Wracając, wpatrywała się w Horusa, kiedy ten zanurzał się powoli w gęstwinie, aż w końcu zniknął cały łącznie z koniuszkiem jego puchatego ogona. Wtedy jedynym upewnieniem się, że nadal tam kroczył było to, że krzew delikatnie trząsł się i szeleścił. Agnes przewróciła oczami i zaraz również wskoczyła pomiędzy liście i gałązki. Nie widziała samca samego w sobie, ale widziała jego ślady w grząskiej ścieżce. Za chwilę znikną, ale na ten moment były jeszcze wyraźne, gdyż znajdował się praktycznie przed nią. Zanim wychyliła łeb usłyszała szum, który z pewnością należał do wodospadu. Dużego wodospadu.
Przyśpieszyła i zaraz znalazła się obok swojego znajomego, który mrużył oczy. Z początku wpatrywała się zz nieco rozchylonym pyszczkiem na klucze ptaków przelatujących nisko nad wodą wodospadu, które sunęły tak szybko po sklepieniu nieba, jak tabun rozpędzonych rumaków, które czegoś się przestraszyły. Wokół jeziora, które zgromadziło się pod spadającą wodą rosła bogata flora. Rośliny otaczały w taki sposób zbiornik wody, że brzegu praktycznie nie było. Oni również stali jedynie na małym skrawku ziemi, który zakończony był stromym, aczkolwiek niskim klifem. Jeżeli faktycznie mieliby się potknąć i tam wpaść to nic, by im się nie stało. Z resztą, dlaczego potknąć, a nie wepchnąć? Na pyszczek Agnes od razu wszedł złośliwy uśmiech, ale pies nic nie zauważył, gdyż z nadal opadniętymi powiekami wdychał świeże powietrze, które przepełnione było bryzą bijącą od wody. Wody, do której ten zaraz wleci.
Suka ściągnęła pierw pochwę i naparła się na niego z całej siły, a ten z cichym wrzaskiem zagłuszonym przez szum wpadł wśród fale, które momentalnie zwiększyły się. Nagły plusk sprawił, że Agnes stała się mokra, ale jej to nie przeszkadzało, gdyż po kilku sekundach sama wskoczyła przed siebie. Jej uśmiech jednak zrzedł widząc minę Horusa, który szarpał się tak, jakby się topił. Mimo to łaciata powstrzymywała się od śmiechu, dlatego uniosła brwi i wymamrotała nieco rozbawiona:
- No co ty? Nigdy nie pływałeś?!
- Po prostu nie cierpię tego, jak nie mam gruntu pod łapami. - Powiedział jakby przestraszony, chociaż próbował to ukryć jednocześnie podpływając pod brzeg i opierając się o odstąjacą skałę. Po chwili stał już na gruncie.
- Widać, że nie przywykłeś do towarzystwa psa władającego żywiołem wody.
<Horus?>
| 460 słów→ 20೧ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz