Agnes
To imię oznacza "czystą", "nieskalaną" chociaż poprzez różne skojarzenia imię to łączy się z ideą początku, zaczynania. Nie bardzo jednak zwraca na to uwagę.
Niezbyt lubi jak ktoś nazywa ją zdrobniale, a z resztą imię jest samo w sobie krótkie.
-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-⋅-
WIEK :| 5 lat
ŻYWIOŁ :| Woda
MOCE :|
・Zmiana stanu skupienia wody - potrafi zmienić wodę w różne stany i na odwrót. Nie działa to jednak wiecznie, np. kiedy jest strasznie gorąco to lód długo się nie utrzyma.
・Oddychanie pod wodą - wytrzymuje pod wodą więcej niż normalny pies.
・Poruszanie wodą - potrafi ruszać wodą w różnych stanach skupienia o ile jest czysta. Nie potrafi więc ruszać np. błotem.
PROFESJA :| Łowca
Siła: 107 | Zwinność: 112 | Szybkość: 90 | Kamuflaż: 104
Walka :| Już trochę przeżyła i wie gdzie przywalić, aby upadł. Nie ma jednak najlepszej techniki, bo uczyła się tylko i wyłącznie na własnych błędach
Magia :| -
Wiedza :| Podstawowe - ziołolecznictwo, medycyna i gotowanie
EKWIPUNEK :| Amulet Magicae, Nóż Cruento, Magiczny kamień Opal, Zwój (Krótkotrwały paraliż przeciwnika), wybrany Amulet z rynku
Magia :| -
Wiedza :| Podstawowe - ziołolecznictwo, medycyna i gotowanie
EKWIPUNEK :| Amulet Magicae, Nóż Cruento, Magiczny kamień Opal, Zwój (Krótkotrwały paraliż przeciwnika), wybrany Amulet z rynku
WYGLĄD :|
Rasa :| Border colie
Wzrost i waga :| 53cm i 17kg
Umaszczenie :| Seal merle
Cechy szczególne :| Nadszarpnięte prawe ucho, kilka mniejszych blizn na karku
Umaszczenie :| Seal merle
Cechy szczególne :| Nadszarpnięte prawe ucho, kilka mniejszych blizn na karku
CHARAKTER :| Zacznijmy od tego, że jest typem osoby, która bez wahania może przywalić ci w mordę. Sprawy załatwia szybko i dyskretnie. Jej zdaniem bez sensu jest robić niepotrzebny harmider jakąś kłótnią, skoro wszystko można załatwić o wiele szybszym sposobem. Jest o wiele twardsza niż można by zauważyć na pierwszy rzut oka, gdyż jej aparycja sama w sobie nie jest zbyt straszna.
Właściwie to najgorszej czuje się w dużym towarzystwie. Wtedy najczęściej milczy, chyba, że wyraźnie ktoś oczekuje jej zdania. Swoją drogą ma duże cechy przywódcze, więc kiedy odbywa się ważna rozmowa to zazwyczaj dodaje coś od siebie. Jest pionierem, który przeciera innym szlaki. Ciągnie ją do nieznanych, ale najlepiej przezywa przygody w samotności. Nie jest całkowicie niezależna, ale za taką się podaje. Mimo tego, że większość spraw przemilcza to ma jednak cięty język i jeśli jest taka potrzeba to potrafi wywołać niezły gwar i kłótnię. Woli więc zamykać się na kłódkę i nie otwierać się przed nikim.
Nie jest jednak wyprana ze wszystkich dobrych emocji, gdyż tak naprawdę to skorupka złych przeżyć zakryła tą dobrą, łagodną Agnes. Jest bardzo pomysłowa, a kiedy nie poluje to nigdy się nie nudzi. Wtedy trudno ją znaleźć, gdyż większość czasu spędza z dala od innych psów. Ciągle doskonali swoja technikę walki. Nie wiadomo dokładnie jaka jest przy "przyjacielu" o ile taki termin w ogóle istnieje w jej słowniku. Faktycznie przy niektórych lepiej znanych psach jest bardziej otwarta i nie odchodzi przy pierwszej lepszej okazji, ale nigdy w życiu nie miała nikogo z kim dzieliłaby się tajemnicami i wszystkim innym. Od dawna przed nikim całkowicie się nie otwarła, gdyż była praktycznie odcięta od świata.
Tak naprawdę jest tak zamknięta w sobie, gdyż boi się zdrady. Nie chce, aby kiedyś przyszło jej walczyć z przyjacielem czy partnerem. Woli polegać tylko na samej sobie, niż później się zawieść.
Właściwie to najgorszej czuje się w dużym towarzystwie. Wtedy najczęściej milczy, chyba, że wyraźnie ktoś oczekuje jej zdania. Swoją drogą ma duże cechy przywódcze, więc kiedy odbywa się ważna rozmowa to zazwyczaj dodaje coś od siebie. Jest pionierem, który przeciera innym szlaki. Ciągnie ją do nieznanych, ale najlepiej przezywa przygody w samotności. Nie jest całkowicie niezależna, ale za taką się podaje. Mimo tego, że większość spraw przemilcza to ma jednak cięty język i jeśli jest taka potrzeba to potrafi wywołać niezły gwar i kłótnię. Woli więc zamykać się na kłódkę i nie otwierać się przed nikim.
Nie jest jednak wyprana ze wszystkich dobrych emocji, gdyż tak naprawdę to skorupka złych przeżyć zakryła tą dobrą, łagodną Agnes. Jest bardzo pomysłowa, a kiedy nie poluje to nigdy się nie nudzi. Wtedy trudno ją znaleźć, gdyż większość czasu spędza z dala od innych psów. Ciągle doskonali swoja technikę walki. Nie wiadomo dokładnie jaka jest przy "przyjacielu" o ile taki termin w ogóle istnieje w jej słowniku. Faktycznie przy niektórych lepiej znanych psach jest bardziej otwarta i nie odchodzi przy pierwszej lepszej okazji, ale nigdy w życiu nie miała nikogo z kim dzieliłaby się tajemnicami i wszystkim innym. Od dawna przed nikim całkowicie się nie otwarła, gdyż była praktycznie odcięta od świata.
Tak naprawdę jest tak zamknięta w sobie, gdyż boi się zdrady. Nie chce, aby kiedyś przyszło jej walczyć z przyjacielem czy partnerem. Woli polegać tylko na samej sobie, niż później się zawieść.
HISTORIA :|
Urodziła się w pewnej ludzkiej wsi w górach razem z dwójką denerwujących braci. Nigdy nie poznała ojca, a matka mówiła tylko, że był wyjątkowy. Nigdy nie rozumiała o co do końca z tym chodzi. W końcu wyjątkowy może być na przykład kamyczek, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyła za dzieciństwa. Spędzała sobie beztrosko czas wśród krów i koni nie przejmując się zbytnio... niczym. Najbardziej jednak interesował ją starszy pies, który wyglądał jakby już od dawna powinien być w ziemi. Zawsze narzekał i kaprysił, kiedy nie spał. Czasem jednak miał dobry humor i opowiadał ciekawe opowieści szczeniakom. Mówił, że wiedział, gdzie ojciec może być, ale jak to mówił "Gdybym wam o tym powiedział, to wasza matka powyrywałaby mi wszystkie kłaki". Bracia zawsze próbowali wyciągnąć z niego informacje, ale tylko wszystko psuli. Kiedy rzucali się na niego z pytaniami to zaczynał prychać i twierdził, że musi już iść spać. Agnes z kolei cały czas próbowała mu upodobać, aby wreszcie coś powiedział albo nawet szepnął na ucho, ale zawsze kończyło się niepowodzeniem. W końcu stwierdziła, że skoro nikt nie chce o nim mówić, to najwyraźniej ten cały ojciec był głupi i tyle.
Miesiące mijały szybko, a szczeniaki rosły jak na drożdżach. Zwiedzały coraz więcej nowych miejsc i wtykały nos w każde miejsce. Zadowolony właściciel wywiesił dużą tablicę na której pisało "Szczenięta na sprzedaż" i gwiżdżąc sobie wesoło wrócił do domu. Właściwie to niezbyt zajmował się Agnes, Anti i Alonzo, a najweselej było kiedy przyjeżdżały jego wnuki. Z piskiem rzucały się na szczeniaczki. Rzucały dysk i zabieramy na pola. Właściwie to wszystkim pasował taki stan rzeczy. Na farmie niczego nie brakowało, więc mogły tu zostać na zawsze. Niestety jednak nie było im to pisane.
Pewnego ładnego poranka przyjechał samochód, z którego wyszedł pan. Uścisnął z uśmiechem rękę właścicielowi, który wskazał trójkę szczeniaczków, które patrzyły z żywym zainteresowaniem na znajomego. Alonzo od razu poleciał do niego i zaczął obskakiwać, a zaraz podbiegł też Anti. Agnes nie podeszła do tego tak emocjonalnie, ale również podbiegła i obwąchała rękę. Dziwny pan, który pachniał dziwnie przyglądał się trójce z zamyśleniem. W końcu zaczął zabierać po kolei szczeniaki do osobnego miejsca, aż w końcu była kolej na Agnes. Pierw zawołał ją, a ona podeszła do niego bez wahania, gdyż była nauczona, że powinna tak zrobić. Później zaczął iść sobie, a ta ruszyła za nim szybko i zaczęła go uważnie obserwować nie do końca wiedząc co robi. Później prezentował coraz to dziwniejsze rzeczy, Przewrócił ją na grzbiet, przytrzymywał, a później wziął na ręce. W końcu ją puścił, a ona z ulgą opuściła go nawet się nie oglądając.
Za dwa dni przyjechał znowu. Wymienił kilka słów z panem właścicielem i chwycił Agnes pod pachę. Szarpała się mocno, kiedy włożył ją do samochodu. Jechali dosyć długo, aż w końcu znaleźli się w domu nieznajomego. Tłumaczył coś suczce. Z jego słów wynikało, że nazywa się Bob. Minął dosyć spokojny miesiąc. Była jedynym psem w domu, on jedynym człowiekiem. Dziwne.
Minął później kolejny miesiąc, który był o wiele straszniejszy i ciekawszy. Zabrał ją do miejsca pełnego psów, gdzie uczyli ich różnych sztuczek. Z tego co zrozumiała, miała się nauczyć jak być "psem ratownikiem". Kompletnie tego nie rozumiała, ale starała się robić to co kazali. Mijały miesiące, aż w końcu dali jej kubraczek i wysłali w góry. To była jej pierwsza misja z Bobem, która zakończyła się powodzeniem. Uratowali dwójkę dzieci, która utknęła razem z nartami pod śniegiem. Towarzyszyła im inna suczka, która nie podchodziła do tego zbyt optymistycznie. Wykonywała jedynie rozkazy swojego pana.
Minęły 2 lata, a Agnes miała już 3 lata. Większość czasu spędzali na regularnych treningach i prawie nie miała czasu, aby odpoczywać. W końcu wysłali ich do wioski, w której podobno były uprowadzone dzieci. Odnaleźli je i chcieli szybko uciekać, ale wszystko zaczęło dziać się szybko. Nagle straszna pani wyskoczyła z ukrycia i strzeliła do Boba. Przerażona Agnes szczeknęła, a dzieci wybiegły za nią ile sił w swoich krótkich nóżkach. To wtedy ostatni raz widziała swojego właściciela i nadal zastanawia się czy gdyby została przy nim, to jeszcze by go uratowała. I nagle zahaczyła się o odstającą gałąź drzewa i została w tyle. Nie widziała praktycznie nic, dlatego zaczęła potrząsać głową. Zrobiła kilka mocniejszych ruchów, a obroża rozerwana została na drzewie. Dzieci nie było, napędzane przerażeniem uciekły nie odwracając się, aby spojrzeć na suczkę. Jeszcze bardziej wystraszona szaro-biała stwierdziła, że nie znała tego miejsca. Wokół był las, osadzony wysoko. Wszędzie były kamienie wielkie niczym suczka lub malutkie jak jej łapa. Wstrząśnięta tym wszystkim szła dalej.
Mijały dni i noce, a ona nadal nie znalazła żadnego miejsca, które by kojarzyła. Kroczyła skrajem miasta. Wychudzona i zmizerniała słabła na oczach. Wyglądało to tak, jakby była ledwo przytomna. Kiedy podszedł do niej człowiek z dziwnym kijem z początku próbowała się bronić. Warczała, prychała i odsuwała się, ale w końcu się poddała. Nieznajomy chwycił ją pewnie i włożył do samochodu. Mówił coś do niej spokojnym głosem, ale nie był taki miły jak Bob. Po prostu robił co do niego należało.
W końcu wylądowała w klatce. Postawili jej miskę z zachęcająco pachnącym jedzeniem i świeżą wodą, ale ewidentnie była zbyt smutna, aby to dotykać. Nie tknęła nic przez bezsenną noc, ale w końcu czując, jak ssie ją żołądek powoli zaczęła gryźć miękkie jedzenie. Gdy skończyła znowu się okręciła tyłem do krat i poszła spać.
Minął bezsensowny miesiąc. Nic ciekawego się nie działo. Na okrągło klatka, klatka, klatka. Czasem przychodziła pani, aby ją wyprowadzić, ale trwało to krótko i zdarzało się rzadko. Aż pewnego dnia usłyszała ponury głos pana, który zdawał się mówić, że to ją zabierze do domu, gdyż musi coś dać na urodziny swojej córce. Niepewnie spojrzała na niego swoimi błękitnymi oczami. Podpisał papiery i zabrał ją do samochodu. Przystankiem był ładny dom z zadbanym ogródkiem. Dostała nową obrożę z poprzyczepianymi ozdobami, kolorową smycz i mnóstwo innych rzecz. Nie cieszyła się jednak tym za bardzo, a jej humor jeszcze bardziej się pogorszył kiedy mała dziewczynka z piskiem skoczyła w jej stronę. Zaczęła ją przebierać i tarmosić. Agnes była strasznie nadąsana, a sam fakt, że wołała na nią Lizaczek był jeszcze bardziej przygnębiający. Przyjęła to jednak z honorem, gdyż była nauczona, aby nie robić nigdy krzywdy dzieciom. Miarka się jednak przebrała, kiedy młoda założyła na nią sukienkę uroczej księżniczki, która strasznie drapała samicę. Zaczęła się wyrywać i rozszarpywać ją zębami, aż w końcu zostały z niej same skrawki. Mała rozbeczała się i zaczęła wrzeszczeć na całe gardło, aż w końcu w pokoju pojawił się wysoki pan, a inaczej jak wołała na niego dziewczynka "tatuś". Zdenerwowany mężczyzna zaczął krzyczeć i walnął Agnes klapką na muchy. Wyszczerzyła kły, a ten klapnął ją jeszcze kilka razy, ale tym razem zadziwiająco mocno i boleśnie. Przerażona korzystając z okazji czmychnęła między jego nogami i zaczęła biec w stronę wyjścia. Zanim "mamusia" zdążyła zamknąć drzwi frontowe dwukolorowa już biegła przez dokładnie przyciętą trawę. Uchyliła łapą furtkę i poczuła wolność, której tak dawno nie zaznała. Biegła szybko ścieżką słysząc krzyki pana, którego tak naprawdę nigdy nie nazwałaby właścicielem. Wbiegła między domy i przecisnęła się przez dziurę w płocie. Przed nią rozciągały się wielkie łąki, pola i małe laski, których nie widać było końca. Widziała jedynie mniejsze pasma dróg, po których przejeżdżały z zawrotną prędkością kolorowe samochody.
Znalazła norę, w której spędzała noce. Polowała na króliki i zające, które przemierzały te tereny, a czasem też na sarny. Czasem jednak była wygłodniała i czuła pustkę w żołądku, na której zaspokojenie czekała czasami tygodnie. W końcu pewnego świtu, kiedy siedziała na łące patrząc na wschodzące niebo zobaczyła białego psa. Powiedział, że zabierze ją do lepszego świata. Z początku mu nie wierzyła, ale w końcu powiedział, że wtedy będzie bardziej wyjątkowa niż te psy, które zamieszkują Ziemię. Wyjątkowa? T słowo odbijało się echem w jej umyśle. Przypomniała sobie słowa starego psa z dzieciństwa. Stwierdziła, że musi zaryzykować i zgodziła się na propozycję.
Urodziła się w pewnej ludzkiej wsi w górach razem z dwójką denerwujących braci. Nigdy nie poznała ojca, a matka mówiła tylko, że był wyjątkowy. Nigdy nie rozumiała o co do końca z tym chodzi. W końcu wyjątkowy może być na przykład kamyczek, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyła za dzieciństwa. Spędzała sobie beztrosko czas wśród krów i koni nie przejmując się zbytnio... niczym. Najbardziej jednak interesował ją starszy pies, który wyglądał jakby już od dawna powinien być w ziemi. Zawsze narzekał i kaprysił, kiedy nie spał. Czasem jednak miał dobry humor i opowiadał ciekawe opowieści szczeniakom. Mówił, że wiedział, gdzie ojciec może być, ale jak to mówił "Gdybym wam o tym powiedział, to wasza matka powyrywałaby mi wszystkie kłaki". Bracia zawsze próbowali wyciągnąć z niego informacje, ale tylko wszystko psuli. Kiedy rzucali się na niego z pytaniami to zaczynał prychać i twierdził, że musi już iść spać. Agnes z kolei cały czas próbowała mu upodobać, aby wreszcie coś powiedział albo nawet szepnął na ucho, ale zawsze kończyło się niepowodzeniem. W końcu stwierdziła, że skoro nikt nie chce o nim mówić, to najwyraźniej ten cały ojciec był głupi i tyle.
Miesiące mijały szybko, a szczeniaki rosły jak na drożdżach. Zwiedzały coraz więcej nowych miejsc i wtykały nos w każde miejsce. Zadowolony właściciel wywiesił dużą tablicę na której pisało "Szczenięta na sprzedaż" i gwiżdżąc sobie wesoło wrócił do domu. Właściwie to niezbyt zajmował się Agnes, Anti i Alonzo, a najweselej było kiedy przyjeżdżały jego wnuki. Z piskiem rzucały się na szczeniaczki. Rzucały dysk i zabieramy na pola. Właściwie to wszystkim pasował taki stan rzeczy. Na farmie niczego nie brakowało, więc mogły tu zostać na zawsze. Niestety jednak nie było im to pisane.
Pewnego ładnego poranka przyjechał samochód, z którego wyszedł pan. Uścisnął z uśmiechem rękę właścicielowi, który wskazał trójkę szczeniaczków, które patrzyły z żywym zainteresowaniem na znajomego. Alonzo od razu poleciał do niego i zaczął obskakiwać, a zaraz podbiegł też Anti. Agnes nie podeszła do tego tak emocjonalnie, ale również podbiegła i obwąchała rękę. Dziwny pan, który pachniał dziwnie przyglądał się trójce z zamyśleniem. W końcu zaczął zabierać po kolei szczeniaki do osobnego miejsca, aż w końcu była kolej na Agnes. Pierw zawołał ją, a ona podeszła do niego bez wahania, gdyż była nauczona, że powinna tak zrobić. Później zaczął iść sobie, a ta ruszyła za nim szybko i zaczęła go uważnie obserwować nie do końca wiedząc co robi. Później prezentował coraz to dziwniejsze rzeczy, Przewrócił ją na grzbiet, przytrzymywał, a później wziął na ręce. W końcu ją puścił, a ona z ulgą opuściła go nawet się nie oglądając.
Za dwa dni przyjechał znowu. Wymienił kilka słów z panem właścicielem i chwycił Agnes pod pachę. Szarpała się mocno, kiedy włożył ją do samochodu. Jechali dosyć długo, aż w końcu znaleźli się w domu nieznajomego. Tłumaczył coś suczce. Z jego słów wynikało, że nazywa się Bob. Minął dosyć spokojny miesiąc. Była jedynym psem w domu, on jedynym człowiekiem. Dziwne.
Minął później kolejny miesiąc, który był o wiele straszniejszy i ciekawszy. Zabrał ją do miejsca pełnego psów, gdzie uczyli ich różnych sztuczek. Z tego co zrozumiała, miała się nauczyć jak być "psem ratownikiem". Kompletnie tego nie rozumiała, ale starała się robić to co kazali. Mijały miesiące, aż w końcu dali jej kubraczek i wysłali w góry. To była jej pierwsza misja z Bobem, która zakończyła się powodzeniem. Uratowali dwójkę dzieci, która utknęła razem z nartami pod śniegiem. Towarzyszyła im inna suczka, która nie podchodziła do tego zbyt optymistycznie. Wykonywała jedynie rozkazy swojego pana.
Minęły 2 lata, a Agnes miała już 3 lata. Większość czasu spędzali na regularnych treningach i prawie nie miała czasu, aby odpoczywać. W końcu wysłali ich do wioski, w której podobno były uprowadzone dzieci. Odnaleźli je i chcieli szybko uciekać, ale wszystko zaczęło dziać się szybko. Nagle straszna pani wyskoczyła z ukrycia i strzeliła do Boba. Przerażona Agnes szczeknęła, a dzieci wybiegły za nią ile sił w swoich krótkich nóżkach. To wtedy ostatni raz widziała swojego właściciela i nadal zastanawia się czy gdyby została przy nim, to jeszcze by go uratowała. I nagle zahaczyła się o odstającą gałąź drzewa i została w tyle. Nie widziała praktycznie nic, dlatego zaczęła potrząsać głową. Zrobiła kilka mocniejszych ruchów, a obroża rozerwana została na drzewie. Dzieci nie było, napędzane przerażeniem uciekły nie odwracając się, aby spojrzeć na suczkę. Jeszcze bardziej wystraszona szaro-biała stwierdziła, że nie znała tego miejsca. Wokół był las, osadzony wysoko. Wszędzie były kamienie wielkie niczym suczka lub malutkie jak jej łapa. Wstrząśnięta tym wszystkim szła dalej.
Mijały dni i noce, a ona nadal nie znalazła żadnego miejsca, które by kojarzyła. Kroczyła skrajem miasta. Wychudzona i zmizerniała słabła na oczach. Wyglądało to tak, jakby była ledwo przytomna. Kiedy podszedł do niej człowiek z dziwnym kijem z początku próbowała się bronić. Warczała, prychała i odsuwała się, ale w końcu się poddała. Nieznajomy chwycił ją pewnie i włożył do samochodu. Mówił coś do niej spokojnym głosem, ale nie był taki miły jak Bob. Po prostu robił co do niego należało.
W końcu wylądowała w klatce. Postawili jej miskę z zachęcająco pachnącym jedzeniem i świeżą wodą, ale ewidentnie była zbyt smutna, aby to dotykać. Nie tknęła nic przez bezsenną noc, ale w końcu czując, jak ssie ją żołądek powoli zaczęła gryźć miękkie jedzenie. Gdy skończyła znowu się okręciła tyłem do krat i poszła spać.
Minął bezsensowny miesiąc. Nic ciekawego się nie działo. Na okrągło klatka, klatka, klatka. Czasem przychodziła pani, aby ją wyprowadzić, ale trwało to krótko i zdarzało się rzadko. Aż pewnego dnia usłyszała ponury głos pana, który zdawał się mówić, że to ją zabierze do domu, gdyż musi coś dać na urodziny swojej córce. Niepewnie spojrzała na niego swoimi błękitnymi oczami. Podpisał papiery i zabrał ją do samochodu. Przystankiem był ładny dom z zadbanym ogródkiem. Dostała nową obrożę z poprzyczepianymi ozdobami, kolorową smycz i mnóstwo innych rzecz. Nie cieszyła się jednak tym za bardzo, a jej humor jeszcze bardziej się pogorszył kiedy mała dziewczynka z piskiem skoczyła w jej stronę. Zaczęła ją przebierać i tarmosić. Agnes była strasznie nadąsana, a sam fakt, że wołała na nią Lizaczek był jeszcze bardziej przygnębiający. Przyjęła to jednak z honorem, gdyż była nauczona, aby nie robić nigdy krzywdy dzieciom. Miarka się jednak przebrała, kiedy młoda założyła na nią sukienkę uroczej księżniczki, która strasznie drapała samicę. Zaczęła się wyrywać i rozszarpywać ją zębami, aż w końcu zostały z niej same skrawki. Mała rozbeczała się i zaczęła wrzeszczeć na całe gardło, aż w końcu w pokoju pojawił się wysoki pan, a inaczej jak wołała na niego dziewczynka "tatuś". Zdenerwowany mężczyzna zaczął krzyczeć i walnął Agnes klapką na muchy. Wyszczerzyła kły, a ten klapnął ją jeszcze kilka razy, ale tym razem zadziwiająco mocno i boleśnie. Przerażona korzystając z okazji czmychnęła między jego nogami i zaczęła biec w stronę wyjścia. Zanim "mamusia" zdążyła zamknąć drzwi frontowe dwukolorowa już biegła przez dokładnie przyciętą trawę. Uchyliła łapą furtkę i poczuła wolność, której tak dawno nie zaznała. Biegła szybko ścieżką słysząc krzyki pana, którego tak naprawdę nigdy nie nazwałaby właścicielem. Wbiegła między domy i przecisnęła się przez dziurę w płocie. Przed nią rozciągały się wielkie łąki, pola i małe laski, których nie widać było końca. Widziała jedynie mniejsze pasma dróg, po których przejeżdżały z zawrotną prędkością kolorowe samochody.
Znalazła norę, w której spędzała noce. Polowała na króliki i zające, które przemierzały te tereny, a czasem też na sarny. Czasem jednak była wygłodniała i czuła pustkę w żołądku, na której zaspokojenie czekała czasami tygodnie. W końcu pewnego świtu, kiedy siedziała na łące patrząc na wschodzące niebo zobaczyła białego psa. Powiedział, że zabierze ją do lepszego świata. Z początku mu nie wierzyła, ale w końcu powiedział, że wtedy będzie bardziej wyjątkowa niż te psy, które zamieszkują Ziemię. Wyjątkowa? T słowo odbijało się echem w jej umyśle. Przypomniała sobie słowa starego psa z dzieciństwa. Stwierdziła, że musi zaryzykować i zgodziła się na propozycję.
RODZINA
Rodzice :| Max i Telesha - ojca tak naprawdę nigdy nie spotkała, a matkę kochała za to całym sercem.
Rodzeństwo :| Anti, Alonzo - dwójka braci; uwielbiała im dokuczać.
Partner :| Ani przez myśli jej nie przeszło, aby mieć partnera. Pfu!
Potomstwo :| Nie posiada
MIEJSCE ZAMIESZKANIA :| Mimo tego, że ma własny dom w Helecho to i tak przez częste podróże większość nocy przesypia gdzie indziej.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA :| Mimo tego, że ma własny dom w Helecho to i tak przez częste podróże większość nocy przesypia gdzie indziej.
CIEKAWOSTKI :|
・Zbiera różne rzeczy. Od patyków poprzez pióra aż po interesujące kryształy. Chowa to w swojej skrytce w domu, gdyż nie chce, aby ktoś się dowiedział, że ma taką pasję.
・Uwielbia przechadzać się nad oceanem, kiedy chce trochę odpocząć.
・Rzadko kiedy zapisuje swoje myśli, bądź to co zauważyła. Woli zachowywać to wszystko dla siebie.
Howrse: Stuhi1122
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz