25.06.2018

Od Horusa cd. Agnes

Zanim przeczytasz musisz wiedzieć, że to opowiadanie to jeden wielki gniot.

Pies wpatrywał się w sukę z lekko otwartym pyskiem. Zawsze widział ją jako oazę spokoju, pełną 
opanowania i ciszy. Dokładnie przed nim teraz wybuchła, mówiąc wszystko co jej leży na sercu i co ją trapi. Owczarek nie miał bladego pojęcia, co ma z tej sytuacji zrobić. Według niego najlepszym rozwiązaniem byłoby poczekanie aż suka się uspokoi, ale według niego było to ... trochę oklepane ? Być może. A po za tym chciał jej trochę pomóc, czuł, że musi to zrobić. Podszedł do suki i lekko trącił ją pyskiem. Ta wlepiła w niego swoje spojrzenie, była w nim mała cząstka żalu.
- Agnes ... naprawdę nie wiem co powiedzieć - zaczął, lecz zaraz zamilkł.
- To nic nie mów - odpowiedziała od razu i zapatrzyła w wodospad. Emocje najwyraźniej malały, ale pies nadal czuł że nią władają. Starała się uspokoić wpatrując w wodę, jednak słabo jej to wychodziło. Końcówki uszu lekko drgały, a ona sama gwałtownie wodziła wzrokiem po wodnej toni.
Pies już od pewnego czasu czuł, że jest między nimi bariera która blokuje najprostsze rozmowy i zachowania. Przynajmniej tak to odczuwał owczarek. Jaka ? Pewnie wrodzona nieśmiałość i dziwne zachowania z jego strony. Za każdym razem gdy kogoś poznawał, odganiał go swym zachowaniem. Zmrużył oczy na tą myśl i lekko wstając siadł obok suki, która wzdrygnęła się gdy go zauważyła. Pewnie wyrwał ją z rozmyślań ... Chciał coś powiedzieć, cokolwiek. Poprawić jej humor, odgonić pesymistyczne myśli, jednak z jego pyska wyrwał tylko niesłyszalny jęk. Moment, w którym przyszło mu coś do głowy, przerwał donośny i piskliwy jęk. Bestia która go wydała wybiegła z lasu i z impentem wpadła w wodę. Zimna ciesz chlusnęła w psy i zmusiła je do zmrużenia oczu. Oba psy szybko wstały i w miarę ich możliwości udały się na brzeg rzeki, kilka metrów dalej. Pies był w takim szoku, że nawet nie rozpoznał szarżującej na nich bestii. Rozumiał, że zbliżyli się do gniazda, ale żeby potwory napływały w takim tempie ? Podniósł łeb i rozejrzał się suką, dopiero teraz dostrzegł że próbuję walczyć z stworzeniem. Horus nie ukrywał, na jego pysku pojawił się cień przerażenia. Nagle potwór podniósł łapę i ruchem którego suczka nie zauważyła trzasnął ją w bok. Ta uderzyła o kamienie i z lekkim oporem uderzyła w wodą toń. Pies wiedział, że woda nie zrobi jej krzywdy, ale wolał się upewnić. Ruszył biegiem w stronę nurtu rzek i ignorując potwora próbował wyłowić Agnes z wody. Jego łapy ślizgały się w wodzie, pies bez zastanowienia rzucił się w wodę. Jeśli tylko Agnes odzyska przytomność, osobiście na nią nawrzeszczy.

Agnes ?
Błagam, przebacz mi za teo gniota i długość z jaką go pisałam ... obiecuję, następny odpis będzie ...bardziej lepszy, normalny ?


| 423 słowa → 20೧ |

16.06.2018

Od Agnes C.D Horusa

Wpatrywała się w Horusa dusząc w sobie śmiech i chęć obdarcia się z resztek godności robiąc z siebie głupka jak mały szczeniak. W takich momentach jak ten ta prawdziwa, poważna Agnes, jaką można było spotkać na co dzień całkowicie znikała, a na jej miejsce wstępowała jej młodsza wersja. Cieszyła się i parskała radośnie jak mały szczeniak, jakim była kiedyś, ale to bardzo kiedyś. Nie brzmi to zbyt dobrze w gramatycznym tego słowa znaczeniu, ale faktem było to, że tak dawno spacerowała po farmie, że wydawało się, jakby minęło kilka pokoleń. Te wszystkie wydarzenia były już zasnute mgłą i zanikały pod ciężarem ważniejszych wydarzeń. Było to dziwne, zważywszy na to, że czasem śniły jej się sny, które były tak rzeczywiste, jakby tak naprawdę gdzieś w głębi serca znała każdy szczegół swojego dzieciństwa.

- Hahaha! Berek, ty teraz gonisz! - Śmiała się gromadka rodzeństwa klepiąc się nawzajem i delikatnie podgryzając uszy. Byli tacy niewinni, nie wiedzieli jeszcze jakie zło kryje się w cieniu drzew. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że świat składa się z o wiele większej ilości czynników i czynności, niż ciągłej zabawy i odkrywania nowych miejsc. Agnes skakała wokół dwójki swoich braci machając ogonem i szczerząc kiełki, na co samce odpowiadali tym samym, jednocześnie krzycząc:
- Ej, to nie fair! Nie jesteśmy tacy szybcy.
- Ha!, wreszcie na nic zdała wam się wasza siła.
Jedynymi psami w tym towarzystwie, jakie zachowywały spokój była Telesha i jej znajomy, powszechnie nazywany "starszy pies", chociaż w teorii kilkokrotnie młodzi słyszeli, jak ich matka mówi na niego Mot. Wpatrywali się w szczeniaki jakby oceniając je pod każdym względem. Jak się bawią?, a może nawet jak się śmieją? W końcu staruszek powiedział nieco zachrypłym i przepełnionym troską szeptem:
- Są dobrymi szczeniakami, ale mimo to, nadal tak na nie patrzysz. Co cię nęka?
- Wiem, że mają jego krew. Przesiąkniętą goryczą, która ją zatruwa.
- Zranił cię, prawda?
- Nie... - powiedziała półprawdą, zaraz jednak spojrzała prosto w oczy swojemu towarzyszowi rozmowy, który zrozumiał, że nie mówi jej wszystkiego. - Nie otwarcie, ale zranił. 

Wtedy nie rozumiała tego co mówili i nie zbyt ją to interesowało, ale teraz po pięciu latach życia czuła wypełniającą ją niepewność i chęć dążenia dalej do odkrycia zakładki. Czuła się, jakby miała zamiar ułożyć puzzle, ale nie miała wszystkich kawałków. Przedstawiały coś, ale dopóki ich nie ułożyła, tak naprawdę nie wiedziała co przedstawiają. Takie same oczy, ból, gorycz. Zrobił coś złego, zranił. Nie otwarcie, ale zranił - wspomniała słowa swojej matki i przygryzła wargę. Przestała pływać, poczuł, że powoli się zanurza.
Zniknęła pod taflą wody słysząc jeszcze jakiś krzyk Horusa. Otworzyła szerzej oczy rozglądając się, aby dostrzec to, co kryło się w ciemnej głębinie. Wokół było dużo nierównych i ostrych skał, a także pojedynczych, sporych kamieni. Wśród nich dostrzegła wygładzony odłamek jakiegoś kamyka, może nawet klejnotu, który błyszczał w promieniach słońca przedzierających się przez wodę. Dostrzegła w nich rozmazane własne odbicie, ale nie zdążyła się temu bardziej przyjrzeć, gdyż poczuła, że powietrze uchodzi z jej płuc. Machnęła bardziej łapami i po chwili zalazła się znowu na górze oddychając płytko, ale szybko. Samiec wpatrywał się z nią w przerażeniem, które zniknęło widząc, że Agnes zdawała się panować nad sytuacją. 
- Nie rób tak więcej - wysapał nadal wpatrując się w łaciatą, która tym razem była już o wiele bardziej poważna niż przedtem. - Przypominasz mi o czymś.
- No co ty, mówisz na serio? Przynajmniej będę tym miłym wspomnieniem wśród fali goryczy, którą ciągnie za sobą kwaśny los.
- Co ty taka kapryśna? To ja powinienem się złościć, za wrzucenie do wody.
- Nie jestem w najlepszym humorze, okej? - Parsknęła i zmarszczyła brwi w zirytowaniu, a po chwili zaczęła poruszać łapami rozpryskując wokół wodę, żeby dopłynąć jakoś do brzegu. Chwyciła się skały i podparła się o nią, żeby wspiąć się na górę. Otrzepała się, ale nadal wyglądała jak kaczka. Jej futerko nie było tak puchate jak zwykle, a w dodatku czuła się, jakby przybyło jej co najmniej 5 kilogramów. Poruszyła szybciej ciałem jeszcze raz, a krople poleciały wokół. 
- Wszystko dobrze?
- Nie, po prostu nie, kogo ja okłamuję! Od dawna nękają mnie dziwne sny z mojego dzieciństwa. Słowa mojej matki, w dodatku ta suczka. Wyglądała jak ja, prawda? I znała imię... mojej mamy. To jest ze sobą powiązane, ale do cho*ery nie wiem jak. Mój ojciec albo inny samiec, którego znała moja rodzina jest punktem zaczepnym. Musiał być zły, chyba... sama nie wiem!

<Horus? Agnes już nie wytrzymała XD>

| 735 słów → 35೧ |

15.06.2018

Od Horusa cd. Vivienne

Pies lekko się wzdrygnął gdy centymetr obok jego pyska przeleciało żądne krwi stworzenie. Kilkanaście ptaków, o ile tak można nazwać te kreatury, zaczęły być coraz bardziej śmiałe wobec mieszkańców Helecho, tylko nieliczni im się postawili. Kilkanaście psów straciło już swoje rzeczy, zniszczony płot czy ogródek warzywny nie były rzadkością w tym momencie. Karmelowy owczarek nie raz próbował doskoczyć do jednego z ptaków, ośmieszał się jedynie, gdyż jego skoki wyglądały przedziwnie, polegały na lekkim wyskoku i przebieraniu łapami w powietrzu. Nie raz widział jak Vievienne uśmiecha się pod nosem na pokaz jego wyczynów akrobatycznych, szybko skończył z tą metodą i zajął się dobijaniem tych, co leżały już na ziemi. Najczęściej obcięcie głowy małym sztyletem było problematyczne, ale gdy Horus wyciągnął z pochwy miecz, stało się to wręcz nudne. Z zazdrością spoglądał jak suczka przykuca i szybkim skokiem łapie w zęby jakiegoś potwora, nie wypuszczając go zaciskała kły na jego szyi i już po chwili to, co przed chwilą żyło, leżało martwe u jej łap. Pies widział w jej oczach chęć mordu i złość, troszkę go denerwowało (to uczucie było spowodowane lekkimi obawami) takie towarzystwo ... ale cóż, nie narzekał. Kilka minut później dołączył do nich pies, kremowy labrador celnie strącał z nieba ghule używając łuku. Horus poznał go, mieszka w okolicy i jeśli się nie myli, to prowadzi hodowlę koni. Pies po skończonej robocie zaczepił psa.
- Witaj, jestem Horus. Nie prowadzisz może hodowli koni ..? - zerknął tym samym na białą sukę znikającą w gąszczu - Nie wiem, czy dobrze cię kojarzę.
Pies szeroko się uśmiechnął.

Po kilku godzinach Horus już maszerował leśną ścieżką, mimo że zapadał wieczór, on musiał dotrzeć do zamku. Z niechęcią oddalał się od swego domu i nieznajomej, ale wiedział że po ostatniej tragedii potrzebują więcej wojowników aby pilnować granicę. Schylił łeb i apatycznie zaczął ruszać łapami. Nie miał siły, ciało odmawiało mu posłuszeństwa a umysł był zamglony i stwarzał lekkie niebezpieczeństwo gdyby stała się jakaś nieplanowana sytuacja. Cały dzień spędzony na ściganiu nieznajomych piękności i walczenie z nimi, potem walka z ghulami, oglądanie koni który prawie nadepnął owczarkowi na łapę i na końcu szaleńczy bieg w ucieczce przed jakimś dużym zwierzęciem. Człapał tak ze zwieszoną głową kilka kroków, po czym wszedł trochę głębiej w las.

Gdy znalazł w miarę dogodne, jak i bezpieczne miejsce na małe ,,nocowanie", położył się pod ogromnym dębem i przymknął oczy. Pod łapami miał zawsze miecz, a na wszelki wypadek sztylet pod płaszczem podróżnym. Jego myśli ciągle wracały do białej, może trochę agresywnej suczki którą poznał zaledwie kilkanaście godzin temu. Mimo że dla niej pewnie jest przelotnym psem spotkanym na długiej drodze życia, to ciągle miał nadzieję że gdzieś głęboko w środku darzy go choćby malutką  cząstką przyjaźni. W końcu powieki same mu opadły na niebieskie ślepia i zasnął.

Poranek nie był zbyt przyjemny. Pies lekko się przeciągnął i od razu jego brzuch zaczął grać marsza, poloneza, albo mazurka. Jak kto woli. Szybko pozbierał swoje manele i ruszył biegiem w stronę Lapsae, jeśli spotka jakąś bryczkę to powinien zdążyć na czas. Łapy same biegły, pies gwałtownie się rozglądał szukając choćby czegoś co powóz mogło przypominać lub mogło go szybko zawieść do stolicy. W końcu jego radosnym oczom ukazała się w całej swej okazałość bryczka, dwa rącze konie kłusowały równomiernym chodem. Za wozem ciągnęła się chmara pyłu, pies przyśpieszył aby ją ominąć i wyjść przed drewniany pojazd. Pies szybko pomachał woźnicy, ten gwałtownie zatrzymał dwa kasztany i pies podszedł, ukłoniwszy się, zapytał teriera siedzącego na dyszlu o wszystkie szczegóły.
- Dokąd pan jedzie ?
- Ano do stolicy, jedziemy. Trochę daleko, ale u nas droga szybko zejdzie.
- A mógłby pan przyśpieszyć ? Chociaż troszeczkę, widzę że konie ma pan wspaniałe.
Na pochlebstwo stary pies uśmiechnął się szeroko i zaprosił gestem psa do wozu. Pies nie czekając otworzył maleńkie drzwi. Gdy już siedział, dopiero wtedy zobaczył że naprzeciwko niego siedzi nie kto inny, jak Vievienne patrząca się na niego spode łba.
- Jak tam, nie zjadłaś jeszcze nikogo ? - na pysku psa pojawił się uśmiech.

Viv ? 

| 664 słów → 30೧ |

Od Vivienne - CD. Horusa

Vivienne, podczas najzwyklejszej nieuwagi jej towarzysza zaczęła iść wydeptaną dróżką prowadzącą do miasteczka. Wiedziała, że owczarek nie szedł za nią, postanowiła więc z tego skorzystać i chociaż na chwilę uciec od towarzystwa. To, co jeszcze parę minut temu miało tu miejsce, działo się w tak szybkim tempie, że biała suczka wciąż nie była w pełni świadoma tego, co się tu wydarzyło. Czyżby czuła do psa tę przyjacielską więź... Co się z nią tak właściwie działo? Momentami miała ochotę przywalić mu z całej siły, a czasami zawrzeć przyjscielski sojusz. Te dwie opcje wciąż się ze sobą biły, a w mózgu suczki właśnie odbywał się jakiś dziwny rytuał, który chyba nazywał się procesem myśleniowym. Zbyt bardzo ją jednak pochłonął, w tym stopniu, że całkowicie odcięło jej oczy od mózgu. Zapatrzyła się, a niespełna trzysta metrów od miasteczka wpadła do jakiegoś rowu, czy dziury wykopanej w ciągu jakichś dziwnych prac, lub specjalnie, by kogoś sprankować, a osobą, która miała się nabrać, była Vivienne. Zaczęła krzyczeć i drzeć się na całe gardło, co miało na celu prośbę o pomoc. W tym wypadku zachowała się bezczelnie, mało w których przypadkach ona popisywała się bohaterstwem, w większości przypadków zostawiła poszkodowanego na pastwę losu. W kilka chwil nadbiegł ten cały Horus, który wydawał się być zaciekawiony i Vivienne czuła, że zależy mu na przyjaźni. Jej zdanie? Nie zbyt mu przeszkadza, okazał się być spoko, ale... Nie. Nie są przyjaciółmi.
- Fajnie tam na dole? - Zażartował. Suczka prychnęła arogancko. Pies postanowił mimo jej fochów jej pomóc, nie pytając o zdanie. Tak, szybko poszło, ale teraz zawitał nowy problem - nad ich głowami zaczęło latać kilka dziwnych stworzeń przypominających lekko ptaki, tylko, że miały monstrualne zęby oraz pazury. Jako nowa mieszkanka Eos Vivienne dość łatwo je zlekceważyła, jednak Hours był jak najbardziej przeciwko temu.
- Ghule... - Wyszeptał.
- Że co?
- No ghule! - Vivienne dalej nie znała znaczenia tego dziwnego słowa. Widziała w oczach psa jakąś dziwną rzecz, lęk i strach, który najwidoczniej sama powinna czuć, nie wiedziała jednak, dlaczego. Popatrzyła na te dziwne stworzenia, jej towarzysz starał się jednego zabić.
- Skoro jesteś taka twarda i groźna, to dawaj, pomóż mi, zamiast bezczynnie stać! - te słowa nie pozostawiały śnieżnobiałej innego wyjścia. Zabije te ptaszki, skoro są podobno niebezpieczne. Usilnie próbowała złapać jednego, powalić i zabić.

Hoorus? Krótkie, wiem :v

| 381 słów → 15೧ |

Od Horusa cd. Vivienne

To, co pies przeżywał, nie można było nazwać inaczej niż jakąś zmieszaną grupką wszelakich uczuć. Odczuwał ogromną irytację jak i chęć zaprzyjaźnienia się z tą wkurzającą go istotą. Trzymając ją tak i unieruchamiając  w tym samym czasie słuchał jej tekstów jaki on okropny, nieraz poleciała wiązka przekleństw w jego stronę. W końcu uśmiechnął się szeroko i niezrażony aroganckim zachowaniem suki odskoczył na bok. Ta już spokojniej wstała i podeszła do niego zaciekawiona, zatrzymała się metr od niego. Pies widział każdy jej mięsień rysujący się na białym futrze, wszystkie naprężone i gotowe do odebrania ewentualnego ataku. Ona naprawdę myślała że ją zaatakuję ? Mimowolnie się uśmiechnął na tą myśl. W sumie się nie dziwił, sam czuł się niekomfortowo w owej sytuacji i jego mięśnie także były spięte. Pies nie czuł się wielce ,,urażony" zachowaniem Vivienne, ale owe zachowanie głęboko go zastanawiały. W końcu zerknął w niebo sprawdzając porę dnia, podniósł wysoko łeb i zmrużył oczy od brzasku jasnej gwiazdy. Słońce chyliło się dopiero ku szczytowi, co oznaczało jeszcze kilka godzin światła w Jutrzence. 
- I co teraz ? - zapytała Vivienne wpatrując się w Horusa. Śledziła każdy jego najdrobniejszy ruch, jakby bała się że zaraz ją znienacka zaatakuję. Dopiero po kilku minutach dała sobie najwyraźniej spokój stojąc już normalnie, o ile tak to można ująć.
- Nie mam bladego pojęcia - szczera odpowiedź chyba nie zadowoliła suczki - Może miałabyś ochotę poznać miasteczko ? Niedaleko znajduję się Helecho, nie jest za duże.
Gdy suczka otwarła pyszczek aby odpowiedzieć, do uszu owczarka dotarł cichy dźwięk, który z każdą sekundą narastał w siłę. Do tego ziemia, która nie wiadomo skąd zaczęła lekko się ruszać, niepokoiła owczarka. Zaczął kalkulować wszystkie możliwości, aż w końcu zamarł i lekko się oblizał na woń spoconego futra kilkunastu galopujących jeleni. Wiosna, to i młode, a oni właśnie są w części lasu gdzie ostatnio widziano stado tych smakowitych zwierząt. Z jednej strony miał ochotę poczekać jak stado przebiegnie i rzucić się na jakąś sztukę, a z drugiej coś w głębi jego umysłu kazało mu zostać z Vivienne. 
- Jeśli jesteś taka pewna, to złap sarnę - rzucił przez ramię i pobiegł za galopującymi sarnami. Jego łapy ledwo dotykały wilgotnego runa, on sam starał się robić jak najdłuższe kroki. W końcu upatrzył sobie mniejszą, ale tak samo hardą sztukę co inne. Rzucił jej się do gardła i złapał za zad. Ta próbując go zrzucić, wywijała tylnymi kopytami, ale to tylko sprawiło że pies jeszcze mocniej wbił pazury w bok zwierzęcia. Po kilkunastu minutach zwierzę już leżało z pogryzioną szyją. Pies nagle podniósł łeb i nieznacznie zaczął się rozglądać, jakby czegoś szukał. W sumie szukał. Nigdzie jednak nie dostrzegł białej suki. Lekko zawiedziony jak i zmęczony powlókł się drogą do domu. Jego łapy uderzały o wydeptaną ścieżkę, dopiero po kilkunastu minutach usłyszał niepokojące wrzaski, wtedy rzucił sarnę i pobiegł do miasteczka. 

Viv ? 
(nie zabij za nudny odpis ;-;)

| 471 słów → 20೧ |

Od Morrigan

Leżałam na futrze jakiegoś zwierzęcia. Może jeszcze kilka godzin temu mogłabym spokojnie rozpoznać jakiego, ale w tej chwili? Byłam otumaniona przez jakieś zioła, napar, który został mi na siłę wepchnięty przez medyka. Od rana tylko wrzaski, westchnienia, łkanie. Słyszałam je od każdego, kto do mnie przyszedł. Wielu z nich nawet nie znałam, zamieniłam może kilka słów. To współczucie nie było skierowane do mnie, raczej do Aarona, który właśnie stracił szansę na wypełnienie swojego obowiązku jako przywódca i samiec. Czułam się w tej chwili jak rzecz. Nigdy wcześniej nie przyszło mi na myśl, że inni mogą mnie tak widzieć. Jako kogoś, a raczej coś, co ma tylko urodzić następców. Czy właśnie tak traktowano przywódczynie, władczynie, królowe? Bardzo prawdopodobne. Przez całe życie próbowałam udowodnić, że jako suka nie jestem słabsza, mam silną wolę i niezbędne umiejętności, a w tej chwili? Właśnie wtedy poczułam się słaba. Jak nigdy. Otoczona przez zszokowane i zasmucone psy. Zasmucone bynajmniej nie z powodu szoku jaki przeżyłam, gdy okazało się, że moje nienarodzone szczenięta są już martwe. Zasmucone, bo może zostać przerwana ciągłość dynastii. Jakby to stanowiło istotę naszego życia w tym świecie! Miałam ochotę wstać, pobiec, zatopić swój żal, rozczarowanie, ból... Zatopić w krwi zwierzęcia, potwora. Przecież właśnie tak radziłam sobie wcześniej z tymi emocjami. Byłam jednak tak słaba...
Słońce górowało nad horyzontem, gdy ciężkie, dębowe drzwi otworzyły się i weszła przez nie śnieżnobiała postać. Aaron. Spojrzał na mnie ze współczuciem. Jego pysk nosił ślady przeżyć, które towarzyszyły mu od rana. Przebywał właśnie w Grocie Wyroczni, gdy posłaniec pobiegł z wieścią o moim poronieniu. To musiał być dla niego szok. Mogłam wyobrazić sobie jak zareagował. Zaśmiałam się gorzko, a on spojrzał na mnie z niepokojem.
-Czemu się śmiejesz? Co w tym wszystkim jest zabawnego? - Błędnym wzrokiem omiótł całą salę, by w końcu spojrzeć na mnie.
-Jesteś wstrząśnięty. -zauważyłam, może mało odkrywczo.
-Nie masz pojęcia jak bardzo, przecież właśnie straciłem...
-Następców - dokończyłam chłodno.
Spojrzał na mnie, z tym samym zdziwieniem i niepokojem co wcześniej.
-Szczenięta. Dzieci. Nasze dzieci.
-I to ty jesteś oszołomiony, zrozpaczony? Co ja mam powiedzieć?! Dzisiaj dowiedziałam się, że te małe serca przestały bić. Noszę w sobie trupy, zwłoki. Nie wiesz jaką odrazę do siebie poczułam, a jednocześnie jak wielki smutek. Nigdy nie wyobrażałam siebie w roli matki. Owszem, dopuszczałam taką ewentualność, jednak nigdy, NIGDY nie potrafiłam sobie wyobrazić, że będę troskliwą, kochającą matką. Miałam nią zostać przez wzgląd na ciebie, na nasze wspólne szczęście. Czułam, że jestem na to gotowa i właśnie dzisiaj poczułam, że owszem, byłam. Właśnie wtedy, gdy dowiedziałam się, że one są martwe!
Aaron milczał. Rozważał moje słowa. Wydawał się o wiele starszy niż w rzeczywistości,, pogrążony w rozpaczy, smutku. Przecież dla niego też była to strata. Może byłam jednak za ostra?
Nie zdążyłam naprawić moich słów. Wyszedł powoli, mimo, że krzyknęłam za nim rozpaczliwie. Medyk wszedł zaraz i obejrzał się za siebie. Westchnął cicho i podał mi znów jakiś wywar. Tym razem wypiłam bez słowa sprzeciwu. Niech robią ze mną co chcą. Niech dzieje się co chce.
Promienie wiosennego słońca wpadały przez okno, ptaki bez wytchnienia kontynuowały swoje pieśni, a ja zasypiałam, uspokojona przez dziwne zioła. Niech się dzieje co chce... Mogę teraz nawet umrzeć. Przecież skoro śmierć może spotkać niewinne, bezbronne stworzonka, nie może być tam tak źle...

Dźwięk strzelby. One tam są, razem z nim. Nie dowiem się nigdy jak wyglądały, nikt mi ich nie pokazał. Nie rozpoznam ich, gdy już tam będę. Czy one będą znały mnie? A może jednak będzie między nami więź... Brata rozpoznam gdziekolwiek się teraz znajduje. Nieważne, czy wyrósł już na dorosłego psa. Czy w ogóle po śmierci się dorasta? Pewnie nie. Tym bardziej go rozpoznam...

Obudziłam się spokojna. Uśmiechnięta. Mimo, że we śnie dręczył mnie dziwaczne myśli. Trzeba żyć dalej. Niech nie widzą już słabości. Jestem silna. Zawsze byłam. Nawet wtedy, gdy straciłam rodzinę, gdy zostałam sama. Teraz mam Aarona, całą psią społeczność. Sforę. Jakoś to będzie. W końcu przestaną na mnie patrzeć z politowaniem. Choćby wszyscy się smucili, pokażę im, że ja chcę żyć dalej, nie poddam się. Do ostatniej kropli krwi. Taka już jestem i muszę taka pozostać.

Cóż. Morri poroniła. Nie wiem co mnie natchnęło. Tak będzie.
| 680 słów → 30೧ |

14.06.2018

Od Vivienne - CD. Horusa

Nie potrafiła w tej chwili odejść, odpuścić, czy zostać nagle potulnym barankiem, jak gdyby nigdy nic. Jej niebieskie oczy otoczone grubą, mocno czarną warstwą jakiegoś rodzaju skóry, której nazwa jakoś popłynęła w dal jej mózgu, a śnieżnobiała suczka patrzyła nimi na nieznajomego z falą furii i nienawiści. Raz po raz stawiała uszy i szczerzyła zęby, a na każdą próbę rozmowy z psem odpowiadała gorzkim wulgaryzmem, mającym na celu wzbudzenia u tego paplaka szacunku. Czuła się lekko zagubiona, ale także niesamowicie pewna siebie, gotowa w każdej chwili wypruć owemu psu flaki i pożywić się jego ciepłym mięsem.
- Czy odpowiesz na którykolwiek z moich pytań, czy za każdym razem będziesz odpowiadała sarkazmem i pokazywała, że masz mnie gdzieś? - Spytał. Dość ostro, bo w całym cyklu życiowym suczki nie spotkała jeszcze takiego psa. Coś w nim było: nie coś, za co czuła do niego jakąś przyjaźń, bo o tym można chyba zapomnieć. Ten tupet, śmiałość, nie bał się jej dowalić, pokazać, że on również jest czegoś wart i nie pozwolił robić z siebie popychadła.
- Mówiłam ci już, spierdzielaj, nie pokazuj mi się na oczy - powiedziała, lekko schylając łeb w stronę ziemi. Psowi widocznie to odpowiadało. Jednym ruchem rzucił się na nią, a wyglądało to tak, jakby to Vivienne zawładnęła ów psem, robiąc z niego sadystę. Jednym ruchem uniknęła jego ostrych zębów. Próbowała rozedrzeć jego ogon, jednak zamiast tego, przez przypadek wpadła w drzewo. Gdy ta leżała osłabiona, pies wykorzystał tę sytuację i powalił ją na ziemię. Zwierzęta chwilę wpatrywały się w siebie. Biała suczka próbowała go ugryźć, jednak ten na to nie pozwolił. Unieruchomił jej pyszczek i zaczął ją lekko podgryzać, by wzbudzić w niej odrobinę lęku, strachu i szacunku. Na atak jego zębów, nie mocnych i niezbyt niebezpiecznych zareagowała odrzuceniem go, całymi siłami kopiąc go w brzuch. Bezskutecznie.
- Dobra, dobra, tyle! Przepraszam! - odpowiedziała, nieco przerażona. Nie wiedziała kompletnie, jak zareagować. Pies zszedł z niej, a ona natychmiastowo się cofnęła. Pokazała mu język, w stu procentach pokazując mu, co o nim myśli. Po chwilę jakby wstąpił w nią dobry duch.
- Nieźle walczysz - przyznała. Próbowała się uśmiechnąć, jednak nie potrafiła. Ta niezręczna sytuacja zawładnęła nią w tym stopniu, że nie potrafiła teraz zachowywać się, jak gdyby nigdy nic.
- Nazywam się Horus - burknął. Suczkę zdziwił nagły obrót całej sytuacji. W tej chwili powinna chyba podać swoje imię... Prawda?
- Barbarus Rabarbarus Mikus Tyłkikus, bardzo mi nie... To znaczy. Miło. Tak, miło - wyjąkała. Pies nie potrafił powstrzymać się od śmiechu. Vivienne popatrzyła na niego srogo.
- A jak serio masz na imię? - zaczął, wciąż zrywając boki że śmiechu. Suczka westchnęła. Może jeden raz w życiu będzie coś warta.
- Nazywam się Vivienne. Vivienne. Nie skracaj tego, nigdy, tak mam na imię i tak mnie nazywaj - odpowiedziała, z nieco większa nutą wyrozumiałości. Popatrzyła na psa, który mierzył ją wzrokiem, jakby robił jej jakieś dziwnego rodzaju testy. Gdy lekko, aczkolwiek niepewnie się uśmiechnął, poczuła, że zaliczyła test. Vivienne jakoś niezbyt nazywała go przyjacielem, ale czuła, że nagle nie rzuci jej nożem w gardło. Czy może mu zaufać...? Postanowiła go sprawdzić. W razie niebezpieczeństwa, będzie potrafiła się obronić.
Skoczyła na psa, jakby do ataku, jednak zęby miała schowane. Wysunie je tylko w razie niebezpieczeństwa.
- Ha, ja nie jestem leszczem! Co mi teraz zrobisz? - Triumfowała. Myślała, że jednak pomyliła się z faktem, iż jest to silny pies. Ten jednak odwrócił bieg całej sytuacji i poraz kolejny przycisnął ją do ziemi. Poczuła się nieco ośmieszona.
- Co ja ci zrobię? Oj, mógłbym cię nawet zabić... - Nie czuła jednak, że za chwilę się na nią rzuci. Nie robił tego i nie wyglądał na taką sadystkę jak suczka.
- Zabić... Ale nie zabijesz. Prócz tego, nic mi nie zrobisz - prychnęła arogancko. Ten jednak nic jej nie robił, tylko dalej przygważdżał białą do ziemii, ale ona nie czuła jakoś faktu, że coś, prócz śmierci jej zagraża. Miała nadzieję, że za chwilę z niej zejdzie. Ten jednak dalej nic nie robił, tylko starał się o to, żeby dalej nie mogła się ruszać. No bo... Co mógłby jej takiego strasznego zrobić? Miała teraz ogromną ochotę przywalić mu w japę, ale nie dała rady. Durniu, złaź ze mnie!

Horus? Róbta co chceta, tylko nie zabijaj Viv :c
| 698 słów → 30೧ |

13.06.2018

Od Horusa cd. Viviennne

Letni deszcz zaczął padać dosyć niespodziewanie, krople spływały po liściach drzew gęstego lasu, aby później spaść i posilić spragnioną wody glebę. Zwierzęta skryły się już pewnie w liściastej toni głębokiego lasu, uciekając od mokrej mżawki która by im nic nie zrobiła oprócz pomoczenia futerka. A mimo to uciekały przed nieszkodliwą rzeczą. I też karmelowy pies to czynił, ba, uciekał przed tym. Już od dłuższego czasu wędrował po wilgotnym, leśnym runie, w między czasie zastanawiał się, czy aby dobry to był pomysł wybrać ścieżkę przez środek lasu tylko po to, aby ominąć zatłoczone przez psy drogi. Przewrócił swymi niebieskimi oczami i wrócił do wpatrywania się w swoje brudne łapy, które monotonnie zanurzały się w błocie i liściach. Już wyobrażał sobie te brudne podłogi w swoim domku, które będzie musiał umyć. Gwałtowne rozmyślania nad sensem życia swej małej chatki przerwał mu obcy, gwałtowny zapach. Ostra woń obcego psa roznosiła się po lesie, najgorsze było to, że ten ktoś nie miał zamiaru się ukrywać, gdyż w żaden sposób nie maskował swego zapachu. Wszystko byłoby dobrze tylko ... ta woń była mocno specyficzna. Nigdy się z taką nie spotkał. Postawił swe długie uszy na sztorc i przyjął postawę obronną polegającą na lekkim schyleniu się i wystawieniu łba do góry. Zaczął się pomału skradać w stronę źródła owego zapachu. Mimo że pies spodziewał się jakiejś szajki, albo chociażby bandyty nie wykluczał innych możliwości jakimi były choćby zgubiony pies. Jakże wielkie zdziwienie pojawiło się na pysku psa gdy zobaczył sukę, która nie dość że całe futro miała zjeżone, to jeszcze okropnie wlepiała w niego swe zimne oczy. Przez psa przeszedł cień niepokoju, który jednak szybko zamaskował maską obojętności i lekkim zainteresowaniem w oczach. Jej mroźne oczy przeleciały Horusa od łap do łba, były pełne nienawiści i zdenerwowania. Wpatrywali się w siebie przez kilka dłużących się sekund, później suka z całą złością zawartą w sobie rzuciła się na niego. Teorytycznie bez żadnego powodu. Pies zmarszczył brwi i gwałtownie odskoczył unikając zębów suczki. Nie miał zamiaru bić się z ową nieznajomą, aczkolwiek stwarzała ona niebezpieczeństwo dla pobliskiego miasteczka jakim było Helecho. Mimo że aktualnie nie był na służbie, to jego ptasi móżdżek postanowił zająć się tą niemiłą sprawą. Gwałtownie ruszył biegiem i przeskakując przez krzaki uciekł z pola widzenia biegnącemu za nim psu. Gdy Horus uznał że czas się zatrzymać, lekko przystanął i zaczął okrągiem skradać się wokół ostatniego miejsca gdzie widział suczkę. Jej hardy krok i szybki bieg przekonały psa iż suczka którą przed chwilą poznał, nie jest żadną zagubioną damą. Pies machnął swym puszystym ogonem i zniżając się do pozycji łowieckiej przyśpieszył kroku. Czasami widział jak jej futro prześwituje wśród liści, gdyby nie to, Horus mógłby kilka razy zgubić psa. W pewnym momencie dostrzegł że suczka ma wiele blizn na jasnej sieści. Pies zmrużył oczy i upewniwszy się że to co widział istnieje, lekko się zawahał. A co jeśli to jest po prostu nowy pies i jeszcze się nie oswoił z Eos ? Ale nic nie tłumaczy tego że ta suka rzuciła się na niego z chęcią ugryzienia go, co gorsza, nawet zabicia. Nieznajoma siadła na polanie pod drzewem, jakby z niechęcią i zaczęła wpatrywać się w płynącą obok rzekę. I tu ponownie objawia się wspaniały intelekt karmelowego owczarka. Bez żadnego planu, nie mówiąc choćby o przemyśleniu działania, psa już w tym miejscu nie było. Ten wybiegł na łąke i stanął naprzeciw zaskoczonek suczki. Ta zerwała się z pozycji leżącej i już po chwili wpatrywała się w psa. Przez pierwsze kilka sekund widział na jej pysku zaskoczenie, dopiero po chwili zakryła je złością i nie udawaną niechęcią.
- Kim jesteś ? - zapytał pies w miarę spokojnym głosem.
- Co cię to obchodzi ?
- To, że idę sobie przez las, a tu nie wiadomo skąd atakujesz mnie tak, jakbyś chciała mnie zabić !
- I co z tego ? Czy mógłbyś sobie już iść, czy cię pogonić ?
Pies nie miał bladego pojęcia co było przyczyną takiego agresywnego zachowania u suczki, ale nie miał zamiaru pokazywać jej że jest słabszy lub czegokolwiek się obawia.
- Spóbuj - sierść na grzbiecie owczarka lekko się najeżyła a z pyska zaczął wydobywać się cichy charkot - Nigdzie się stąd nie ruszam.
- Twój wybór - po tych słowach rzuciła się na psa w całkowitej ciszy. Dopiero w tym momencie pies zauważył że suczka, najprawdopodobniej jakieś rasy z zimnych części globu, jest dosyć silna. Miał pewne trudności w przygwożdżeniu ją do ziemi, ale po lekkiej szamotaninie tryumfował z lekkim uśmiechem na pysku.
- Wytłumaczysz mi co robisz ?
- Wal się.
- Cokolwiek ?
- Idź w cholerę.
Pies westhnął i wolnymi ruchami zszedł z zderwowanej suczki. Ta od razu odsuneła się od niego na kilka metrów, nastała cisza którą przerywały jedynie ptaki buszujące w drzewach. Psy wlepiając wzrok w potencjalnego przeciwnika mierzyły nawzajem swoje siły, wręcz sytuacja stała się trochę bardziej niezręczna dla psa niż wcześniej.

Vivienne ? 

Taka mała sugestia : walka ? 

| 808 słów → 40೧ |

12.06.2018

Od Vivienne - do Horusa

Wielki, świecący na niebie księżyc zapewniał w tej chwili jedyną ochronę przez całkowitą ciemnością. Jego promień odbijał się od skał i drzew, a każdemu przedmiotowi nadawał srebrny, jasny, aż rażący owym srebrem kolor. Wyglądało to tak, jakby w tych właśnie przedmiotach coś było - coś, nie zwykłe coś. Czy to właściwie możliwe, żeby drzewa świeciły? Czyżby Srebrny Glob chciał nas zmylić i ukryć fakt, iż całe światło płynie właśnie z jego tajemniczego źródła? Co tak właściwie powoduje jego niesamowite światło? Cóż to za siła, za moc, dzięki której to właśnie on, a nic innego pozwala nam ujrzeć końcówki swoich łap, gdy panuje kompletna ciemność? Chociaż, gdyby na to nie patrząc, nasz "Król" ma także pomocników. Gwiazdy. Vivienne była niezwykle ciekawa, co by się tak właściwie stało, gdyby z nocnego nieba usunąć wszystkie, maleńkie kuleczki światła, które upodobała sobie jako żywioł? Na pewno nie byłaby pewna tego widoku. Jeśli by teraz tak popatrzeć na tę sytuację, to... Nie. Niebo bez gwiazd to tak naprawdę nie niebo i chyba nie tylko dla samej Vivienne.
Zaczęła wychodzić z małej groty, w której miała okazję przenocować. Ów grota mieściła się w Heleho, nieco oddalona od domków zamieszkane przez psy, trudno było określić, czy miała bezpośredni kontakt z członkami, oraz, czy faktycznie tego chciała. Miała zadatki na prawdziwą introwetyczkę, której bodajże nikt nie zrozumie. Spójrzmy prawdzie w oczy - nie każdego interesuje każdy napotkany na drodze pies, nie będzie chodziła w zatłoczonej ulicy i każdemu możliwemu wmawiała "Cześć, jestem Vivienne! Zostaniemy przyjaciółmi?". Logiczne? Logiczne!
Przeciągnęła się, ziewając wydała dziwny, podobny do wzdychania dźwięk, tyle, że o wiele głębszy i dłuższy. Zaczęła zastanawiać się po chwili nad opuszczeniem jaskini i udaniu się na nocną przechadzkę po terenach Eos. Bądźmy szczerzy, nie była specjalne zmęczona, wręcz przeciwnie! Czuła niezaspokojone pragnienie rozprostowania nóg i ucieczki w nieznane jak dotąd tereny. Odkąd tu dotarła, odkąd wszystko jest takie inne, takie nowe... Ma ochotę zmienić się na lepszą. Problem tkwi w tym, że po prostu nie potrafi. Gdyby tak na nią spojrzeć, zaglądać głęboko w jej niebieskie, wielkie oczy, suczka nie może ukryć wielkiej samotności. Czasami dotyka ją to w tym stopniu, że miewała chęci zawarcia znajomości, jednak gdy jest się właśnie tą suczką, to wydaje się niemożliwe.
Szum wiatru i dziwny dźwięk, jaki wydawały świerszcze... Jak by to nazwać? Białej suczce czasami przychodziło do głowy, jak nazwać ten dźwięk, jednak już po chwili wypadało to z głowy jak kamień. Chwilami wracało, jakby sprawdzało, czy Vivienne ma się dobrze, ale okazywało się być jej obojętne, bo już po chwili uciekało jak najdalej. Świerszcze jednak były nocną podstawą dźwiękową, a z tego, co suczka zapamiętała, właśnie ten dźwięk psy określały jako pustkę, ciszę.
Jej uszy zaczęły kłaść się po grzbiecie, który czuł, jak dotykają go płatki uszu. Tu ktoś jest. Suczka wstała, gotowa do wszelkiej reakcji, jakakolwiek by ona była. Jej oczy śledziły uważnie każdą część horyzontu, nie wyłączając nieba, na wypadek, gdyby napastnik okazał się być latającym stworzeniem. Gdy biała suczka miała już ignorować każdy szept uważając, że nic jej już nie grozi, usłyszała szelest krzaków i łamanie gałązki. Od razu wiedziała, co się święci. Nie jest tu sama.
Odwróciła wzrok i spostrzegła drugiego psa. Na pierwszy rzut oka wyglądał jej na płeć męska, dokładniejsze wytyczne to samiec, border collie. Vivienne natychmiast położyła uszy na sobie, próbując odruchowo nie wystawiać zębów. Chciała siać strach i panikę. W jej głowie nie mogło zabraknąć psychopatycznych pomysłów. Nie wiedziała, co nagle ją trafiło, pierwszą napotkaną przez suczkę osobą, która pozornie wydaje się przyjazna nazywać potencjalną ofiarę. Jej wyraz twarzy nie wskazywał na jakieś wielkie zaniepokojenie, oprócz jej fizycznego nastawienia do samca. Bowiem w jej mózgu szalała straszliwa burza. Niestety. Sadyzm wygrał.
Vivienne natychmiastowo rzuciła się na psa, próbując chociażby go ugryźć. Była zdeterminowana i chciała przynajmniej wzbudzić w nim szacunek. Szacunek? To coś bowiem śmie nazywać szacunkiem? Czy to może jedna, wielka, niewyleczona psychoza, dzięki której nigdy nie będzie normalna? Pies uciekał. Był najzwyczajniej w świecie wystraszony, ale biała suczka pragnęła zatopić kły w jego boku, szyi, bądź gardle. Wszystko to działo się bardzo szybko, a Vivienne nie była w pełni świadoma tego, co robi. Dlaczego właściwie go goni? Czyżby ten jeden, wielki, paskudny sadyzm już w stu procentach przejął kontrolę nad mózgiem pozornie nieszkodliwej suczki? Zwolniła. "Co ja robię...?". Obróciła głowę w drugą stronę, a pies zniknął z jej pola widzenia. Chwilę później zniknął, przepadł, niczym kamień w wodzie. Vivienne przez chwilę żałowała tego, że odpuściła. Ale po chwili zdała sobie sprawę, że pewne rzeczy powinno się ograniczać, a nie pierwszą lepszą osobę traktować, jakby była powietrzem. Powietrzem - niby niczego nie wartym, jednak po części bez owego powietrza nie da się żyć.

Horus?
| 771 słów → 35 ೧ |

Powitajmy Vivienne!

Powitajmy nową suczkę w sforze!
Vivienne to trzyletni Husky Syberyjski. Postanowiła objąć stanowisko wojownika.
Podczas wizyty u Wyroczni poznała swój żywioł - gwiazdy.
Teraz zostanie oprowadzona po terenach sfory przez Przewodnika.

Chcę poznać ją lepiej!

9.06.2018

Od Horusa cd. Agnes

Pies lekko złapał się za wystający głaz i podciągnął do góry. Wilgotne łapy ześlizgiwały się po powierzchni kamienia, mimo to Horus nie poddawał się i próbował dalej dostać się na suchy kawałek ziemi. Zapewne wyglądał teraz idiotycznie, cały mokry i ledwo dający radę wspiąć się po jakimś kamieniu. A to wszystko przez to, że jako szczeniak wpadł do jeziora goniąc kaczkę i ledwo uszedł z życiem. Karmelowy owczarek przewrócił oczami na moment, gdy wspomnienie powróciło i lekkim ruchem łebka zerknął na unoszącą się w wodzie Agnes. Jej gęste futro leżało na wodzie, ona sama ledwo powstrzymywała się od śmiechu.
- Widać, że nie przywykłeś do towarzystwa psa władającego żywiołem wody - powiedziała w momencie gdy psu udało się wejść na klif i porządnie otrzepać - Naprawdę jednak myślisz, że pozwolę ci zostać suchym ?
Pies zaskoczony obrócił łeb i dostał wodną bańką prosto w pysk. Kolejna nadeszła tak samo niespodziewanie jak pierwsza, tylko że Horus odskoczył, a ta rozprysła się wodą o skały. Pies uśmiechnął się i ruszył do kontrataku; położył się na skale i chlusnął wodę swoją łapą. Mała fala jaka powstała prawie dosięgła zwinnej borderki, ta w ostatniej chwili skoczyła na prawo. Po tym wydarzeniu rozpętała się istna bitwa na wodę i wodne bańki, o ile można to tak ująć. Oba charaktery psów nie pozwalały im odpuścić, dzięki czemu każde z nich prowadziło zaciętą walkę z przeciwnikiem. W pewnym momencie Agnes chwyciła psa za łapy i wciągnęła go do chłodnej wody. Pies zaczął miotać łapami w wodzie, nie był pewny swoich ruchów, zaczął próbować wszelakich sposobów jednak i te nie pomogły na jego dziwną fobię. Starał się oddychać głęboko i na przemiennie ruszał łapami jednak to ... po prostu nie pomagało. Do umysłu psa wtargnęło się złe przeczucie i okropny, blokujący umysł strach. Unosząca się na wodzie suka podniosła jedną brew i z zaciekawieniem wpatrywała się w psa i jego nieudane próby i poczynania. 
- Machaj łapami do przodu - krzyknęła, po czym podpłynęła bliżej psa - Horus, czego nie rozumiesz w poleceniu machaj łapami do przodu ?

Szczeniak niepewnie schodził po dość stromym i zaśnieżonym zboczu, gdyby nie żółty ptak nigdy by się nie podkusił o zrobienie czegoś tak głupiego. I te dziwne dźwięki jakie wydawał, psy były ciekawe co się stanie jeśli go dorwą i przytrzymają. I jakże pani będzie dumna ! Na pewno pozwoli im spać w ciepłym domu ... Odkąd ich pan zmarł, nie doznały miłego uczucia jakim było sytość i ciepło.
- Horus, szybciej, bo jej nie złapiemy ! - głos brata zachęcił psiaka do szybszych ruchów, owczarki chodziły po szuwarach od pewnego czasu i podmarzały im łapy.
- Idę, idę - karmelowy pies mruknął pod nosem i przyśpieszył kroku. Do jego łap lepiło się zimne błoto, opuszki dotykały uciekających od nich ważek i żab, chude łapy szczeniaka zaplątywały się o jeziorne listowie. O dziwo mimo pory roku nadal istniało.
- Ruszasz się gorzej od tego ślimaka na plaży, przesuń się, to cię wyprzedzę - pomysł spodobał się psu, odskoczył na bok i przypadkowo potknął się o jakiś kamień, piesek runął w wodę łamiąc cienki lód. Łapy zaplątały się w wodorosty i jeziorny muł, pies ledwo utrzymywał łeb na powierzchni niebieskiej cieczy.
- Ozyrys ! Ozy ... - lodowata woda wtargnęła do płuc szczenięcia i gwałtownie go uciszyła. Silna wola przeżycia nakazała mu szybkie ruchy, więc nie zastanawiał się i gwałtownie starał się wypłynąć na powierzchnię. Nie czuł pod łapami gruntu, był przerażony i nigdy w życiu tak się nie bał. Ta bez skuteczność w tej sytuacji sama w sobie go przerażała, nie mógł nic zrobić aby się ratować.
- Horus ?! Horus ! - pies nie umiał dojrzeć brata, gęste listowie skutecznie mu to uniemożliwiało - Idę, poczekaj chwilę ! Odezwij się !
Do szczeniaka jednak dochodziły jedynie piski i ciche skomlenie, nie mówiąc już o gwałtownym pluskaniu wody, idąc za dźwiękami dotarł wreszcie do lodowej skarpy, która zaraz miała pochłonąć na wieki jego brata. Psiak przeskoczył dziurę i nachylając się nad nią próbował złapać Horusa za kark, jednak bez skutecznie. Nagle szczeniakowi udało się tak nachylić, aby złapać go za parcianą obrożę na szyi i wciągnąć brata na lód. Karmelowy szczeniak przez chwilę leżał nieruchomo, aby za chwilę pojawił się na jego pysku wyraz przerażenia, któremu towarzyszył płytki oddech. Przez całą drogę powrotną wlekli się krok po kroku do ich budy, gdzie zresztą, czekała ich niemiła niespodzianka. Nie licząc krzyku i lania, jakie dostały psy za wniesienie błota na chodnik, to nie dostały kolacji za owy występek. Dwa skulone psiaki siedziały w budzie ogrzewając się na wzajem. Następnego dnia Horus zaczął pokaszliwać, kolejnego z nosa zaczęła mu cieknąć dziwna maź. Dopiero po tygodniu został wzięty do weterynarza i prawidłowo zbadany.

Horus spojrzał się z nutką litości na drugiego psa.
- Ja naprawdę, nie potrafię - zająknął się i wpłynął, gdzie widział że piasek jest wyżej. Wszedł na niego, woda sięgała mu do szyi. Zerknął na suczkę, która także wpatrywała się w niego swymi uważnymi oczami.


<Agnes ?>
(nie zwracaj uwagi na leszczowe zachowania Horusa leszcza xD)
| 824 słowa → 40೧ |

7.06.2018

Od Agnes C.D Horusa

Uniosła delikatnie brew widząc, że jej przyjaciel... chwila, czy można ująć Horusa w zgrabny tytuł przyjaciela Agnes? Najwyraźniej tak, skoro znają się już dłuższy czas. Nie jest to dużo, kilka dni, może mniej, ale coś sprawiało, że suczka nie czuła się przy nim jak przy jakimś znajomym, którego miała gdzieś. Nie była to też taka przyjaźń jaka łączyła ją z Oscarem, która wyglądała tak, że obydwoje podkładali sobie nawzajem kłody pod nogi i się z tego śmiali. Ta relacja była niezwykle specyficzna. Agnes nie zdradzała mu zbyt wielu sekretów, ale zdawało się, że dobrze się rozumieli. Dlaczego? Do końca nie wiadomo.
Wracając, wpatrywała się w Horusa, kiedy ten zanurzał się powoli w gęstwinie, aż w końcu zniknął cały łącznie z koniuszkiem jego puchatego ogona. Wtedy jedynym upewnieniem się, że nadal tam kroczył było to, że krzew delikatnie trząsł się i szeleścił. Agnes przewróciła oczami i zaraz również wskoczyła pomiędzy liście i gałązki. Nie widziała samca samego w sobie, ale widziała  jego ślady w grząskiej ścieżce. Za chwilę znikną, ale na ten moment były jeszcze wyraźne, gdyż znajdował się praktycznie przed nią. Zanim wychyliła łeb usłyszała szum, który z pewnością należał do wodospadu. Dużego wodospadu.
Przyśpieszyła i zaraz znalazła się obok swojego znajomego, który mrużył oczy. Z początku wpatrywała się zz nieco rozchylonym pyszczkiem na klucze ptaków przelatujących nisko nad wodą wodospadu, które sunęły tak szybko po sklepieniu nieba, jak tabun rozpędzonych rumaków, które czegoś się przestraszyły. Wokół jeziora, które zgromadziło się pod spadającą wodą rosła bogata flora. Rośliny otaczały w taki sposób zbiornik wody, że brzegu praktycznie nie było. Oni również stali jedynie na małym skrawku ziemi, który zakończony był stromym, aczkolwiek niskim klifem. Jeżeli faktycznie mieliby się potknąć i tam wpaść to nic, by im się nie stało. Z resztą, dlaczego potknąć, a nie wepchnąć? Na pyszczek Agnes od razu wszedł złośliwy uśmiech, ale pies nic nie zauważył, gdyż z nadal opadniętymi powiekami wdychał świeże powietrze, które przepełnione było bryzą bijącą od wody. Wody, do której ten zaraz wleci.
Suka ściągnęła pierw pochwę i naparła się na niego z całej siły, a ten z cichym wrzaskiem zagłuszonym przez szum wpadł wśród fale, które momentalnie zwiększyły się. Nagły plusk sprawił, że Agnes stała się mokra, ale jej to nie przeszkadzało, gdyż po kilku sekundach sama wskoczyła przed siebie. Jej uśmiech jednak zrzedł widząc minę Horusa, który szarpał się tak, jakby się topił. Mimo to łaciata powstrzymywała się od śmiechu, dlatego uniosła brwi i wymamrotała nieco rozbawiona:
- No co ty? Nigdy nie pływałeś?!
- Po prostu nie cierpię tego, jak nie mam gruntu pod łapami. - Powiedział jakby przestraszony, chociaż próbował to ukryć jednocześnie podpływając pod brzeg i opierając się o odstąjacą skałę. Po chwili stał już na gruncie.
- Widać, że nie przywykłeś do towarzystwa psa władającego żywiołem wody.

<Horus?>
| 460 słów→ 20೧ |

6.06.2018

Od Horusa cd. Fallon

Horus biegł ile sił w łapach, wiele razy rzucał szybkie ,,przepraszam"  nawet nie obracając się za popchniętym psem. Przysiągł by, że przewrócił jakiegoś ważnego dworzanina; ten posłał w jego stronę wiązkę uroczych przekleństw. Karmelowy owczarek przewrócił oczami i przyśpieszył biegu. List w jego torbie był zbyt ważny aby jakiś zadufany w sobie pies zawracał mu głowę. W sumie nawet nie wiedział co w tym liście jest, jedyną informacją jaką go uraczyli nasycić, to że jest cholernie ważny a jedyny ich posłaniec jest chwilowo niedostępny. Jedynym wolnym psem okazał się Horus, który nie przejmując się brakiem kompetencji przyjął zadanie. I właśnie przez owe przemyślenia owczarka, pies nie zauważył białej postaci snującej się jak cień po rynku. Wpadając na sukę oba psy przekoziołkowały kilka metrów przewracając przy tym jakiś stragan i jego wystawę, bodajże potrącili też przerażonego o swe towary kupca. Koniec końców wylądowali przyciskając się wzajemnie łapami do ziemi. Pies stojący na suczce wstrzymał oddech szeroko otwierając oczy, suka też wydawała się zaskoczona owym wypadkiem.
- Oh, Fallon - pies zaczął niepewnie schodząc z suczki - Naprawdę nie chciałem, ale się śpieszę i to bardzo, mam ważne zadanie i ... no własnie.
Słowa plątały się owczarkowi, sam pies był mocno zmieszany pomagając przyjaciółce wstać. Nagle rozległ się przeciągły wrzask i po chwili pies wraz z suczką byli otoczeni przez kilkanaście psów.
- Stary, to nasza dzielnica - zaczął pierwszy. Na oko młody, być może znudzony i szukający zajęcia pies - Zniszczyłeś stanowisko mojego ojca. Dawaj złoto.
Długie uszy psa automatycznie skierowały się ku szyi, na pysku utworzyła się lekka zmarszczka. Jednak pies odetchnął głębiej i skierował swe brązowe oczy ku spojrzeniu teriera.
- Zapłacę, ale musicie mnie puścić. Wiozę ważną wiadomość - zawołał pewnym głosem, Fallon lekko przekręciła łebek - Natychmiast.
Na ostatnie słowo dał specjalny nacisk aby nie było problemów ze zrozumieniem przekazu. Kilka psów cofnęło się tworząc przejście. Owczarek wyciągnął dwie monety i po wręczeniu ich zdenerwowanemu terierowi, ruszył truchtem w stronę wyjścia. Pies zachęcił Fallon aby zrobiła to samo i już po chwili biegli po kamiennych ulicach.

Gdy byli już na obrzeżach miasta, pies przerwał ciszę jaka dotąd panowała w ich towarzystwie. Zatrzymał się i po zejściu z drogi poprawił miecz.
- Jak już może słyszałaś, muszę to dostarczyć do pewnego miejsca - zaczął dopinając żelazną sprzączkę - Owym miejscem są górny Nann, skoro już tu jesteś może zechciałabyś mi towarzyszyć ? Mam spakowany prowiant na dwa psy, z początku miał mi towarzyszyć inny pies ale coś poszło nie tak. Co ty na to ?

Fallon :P ?
| 417 słów→ 20೧ |

4.06.2018

Od Horusa cd Agnes

To co się przed chwilą wydarzyło mocno wstrząsnęło psem, fizycznie jak i psychicznie. Fizycznie, jak to możliwe że owa postać rozpłynęła się w powietrzu, tak po prostu ? Ufał swoim łapom i wiedział, że mało brakowało mu aby dorównać psu który znikł w gąszczu. Horus wiedział o istnieniu magii - przecież sam jej wiele razy doświadczał - ale nie takiej. I jak to możliwe że Agnes tak zareagowała na tą tajemniczą suczkę ? Nie chciał być nachalny wobec spraw suki, ale ciekawość aż go paliła od środka.
- Wiesz kto to był ? I czemu tak zareagowałaś na to imię ? - karmelowy owczarek starał je sobie przypomnieć - Telesha ..? Tak, Telesha.
Na dźwięk owego imienia suczka postawiła swe uszy i lekko podniosła łebek.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać - warknęła odsłaniając swe kły. Najwyraźniej temat nie był jej obcy. Pies machnął łapą i upewniwszy że nikt ich nie obserwuje, zerknął z obawą na siedzącego obok nich noxa. Ślepia świecące w półmroku wpatrywały się w niego, wodziły każdy jego ruch. Zwierzę mocno go zaintrygowało, jednakże zaraz zmrużył oczy gdy zdał sobie sprawę że zwierzak mógł cały czas ich obserwować.
- To twój zwierz ? - gwałtownie zmieniając temat przysiadł koło suczki - Trochę ... mnie przeraża.
Agnes podniosła brwi w geście zaskoczenia po czym uśmiechnęła się, wiatr mocniej zawiał zrywając z drzew liście.
- Co cię bawi ? - zapytał lekko urażony pies wpatrując się w pustkę na polanie, lubił ciszę ale nie aż taką ... owianą grozą ? Ciągle rozmyślał nad ową postacią i nad tym, co się stało.
- Jak możesz się go bać ? Może i na pierwszy rzut oka są trochę ... niecodzienne jeśli chodzi o wygląd, ale po za tym są świetnymi towarzyszami.
- Jakoś mnie nie przekonałaś - zmarkotniały pies poprawił pasek przy mieczu - Ile będzie się na nas tak gapił ?
- Już wschodzi słońce, zaraz zniknie i nie powróci do zmroku. Chyba - cicho powiedziała suczka i skierowała swe spojrzenie na psa. Mineło kilka sekund zanim pies oderwał od niej swój wzrok i odwróciwszy się ruszył wolnym krokiem w jej stronę. Dzieliła ich mała rzeczka którą Horus przeskoczył i gładko wylądował obok. Kątem oka zauważył jak cień tajemniczego stworzenia znika w leśnym gąszczu.
- Przejdziemy się ? - powiedział i gdy suczka skinęła łbem ruszył wolnym, niepewnym krokiem i zaczął zastanawiać się gdzie może zabrać swoją piękną towarzyszkę. W końcu do jego pustego łebka wpadł ciekawy pomysł. Trochę minie zanim tam dotrą, ale przynajmniej widoki będą wspaniałe.

Gdy pies stanął na kamieniach głęboko wciągnął powietrze.
- Horus, powiedziałbyś mi łaskawie gdzie mnie ciągniesz od dwóch godzin, albo i dłużej ? - suka truchtała zanim z wyraźną niecierpliwością. Nagle pies przystanął i wbiegł w pobliskie krzaki. Na jego oczach zawidniał rozległy krajobraz Jutrzenki; krople z wodospadu Vall leciały na jego pysk i spływały mi po bokach uszu.

Agnes ? :3
| 478 słów→ 20೧ |

3.06.2018

Od Fallon CD Horusa

Suczka odwróciła się w stronę Horusa. Uśmiechnęła lekko, po czym pokręciła głową.
- W tym momencie, musisz odpocząć. Już kolejny raz mnie uratowałeś, moim zdaniem, powinieneś wrócić do domu i się przespać. - Fallon uśmiechnęła się szerzej, po czym podziękowała za pomoc jeszcze raz, zaraz po tym odwróciła się znikając w tłumie a następnie w zaroślach. Naprawdę myślała, że powinien wrócić do domu. Postanowiła wysłać jednak iluzję, która gdyby Horus nie mógł dość sam, powiadomiła by ją.
Fallon resztę dnia spędziła sama. Nie wiedziała co ze sobą zrobić, iluzja do niej nie wróciła, więc Horus zapewne trafił spokojnie do domu. Fallon więc siedziała nad jeziorem, wpatrzona w niebo. W takich chwilach, wracały wspomnienia z lat, spędzonych na ziemi. W pewnym momencie, suczka zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie była szczęśliwa.
Suczka nie spała całą noc, błąkała się po terenach Sfory aż wylądowała na rynku, patrząc jak psy już o świcie wychodzą z domów.
W pewnym momencie, usłyszała tylko jak czyjeś łapy uderzają o ziemię, zanim zdążyła się odsunąć, ktoś na nią wpadł przewracając Fallon na ziemię. Kiedy otworzyła oczy, zaskoczona zauważyła Horusa. Suczka leżała na ziemi, a pies był nad nią. Pies otworzył szeroko oczy, żadne z nich nie miało odwagi się odezwać.
Horus? 
| 205 słowa → 10೧ |

Od Horusa cd. Fallon

W momencie gdy biała suczka wspomniała o jakimś zranieniu, Horus zerknął na swoje łapy. O ile pierwsza wyglądała przyzwoicie, to o drugiej nie można było tego powiedzieć. Poszarpane brzegi i widoczna kość owego ,,zranienia" nie zachęcały psa do dalszej podróży, nawet tej do domu. Bywały gorsze sytuacje, na przykład gdy wracał z szpiegowskiej misji, wtedy wyleczyła go Agnes. Był jej bardzo wdzięczny. Zmęczony sapnął i usiadł pod jakimś drzewem. Idąc uważał aby jeszcze bardziej nie pogłębić rany i aby przypadkiem jej nie zakazić, pies nie miał pojęcia czemu ostatnimi czasy ciągle wpada w jakieś zdrowotne tarapaty. Zerknął na idącą obok niego białą sukę, ta wpatrywała się w niego z nieukrywanym niepokojem. Na pysku psa pojawił się lekki uśmiech, nie spodziewał się takiej reakcji. Rzucił przelotne spojrzenie martwej manticorze, drugie skierował na Fallon. Przez sekundę miał ochotę aby podejść i zebrać kilka ciekawych rzeczy z ciała martwego zwierzęcia, ale szybko odrzucił ten pomysł.
- Co teraz, dasz radę dojść do domu ? - suka odezwała się pierwsza i pomału siadła obok.
Pies zmrużył oczy i zastanawiając się chwilę odparł dopiero kilka minut później, mamrocząc odpowiedź pod nosem.
- Raczej tak - karmelowy owczarek rozejrzał się po lesie wodząc wzrokiem po okolicznych drzewach, nigdy nie wiadomo czy jeszcze jedna taka bestia tu nie wpadnie z chęcią rozdarcia nas na strzępy. Pies kiwnął łbem i już po chwili oboje szli wolnym krokiem w stronę Helecho.

Pies lekko naderwał sztyletem kawałek cienkiej tkaniny i zamoczył ją w gorącej wodzie. Po odczekaniu chwili przejechał kawałkiem po ranie i prawie syknął z bólu. Musiał usunąć wszystkie zanieczyszczenia, przyjemne to raczej nie było.
- Teraz owiń - powiedziała Fallon wlepiając w niego swe zamglone ślepia.
- Wiem jak to się robi - odpowiedział z nutką grymasu w głosie wracając do oglądania swego łapska. Pies wziął materiał telekinezą i owinął go sobie wokół łapy, jednakże po chwili owy ,,bandaż'' zsunął się po sierści owczarka.
- Widząc z jaką wprawą to robisz, można wywnioskować że jesteś prawdziwym profesjonalistą w tej dziedzinie - suczka lekko się zaśmiała i ruszyła po wodę. Pies westchnął i w myślach przyznał jej rację.

Gdy wreszcie znaleźli się na rynku pies odetchnął z ulgą, zerknął na idącą pewnym krokiem Fallon.
- To co teraz robimy ? - zapytał owczarek i zerknął na niebo - Pięknie, słonecznie i tak dalej. Trzeba ten czas jakoś wykorzystać.

Fallon ? :>
| 389 słowa → 15೧ |

2.06.2018

Od Agnes C.D Horus

- On ciebie szukał, Telesha - Wyszeptała suczka tak naprawdę ignorując Horusa, który stał jak wryty wlepiając w nią swoje spojrzenie. Delikatny podmuch wiatru szarpnął łagodnymi koronami brzóz, które pochyliły się nieznacznie. Agnes cały czas wpatrywała się w tajemniczą samicę, jednakże kątem oka zdołała dostrzec Leo, który leżał skulony wśród gęstych krzewów rzucających na niego mocny cień. Mimo rozluźnionego ciała, głowę miał czujnie podniesioną i wpatrywał się w nieznajomą z jakim wysiłkiem tak, jakby wpatrywanie się w nią było powiązane z prawdziwym trudem. Zignorowała to, co było jednym z kilku błędów, jakie popełniła w ciągu tego dnia. Może gdyby zastanowiła się nad zachowaniem swojego towarzysza to odpowiedź przyszłaby wcześniej? Nie wiadomo.
W tym momencie jednak skupiła się jedynie na słowach, które wypłynęły jakby same z jej pyszczka wypełnione zdziwieniem, ale i ukłuciem jakiegoś żalu gdzieś w głębi serca. Nie był to jednak prawdziwy ból fizyczny, jaki ktoś odczuwa podczas ukłucia się cierniem krzewu róży czy czegoś jeszcze gorszego. Było to coś jak na kształt ciężaru, jaki pojawił się na duszy. Rzeczy niematerialnej, ale najpewniej istniejącej. Przyjaciółka samca wyszeptała jedno słowo dzieląc je na sylaby, którymi delektowała się powoli:
- Telesha...?
- Agnes, znasz tą nieznajomą? - Spytał jak najciszej mógł Horus przez zaciśnięte zęby. W jego oczach migotała niepewność, która była w tym momencie normalnym odczuciem. Sama łowczyni miała głowę pełną różnych myśli, sprzeczności i nagłych pytań, jakie nachodziły na siebie, a później korygowały ze sobą. Dusiły się w swoim towarzystwie tak bardzo, że zaczynała ją boleć głowa. Właściwie w tych słowach nie było nic dziwnego, jakby patrzeć na to z praktycznej strony. Ktoś oznajmiał jej właśnie, że ktoś inny jej szukał. Jeżeli jednak zamienić to w nieznajoma suczka oznajmia Agnes, że ktoś szukał nie jej, tylko kogoś o imieniu jak jej matka to napierało to zupełnie innego, oh! dziwniejszego znaczenia.
- Nie, ale zdaje się, że ona zna kogoś, kogo ja znam...
Ag czuła, jakby była przyklejona czymś niezwykle mocnym do ziemi. Gapiła się jak wryta na suczkę, która również się w nią wpatrywała. Jednakże w jej spojrzeniu było coś co wywoływało dreszcze przebiegające wzdłuż całego grzbietu, a w dodatku jej szarawe niczym jesienne niebo oczy były tak zamglone, jakby faktycznie została uwięziona tak prawdziwa mgła. To wszystko przerwał sam fakt, że młoda nagle cofnęła się krok w tył, a następnie odwróciła się i zaczęła biec przez gąszcz. Robiła to z prędkością o tyle niezwykłą, że zdawać, by się mogło, jakby wszelkie rośliny, trawa i drzewa same osuwały się na bok, kiedy widziały, że biegnie w ich stronę. Może coś w tym było i faktycznie tak się działo, ale Agnes i Horus byli zbyt skupieni na gonieniu dziwnej suki?
Biegli długo, bardzo długo, ale szybko okazało się, że zniknęła. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak. Zastali na polanie, w której ją zgubili, jedynie Leo, który niewinnie spoglądał w oczy zmęczonych dwojga.

<Horus?>
| 472 słowa → 20೧ |