgu, a śnieżnobiała suczka patrzyła nimi na nieznajomego z falą furii i nienawiści. Raz po raz stawiała uszy i szczerzyła zęby, a na każdą próbę rozmowy z psem odpowiadała gorzkim wulgaryzmem, mającym na celu wzbudzenia u tego paplaka szacunku. Czuła się lekko zagubiona, ale także niesamowicie pewna siebie, gotowa w każdej chwili wypruć owemu psu flaki i pożywić się jego ciepłym mięsem.
- Czy odpowiesz na którykolwiek z moich pytań, czy za każdym razem będziesz odpowiadała sarkazmem i pokazywała, że masz mnie gdzieś? - Spytał. Dość ostro, bo w całym cyklu życiowym suczki nie spotkała jeszcze takiego psa. Coś w nim było: nie coś, za co czuła do niego jakąś przyjaźń, bo o tym można chyba zapomnieć. Ten tupet, śmiałość, nie bał się jej dowalić, pokazać, że on również jest czegoś wart i nie pozwolił robić z siebie popychadła.
- Mówiłam ci już, spierdzielaj, nie pokazuj mi się na oczy - powiedziała, lekko schylając łeb w stronę ziemi. Psowi widocznie to odpowiadało. Jednym ruchem rzucił się na nią, a wyglądało to tak, jakby to Vivienne zawładnęła ów psem, robiąc z niego sadystę. Jednym ruchem uniknęła jego ostrych zębów. Próbowała rozedrzeć jego ogon, jednak zamiast tego, przez przypadek wpadła w drzewo. Gdy ta leżała osłabiona, pies wykorzystał tę sytuację i powalił ją na ziemię. Zwierzęta chwilę wpatrywały się w siebie. Biała suczka próbowała go ugryźć, jednak ten na to nie pozwolił. Unieruchomił jej pyszczek i zaczął ją lekko podgryzać, by wzbudzić w niej odrobinę lęku, strachu i szacunku. Na atak jego zębów, nie mocnych i niezbyt niebezpiecznych zareagowała odrzuceniem go, całymi siłami kopiąc go w brzuch. Bezskutecznie.
- Dobra, dobra, tyle! Przepraszam! - odpowiedziała, nieco przerażona. Nie wiedziała kompletnie, jak zareagować. Pies zszedł z niej, a ona natychmiastowo się cofnęła. Pokazała mu język, w stu procentach pokazując mu, co o nim myśli. Po chwilę jakby wstąpił w nią dobry duch.
- Nieźle walczysz - przyznała. Próbowała się uśmiechnąć, jednak nie potrafiła. Ta niezręczna sytuacja zawładnęła nią w tym stopniu, że nie potrafiła teraz zachowywać się, jak gdyby nigdy nic.
- Nazywam się Horus - burknął. Suczkę zdziwił nagły obrót całej sytuacji. W tej chwili powinna chyba podać swoje imię... Prawda?
- Barbarus Rabarbarus Mikus Tyłkikus, bardzo mi nie... To znaczy. Miło. Tak, miło - wyjąkała. Pies nie potrafił powstrzymać się od śmiechu. Vivienne popatrzyła na niego srogo.
- A jak serio masz na imię? - zaczął, wciąż zrywając boki że śmiechu. Suczka westchnęła. Może jeden raz w życiu będzie coś warta.
- Nazywam się Vivienne. Vivienne. Nie skracaj tego, nigdy, tak mam na imię i tak mnie nazywaj - odpowiedziała, z nieco większa nutą wyrozumiałości. Popatrzyła na psa, który mierzył ją wzrokiem, jakby robił jej jakieś dziwnego rodzaju testy. Gdy lekko, aczkolwiek niepewnie się uśmiechnął, poczuła, że zaliczyła test. Vivienne jakoś niezbyt nazywała go przyjacielem, ale czuła, że nagle nie rzuci jej nożem w gardło. Czy może mu zaufać...? Postanowiła go sprawdzić. W razie niebezpieczeństwa, będzie potrafiła się obronić.
Skoczyła na psa, jakby do ataku, jednak zęby miała schowane. Wysunie je tylko w razie niebezpieczeństwa.
- Ha, ja nie jestem leszczem! Co mi teraz zrobisz? - Triumfowała. Myślała, że jednak pomyliła się z faktem, iż jest to silny pies. Ten jednak odwrócił bieg całej sytuacji i poraz kolejny przycisnął ją do ziemi. Poczuła się nieco ośmieszona.
- Co ja ci zrobię? Oj, mógłbym cię nawet zabić... - Nie czuła jednak, że za chwilę się na nią rzuci. Nie robił tego i nie wyglądał na taką sadystkę jak suczka.
- Zabić... Ale nie zabijesz. Prócz tego, nic mi nie zrobisz - prychnęła arogancko. Ten jednak nic jej nie robił, tylko dalej przygważdżał białą do ziemii, ale ona nie czuła jakoś faktu, że coś, prócz śmierci jej zagraża. Miała nadzieję, że za chwilę z niej zejdzie. Ten jednak dalej nic nie robił, tylko starał się o to, żeby dalej nie mogła się ruszać. No bo... Co mógłby jej takiego strasznego zrobić? Miała teraz ogromną ochotę przywalić mu w japę, ale nie dała rady. Durniu, złaź ze mnie!

Horus? Róbta co chceta, tylko nie zabijaj Viv :c
| 698 słów → 30೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz