7.08.2018

Od Vivienne - Zlecenie 3

Poranek, zwyczajny, jak każdy inny. Siedziała u siebie, pogrążona w we śnie, jednakże po krótkiej chwili wstała, zostawiając łóżko w całkowitym nieładzie. Nie miała najmniejszej ochoty teraz go ścielić. Była cholernie głodna, zjadłaby wszystko, naprawdę, wszystko, co pojawiłoby się na jej drodze. Ciężkim, wciąż zaspany i leniwym ciągle chodem ruszyła w stronę drzwi, energicznie je popychając. Skrzypnęły, a później mocno trzasnęły. Nie przejmowała się tym, miała to, szczerze mówiąc, kompletnie gdzieś, uważając, że połowa drzwi od budynków mieszkalnych w Litore ma taką wadę, albo raczej tylko tak zakładała, nie była tego oczywiście pewna, ale miała wrażenie, że nie mieszka w najgorszym, sypiącym się mieszkaniu.
~**~
 Załatwianie spraw, które mają na celu zaspokojenie wszystkich porannych potrzeb jest bez wątpienia nudne, ale bezpodstawne siedzenie w karczmie to już przesada. Opierała się łapą o stół i przysłuchiwała się dziwacznej rozmowie psów z innego stolika. Zamówiła coś do jedzenia, dokładniej pieczonego kurczaka, którego wsunęła w niecałe pół godziny. Z całego cielska ptaka najbardziej upodobała sobie skrzydełka. Sama nie wiedziała, jaki był ku temu powód. Uwielbiała "bawić" się małymi kosteczkami, jednakże była w miejscu publicznym i okazywanie takich nawyków nie skończyłoby się dobrze. Była bardzo zniesmaczona, ale gdyby tutaj nie przyszła musiałaby ponownie bawić się w polowanie, które nie w każdym wypadku skończyłoby się powodzeniem. Miała wstać i wyjść, nie robiąc sobie nic więcej z tej obecności, ale coś ją powstrzymało; grupka wcześniej wspomnianych psów zaczęła bardzo interesującą konwersację, Vivienne po prostu musiała chwilę usiedzieć na czterech literach i chamsko podsłuchać tej rozmowy. Nie potrafiła teraz odejść. Jakaś dziwna siła po prostu kazała jej tam zostać.
- Chłopaki, chodźcie ze mną do Puszczy - zaczął jeden. Wyglądał na intelektualistę, nie był specjalnie mocno zbudowany i gdyby nie głos, suczka nie byłaby przekonana co do jego płci.
- A jaki jest tego powód? - odezwał się drugi.
- Znalazłem w bibliotece tekst, który mówi o ruinach ukrytych w kniei... I potrzebuję kogoś, kto by mnie chronił.
 Grupa psów wybuchła śmiechem. Vivienne jednak nie ciągnęło do śmiechu. Była bardzo zaciekawiona. Ruiny? To może brzmieć ciekawie.
- Ale co jest takiego śmiesznego? - spytał ze skwaszoną miną.
- Te twoje bajeczki - odpowiedział największy z psów. Po chwili każdy kolejny osobnik zaczynał opuszczać stolik. Pies wpatrywał się w stolik. Był całkiem sam, reszta psów przestała widocznie zwracać na nie uwagi. Osobnik był smutny, a Vivienne niemożliwie zainteresowana tą sprawą. Co prawda wciąż była jeszcze zielona, jeżeli chodzi o sprawy Eos, ale czuła, że to może się opłacić. Nieśmiało podeszła do psa, ośmieszonego przez własnych kumpli. Nie, nie miała najmniejszej ochoty chociażby patrzeć na jego mordę, ale jakaś niepojęta siła ciągnęła ją i za wszelką cenę nie chciała odpuścić. Pies spojrzał na nią z wielkim zdziwieniem. Rozszerzył oczy, ale nie przesadnie. Biała usiadła przy krześle i, jak gdyby nigdy nic oparła łapy o stół, bezczynnie siedząc.
- Czego chcesz? - fuknął pies. Nie musiał wyrażać niczego w słowach, jego oczy wołały "odwal się, też chcesz mnie wyśmiać", ale na niej to nie robiło najmniejszego wrażenia. Wzięła łapy ze stołu i spojrzała na psa.
- Chcę wiedzieć, co jest grane - zaczęła - mówiłeś o jakichś Ruinach...
- Podsłuchiwałaś! - krzyknął.
 Vivienne walnęła łapą o stół, momentalnie go uciszając. Spojrzała na niego z furią, niemalże wchodząc na stół.
- Mam tam iść, czy nie? - głośno spytała. Nieznajomy pokiwał głową. Śnieżnobiała triumfalnie się uśmiechnęła. Pies zbliżył się do niej, dając jej kilka Soli, jako zakładkę, a już po chwili ruszyli. Vivienne wyszła z karczmy, idąc tam, gdzie pies. Przez całą drogę praktycznie nic do siebie nie mówili, a gdyby nie miła zapłata, suczka nie poszłaby z tym... Idiotą? Możliwe. Sama nie wiedziała, po co ma go ochraniać. Nie może pójść sam, no, ale najwidoczniej jest tchórzem, i potrzebuje kogoś, jak suczka. Szli, obydwoje, jednakże Vivienne starała się utrzymywać jak największy dystans. A skąd wie, czy za chwilę nie wbiję jej noża w plecy?
- Gdzie są właściwie te Ruiny? - spytała suczka, udając, że nie wie.
- W kniei. To niedaleko - powiedział pies. Widziała ekscytację na jego pysku.
 Siedem minut później obydwoje stanęli. Pies zaczął rozglądać się wokół, z coraz bardziej niepewną miną. Vivienne od razu załapała, o co chodziło. Byli na miejscu, a tutaj kompletna pustka.
- Ale... - zaczął. Vivienne westchnęła.
- Jesteś głupim głąbem i chyba na mózg padłeś - zaczęła - ale dzięki za Sole.

Zlecenie 3 - 100೧ + 30PU + 5೧ za słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz