15.06.2018

Od Horusa cd. Vivienne

To, co pies przeżywał, nie można było nazwać inaczej niż jakąś zmieszaną grupką wszelakich uczuć. Odczuwał ogromną irytację jak i chęć zaprzyjaźnienia się z tą wkurzającą go istotą. Trzymając ją tak i unieruchamiając  w tym samym czasie słuchał jej tekstów jaki on okropny, nieraz poleciała wiązka przekleństw w jego stronę. W końcu uśmiechnął się szeroko i niezrażony aroganckim zachowaniem suki odskoczył na bok. Ta już spokojniej wstała i podeszła do niego zaciekawiona, zatrzymała się metr od niego. Pies widział każdy jej mięsień rysujący się na białym futrze, wszystkie naprężone i gotowe do odebrania ewentualnego ataku. Ona naprawdę myślała że ją zaatakuję ? Mimowolnie się uśmiechnął na tą myśl. W sumie się nie dziwił, sam czuł się niekomfortowo w owej sytuacji i jego mięśnie także były spięte. Pies nie czuł się wielce ,,urażony" zachowaniem Vivienne, ale owe zachowanie głęboko go zastanawiały. W końcu zerknął w niebo sprawdzając porę dnia, podniósł wysoko łeb i zmrużył oczy od brzasku jasnej gwiazdy. Słońce chyliło się dopiero ku szczytowi, co oznaczało jeszcze kilka godzin światła w Jutrzence. 
- I co teraz ? - zapytała Vivienne wpatrując się w Horusa. Śledziła każdy jego najdrobniejszy ruch, jakby bała się że zaraz ją znienacka zaatakuję. Dopiero po kilku minutach dała sobie najwyraźniej spokój stojąc już normalnie, o ile tak to można ująć.
- Nie mam bladego pojęcia - szczera odpowiedź chyba nie zadowoliła suczki - Może miałabyś ochotę poznać miasteczko ? Niedaleko znajduję się Helecho, nie jest za duże.
Gdy suczka otwarła pyszczek aby odpowiedzieć, do uszu owczarka dotarł cichy dźwięk, który z każdą sekundą narastał w siłę. Do tego ziemia, która nie wiadomo skąd zaczęła lekko się ruszać, niepokoiła owczarka. Zaczął kalkulować wszystkie możliwości, aż w końcu zamarł i lekko się oblizał na woń spoconego futra kilkunastu galopujących jeleni. Wiosna, to i młode, a oni właśnie są w części lasu gdzie ostatnio widziano stado tych smakowitych zwierząt. Z jednej strony miał ochotę poczekać jak stado przebiegnie i rzucić się na jakąś sztukę, a z drugiej coś w głębi jego umysłu kazało mu zostać z Vivienne. 
- Jeśli jesteś taka pewna, to złap sarnę - rzucił przez ramię i pobiegł za galopującymi sarnami. Jego łapy ledwo dotykały wilgotnego runa, on sam starał się robić jak najdłuższe kroki. W końcu upatrzył sobie mniejszą, ale tak samo hardą sztukę co inne. Rzucił jej się do gardła i złapał za zad. Ta próbując go zrzucić, wywijała tylnymi kopytami, ale to tylko sprawiło że pies jeszcze mocniej wbił pazury w bok zwierzęcia. Po kilkunastu minutach zwierzę już leżało z pogryzioną szyją. Pies nagle podniósł łeb i nieznacznie zaczął się rozglądać, jakby czegoś szukał. W sumie szukał. Nigdzie jednak nie dostrzegł białej suki. Lekko zawiedziony jak i zmęczony powlókł się drogą do domu. Jego łapy uderzały o wydeptaną ścieżkę, dopiero po kilkunastu minutach usłyszał niepokojące wrzaski, wtedy rzucił sarnę i pobiegł do miasteczka. 

Viv ? 
(nie zabij za nudny odpis ;-;)

| 471 słów → 20೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz