15.07.2018

Od Vivienne - CD. Horusa

 Ni stąd, ni zowąd, oczy Vivienne na nowo dostrzegły twarz psa, dokładnie tak, jakby był jedynym osobnikiem w sforze. Wpatrywał się w nią z pogodnym wyrazem twarzy, po chwili spytał białej suczki, czy jeszcze nikogo nie zjadła. O dziwo nie zaczęła arogancko prychać i fuczeć, ba, nawet udało jej się uśmiechnąć. Nie był to jednak sztuczny, wymuszony uśmiech, to było coś szczerego, coś sprawiło, że nie czuła już do niego takiej odrazy i czuła, że pies, którego od jakiegoś czasu znała może w przyszłości okazać się dobrym znajomym, a czasem nawet i przyjacielem. Nie, nie czuła póki co żadnych oznak przyjaźni, jednakże brak jakiejkolwiek, chociażby najmniejszej więzi pomiędzy nią, a psem byłby kłamstwem, zwyczajnym kłamstwem, a póki co określała to jako niepewną znajomość. Kwiat przyjaźni dopiero kwitnie, może jednak szybko zwiędnąć, jeżeli się o niego nie zadba.
— Nie, jeszcze nikogo nie zjadłam — odpowiedź, a raczej ton tej wypowiedzi miał emitować śmiech, jednakże niezbyt jej to wyszło, problem tkwi w tym, że nie potrafiła sztucznie zachowywać się przy jakiejkolwiek osobie. Udało jej się pojechać konnym zaprzęgiem razem z psem, przez większość czasu milczała, ale szybko, jak z automatu odpowiadała na wszelkie pytania psa, a to nie wszystko, raz nawet udało jej się porządnie rozkręcić rozmowę z psem, wydawała jakoś nic nie robić sobie z tego, że woźnica słyszy każde ich słowo, a w jego głowie może teraz szaleć burza krytyki tych tekstów i różne myśli na temat tej rozmowy. Vivienne wkrótce wysiadła, zostawiając psa. Chciała tak naprawdę popolować, a pies wydawał się mieć skwaszoną minę, gdy tylko wysiadła. Zrobiło jej się trochę żal, gdyż jego towarzystwo o dziwo niezbyt jej przeszkadzało, ale jej brzuch ściskał głód, a jej oczy chciały natychmiast zobaczyć ślady krwi na trawie, jej kubki smakowe marzyły o skosztowaniu ciepłego mięsa bezbronnej zwierzyny, chciała po prostu coś zabić i zjeść. Różnego rodzaju liście szeleściły pod jej łapami, co w jakimś stopniu utrudniłoby jej dostanie się do zwierzyny. Starała się coś z tym zrobić, jednakże każdy ruch łapy kończył się szelestem, wkurzona suczka zamachnęła się łapą i wyrzuciła całą ściółkę w powietrze, groźnie kłapiąc zębami. Nie zrezygnowała jednak z polowania, była głodna, a jej dziwne nawyki dodatkowo zachęcały do polowania. Jej oczy odnalazły królika, małego, bezbronnego, idealnego do zjedzenia, zaczęła się skradać i próbować nie hałasować, jednak jej łapa stanęła w złym miejscu. Zwierzę pokicało, zrobiło kilka skoków, jednak chwilę później jego głupi rozum uznał, że zagrożenie minęło i zaczęło... Właściwie, to co to uszaste stworzenie robiło? Jakoś niezbyt wiedziała oraz niezbyt ją to interesowało, ten dziad stoi niżej w łańcuchu pokarmowym, musiał umrzeć, żeby drugi mógł żyć. Biała kilka razy zastanawiała się, jak może czuć się umierająca osoba, ale po chwili zawsze jakaś myśl wyrywała ją spośród tych dziwnych rozmyślań. Jej tylne kończyny z wielką siłą odbiły się od ziemi, niczym jeden wielki, psowaty, śnieżnobiały królik. Leciała w jego stronę, a wszystko to działo się tak szybko, że nie zdarzył jej uciec. Wbiła pazury w jego kark, a on zaczął miotać się we wszystkie strony i piszczeć. Im głębiej wtykała pazury, tym bardziej próbował się bronić. Na marnę. Skrawek trawy był przepełniony krwią, a królik leżał nieżywy. Uszy suczki automatycznie położyły się na szyi, gdy usłyszała szelest krzaków. Rozluźniła się dopiero wtedy, gdy zobaczyła znajomą twarz i ciągły figlarny uśmieszek na owej twarzy. To był ten pies, ten, którego właśnie przed chwilą zostawiła w zaprzęgu.
— O mój... Naprawdę, niezła akcja — przyznał. Suczka poczuła napływ dumy. Lekko się uśmiechnęła, i sama sobie musiała przyznać, że to jedna z tych lepszych, jak to pies nazwał, akcji.

<Horus?>
590 słów → 25 ೧ | Polowanie → 5 PU

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz