1.07.2018

Od Oscara

Krok w przód, krótkie cięcie. Z drewnianego słupka sypią się drzazgi, podczas gdy ostrze sztyletu zatrzymuje się w jego połowie. Dynamiczne pociągnięcie i już mogę uderzać po raz kolejny. Nie było to bardzo ambitne ćwiczenie, lecz zawsze jakieś. W Eos spędziłem już sporo czasu, więc moja telekineza znacznie się poprawiła. Nie znaczy to bynajmniej, że trening kontrolowania broni jest bezużyteczny. Postanowiłem poprzestać na moim sztylecie. Był jednym z tych, którymi można się zachwycić. Dbałem o niego, była to moja jedyna broń. Kolejne zamachnięcie. Tym razem czubek słupka upada na gęstą trawę. Przyjrzałem się krawędzi ostrza, lecz nie było na nim ani śladu zadrapania. Podrzuciłem sztylet w powietrze, by następnie płynnym ruchem umieścić go w pochwie.
Stwierdziłem, że przyszedł czas na ciekawszy trening. Miałem dość zwyczajnego uderzania w kijek, więc postanowiłem wybrać się na polowanie. Potrzebne mi było mięso, więc nie widziałem przeszkód, by postąpić wraz z planem. Spojrzałem jeszcze w kierunku Helecho. Nie dostrzegłem jednak domostw. Zasłoniły je gęsto rosnące w tym miejscu drzewa. Gdzieś tam krzątała się suczka o czarnej sierści. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może chciałaby wybrać się ze mną, jednak błyskawicznie zniknęła. Co jak co, ale babrać się krwią swoich ofiar wolę bez niej.
Żwawym krokiem ruszyłem na południowy wschód, do lasu rosnącego nad jednym z dopływów Matre. Upodobałem sobie ten teren po jednym z polowań z resztą łowców. Morrigan zabrała nas tam na polowanie na drobnego zwierza. Las przerzedzał się znacznie, bardzo często można było trafić na polany przecięte przez wartki strumień. Żyło w nim sporo królików, można było też spotkać stado saren. Jelenie raczej nie zapuszczały się w te rejony, choć czasem udało się je zauważyć, gdy wędrowały na gęściej zalesione stanowiska. Stwierdziłem, że sarna w zupełności wystarczy mnie i Lady, więc i na tym zatrzymały się moje ambicje. Gdy tylko rozpoznałem znajome obiekty, przypadłem do ziemi i zacząłem węszyć. Spośród delikatnych, trudnych do wychwycenia zapachów kopytnych, szczególnie wyróżniał się aromat królika. Nie zadowalało mnie to wystarczająco, więc ruszyłem dalej, w dół strumienia. Bezchmurne niebo zachwycało intensywnym błękitem, na którego tle raz po raz pojawiała się pędząca sójka. Krzyki tych ptaków towarzyszyły mi przez dłuższą chwilę. Nie ukrywam, trochę mnie denerwowały, jednak ich beztroska upewniała mnie o bezpieczeństwie.
Po kilku minutach truchtania i nieustannego węszenia, ujrzałem przed sobą polanę pełną króliczych nor. Futrzaki kicały i pożywiały się świeżą trawą, jednak pozostawały czujne. Już miałem odchodzić w dalszym poszukiwaniu większej zwierzyny, gdy ogarnęło mnie zwątpienie. Oddaliłem się już znacznie od Helecho, a nadal nie napotkałem świeżych tropów saren, nawet mimo faktu, że były pospolite w tej okolicy. Stwierdziłem, że poprzestanę na kilku królikach. Przypadłem do ziemi i w ukryciu krzewów leszczyny zacząłem się zbliżać do ofiary. Najbliższe mi zwierzę jadło spokojnie i najwidoczniej straciło czujność. Nie wstawało co chwilę by się rozejrzeć jak pozostałe. Trzeba było jednak uważać na resztę kolonii. Sprawiłem, by delikatny wietrzyk wiał w kierunku przeciwnym do tego, z którego się zbliżałem. Do nozdrzy dostał się intensywny zapach zwierza. W moim umyśle coraz mocniej dawał o sobie znać pierwotny instynkt łowcy. Wołał "Krwi!!". Wystarczająco blisko. Królik nawet nie zdąży pisknąć, gdy moje kły zatopią się w jego ciele...
Skok, szybki ruch i podrygujące ciałko zwisa z mojego pyska. Rozglądam się na boki, gdzie przerażeni kompani mojego przyszłego obiadu rozbiegają się z przeraźliwym okrzykiem i znikają w norach. Mięśnie przestają się kurczyć. Futrzak jest już bezwładny. Krew spływa po jego futrze, a jej błogi zapach dostaje się do moich zmysłów. Czuję na języku ciepło, jej metaliczny smak. Adrenalina powoli opada. Jestem zwycięzcą w tym starciu, jednak to nie wszystko. Jeden marny królik wystarczy zaledwie na jeden, niewielki posiłek, a ja chcę zrobić zapas.
Po krótkiej chwili stwierdziłem, że czas wrócić do Helecho. Na polowanie wrócę później. Ruszyłem w drogę powrotną, rozglądając się za tropami saren. Zwierzak z moim pysku skutecznie pozbawiał mnie możliwości węszenia, czułem krew. Tym razem poruszałem się szybciej, nie zatrzymywałem, a jedynie brnąłem przez leśne poszycie truchtem, przez cały czas kierując się w stronę osady. W końcu minąłem słupek z odrąbanym czubkiem i dostrzegłem zabudowania. Na ulicy minąłem kilka psów, jeden nawet ukłonił mi się grzecznie. Odwzajemniłem gest sądząc, że to jeden z tutejszych, nawet mimo, że go nie znałem. Nie przejąłem się tym znacznie i skierowałem do domu. Przeskoczyłem niski kamienny murek, by skrócić sobie drogę i wylądowałem na trawie. W oknie pojawiła się głowa Lady. Najpierw była obojętna, potem zdziwiona, aż w końcu oburzona. Przechyliłem głowę zastanawiając się o co może jej chodzić, po czym przypomniałem o króliku. Domyśliłem się o coo poszło, jednak suczka i tak postanowiła mi to wygarnąć.
-Byłeś na polowaniu beze mnie? - bardziej stwierdziła niż zapytała, gdy wszedłem do domu.
-Tak. Stwierdziłem, że nie będziemy się razem babrać krwią. - odpowiedziałem, gdy pozbyłem się z pyska balastu.
-I złapałeś jednego, małego królika? - prychnęła.
-Więcej do szczęścia nie potrzebuję. Złap sobie jeśli chcesz obiad. - uśmiechnąłem się złośliwie.
-Złapię. Będziesz jadł zupę z szczątkową ilością mięsa, a ja pieczeń. Zobaczysz. - stwierdziła i ruszyła w kierunku drzwi.
-Czy to wyzwanie? - zapytałem z uśmiechem.
-Podejmujesz się?
-Kto złapie większą zdobycz?
-Nie zmarnuje się.
-W taakim razie... Zgoda. - stwierdziłem.

Lady? No to popolują sobie razem :v
Wspólne mordowanie, jakie to romantyczne <3

| 847 słowa → 40೧ | Walka → 5 PU | Polowanie → 5 PU |

Napisz w komentarzu na co punkty chcesz wydać :p

2 komentarze: