17.08.2018

Od Vivienne - CD. Horusa

 To wszystko działo się w tak... Dziwnie ekspresowym tempie. Najpierw ostrą uwagę Vivienne przykuł widok psa powalającego Horusa, który przyczynił się do natychmiastowego wyszczerzenia zębów, stanięciu włosów dęba oraz mocnemu wbiciu łap w ziemię, a już po chwili ten sam pies, który napadł na Horusa targął na suczkę. Przez jakiś krótki moment była pewna, że za chwilę powali przeciwnika na ziemię i uniknie ciosów, toteż okazało się być błędem. Napastnik skoczył na Vivienne, dosłownie miażdżąc jej ciało pod ciężarem własnego ciała. Ta jednak nie wydawała się być tym zmartwiona, bo już po chwili udało jej się odbić psa. Nieznajomy z hukiem runął na ziemię, jednakże był mocno doświadczony w tym, co robił i nie leżał okaleczony długo. Kilka sekund po bolesnym upadku znów był na nogach, a skutki nie były kolorowe. Najpierw podszedł do suczki i przybrał taką pozycję, jakby miał ją zaatakować, podczas gdy ona złowieszczo wpatrywała się prosto w jego oczy. Jednak po chwili wolno odszedł, złowrogo się uśmiechając, a suczka poczuła cios od tyłu. No tak, debile wysłali wsparcie. Zobaczyła na swoim tylnym udzie taflę świeżej, tryskającej krwi oraz dużego, masywnego osobnika. Syknęła z bólu. Po raz pierwszy czuła się bezradna. Chciała coś jeszcze zrobić, obronić się, nie pozwolić tym psom wyrządzić jej chociaż najmniejszej krzywdy, ale nie potrafiła już nic. Każdy cios bolał coraz mniej, najprawdopodobniej dlatego, że z każdym kolejnym traciła na siłach oraz napastnicy nie angażowali się tak, jak wcześniej bo widzieli, że śnieżnobiała nie daje sobie już rady. W pewnym momencie po prostu zrobiło jej się ciemniej pod oczami oraz poczuła, że mdleje. I zemdlała. Ledwo przytomna spojrzała na ciało Horusa leżące około pięciu metrów o niej i poczuła coś, czego jeszcze nigdy nie poczuła. Martwiła się. O dziwo nie tylko o siebie. Po raz pierwszy poczuła się winna za czyjeś życie. Czy mogliby tak umrzeć...? Nastał koniec tych przemyśleń. Suczka straciła przytomność.

~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~°~

Ból głowy... Ten okropny ból... Leżała w jakiejś śmierdzącej klatce, osobno z psem. Nie potrafiła wstać. Bolało ją wszystko, bez wyjątku. W takim stanie nie była od dawna ale wiedziała, że nie powinno to zagrozić jej życiu. Odetchnęła z ulgą, choć w głębi serca wiedziała, że ma się czego obawiać... Że naprawdę ma powód do zmartwień. Była w zupełnie obcym miejscu, czymś, jakby bazie, jakieś grocie, w której na pewno nigdy nie postawiła jeszcze łapy. Wokół nie było żadnych psów, no, może oprócz Horusa. Wciąż leżała, ledwo przytomna i słyszała głuche wołanie psa. W uszach jeszcze jej szumiło, ciężko jej było ruszyć czymkolwiek, a gdy już odzyskała przytomność, poczuła miażdżący ból w udzie. Jak poparzona zerwała się na równe nogi, opłakując ranę. Wciąż lekko sączyła się z niej krew. Czuła na sobie wzrok samca, doskonale wiedziała, że jego oczy są właśnie wlepione w jej ranę. On sam nie był w najlepszym stanie, widoczne było kilka zadrapań i mniejsza, jednak obfita rana, prawdopodobnie od zębów któregoś z psów. Oba psy były teraz wsadzone w dwie, osobne, ciasne i małe klatki, niczym bezrozumne zwierzęta. No cóż, tutaj królował pies, na Eos był najlepiej rozwinięty. Nazywanie ich "zwierzętami" w takich warunkach nie byłoby dobrym wyjściem, ale cóż to ma za znaczenie? Widać, że tych dwóch głupków było stać na ruszenie mózgownicą i powsadzali ich do osobnych, pięknych więzień. Tak "gdyby nicponie uknuli razem jakiś plan ucieczki". Siedziała na własnych pośladkach, starając się odgonić od siebie wszystkie złe myśli. Była zestresowana i wystraszona, zza krat dobiegały do niej okropne krzyki, aż drżała z trwogi, gdy tylko jakiś dobiegł do jej uszu. Starała się myśleć pozytywnie, ale sytuacja, w jakiej obydwoje się teraz znajdowali była niezbyt przyjazna. Razem z krzykami tych... Idiotów słyszała pogodny głos Horusa.
- Vivienne? Żyjesz jeszcze? - Te zdania usłyszała najwyraźniej, wyraźniej, niż inne, zmieszane z bełkotem i szumem w uszach.
 Stanowczo pokiwała głową. Miała wrażenie, że póki co wszystko w porządku ale z tego, co zdążyła już zobaczyć psy nie miały dobrych intencji. Czego więc chciały? Jak na razie to pytanie bez odpowiedzi. Vivienne głęboko odetchnęła. Wiedziała, że stres niczego nie da, może wręcz pogorszyć sytuację. Nie należy się bać czegoś, co może się nigdy nie wydarzyć. Spojrzała na swoje łapy i pogrążyła się w głębokich myślach. Czy to, co widziała właśnie w jakieś dziwnej kałuży błota, odbicie ukazujące przerażoną, biało-niebieską kupę sierści to prawdziwa twarz suczki? Widziała siebie jako przestraszone szczenię a nie tą samą twarz, którą widuje na co dzień. Dotarło do niej, że nie może opłakiwać jednej wpadki, bo życie przyniesie ich mnóstwo.
- Musimy się stąd wydostać - odezwała się, przerywając głuchą ciszę.
- No ba - odpowiedział pies. Nie zwracała uwagi na jego odpowiedź. Zapomniała o wszystkim i starała się wymyślić dobry plan, jak wyrwać się spoza tych krat. Słyszała coraz wyraźniejsze kroki napastników i wiedziała, że szanse na natychmiastową ucieczkę są nikłe. W jej serduszku paliła się jednak świeczka nadziei, gotowa w każdym momencie zrobić pożar, który wreszcie zapaliłby wszystko, co niepewne. Pies w drugiej klatce kręcił się nerwowo. Nagle, jakby znikąd, oczom Vivienne i Horusa ukazał się pies. To najpewniej ten, który napadł Horusa i ten, którego Vivienne popchnęła. Suczka zaczęła agresywnie gryźć pręty kraty, co miało emitować agresję. Była świadoma, że nie przegryzie tej kraty i to, czy jeszcze kiedyś wyjdzie na wolność zależy od psa. Ten tylko zaśmiał się pod nosem.
- Zachowujesz się jak zwierzę - szydził.
- A czym jesteśmy, bałwanie - odpowiedziała natychmiastowo suka. Była przerażona jego obecnością, ale i pewna siebie. Pies zignorował jej odpowiedź. Jechał wzrokiem bo obydwojga, a w pewnej chwili wybuchnął śmiechem.
- No i czego tak się śmiejesz, ruska pało - dorzuciła.
- Z twojej postawy - odparł, natychmiastowo kończąc humorki. Jego mina spoważniała.
 Vivienne wbiła wzrok w drugiego psa. Miał spuszczony łeb, a w jego oczach widniała nuta zwątpienia. Poczuła się jakoś dziwnie. Poczuła, że naprawdę go lubi. Nieco się bała i winiła siebie za całą sytuację, choć w głębi wiedziała, że to nie prawda. Usiadła na podłodze, zimnej, a dodatkowym, niezbyt wygodnym dodatkiem były dolne pręty klatki. Wciąż miała wlepiony wzrok w psa. Zaczął niepewnie podnosić łeb, kierując ślepia w stronę tego... Tego idioty.
- Dlaczego nas tu więzisz? - zaczął niespodziewanie.

Horus?
1012 słów -> 50 ೧ + Bonus +1000 słów -> 10 ೧

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz