Już przy pierwszych drzewach dostrzegł zioła, bardzo dużo ziół. Od razu wyciągnął mały woreczek i zrywając po kilka roślin naraz wkładał je układając w rządek. W momencie gdy w okolicy nie było już tego, co mogło by go zainteresować, ruszył dalej, zostawiając drogę coraz bardziej w tyle. Tutaj, w puszczy, gatunków tego co można zbierać, jest bardzo dużo, w nienaruszonym stanie. Bardzo mało psów tutaj chodzi, więc i leśny podszyt jest w doskonałym stanie do zbieranie. Pies coraz bardziej wpatrywał się w małe roślinki, gdyby nie to, że w domu ma ich pęczki, od razu pobiegłby do jakiegoś krzaczka i całego go poobcinał. Nagle na widok jeżyn przystanął i od razu do nich podbiegł, zbierając całe kiście owoców. Jak to przyjmować gościa, który zda egzamin na zielarza bez poczęstunku ? Jeśli zdąży, to może nawet odda je do piekarni, do tej szarej suczki i poprosi o zrobienie jakiegoś ciasta ?
Zioła i zioła, ile ich można zbierać ? Powiedziałby normalny pies i przykuł swoją uwagę na cokolwiek innego niż te niepozorne rośliny. Ale Verrano ? Nigdy w życiu. Aktualnie siedział na wysokim drzewie i ścinał bardzo rzadkie liście, Liścienia. Roślina rosnąca jak bluszcz, dająca owoce jak pomidor i mająca liście jak mięta o niebiańskich właściwościach. Ból głowy ? Wymioty ? Problemy z żołądkiem ? Liściec ci pomoże ! Gdy liście zapełniły cały materiał, pies zacisnął sznureczkiem jedwabny woreczek i przetarł sobie czoło, całe z zielonego proszku - nasion. To co ? Masz dość ty głupi staruchu ? Pies pomału zszedł z drzewa trzymając się kory i zeskoczył gdy był już blisko ziemi. Nagle poczuł jak łapy się pod nim uginają i jak dostaję czymś w bok, czymś twardym i bezwzględnym.
- Co tu robisz ? - odezwał się pierwszy głos należący do ogromnego brązowego psa - Kim jesteś ?
Verrano zatoczył się i lekko oparł o drzewo z którego przed chwilą zeskoczył. Szczerze ? Nie spodziewał się rabusiów w takim miejscu i o takiej porze. Czuł jak jego mięśnie się naprężają, tym samym jego oddech lekko przyśpieszył.
- Kim jesteś ?! Ty cholero jedna - zawołał drugi i rzucił się na psa popychając go. Verrano ponownie się zatoczył, jednak jedynie podniósł wzrok i spojrzał się na drugiego owczarka. Wysoki i ubrany w obskurne rzemyki między którymi miał broń, wyglądało to co najmniej przerażająco.
- Kim jesteś aby mi rozkazywać ? - powiedział ze stoickim spokojem i od razu pożałował. Poczuł jedynie przez moment jak długie ostrze wbija mu się pod żebrem i w tym samym momencie uszkadza jego skórę i wnętrzności. Mimo że ból nie był mu obcy, lekko jęknął i przymknął oczy. Myśli wirowały mu w głowie, przecież mógł spróbować uciec, zaatakować, a nie zgrywać odważnego wojownika. A co z egzaminem biednej Violi ? Zatoczyło mu się w głowie i nie patrząc gdzie, upadł na leśny podszyt.
Okropny ból głowy, ból w okolicach żeber i obolałe łapy, tylko to przeszkadzało psu. Nagle zdał sobie sprawę z obcych i zarazem znajomych zapachów pobudził psa do otworzenia oczu i wstania. Tuż obok niego leżało sporo ziół, a on sam miał opatrunek na brzuchu. Zaraz potem dostrzegł śpiącą Violę na kanapie. Drzemała skulona w małą kulkę, jakby chciała zająć najmniej powierzchni ile się da, tym samym wysypiając się porządnie. Gdy pies poukładał myśli, jedno pytanie (w sumie dwa) ciągle wędrowało mu w głowie. Co tu się do cholery stało ?
Viola ? c:
Jeszcze raz przepraszam za mojego kuzyna :<
700 słów → 35 ပ | Koniec nauki Violence
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz