21.07.2018

Od Horusa cd. Agnes

W momencie gdy pies się ocknął, wleciała na niego Agnes przygniatając go do kamienistego podłoża. Poczuł słodki zapach jej futra i zmrużył oczy z rozkoszy. Ta chwila trwała dosłownie sekundę, zaraz potem znikła. Przez zamglone oczy zauważył, jak ogromny gad popycha sukę ponownie w jego stronę a ta, uderza pyskiem o kamień i wlepia w niego swoje pytające spojrzenie. Co robić ? - zdawały pytać się jej wystraszone i błądzące wszędzie oczy. Horus poczuł, jak jego serce i oddech przyśpieszył, gdzie my w ogóle jesteśmy ? Góry Nann ? Równina ? Najprawdopodobniej to drugie. Pies pomału wstał i zataczając się stanął pysk w pysk z ogromnym smokiem, któremu z nozdrzy leciały chmurki dymu. Wielka, twardoskóra i okropnie zielona poczwara sunęła wolno w jego kierunku, najpewniej z zamiarem rozszarpania go na drobne kawałeczki. Mimowolnie sięgnął łapą po broń, jednak poczuł jedynie przerażającą pustkę na udzie. Pies podniósł wzrok, jednak nie znalazł żadnej deski ratunku w pobliżu, w około były tylko krzewy, ewentualnie nieliczne i niskie drzewa. I dużo kwiatów, wręcz ich wysokie kępy. W sumie wiosna, wszystko kwitnie. Jednak pies nie zwracał za dużej uwagi na otoczenie, szukał jakiejkolwiek szansy na uratowanie siebie i Agnes. Jaszczur wydał z siebie przenikliwy wrzask i ruszył do ataku na sukę. Czemu akurat na nią ? Pies nie wiedział, ale ze wszystkich sił wytężył wszystkie mięśnie i ruszył do nagłego ataku na wściekłego smoka. Cholerny gad nawet się nie ruszył, kiedy zęby Horusa wtopiły się w jego bok. Z jego pyska pociekła zielona maziaja, będąca pewnie jego krwią. Czyżby poczwara naprawdę nic nie poczuła ? Pies skoczył i zapierając się łapami przytrzymał swoje ciało wspinając się wyżej. Chciał dotrzeć do szyi, tym samym zabić potwora i jakoś się ... uratować ? W momencie gdy zamknął swoją paszczę tuż przy łbie smoka, zwierz chwycił Agnes i kilka razy potrząsnął nią tak, że z pyska suki wydobył się cichy jęk. Tak cichy, że jedynie Horus go usłyszał i śmiertelnie go to przeraziło. Pies lekko zmrużył oczy i z podwójną siłą odgryzł się smokowi. Zielony stwór dopiero teraz zauważył jego obecność. Odwrócił się i puszczając Agnes starał się pochwycić uciekającego psa, jednak ten, był zbyt zdeterminowany aby się łatwo poddać.
- Agnes ! - zawołał i z ulgą odetchnął gdy suka w niecałą chwilę znalazła się przy nim. Czuł jej obecność i szybki oddech.
- Masz jakiś plan ? - powiedziała i uskoczyła przed łapą smoka, który wręcz zgniótł by ją gdyby nie zdążyła. Ma świetny refleks.
- Szczerze ? Nie - odparł i ruszył do ataku - Ale proponuję ucieczkę, nie damy rady poko...
Pies nie dokończył, bo smok chwycił go za tylną łapę i mocno trzymając zaczął ciągnąć do swojego (najpewniej) legowiska, które znajdowało się w norze usłanej suchymi gałęziami. Horus zaczął się wyrywać i wiercić, jednak smok nie dawał za wygraną i po prostu ... szedł. Widział Agnes i jej wszelkie starania aby smok puścił psa, na darmo. Żadna siła nie potrafiła go zmusić do puszczenie coraz bardziej zwiotczałej kończyny owczarka. Horus nie czuł za bardzo co się własnie dzieje z jego udem, ale zachowując pełną świadomość zamachnął się i ugryzł smoka w pysk. Jego zęby wtopiły się delikatną skórę w okolicach warg i ciągnąc, urwał kawałek rozciągliwej skóry. Rozległ się donośny jęk i zwierzę otwarło pysk w bolesnym uścisku. Pies upadł przewracając się i lekko utykając jak najszybciej oddalił się od zdenerwowanego potwora. To miotało się w zdenerwowaniu i w momencie gdy dostrzegło uciekającego psa, ruszyło w pościg. Pies wodził oczami po horyzoncie i kiedy gdy znalazł biegnącą niedaleko Agnes, lekko się uspokoił. Przy niej ... czuł się bezpieczniej ? Ale czy nie powinno być na odwrót ? Teoretycznie on wpakował ich w te wszystkie kłopoty ... wokoło tylko krzaki. Gdzie oni mogą uciec, nie narażając się na smoka i jego ostre kły ? Gdy Agnes zrównała swój bieg z jego tempem, smok cwałował niecałą milę za nimi. W momencie gdy suczka chciała otworzyć pysk aby coś powiedzieć, pies poczuł pustkę pod łapami. Dosłownie. Tracąc grunt pod łapami, Horus zachłysnął się powietrzem i przez kilka sekund ,,lotu" trwał w bezruchu. Dopiero uderzając o całym ciałem o kilkanaście kamieni, poczuł ich odbierający przytomność chłód. Tracić przytomność ... według niektórych ciekawe uczucie, według owczarka okropne i nieprzyjemne. Ale co zrobić ? Przed oczami psa pojawił się urywek ryku smoka i jego umysł całkowicie spowiła unosząca się wokoło ciemność.

Czy tak wygląda śmierć ? Pies zawsze był tego uczucia ciekawy, ale nie wiedział że nadejdzie tak szybko. Niby nic nie poczuł, ale łapa nadal go bolała, pulsowała okropnym bólem rozchodzącym się po całym ciele. Czyżby w niebie nie miał się ponownie narodzić jako szczęśliwy, zdrowy i dobry pies ? A może nie trafił do nieba, w sumie nie był przykładem psa, który ... no właśnie. Zdarzało mu się upijać jak i zabijać. I wiele innych rzeczy, których inni na pewno by nie pochwalali.

Pies poczuł jak coś kapnęło mu na nos. Lekko otworzył swoje oczy i od razu wszystko sobie przypomniał. Gwałtownie wstał i narastający ból w tylnej łapie przypomniał o swoim
Link do autora Unsplasch
istnieniu.Wokół niego były kamienie, i to jakie ... Kilkanaście korzeni wystawało z ścian, a kropelki utworzone z wilgoci spływały po szarawych ścian groty. W momencie gdy pies nie dostrzegł Agnes, w jego umyśle zakorzeniło się ziarnko niepokoju. Czy smok ... mógł ją wyciągnąć ? Co się z nią stało, czyżby gdzieś tu jeszcze jest ? Horus zaczął nerwowo poruszać łapami, końcówki jego uszu zaczęły niespokojnie drgać. Nie zastanawiając się dłużej, ruszył jak najszybszym krokiem, wzdłuż skalnego sklepienia, jakim potrafił.                                                                                                         

Agnes ?
(gdzieś ty polazła xD)

914 słów → 45 ౧ | walka → 5 PU

19.07.2018

Od Oscara cd. Od Lady

Siedzieliśmy na trawie, tuż obok niskiego, kamiennego murka, który oddzielał podwórko od posesji sąsiada. Co robiliśmy? Nic szczególnego, chyba tylko delektowaliśmy się chwilą. Słońcem, którego promienie padały na spokojną osadę i potęgowały jej swojski nastrój. Śpiewem ptaków, który umilał ten czas. Zapachem trawy i kwiatów, rosnących przy ścianie chatki. Na ulice toczyło się życie. Wędrowcy mijali kamienne domki i kierowali się każdy w swoją stronę. Co poniektórzy zatrzymywali się w niewielkim zajeździe, inni przechodzili przez furtki i wchodzili do domostw, a pozostali po prostu maszerowali w kierunku Lapsae lub innych części naszych terenów. Spojrzałem na Lady. Na jej czarnym futrze nadal można było dostrzec matowe ślady mąki. Uśmiechnąłem się delikatnie na ten widok. Szturchnęła mnie czule pyskiem.
Szybka, spontaniczna myśl. Wstałem dynamicznie, przez co suczka zachwiała się lekko, jako że była dotychczas o mnie oparta. Zmarszczyła brwi i zawołała za mną, podczas gdy ja biegłem już do domu.
-Co ci się stało?
-Nic, nic. Zobaczysz wkrótce. - odkrzyknąłem z wnętrza budynku.
Wziąłem ze sobą swoją sakwę, która była zapakowana po niedawnych łowach. Do sakiewki wrzuciłem kilka monet. Torbę Lady chwyciłem w zęby i wyszedłem na zewnątrz. Podałem jej ją telekinezą i zamknąłem drzwi, by następnie szybko ruszyć do furtki. Obejrzałem się za siebie i ruchem głowy zachęciłem suczkę do podążania za mną.
-Gdzie idziemy?
-Zobaczysz! - odpowiedziałem w biegu, ale po chwili się zatrzymałem.
-Co? Już, o co ci chodzi?
-Nie, jeszcze nie. Chciałem cię tylko ostrzec, będziemy w drodze przez całą noc.
-Nie przesadzasz? Gdzie chcesz tak właściwie dojść? - nie przestawała pytać.
-Na wybrzeże. Południowe. Musimy tam dojść. - przekonywałem.
-Czemu? O co ci tak właściwie chodzi?!
-Nie bądź taka niecierpliwa. Dotrzemy tam razem. Chociaż moim celem, jest sama droga. - dodałem trochę tajemniczo i pobiegłem, dając suczce czas na przemyślenie tych słów.
Po kilkunastu sekundach usłyszałem za sobą jej kroki. Uśmiechnąłem się do siebie.
Biorę ją do Litore, bo dawno tam nie byłem. Chciałem tam chwilę pobyć, mieć czas na przygotowania. Do ślubu, rzecz jasna, przecież wiem jak Lady kocha morze, więc chciałem, aby ten najważniejszy moment w życiu przeżyła przy szumie fal. W sumie to nie rozmawiałem z nią jeszcze  tym i właśnie w Litore chciałbym to wszystko omówić. Chcę mieć ten czas, aby rozejrzeć się w okolicy tego miasteczka. Może udałoby mi się znaleźć odpowiednie miejsce na przeprowadzkę. Będzie nam potrzebne coś większego niż dwupokojowa chatka w Helecho, a wcześniejsza rezydencja Lady też nie była zbyt przestronna. Mam tyle planów, jednak wcześniej musimy tam dojść. Czemu dojść? Czemu nie wsiąść do powozu i spokojnie dojechać? Nie wiem. Chyba zwyczajnie chciałem mieć więcej czasu na rozmowy, bez podsłuchującego woźnicy.
Rozmyślałem o tym wszystkim i nieco straciłem czujność. Tymczasem obok mnie pojawiła się już Lady.

(Lady?)
Okropne, wiem, ale wena?? Podróż przedślubna i czas na rozmowy.  

448 słów → 20౧

18.07.2018

Powitajmy Cynthię!

Powitajmy nową suczkę w sforze!
Cynthia to ponad dwuletni border collie. Postanowiła objąć stanowisko sokolnika.
Podczas wizyty u Wyroczni poznała swój żywioł - kreację.
Teraz zostanie oprowadzona po terenach sfory przez Przewodnika.

Chcę poznać ją lepiej!

Od Vivienne

Vivienne, z powodu braku lepszych rzeczy do robienia postanowiła wybrać się dzisiaj w najróżniejsze tereny, nie miała jednak konkretnego planu i postanowiła pójść tam, gdzie ją łapy poniosą. Od swojego domku do końca Litore nie brakowało jej dużo, szczęśliwa, bez zniesmaczonego wyrazu twarzy postanowiła opuścić jego mury i gdzieś, po prostu gdzieś, powędrować. Czuła zapach świeżego powietrza i wolności, wiatr szarpał i rozrywał delikatnie końcówki jej sierści, dając przyjemne ukojenie. Westchnęła. Wybrała losową stronę, z wyraźnym zadowoleniem i radością z chwilowej samotności. Przyspieszyła kroku, ale po chwili go zwolniła. Nie wiedziała, co ją czeka i szczerze, wolała zachować swoje siły na awyryjną sytuacje. Słońce już powoli zachodziło, niemalże całkowicie zachodząc za horyzont. Za niedługo nieboskłon będzie obfity w niebo nocne. Vivienne zastanawiała się, czy "uciec" z własnego domu, ponownie nocując pod gołym niebem, czy przestać dziwaczyć i spać w swoim domku. Po chwili namysłu wybrała to drugie, szczerze, tęskniła za ciepłym kocem, za przyjemnym, niegłośnym tykaniem zegara. Ostatnio coraz więcej spała na dworze, postanowiła zrobić sobie od tego przerwę. Niekoniecznie dużą, nie wiedziała, jak długa będzie ów przerwa.
 Po chwili ziemię zaczęła zdobić dość długa trawa, w której można było na pewno znaleźć pierdyliard robactw i roślin, jednakże niezbyt się tym przejmowała. Nie spoglądała pod łapy, wolała się nie upewniać. Trawa zaczęła mocniej szeleścić, wiatr zaczął wiać mocniej, a słońce naprawdę zaczynało się chować. Zrobiło się jakby zimniej, o wiele zimniej. Przednia łapa suczki niechcący wpadła do jakiegoś zbiornika wody. Gdy tylko to poczuła, automatycznie cofnęła łapę. Znajdowała się właśnie na bagnach, a była tak zawzięta, że nie widziała końca drogi. Ale cóż, znalazła się na bagnach. Wpatrywała się w taflę brudnawej wody. Nagle, z tej brudnej, zamglonej wody zaczęło wynurzać się dość masywne cielsko. Uderzająco przypominało wydrę, ale Vivienne nie miała całkowitej pewności, czy to właśnie to zwierzę. Miało monstrualne zębiska i wpatrywało się w białą z furią. Długo nie czekając, rzuciło się na nią. Kłapnęło ostro zębami.
- O ty kur... - zaczęła, ale nie dokończyła, bo w tej chwili potwór wyszedł z wody i zaczął atak. Suczka cofnęła się o krok. Miała w namyśle uciec, jednak tego nie zrobiła. Dziad ją wnerwił. Chyba pora coś zabić. Wrogo wyszczerzyła zęby, próbując wzbudzić w nim strach. Moczarnik nic sobie z tego nie robił, próbował ją ugryźć, jednak ona mu się nie dała. Złapała go za ogon, a ten wykorzystał sytuację, próbując ją ugryźć. Na marnę. Przygwoździła jego łeb do ziemi, próbując go zgnieść. Niestety, na nic. Potwór tracił powoli siły. Vivienne postanowiła to wykorzystać. Jednym ruchem złapała go za szyję, ciągnąc i rwąc na kawałki... I jej się udało. Strzeliła martwe ciało moczarnika na ziemię. Oblizała swoje zęby. Kapała z nich krew stwora. Zostawiła martwe ciało i odeszła w swoją stronę. Wtem, dostrzegła nieznajomego psa, który najwidoczniej obserwował całą bójkę.

Ktoś? :3
461 słowa -> 20 ೧ 

16.07.2018

Od Agnes C.D Horusa

Wpatrywały się w nią wielkie, zielone oczy. Jego źrenice zwęziły się w wąskie szparki, które nadawały stworowi tego czegoś, co sprawiało, że można byłoby opowiadać o nim w bajkach dla niegrzecznych szczeniaków. Tym razem jednak to coś nie było fikcją, opowieścią, a prawdziwą bestią, która właśnie w tym momencie szczerzyła się ukazując rząd białych, lśniących w słońcu i ostrych jak sztylet zębów. Agnes nie miała jednak czasu się jej przyglądać, gdyż czuła się teraz zobowiązana do samoobrony, bo jeszcze było jej życie miłe. Wolała nie lądować w zaświatach tak szybko. Potwór okręcił się chcąc zmieść ją ogonem do wody, ale suka nie dała się - podskoczyła i chwyciła się kurczowo jego grzbietu. Wtopiła zęby w jego skórę, a ten ryknął i zaczął się szarpać. Nie była kotem i nie mogła czepić się jego grzbietu w nieskończoność, dlatego w końcu spadła.
Poczuła jak ociera się o ostre kamienie, a na jej grzbiecie pojawiają się bolesne zadrapania. Szybko zsuwała się po nierównym, acz stromym brzegu, aż w końcu uderzyła o większy kamień w głowę. Wpadła do wody czując narastający ból w czaszce. Starała poruszać łapami, wypłynąć na wierzch, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Czuła, że opada powoli na dno, a najgorsze było to, że nie mogła zareagować. Powoli traciła przytomność i ostatnie co zobaczyła to pysk Horusa, który wpatrywał się w nią ze strachem. Poczuła częściową ulgę, kiedy nagle zdała sobie sprawę, że widzi już tylko ciemność.

Agnes otworzyła pysk biorąc głębokie wdechy powietrza i przebierając łapami, ale szybko zdała sobie sprawę, że nie znajduje się w wodzie.  Zamrugała kilkokrotnie rozglądając się niemrawo. Leżała na mchu, wśród gęstych krzewów, które otaczały ją z każdej strony. Tutaj nie było tak gęsto, a ziemia była twarda, wydeptana i nieco wgłębiona, co wskazywało na to, że jakieś zwierzę, kiedyś tu mieszkało. Wciągnęła nosem zapach, ale oprócz glonów nie poczuła nic. Jej futro było nadal mokre, co wskazywało na to, że leży tu niedługo. Głowa bolała ją jak diabli, ale stwierdziła, że musi poszukać Horusa. Z północnej strony dolatywało do niej zimniejsze, orzeźwiające powietrze, które z pewnością było bryzą, którą odbijał jakiś zbiornik wodny. Słyszała też plusk wody, co wskazywało na obecność wodospadu.
Długo się nie zastanawiała. Zaczęła przedzierać się przez gęstwinę. Gałęzie krzewów ją kłuły, a ból w głowie nadal był uciążliwy. Błoto brudziło jej łapy i sprawiało, że przyklejała się do podłoża. Z czasem jednak zaczęło pojawiać się coraz więcej płaskich i przemytych przez wodę kamieni, co oznaczało, że jest blisko wodospadu i źródełka. Woda wylewa się aż tutaj podczas ulew? - przemknęło jej przez myśl, kiedy szła po śliskim podłożu, poprzecinanym jedynie pojedynczymi, małymi i ostrymi kamyczkami, które może przywiał wiatr. Nie rozmyślała jednak nad tym zbyt długo, a wręcz przeciwnie - przyśpieszyła. Odsunęła telepatią gałąź i zaraz stanęła przy brzegu źródełka. Wlepiła wzrok w Horusa, który podnosił się powoli z twardej ziemi, dlatego nie zdążyła go ostrzec przed zbliżającym się potworem.
Dopiero teraz zauważyła czym jest potwór. To zwykły smok! Co prawda nie miała o nich zbyt dużej znajomości, ale wydawało jej się, że to smok leśny. Natknęła się kiedyś na amatorski bestiariusz w malutkiej bibliotece w Helecho, gdzie kiedyś przewinął jej się szkic tej rasy. Ta odmiana była w odcieniach zieleni i brązy, z przeróżnymi cętkami, które sprawiały, że dobrze wtapiały się w tło na tle drzew i krzewów. Miały chropowate łuski, do których często przyczepiały się liście i inne rzeczy. Rzadko kiedy posiadały futro, za to mogły mieć kolce.
Agnes przerwała rozmyślenia i wlepiła spojrzenie w ten okaz jaki stał przed nią. Miał potężne kończyny, na których były równie wielkie, nieco zgięte pazury, które z pewnością pomagały w przyczepianiu się do różnych rzeczy i utrzymywaniu równowagi. Na jego łuskach pojawiały się brudny róż i inne kolorowe akcenty. Szarawe kolce wyglądające jak odłamki skał. W dodatku posiadał jasnozielone futro pod brzuchem i przy kończynach. Futro? Agnes przygryzła wargę czując, że ma jakąś teorię na końcu języka, kiedy nagle zauważyła, że smok chwyta Horusa i zaczyna machać skrzydłami. Przestraszona suka zaczęła biec w ich stronę, a kiedy tam dobiegła gad już zaczął się unosić. Skoczyła na niego uczepiła się jego grzbietu, kiedy ten był już w powietrzu. Powoli zaczęli szybować nad chmurami z zawrotną szybkością co sprawiało, że Ag ledwo się trzymała.

Już po dłuższej chwili smok zaczął powoli się obniżać, aż stanął na łące, które ciągnęła się w nieskończoność. Wokół było sporo niższych i wyższych krzewów, ale dopiero gdzieś w oddali, praktycznie na widnokręgu widać było zamglone drzewa. Z drugiej zaś strony pojawiały się wzniesienia, które sprawiały, że nie było widać co znajduje się dalej. Znajdowali się najpewniej na Równinach, ale suka nie mogła tego rozpoznać. Zawsze kojarzyła te okolice z monotonnym krajobrazem. Agnes zeskoczyła na ziemię, chcąc schować się wśród krzewów, ale potwór chwycił ją i rzucił prosto na Horusa. Odsunęła się szybko od niego czując się niezręcznie przez taką bliskość, ale smok znowu ją popchnął. Tym razem przywaliła pyskiem w skały czując, jak warga jej się rozrywa i do buzi zaczyna wpływać szkarłatna krew o z lekka metalicznym posmaku. Splunęła nią i zaraz podniosła pysk rozglądając się uważnie. Nagle zauważyła, że zza smoka... a raczej smoczycy wychodzą malutkie gady, ledwo wyklute. Gdzieś dalej w wgłębieniu otulonym przez wrzosy leżało jeszcze kilka niewyklutych jaj, z których najpewniej za kilka dni wyjdą smoczki.
Agnes zdawała sobie sprawę z tego, że zaraz najpewniej smoczyca starannie ich pogryzie, a następnie da do zjedzenia swoim dzieciom, dlatego spojrzała kątem oka na Horusa. Co teraz? Uciekać, walczyć? Zostawiła swój sztylet razem z torbą przy wodospadzie. No pięknie!

Horus?
| 912 → 45೧ | Walka → 8PU |

Od Vivienne - do Lady

 Księżyc świecił, gwiazdy migotały. W Eos panowała właśnie noc, piękna, zniewalająca, gwieździste niebo dodawało mu tego czegoś, czegoś, co czyniło każdą noc wyjątkową, czegoś, co ratowało tę noc od całkowitej prostoty. Vivienne przeciągnęła się, ziewając. Obiecała sobie, że ją prześpi, ale szczerze, nie do końca złamała tą obietnicę. Poszła spać stosunkowo wcześnie, przenocowała pod gołym niebem od godziny dwudziestej drugiej, jednakże z bliżej nieznanych jej powodów obudziła się o w pół do czwartej w nocy i nie wyczuwała żadnych oznak zaspania czy zmęczenia, przy czym postanowiła zerwać się na równe nogi i pospacerować po jeszcze nieznanych terenach Eos. Bacznie obserwowała księżyc, który w miarę upływu czasu coraz bardziej opadał na dół, jakby starał się gdzieś schować. Biała suczka nie chciała, by nagle wyskoczyło słońce, ze swoimi rażącymi w oczy promieniami, cisza nocna pozwalała jej się zrelaksować, dodawała suczce otuchy. Cóż, nie zawsze można jednak nazwać to ciszą, bowiem te dziwne odgłosy robactwa w trawie... Szczerze, nie wyobrażała sobie bez tego prawdziwej nocy. Bez tego, jak i oczywiście chłodnego wiaterku, delikatnie rozwiewującego jej śnieżnobiałe futerko. Uwielbiała nocne klimaty, co z tego, że zazwyczaj przesypiała te noce, cieszyła się z chwili samotności, co nie zmienia faktu, że właściwie cały czas spędzała tylko ze sobą. Nie gardziła towarzystwem, jednakże trudno jej było zawierać nowe przyjaźnie, oraz niezbyt ją to pociągało.
 Chodziła, uważnie podziwiając każdy kawałek horyzontu. Przycupnęła przy niewielkim, młodym dębie, kładąc się na ziemi brzuchem do góry i dokładnie podziwiając gwiazdy. Szukała jakiegoś fascynującego łączenia białych kulek, ciekawego gwiazdozbioru. Jeden wyglądał jak taki wielki kwiatek z takimi długimi liściami, a drugi, który wpadł jej w oko bardzo przypominał królika. Miała teraz ochotę wstać i wyruszyć, ale nagle, znienacka, jakby kompletnie znikąd pojawiło się cholerne zmęczenie i oczy zaczęły jej się kleić. Powieki opadły powoli w dół, ona poddawała się temu powoli i z wielką niechęcią. Miała wrażenie że zaraz wstanie, ale wszystko na nic, zaczęła zasypiać, aż wreszcie usnęła pod drzewem.

 Była godzina w pół do dziewiątej. Vivienne powoli wstała z ziemi, ziewając. Poranki są zawsze najgorsze, jesteś zaspany i wszystko musisz ogarniać, jesteś zmęczony, nie masz ochoty robić niczego, tylko jeszcze chwilę spać, jeszcze chwilę leżeć... Śnieżnobiała suczka zaczęła szwędać się w poszukiwaniu jedzenia, ale przypomniała sobie, ano, tak, tutaj sam musisz sobie obiad złapać, później zabić, a później... No. później tylko zjeść. Naprawdę, nie miała na to najmniejszej ochoty, ale życie jej uświadomiło, że musi jeść, inaczej zginie, jej instynkt przetrwania nakazywał jej natychmiast znaleźć sobie pożywienie. Była głodna, ale bez przesady. Otrzepała się i pobiegła w stronę lasu. Tam można znaleźć chociażby królika, o ile nie większe, lepsze zwierzę. Zawsze coś gdzieś się w tym lesie szwęda, a mieszkańcy Eos śmiało to wykorzystują. Jej uwagę przykuła młoda, młodziutka sarenka, którą oczywiście upoluje. Jadła sobie liście, wesoło, zupełnie nieświadome niczego zwierzę jadło rośliny, a groźny drapieżnik, Vivienne, zje sobie roślinożercę, przepraszam, sarenko, ale musisz zginąć, aby suczka mogła żyć, więc albo przygotuj sobie porządny plan ucieczki, albo umieraj. Zwierzę długo sobie jeszcze nie pożyło. Suczka wbiła ostre żeby w jego kark, zatapiając je mocniej, mocniej i mocniej, niszcząc i rozrywając wszystko, co stanie na ich drodze. Zwierze zaczęło ostro kopać, jednakże suczka leżała na jego karku, więc kopyta sarny nie stanowiły dla niej zagrożenia. Zwierzę zaczynało tracić siły, upadło na ziemię i było całkowicie bezbronne, gdy tylko suczka wbiła kły w jego krtań, umarło w kilkanaście sekund, rycząc z bólu. Vivienne nie żałowała posiłku, chociaż sarna stanowiła bardzo dużą zdobycz i nie zjadła całej. Resztki zostawiła na ziemi, było tego mięsa naprawdę niedużo, raz w życiu postanowiła, że podzieli się z innymi. Odeszła od tego mięsa i poczuła, jak z każdym krokiem czuje się mniej zmęczona i będzie gotowa na dzienne wyzwania. Innymi słowy, zaczęły wracać do niej siły, jednakże w tej chwili, o dziwo uznała za głupie siedzenie w lesie i patrzenie na ofiarę, przez co zdziwiła samą siebie. Zaczęła oddalać się z lasu, mocno wciskając łapy w podłoże. Z nieopanowej nudy chciała zostawić ślady i się nim przyglądać, ale uznała to za zajęcie bardzo głupie i na dodatek nudne. Cały czas myślała, co teraz zrobić, jednak w ostateczności pobiegła do miasteczka Litore. Chcąc, czy też nie, teoretycznie miała tam swój dom i pracowicie tam mieszkała. Drzwi lekko skrzypiły, gdy je otworzyła, na szczęście nie było to poważne uszkodzenie. Przez jakiś czas wpatrywała się w sufit, starając się znaleźć jakieś zajęcie. Odkąd się obudziła ten dzień przemijał trochę nudnawo, ale zegarek wskazywał dopiero jedenastą godzinę. Westchnęła i usiadła na kanapie, z której w późniejszym czasie zeszła. Opuściła domek. Miała nadzieję, że spotka tego aussie i może trochę z nim porozmawia, no bo jakby na to nie patrzeć, teraz ta samotność była wręcz nudna i głupia, a do psa nie żywiła ani odrazy, ani nienawiści. Drzwi lekko trzasnęły i zaskrzypiały, postanowiła, że kiedyś je naoliwi, ale nie wiedziała, jak to się robi. Wychodząc zupełnie nie patrzyła przed siebie, nagle, poczuła gorące uderzenie puchu, a już po chwili zauważyła tuż przed sobą czarną suczkę, która gwałtownie się cofnęła. Biała położyła uszy na sobie, dając wyraźny okaz zaniepokojenia. Nieznajoma otworzyła lekko pyszczek, jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili go zamknęła. Dwie suczki wpatrywały się w siebie, jedna, o imieniu Vivienne, a druga, jeszcze nieznana nam bohaterka miała o wiele łagodniejsze spojrzenie i starała się lekko opanować sytuacje. Biała suczka to zauważyła. Lekko i niepewnie zaczęła podnosić uszy do góry, nie przesadzając już z tą całą agresją.
— Umm... Przepraszam, nie zauważyłam cię — odrzekła czarna suczka. Biała zaś starała się uśmiechnąć, jednak nie potrafiła robić tego sztucznie. Wiedziała, jak dziwnie teraz wygląda, ale czarna jakoś nie wydawała być się tym jakoś bardzo przejęta.
— Nie, to ja przepraszam, nie uważałam — Vivienne ciężko przechodziło przez gardło to zdanie, nie miała zbytnio ochoty przepraszać za cokolwiek.
 Obie stały bezczynnie, w końcu biała suczka chciała się wycofać, jednak z oddali widać było sylwetkę biegnącego psa. Pewnie jej przyjaciel albo partner, ale jakoś nie zaprzątała sobie tym głowy. Pies przybiegł, stając koło nieznajomej. Vivienne cofnęła się do tyłu.
— Lady, co tu się dzieje?

<Lady?>
Równe 1000 słów -> 50 ౧ + 10 ౧ za słowa + Polowanie - 5 PU.

15.07.2018

Od Lady do Oskara

Suka cicho prychnęła i sama ruszyła w leśny gąszcz. Dosłownie przed chwilą jej partner rzucił jej jakże kuszące wyzwanie polegające na upolowaniu obiadu. Romantycznie, prawda ? Nie zastanawiając się dłużej wyciągnęła łeb do góry i głęboko wciągnęła powietrze, które wręcz przesiąknęło runem. Czuła lekką woń psa (zapewne Oskara), ale i kilkanaście saren. Zapach ich potu drażnił Lady w nos, wręcz zachęcał do upolowania choćby jednej sztuki. Szybko potrząsnęła łbem i ruszyła energicznym kłusem w stronę owej woni.

Minęło dobre kilka minut zanim suka natrafiła na jakiś ślad parzystokopytnych zwierząt. Lekkie odciski wnioskowały, że w ogóle pojawiły się w tamtym miejscu. Dosyć długi czas podążała za ich śladem, przez ten czas zrodziły się obawy o to, że jednak Oskar wygra zawody w romantycznym polowaniu. Lekko speszona na samą myśl przyśpieszyła kroku i już przygotowywała w głowie mowę którą wygłosi patrosząc przyszły posiłek. Może będzie to jakaś sarenka ? Kozieł ? Rybka ? Cokolwiek co będzie większe od zdobyczy Oskara ? Suka doceniła w myślach to, że złapał coś za nią. I beształa go tym samym, że mógł ją zabrać a nawet nic nie powiedział. I gdzie tu jej dogodzisz ? Suczka kręciła się jeszcze chwilę wokół większego dębu po czym ruszyła w stronę ostrego zapachu, który ją wręcz wabił do siebie. Pomagał jej w tym przenikający od szpiku kości głód.

Szybki bieg i gwałtowny skok - suka tym samym doskoczyła do szyi zwierzęcia i zatopiła w nim swoje kły. Złapała się łapami za szyję i ... puściła. A czemu ? Inne zwierzę zaczęło uderzać o jej bok, a jej ofiara zaczęła gwałtownie się trząść i rzucać we wszystkie strony. Gdyby wytrzymała jeszcze trochę ... mocniej zacisnęła szczęki i przymknęła oczy. Wszystkie jej ,,zmagania" poszły na marne, gdyż zwierzę zrobiło koziołka i Lady przeleciała przez jego łeb. Przez ułamek sekundy suka była w powietrzu a później głucho uderzyła o pień jakiegoś drzewa. Szybko wstała i lekko masując łeb wpatrywała się jak obiad i wygrana uciekają w podskokach. Czuła jak gorące powietrze ulatnia się z jej ciała i jak momentalnie, wręcz mimowolnie, zaczyna dyszeć. Lekko zdziwiona swoimi umiejętnościami, a raczej ich brakiem, zamknęła oczy i usiadła. Miała gorącą nadzieję że Oskarowi lepiej się powiedzie.

W momencie gdy Lady dotarła przed drewnianą chatkę jej oczom ukazał się niecodzienny widok. Pies targał ogromnego, dorodnego kozła i kilkanaście królików które podwiązał sznurkiem i niósł telekinezą. Z jednej strony ucieszyła się z pojawienia się Oskara a z drugiej ukłuło ją poczucie małych umiejętności łowieckich. Szybko do niego podeszła i pomogła ciągnąć ogromnego kozła. Na jej pysku pojawił się uśmiech, może i lekkie zmieszanie.
- I jak ? - zapytała i spojrzała się na wyraźnie zmęczonego owczarka. Można by powiedzieć, że naprawdę był na polowaniu.
- Nieźle, co ? - powiedział i lekko przekręcił łebek widząc że suka nic nie przyniosła - A ty ? Co upolowałaś ?
Na pysk suki weszło niezręczne zmieszanie, łapy zaczęły się jej plątać a ona sama przyśpieszyła kroku ciągnąc za sobą jelenia i zostawiając w tyle zdziwionego psa. W końcu trzeba jakoś zamaskować brak umiejętności, prawda ? Według Lady najlepszym sposobem było ucięcie tematu - jednak i Oskar tak łatwo się nie poddawał.
- Laaaaady ! - zawołał i znalazł się przy boku suki - Co ty robisz ?
Suka uśmiechnęła się i zdała sobie sprawę, że robi z siebie idiotkę.
- Wybacz, ale moje umiejętności ... są na niskim poziomie i ... no. Wygrałeś - szczerze powiedziała i ucichła zdziwiona gdy pies wręcz zaczął zanosić się od śmiechu.
- Ej, ty to tak na serio ? - zapytał i lekko liznął sukę po pysku.
Czarny jak smoła pies krzątał się w kuchni, przynajmniej starał się to robić w miarę ... normalnie ? Mimo że Lady mieszkała od pewnego czasu w tej chatce, to jednak nadal nie potrafiła zapamiętać gdzie i co gdzie leży. W końcu (z drobną pomocą Oskara) wyciągnęła podłużny garnek z małymi ściankami i nalewając trochę oliwy postawiła nad rozpalonym wcześniej ogniskiem. W tym samym czasie szybko wyjęła z szafki dużą miskę i postawiła ją na szarym blacie. Dwie szklanki mąki, dwie szklanki mleka i cztery jajka. Po dokładnym wymieszaniu powstaję gęsta, lejąca się masa, którą trzeba jak najszybciej włożyć na syczącą patelnię. Akurat z tym nie było najmniejszego problemu, wręcz wydawało by się że jest to najłatwiejsza część tego skrytego przepisu. Suczka lekko pochwyciła telekinezą patelnię i gwałtownym ruchem ją zatrzymała w odpowiednim momencie. Placek powędrował w górę i obracając się pacnął ponownie na patelnię. Z pokoju obok rozległo się ostrzeżenie o naleśniku i suficie, jednak suczka przewróciła oczami. Ciasto uformowało się tworząc małej wielkości okrąg, rzut w górę i następny, góra i następny. Trochę tych ,,placków" powstało, Oskar musiał wyciągnąć drugi talerz.
- Wystarczy ? - zapytała owczarka - Mogę dorobić jeszcze trochę ciasta ...
- Dorabiaj ! - zakrzyknął i wyjął z szafki jajka.
Suka spojrzała się z politowaniem na patelnię i ponownie włożyła ją nad ognisko.

Oskar ? '-'

Naleeeśniki xD
811 słów →  40౧ | Gotowanie 1/2 

Od Vivienne - CD. Horusa

 Ni stąd, ni zowąd, oczy Vivienne na nowo dostrzegły twarz psa, dokładnie tak, jakby był jedynym osobnikiem w sforze. Wpatrywał się w nią z pogodnym wyrazem twarzy, po chwili spytał białej suczki, czy jeszcze nikogo nie zjadła. O dziwo nie zaczęła arogancko prychać i fuczeć, ba, nawet udało jej się uśmiechnąć. Nie był to jednak sztuczny, wymuszony uśmiech, to było coś szczerego, coś sprawiło, że nie czuła już do niego takiej odrazy i czuła, że pies, którego od jakiegoś czasu znała może w przyszłości okazać się dobrym znajomym, a czasem nawet i przyjacielem. Nie, nie czuła póki co żadnych oznak przyjaźni, jednakże brak jakiejkolwiek, chociażby najmniejszej więzi pomiędzy nią, a psem byłby kłamstwem, zwyczajnym kłamstwem, a póki co określała to jako niepewną znajomość. Kwiat przyjaźni dopiero kwitnie, może jednak szybko zwiędnąć, jeżeli się o niego nie zadba.
— Nie, jeszcze nikogo nie zjadłam — odpowiedź, a raczej ton tej wypowiedzi miał emitować śmiech, jednakże niezbyt jej to wyszło, problem tkwi w tym, że nie potrafiła sztucznie zachowywać się przy jakiejkolwiek osobie. Udało jej się pojechać konnym zaprzęgiem razem z psem, przez większość czasu milczała, ale szybko, jak z automatu odpowiadała na wszelkie pytania psa, a to nie wszystko, raz nawet udało jej się porządnie rozkręcić rozmowę z psem, wydawała jakoś nic nie robić sobie z tego, że woźnica słyszy każde ich słowo, a w jego głowie może teraz szaleć burza krytyki tych tekstów i różne myśli na temat tej rozmowy. Vivienne wkrótce wysiadła, zostawiając psa. Chciała tak naprawdę popolować, a pies wydawał się mieć skwaszoną minę, gdy tylko wysiadła. Zrobiło jej się trochę żal, gdyż jego towarzystwo o dziwo niezbyt jej przeszkadzało, ale jej brzuch ściskał głód, a jej oczy chciały natychmiast zobaczyć ślady krwi na trawie, jej kubki smakowe marzyły o skosztowaniu ciepłego mięsa bezbronnej zwierzyny, chciała po prostu coś zabić i zjeść. Różnego rodzaju liście szeleściły pod jej łapami, co w jakimś stopniu utrudniłoby jej dostanie się do zwierzyny. Starała się coś z tym zrobić, jednakże każdy ruch łapy kończył się szelestem, wkurzona suczka zamachnęła się łapą i wyrzuciła całą ściółkę w powietrze, groźnie kłapiąc zębami. Nie zrezygnowała jednak z polowania, była głodna, a jej dziwne nawyki dodatkowo zachęcały do polowania. Jej oczy odnalazły królika, małego, bezbronnego, idealnego do zjedzenia, zaczęła się skradać i próbować nie hałasować, jednak jej łapa stanęła w złym miejscu. Zwierzę pokicało, zrobiło kilka skoków, jednak chwilę później jego głupi rozum uznał, że zagrożenie minęło i zaczęło... Właściwie, to co to uszaste stworzenie robiło? Jakoś niezbyt wiedziała oraz niezbyt ją to interesowało, ten dziad stoi niżej w łańcuchu pokarmowym, musiał umrzeć, żeby drugi mógł żyć. Biała kilka razy zastanawiała się, jak może czuć się umierająca osoba, ale po chwili zawsze jakaś myśl wyrywała ją spośród tych dziwnych rozmyślań. Jej tylne kończyny z wielką siłą odbiły się od ziemi, niczym jeden wielki, psowaty, śnieżnobiały królik. Leciała w jego stronę, a wszystko to działo się tak szybko, że nie zdarzył jej uciec. Wbiła pazury w jego kark, a on zaczął miotać się we wszystkie strony i piszczeć. Im głębiej wtykała pazury, tym bardziej próbował się bronić. Na marnę. Skrawek trawy był przepełniony krwią, a królik leżał nieżywy. Uszy suczki automatycznie położyły się na szyi, gdy usłyszała szelest krzaków. Rozluźniła się dopiero wtedy, gdy zobaczyła znajomą twarz i ciągły figlarny uśmieszek na owej twarzy. To był ten pies, ten, którego właśnie przed chwilą zostawiła w zaprzęgu.
— O mój... Naprawdę, niezła akcja — przyznał. Suczka poczuła napływ dumy. Lekko się uśmiechnęła, i sama sobie musiała przyznać, że to jedna z tych lepszych, jak to pies nazwał, akcji.

<Horus?>
590 słów → 25 ೧ | Polowanie → 5 PU

1.07.2018

Od Oscara

Krok w przód, krótkie cięcie. Z drewnianego słupka sypią się drzazgi, podczas gdy ostrze sztyletu zatrzymuje się w jego połowie. Dynamiczne pociągnięcie i już mogę uderzać po raz kolejny. Nie było to bardzo ambitne ćwiczenie, lecz zawsze jakieś. W Eos spędziłem już sporo czasu, więc moja telekineza znacznie się poprawiła. Nie znaczy to bynajmniej, że trening kontrolowania broni jest bezużyteczny. Postanowiłem poprzestać na moim sztylecie. Był jednym z tych, którymi można się zachwycić. Dbałem o niego, była to moja jedyna broń. Kolejne zamachnięcie. Tym razem czubek słupka upada na gęstą trawę. Przyjrzałem się krawędzi ostrza, lecz nie było na nim ani śladu zadrapania. Podrzuciłem sztylet w powietrze, by następnie płynnym ruchem umieścić go w pochwie.
Stwierdziłem, że przyszedł czas na ciekawszy trening. Miałem dość zwyczajnego uderzania w kijek, więc postanowiłem wybrać się na polowanie. Potrzebne mi było mięso, więc nie widziałem przeszkód, by postąpić wraz z planem. Spojrzałem jeszcze w kierunku Helecho. Nie dostrzegłem jednak domostw. Zasłoniły je gęsto rosnące w tym miejscu drzewa. Gdzieś tam krzątała się suczka o czarnej sierści. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może chciałaby wybrać się ze mną, jednak błyskawicznie zniknęła. Co jak co, ale babrać się krwią swoich ofiar wolę bez niej.
Żwawym krokiem ruszyłem na południowy wschód, do lasu rosnącego nad jednym z dopływów Matre. Upodobałem sobie ten teren po jednym z polowań z resztą łowców. Morrigan zabrała nas tam na polowanie na drobnego zwierza. Las przerzedzał się znacznie, bardzo często można było trafić na polany przecięte przez wartki strumień. Żyło w nim sporo królików, można było też spotkać stado saren. Jelenie raczej nie zapuszczały się w te rejony, choć czasem udało się je zauważyć, gdy wędrowały na gęściej zalesione stanowiska. Stwierdziłem, że sarna w zupełności wystarczy mnie i Lady, więc i na tym zatrzymały się moje ambicje. Gdy tylko rozpoznałem znajome obiekty, przypadłem do ziemi i zacząłem węszyć. Spośród delikatnych, trudnych do wychwycenia zapachów kopytnych, szczególnie wyróżniał się aromat królika. Nie zadowalało mnie to wystarczająco, więc ruszyłem dalej, w dół strumienia. Bezchmurne niebo zachwycało intensywnym błękitem, na którego tle raz po raz pojawiała się pędząca sójka. Krzyki tych ptaków towarzyszyły mi przez dłuższą chwilę. Nie ukrywam, trochę mnie denerwowały, jednak ich beztroska upewniała mnie o bezpieczeństwie.
Po kilku minutach truchtania i nieustannego węszenia, ujrzałem przed sobą polanę pełną króliczych nor. Futrzaki kicały i pożywiały się świeżą trawą, jednak pozostawały czujne. Już miałem odchodzić w dalszym poszukiwaniu większej zwierzyny, gdy ogarnęło mnie zwątpienie. Oddaliłem się już znacznie od Helecho, a nadal nie napotkałem świeżych tropów saren, nawet mimo faktu, że były pospolite w tej okolicy. Stwierdziłem, że poprzestanę na kilku królikach. Przypadłem do ziemi i w ukryciu krzewów leszczyny zacząłem się zbliżać do ofiary. Najbliższe mi zwierzę jadło spokojnie i najwidoczniej straciło czujność. Nie wstawało co chwilę by się rozejrzeć jak pozostałe. Trzeba było jednak uważać na resztę kolonii. Sprawiłem, by delikatny wietrzyk wiał w kierunku przeciwnym do tego, z którego się zbliżałem. Do nozdrzy dostał się intensywny zapach zwierza. W moim umyśle coraz mocniej dawał o sobie znać pierwotny instynkt łowcy. Wołał "Krwi!!". Wystarczająco blisko. Królik nawet nie zdąży pisknąć, gdy moje kły zatopią się w jego ciele...
Skok, szybki ruch i podrygujące ciałko zwisa z mojego pyska. Rozglądam się na boki, gdzie przerażeni kompani mojego przyszłego obiadu rozbiegają się z przeraźliwym okrzykiem i znikają w norach. Mięśnie przestają się kurczyć. Futrzak jest już bezwładny. Krew spływa po jego futrze, a jej błogi zapach dostaje się do moich zmysłów. Czuję na języku ciepło, jej metaliczny smak. Adrenalina powoli opada. Jestem zwycięzcą w tym starciu, jednak to nie wszystko. Jeden marny królik wystarczy zaledwie na jeden, niewielki posiłek, a ja chcę zrobić zapas.
Po krótkiej chwili stwierdziłem, że czas wrócić do Helecho. Na polowanie wrócę później. Ruszyłem w drogę powrotną, rozglądając się za tropami saren. Zwierzak z moim pysku skutecznie pozbawiał mnie możliwości węszenia, czułem krew. Tym razem poruszałem się szybciej, nie zatrzymywałem, a jedynie brnąłem przez leśne poszycie truchtem, przez cały czas kierując się w stronę osady. W końcu minąłem słupek z odrąbanym czubkiem i dostrzegłem zabudowania. Na ulicy minąłem kilka psów, jeden nawet ukłonił mi się grzecznie. Odwzajemniłem gest sądząc, że to jeden z tutejszych, nawet mimo, że go nie znałem. Nie przejąłem się tym znacznie i skierowałem do domu. Przeskoczyłem niski kamienny murek, by skrócić sobie drogę i wylądowałem na trawie. W oknie pojawiła się głowa Lady. Najpierw była obojętna, potem zdziwiona, aż w końcu oburzona. Przechyliłem głowę zastanawiając się o co może jej chodzić, po czym przypomniałem o króliku. Domyśliłem się o coo poszło, jednak suczka i tak postanowiła mi to wygarnąć.
-Byłeś na polowaniu beze mnie? - bardziej stwierdziła niż zapytała, gdy wszedłem do domu.
-Tak. Stwierdziłem, że nie będziemy się razem babrać krwią. - odpowiedziałem, gdy pozbyłem się z pyska balastu.
-I złapałeś jednego, małego królika? - prychnęła.
-Więcej do szczęścia nie potrzebuję. Złap sobie jeśli chcesz obiad. - uśmiechnąłem się złośliwie.
-Złapię. Będziesz jadł zupę z szczątkową ilością mięsa, a ja pieczeń. Zobaczysz. - stwierdziła i ruszyła w kierunku drzwi.
-Czy to wyzwanie? - zapytałem z uśmiechem.
-Podejmujesz się?
-Kto złapie większą zdobycz?
-Nie zmarnuje się.
-W taakim razie... Zgoda. - stwierdziłem.

Lady? No to popolują sobie razem :v
Wspólne mordowanie, jakie to romantyczne <3

| 847 słowa → 40೧ | Walka → 5 PU | Polowanie → 5 PU |

Napisz w komentarzu na co punkty chcesz wydać :p