- Hmm...witaj, drogi przywódco! - przywitałem się po chwilce namysłu - Moje imię Caius. Byłoby dla mnie może miejsce tutaj, w sforze?
Uśmiechnąłem się oczekując odpowiedzi. Miałem wówczas okazję lepiej przyglądać się psu. Wyglądał na mieszańca, jednak nie na byle kundla. Porównać można go było do kilku ras, z pewnością występujących w jego rodowodzie. Mieszkając jeszcze u ludzi, bywałem na wystawach i zdążyłem zapoznać się z kilkoma w miarę podobnymi do niego. Umaszczenia był wątrobianego. Wyższy, a także masywniejszy ode mnie. Postawa szalenie silna, chociaż także szczupła. Umięśnione ciało rzucało się dość w oczy, a przy nim byłem chuderlakiem z prześwitującymi przez skórę kośćmi. Widok silniejszego osobnika jednak mało kiedy zrażał mnie w jakimkolwiek stopniu. W końcu siła nie była nigdy czymś, do czego dążyłem. Minęła tylko krótka chwila, kiedy to przywódca zebrał się do odpowiedzi:
- Witaj. Myślę, że bez problemu mógłbyś do nas dołączyć. Tylko musiałbym dowiedzieć się o tobie podstawowych informacji, po czym dokonałbyś kilku wyborów. Mógłbyś powiedzieć coś o sobie? I przy okazji, powtórz jeszcze raz imię, proszę... Aha, zapomniałbym. Jestem Saul.
Pies odwzajemnił mój lekki uśmiech zadowolenia i zaczął czekać, aż udzielę mu kilku informacji o swojej osobie.
- Jestem Caius, a właściwie Commodus. Tak, moje pełne imię to Commodus. Możesz zwracać się do mnie jak tobie wygodnie, ponieważ myślę, że moja dłuższa nazwa może być niekiedy nieco kłopotliwa. Mam obecnie 3 lata, a pochodzę oczywiście z Ziemi. Uciekłem ludziom, tia. Po prostu nie byli zbyt dobrymi hodowcami, typowi ludzie nastawieni za zysk. Moja matka to Westa, nie mam pojęcia jak się miewa i w sumie niezbyt mnie to interesuje. Ojciec nie żyje, zwał się Protecius. Mam pełno rodzeństwa, za to zero potomstwa, tak samo z drugą połówką. Hmm...to by było chyba na tyle, Saulu.
Skończyłem opowiadać o sobie, wymieniając właściwie najważniejsze fakty na swój temat. Pies słuchał do końca, po czym przytaknął.
- Musiałbyś jeszcze wybrać swoją profesję. No, a potem zaprowadzę cię w pewne miejsce...zresztą, sam zobaczysz.
Saul podsunął mi pod nos całą listę przeróżnych zawodów, które mógłbym wykonywać w Sforze. Usługi...? Do tych profesji trzeba mieć specjalne talenty, których mi niestety brakuje. Na przykład, aby zostać dorożkarzem, raczej trzeba umieć biegle powozić... Co do podróży, mam ich dosyć od kiedy uciekłem z pseudohodowli. Do innych gatunków zwierząt nigdy nie miałem za bardzo podejścia, więc praca z towarzyszami zdecydowanie także odpada. Magia, serio? Nie miałbym cierpliwości studiować całych szamańskich ksiąg i bawić się w mikstury. Zdaje mi się, że byłbym nieco za słaby fizycznie na tak ciężkie zawody jak choćby łowca lub wojownik. Do tego trzeba mieć nerwy ze stali! Meh, nie widzi mi się również praca na dworze... A może by tak zostać zielarzem, medykiem? W końcu znam się trochę na ziołolecznictwie, ale chyba...nic poza tym. Odpada. Zastanawiałem się też dłuższy czas między szpiegostwem, a strażą. W końcu wyeliminowałem kilka z profesji, aby wreszcie dojść do jednej, jedynej pracy, którą chciałbym pełnić.
- Okej, zdecydowałem się na strażnika terenów, przywódco. Co o tym sądzisz?
Wyszczerzyłem się, podnosząc wzrok znad kawałka papieru. Saul przyjął go do siebie z powrotem i zaznaczył coś.
- Sądzę, że to świetnie. Mam nadzieję, że będziesz pełnił swoje funkcje z niesłychanym zapałem. A teraz, możemy już iść. Chodź.
Saul wstał, wypychając mnie niemalże za drzwi. Sam zaraz doskoczył do mnie, idąc ku wyjściu. Pies prowadził mnie przez całkiem obce mi jeszcze tereny. Zapachy różnych roślin, obcych psów i innych zwierząt mieszały się w powietrzu z każdym dalszym krokiem. Zastanawiałem się, gdzie prowadzi mnie przywódca i dlaczego zachowuje tajemnicze milczenie. Szliśmy dość długo, zanim naszym oczom ukazała się całkiem ciemna grota. Saul ponaglił mnie ruchem łapy, abym wszedł do środka. W tym momencie zaczął tłumaczyć, o co chodzi w tej całej sytuacji.
- Jesteśmy tutaj, abyś mógł zdobyć swój żywioł. Co z tego wyniknie, zobaczymy. Na razie musisz po prostu wziąć odłamek Kryształu. Zyskasz kilka przydatnych pewnie mocy, związanych ze swoim nowym żywiołem.
Słuchałem jego słów, nie bardzo wiedząc o czym dokładnie mowa. Żywioł? Moce? Magia? Co to ma kurde być i dlaczego miałem otrzymać jakieś magiczne moce mojego żywiołu? Mało co rozumiałem, no ale zamiast zadawać głupie pytania, trzeba po prostu spróbować i nie zawracać już przywódcy głowy... W grocie byłoby pewnie całkiem ciemno i wyglądałaby całkiem przeciętnie, gdyby nie nadprzyrodzony blask bijący z wgłębienia na samym środku groty. To musiał być ten cały Kryształ. Bez długiego namysłu, wygrzebałem ostrożnie pazurem jeden z małych dosyć odłamków. Już w chwili, gdy go dotknąłem, poczułem się dziwnie. Po moim całym ciele przepłynęła fala energii nieznanego mi źródła. Chciało mi się biegać, skakać, cokolwiek by tylko nie stać. Uczucie pozostało ze mną na długi czas. Trzymałem wciąż delikatnie łapę na kryształku. Wziąłem go ostrożnie w zęby, aby móc przenieść na zewnątrz groty. Saul tylko przyglądał się mi bez właściwie żadnych emocji wyrysowanych na pysku. Niedługo potem wyszliśmy z groty.
- Słuchaj, nie mam za bardzo czasu...mógłbyś znaleźć kogoś, kto oprowadziłby cię po terenach. W tamtą stronę idzie się do Lapsae. Pójdziemy razem, a potem po prostu zatrzymasz się tam, bo ja muszę szybko iść do Pałacu. Z pewnością będzie tam ktoś, kto mógłby ci wszystko pokazać. Wybierzesz też miejsce, gdzie chciałbyś zamieszkać. Tylko nie zapomnij wspomnieć mi później, gdzie byś się wprowadził!
Przytaknąłem tylko, widząc pośpiech Saula. Ruszyłem żwawym krokiem razem z nim w miejsce, w które mnie prowadził. Lapsae. Okazało się ono całkiem ruchliwą częścią krainy. Miasto, zamieszkałe z całą pewnością przez dużą ilość psów, huczało od gwaru. Najgłośniej jednak zachowywali się zdecydowanie handlarze i kupcy. Czego nie było na ich stoiskach? Przedmioty codziennego użytku, amulety, ozdoby, przeróżne ciekawe książki... Rzucałem okiem na prawo i lewo, aby uchwycić jak najwięcej w pędzie. W tym też miejscu przywódca musiał się ze mną pożegnać i kierował się jeszcze szybciej niż przedtem w stronę zapewne Pałacu. Lapsae było dość gwarnym miejscem, więc paradoksalnie ciężko było znaleźć kogokolwiek, z kim można byłoby pogadać. Czułem się zagubiony, kierując łapy raczej po dziwnym okręgu, chodząc od stoiska do stoiska i czasem przypatrując się budynkowi wielkiego banku. Mój kawałek Kryształu trzymałem raz w pysku, raz pod którąś z łap. Czułem, że coś się we mnie zmieniło... A gdyby skupić się tak przez momencik na jednej, jedynej rzeczy? Może odkryłbym cokolwiek? Podniosłem wzrok, patrząc na chmury na niebie. Nic wielkiego nie działo się, a więc żywiołem moim raczej nie była pogoda. Przeniosłem się kilka kroków dalej, myśląc ciągle o moich nieznanych jeszcze mocach. Wtem poczułem coś mokrego, spadło centralnie na mój grzbiet...czyżby jednak? Patrzyłem długo na swoją sierść, doszukując się ze zniecierpliwieniem choćby kropelki deszczu. Nie doszukałem się niestety niczego. Postanowiłem więc iść dalej, szukać już kogoś, kto mógłby oprowadzić mnie po terenach Eos. Inne psy nagle zaczęły zwracać na mnie uwagę, jakbym nie stał jeszcze przed moment w tym samym miejscu. Byłem głównym obiektem zainteresowania w tłumie, co nie zdziwiło mnie zbytnio. Chociaż w sumie chyba powinno. Patrzą na mnie z takim przerażeniem w oczach. Do tego co niektórzy krzyczą...co jest. Spojrzałem ukradkiem na swoją łapę, zajętą całkowicie ogniem. Wydarłem się z przerażenia, nie wiedząc zbytnio co robić. O dziwo nie czułem totalnie, kiedy zacząłem po prostu się palić żywym ogniem. Inni nadal biegali wokół mnie gorączkowo, aż jeden z psów wylał na mnie kubeł wody.
- Uważaj trochę, podpalisz nam całe miasto.
Usłyszałem. Rzeczywiście, zacząłem zostawiać po sobie skry ognia, które wybuchały na nowo większymi płomieniami, na szczęście w porę były gaszone przez tłum. Zrobiło mi się trochę głupio. Zrozumiałem za to, że moim żywiołem jest ogień. Teraz tylko muszę nauczyć się dobrze nim kontrolować...
- Przepraszam, to wypadek. Dopiero co odkryłem swój żywioł. Nie przypuszczałem, że może być nim ogień.
Pies, który oblał mnie wodą, stał przede mną teraz z nieco łagodniejszym wyrazem pyska. Był to owczarek niemiecki, wyższy ode mnie trochę i zapewne odrobinę starszy.
- Jesteś tutaj nowy?
Zapytał tylko.
- Tak, dopiero co tu mnie przyprowadzono. Jestem Caius, ale możesz mówić mi też pełnym imieniem, Commodus. Myślę, że do ciebie skieruję moją nieśmiałą prośbę, otóż, czy mógłbyś oprowadzić mnie po terenach, proszę? Byłbym wdzięczny.
Uśmiechnąłem się przyjaźnie w stronę psa, oczekując na odpowiedź.
<Oscar?>
1605 słów → 80೧ + 15೧
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz