Księżyc świecił, gwiazdy migotały. W Eos panowała właśnie noc, piękna, zniewalająca, gwieździste niebo dodawało mu tego czegoś, czegoś, co czyniło każdą noc wyjątkową, czegoś, co ratowało tę noc od całkowitej prostoty. Vivienne przeciągnęła się, ziewając. Obiecała sobie, że ją prześpi, ale szczerze, nie do końca złamała tą obietnicę. Poszła spać stosunkowo wcześnie, przenocowała pod gołym niebem od godziny dwudziestej drugiej, jednakże z bliżej nieznanych jej powodów obudziła się o w pół do czwartej w nocy i nie wyczuwała żadnych oznak zaspania czy zmęczenia, przy czym postanowiła zerwać się na równe nogi i pospacerować po jeszcze nieznanych terenach Eos. Bacznie obserwowała księżyc, który w miarę upływu czasu coraz bardziej opadał na dół, jakby starał się gdzieś schować. Biała suczka nie chciała, by nagle wyskoczyło słońce, ze swoimi rażącymi w oczy promieniami, cisza nocna pozwalała jej się zrelaksować, dodawała suczce otuchy. Cóż, nie zawsze można jednak nazwać to ciszą, bowiem te dziwne odgłosy robactwa w trawie... Szczerze, nie wyobrażała sobie bez tego prawdziwej nocy. Bez tego, jak i oczywiście chłodnego wiaterku, delikatnie rozwiewującego jej śnieżnobiałe futerko. Uwielbiała nocne klimaty, co z tego, że zazwyczaj przesypiała te noce, cieszyła się z chwili samotności, co nie zmienia faktu, że właściwie cały czas spędzała tylko ze sobą. Nie gardziła towarzystwem, jednakże trudno jej było zawierać nowe przyjaźnie, oraz niezbyt ją to pociągało.
Chodziła, uważnie podziwiając każdy kawałek horyzontu. Przycupnęła przy niewielkim, młodym dębie, kładąc się na ziemi brzuchem do góry i dokładnie podziwiając gwiazdy. Szukała jakiegoś fascynującego łączenia białych kulek, ciekawego gwiazdozbioru. Jeden wyglądał jak taki wielki kwiatek z takimi długimi liściami, a drugi, który wpadł jej w oko bardzo przypominał królika. Miała teraz ochotę wstać i wyruszyć, ale nagle, znienacka, jakby kompletnie znikąd pojawiło się cholerne zmęczenie i oczy zaczęły jej się kleić. Powieki opadły powoli w dół, ona poddawała się temu powoli i z wielką niechęcią. Miała wrażenie że zaraz wstanie, ale wszystko na nic, zaczęła zasypiać, aż wreszcie usnęła pod drzewem.
Była godzina w pół do dziewiątej. Vivienne powoli wstała z ziemi, ziewając. Poranki są zawsze najgorsze, jesteś zaspany i wszystko musisz ogarniać, jesteś zmęczony, nie masz ochoty robić niczego, tylko jeszcze chwilę spać, jeszcze chwilę leżeć... Śnieżnobiała suczka zaczęła szwędać się w poszukiwaniu jedzenia, ale przypomniała sobie, ano, tak, tutaj sam musisz sobie obiad złapać, później zabić, a później... No. później tylko zjeść. Naprawdę, nie miała na to najmniejszej ochoty, ale życie jej uświadomiło, że musi jeść, inaczej zginie, jej instynkt przetrwania nakazywał jej natychmiast znaleźć sobie pożywienie. Była głodna, ale bez przesady. Otrzepała się i pobiegła w stronę lasu. Tam można znaleźć chociażby królika, o ile nie większe, lepsze zwierzę. Zawsze coś gdzieś się w tym lesie szwęda, a mieszkańcy Eos śmiało to wykorzystują. Jej uwagę przykuła młoda, młodziutka sarenka, którą oczywiście upoluje. Jadła sobie liście, wesoło, zupełnie nieświadome niczego zwierzę jadło rośliny, a groźny drapieżnik, Vivienne, zje sobie roślinożercę, przepraszam, sarenko, ale musisz zginąć, aby suczka mogła żyć, więc albo przygotuj sobie porządny plan ucieczki, albo umieraj. Zwierzę długo sobie jeszcze nie pożyło. Suczka wbiła ostre żeby w jego kark, zatapiając je mocniej, mocniej i mocniej, niszcząc i rozrywając wszystko, co stanie na ich drodze. Zwierze zaczęło ostro kopać, jednakże suczka leżała na jego karku, więc kopyta sarny nie stanowiły dla niej zagrożenia. Zwierzę zaczynało tracić siły, upadło na ziemię i było całkowicie bezbronne, gdy tylko suczka wbiła kły w jego krtań, umarło w kilkanaście sekund, rycząc z bólu. Vivienne nie żałowała posiłku, chociaż sarna stanowiła bardzo dużą zdobycz i nie zjadła całej. Resztki zostawiła na ziemi, było tego mięsa naprawdę niedużo, raz w życiu postanowiła, że podzieli się z innymi. Odeszła od tego mięsa i poczuła, jak z każdym krokiem czuje się mniej zmęczona i będzie gotowa na dzienne wyzwania. Innymi słowy, zaczęły wracać do niej siły, jednakże w tej chwili, o dziwo uznała za głupie siedzenie w lesie i patrzenie na ofiarę, przez co zdziwiła samą siebie. Zaczęła oddalać się z lasu, mocno wciskając łapy w podłoże. Z nieopanowej nudy chciała zostawić ślady i się nim przyglądać, ale uznała to za zajęcie bardzo głupie i na dodatek nudne. Cały czas myślała, co teraz zrobić, jednak w ostateczności pobiegła do miasteczka Litore. Chcąc, czy też nie, teoretycznie miała tam swój dom i pracowicie tam mieszkała. Drzwi lekko skrzypiły, gdy je otworzyła, na szczęście nie było to poważne uszkodzenie. Przez jakiś czas wpatrywała się w sufit, starając się znaleźć jakieś zajęcie. Odkąd się obudziła ten dzień przemijał trochę nudnawo, ale zegarek wskazywał dopiero jedenastą godzinę. Westchnęła i usiadła na kanapie, z której w późniejszym czasie zeszła. Opuściła domek. Miała nadzieję, że spotka tego aussie i może trochę z nim porozmawia, no bo jakby na to nie patrzeć, teraz ta samotność była wręcz nudna i głupia, a do psa nie żywiła ani odrazy, ani nienawiści. Drzwi lekko trzasnęły i zaskrzypiały, postanowiła, że kiedyś je naoliwi, ale nie wiedziała, jak to się robi. Wychodząc zupełnie nie patrzyła przed siebie, nagle, poczuła gorące uderzenie puchu, a już po chwili zauważyła tuż przed sobą czarną suczkę, która gwałtownie się cofnęła. Biała położyła uszy na sobie, dając wyraźny okaz zaniepokojenia. Nieznajoma otworzyła lekko pyszczek, jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili go zamknęła. Dwie suczki wpatrywały się w siebie, jedna, o imieniu Vivienne, a druga, jeszcze nieznana nam bohaterka miała o wiele łagodniejsze spojrzenie i starała się lekko opanować sytuacje. Biała suczka to zauważyła. Lekko i niepewnie zaczęła podnosić uszy do góry, nie przesadzając już z tą całą agresją.
— Umm... Przepraszam, nie zauważyłam cię — odrzekła czarna suczka. Biała zaś starała się uśmiechnąć, jednak nie potrafiła robić tego sztucznie. Wiedziała, jak dziwnie teraz wygląda, ale czarna jakoś nie wydawała być się tym jakoś bardzo przejęta.
— Nie, to ja przepraszam, nie uważałam — Vivienne ciężko przechodziło przez gardło to zdanie, nie miała zbytnio ochoty przepraszać za cokolwiek.
Obie stały bezczynnie, w końcu biała suczka chciała się wycofać, jednak z oddali widać było sylwetkę biegnącego psa. Pewnie jej przyjaciel albo partner, ale jakoś nie zaprzątała sobie tym głowy. Pies przybiegł, stając koło nieznajomej. Vivienne cofnęła się do tyłu.
— Lady, co tu się dzieje?
<Lady?>
Równe 1000 słów -> 50 ౧ + 10 ౧ za słowa + Polowanie - 5 PU.