6.01.2019

Od Commodusa c.d. - Yasmin

Zabawa trwała w najlepsze. Jedna z największych widocznie karczm w Litore, położona w samym sercu miasta, dudniła dziś życiem. Przeróżne psy przebywały ma dużej sali, na której środku nie stał żaden mebel, który mógłby ograniczać wolną przestrzeń. Można więc powiedzieć że był to swego rodzaju parkiet i miejsce rozmów wielu osobników, a raczej przekrzykiwania się ich. Kelnerzy pełnili dziś rolę baristów. Kilka z nich biegało ciągle od drewnianej, śliskiej lady, za którą stały dwa wysokie dalmatyńczyki, do każdego ze stolików zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Musieli przedzierać się przez masy bawiących się, niekiedy więc zdarzało się że któremuś z kelnerów upadł napój i lepka ciecz rozlała się po podłodze. Z czasem towarzystwa w środku przybywało. Czym było ciemniej i później oczywiście, tym psy szybciej widocznie znajdowały czas na huczne imprezy, takie jak ta. Drzwi pilnowały trzy potężne samce - rottweiler, dog oraz jakiś mieszaniec kaukaza, pełniący funkcję ochroniarzy. Ciągle było słychać ich wrzaski i nerwowe powarkiwanie na pijanych, zaczepiających wszystkich gości. Wracając do wystroju wewnątrz; Była to jedna, całkiem normalna sala. Stoliki w większości były dwu- lub wieloosobowe, dla par oraz paczek znajomych. Wszystkie dosunięte były blisko ścian, gdyż jedynie część psów siedziała. Znaczna większość czekała przy barze, tańczyła na środku lub toczyła rozmowy z innymi. Byli też już tacy, którzy spali na ziemi obezwładnieni większą lub mniejszą ilością alkoholu. Ci, zwykle niezauważani w tłumie, ciągle byli deptani przez inne psy, które przewracały się nie widząc wśród ciemności wnętrza karczmy przeszkody pod nogami. Świeciły tylko kolorowe światła, przypominające kulę disco. Jednak były one zbyt niezwykłe, aby nie były magiczne i mocno było tu czuć, że po prostu wywołał je ktoś władający magią lub żywiołem światła. Ich źródło również nie było do końca jasne, biły jakby z sufitu lecz nikt z pewnością nie dostrzegł ani jednej lampy. Wśród psów, oprócz tych siedzących, tańczących czy rozmawiających, były również takie, które stały przy wyjściu przypatrując się wszystkiemu z odległości, jakby szukając poszczególnych psów wzrokiem. Nie ruszał się one jednak całkowicie z miejsca i większość wyglądała nieswojo, jakby były speszone sytuacją. Głównym jednak zainteresowaniem wszystkich tańczących i innych zajmujących miejsca na parkiecie, było kilka śpiewających dość głośno psów. Były tutaj zapewne znane, bo większość krzyczała do nich i z początku śpiewała razem z nimi. Potem raczej poczęli bełkotać tylko niezrozumiale. No dobrze, więc może gdzie znajdowałem się ja? Po długiej przepychance, udało mi się dotrzeć aż z miejsc zewnętrznych pod samą 'scenę', na której spiewali i grali ci artyści. Może i nie należałem do najwytrawniejszych tancerzy, ale poruszałem się z gracją w rytm muzyki, podchwytując od czasu do czasu refreny piosenek i drąc się niemiłosiernie. Po którejś jednak piosence z kolei znudziło mi się nieco to zajęcie. Udanie czyjegoś wiernego fana nigdy nie było zbyt ciekawe. Za to poznawanie innych psów z pewnością takie jest. Postanowiłem więc odwrócić się i zagadać do kogoś. Zauważyłem z początku grupkę całkiem ładnych suczek. Rozmawiały ze sobą, śmiejąc się ciągle głośno po rzuconym przez któraś z nich tekście. Podszedłem żwawo, przenosząc ze sobą swój kieliszek. Przywitałem je, biorąc w międzyczasie kolejny łyk aromatycznego wytrawnego wina. Uśmiechnąłem się w stronę pań, ukazując im swe białe kły. Rozmowa przebiegała całkiem dobrze. W szczególności zainteresowała się mną czarna terierka o imieniu Toscania. Praktycznie to z nią po pewnym czasie zacząłem prowadzić swoją główną rozmowę, reszta przypatrywała się nam czasem tylko coś dopowiadając. Zaproponowałem mojej nowej znajomej, że zamówię coś dla niej. Z chęcią napiłbym się więcej, ale na oczach pań nie wypada mi tak pić samemu. Przy okazji zdołałem dowiedzieć się, że moją sąsiadka z parteru jest niejaka pudlica Coco, bliska znajoma czarnej terierki. Tak się składało, że i ona przyszła na imprezę. Postanowiłem więc zamienić kilka słów także ze swoją nową sąsiadką. Opuściłem chwilowo wcześniejszą grupkę, aby podejść tym razem do Coco. Stała ona przy drzwiach, zaraz obok mieszańca nieco przypominającego sznaucera. Po chwili rozmowy z nią wywnioskować zdążyłem, że to chyba nieśmiała osoba, w każdym razie zamknięta w sobie. A ten gość, który obok niej stał to jej partner, za to mój sąsiad. Wyglądał na okropnie złośliwego i czepiał się każdego mojego słowa. Hm, moje sąsiedztwo chyba nie było najlepszym towarzystwem do szalonych imprez... W związku z tym, próbowałem przez chwilę odnaleźć wcześniejszą grupkę, lecz nie było to takie proste. Nowe psy ciągle się schodziły, a tylko nieliczne decydowały się wyjść z lokalu. Nie miałem ochoty oraz cierpliwości przepychania się przez kolejne to tłumy, więc trzeba było znaleźć kogoś innego. Tym razem grupa składała się w większości z facetów. Chart afgański, dwa mieszańce, jamnik ze swoją partnerką podobną do yorka no i śnieżnobiała suczka samoyeda. Rozmawiałem długi czas głównie z jednym z mieszańców, Stanem. Ten namówił mnie na jeszcze kilka kropelek nieco mocniejszych trunków. Po drugim zaczęło mi się już nieco kręcić w głowie, czasem zdarzyło mi się zatoczyć. Nie wiem o czym dokładnie mówił do mnie później Stan, ale wiem że ta biała okazała się bardzo chętna do rozmowy z lekko pijanym mną. Całkiem wyleciało mi z głowy jej imię, nie miałem też pojęcia dłuższy czas o czym dokładnie mówimy. W każdym razie towarzystwo ładnej suczki było mi na rękę, jakkolwiek pijany nie byłbym. Po chwili odłączyliśmy się od jej dawnej grupy. Prowadziła mnie chyba pod scenę, gdzie nadal ktoś śpiewał. Zacząłem tańczyć, dopasowując się do równie ruchliwego otoczenia. Właściwie już nikt nie podpierał ścian. Musiało być już strasznie późno, bo do domów zbierali się nawet ci, którzy rozmawiali pod sceną nie wspominając już od tych biernych uczestników zabawy. Prócz tego właściwie nic się dookoła nie zmieniło. Przestałem całkowicie orientować się co dzieje się wokół mnie. Ktoś wepchał mi w łapę kieliszek, był pełny. Nie zastanawiając się ani sekundy, wypiłem szybko jego zawartość. Uśmiechnąłem się, gdy poczułem znajomy już smak. Słyszałem coraz mniej wyraźnie i bełkotliwie, tylko głos mojej cudownie białej towarzyski zdawał się miodem dla moich uszu. Ach, jaki piękny głos, jak ja go uwielbiam. Cudny jak jego właścicielka. Poznałem ją chyba z godzinę temu, sam nie wiem. Ale uwielbiam ją, wręcz kocham. Na te zapewnienia suczka tylko zaśmiała się i powiedziała, że chyba za dużo już wypiłem. E tam za dużo, jak się bawić to po całości.  Próbowałem odpowiedzieć jej, ale zbyt plątał mi się język, tak samo jak nogi. Wtem runąłem na ziemię zepchnięty jakaś dziwną siłą z łap. Strasznie zachciało mi się spać i po chwili moje oczy zamknęły się praktycznie same. Nie pamiętam co działo się dalej, ale po dłuższym czasie zrobiło mi się całkiem wygodnie.


***
Otworzyłem oczy. Okropnie bolała mnie głowa, więc natychmiast położyłem ją z powrotem na...poduszce? Tak, leżałem na łóżku, w pokoju. Zdołałem zauważyć, że to chyba moje nowe mieszkanie. Teraz już poznawałem korytarz, sypialnię i charakterystyczny dywan z owczej wełny przed wejściem do toalety. Ktoś musiał mnie tutaj wczoraj przynieść. Albo po prostu nie pamiętałem kiedy wstałem i postanowiłem zdrzemnąć się w moim nowym łóżku. Jednak ta myśl jak szybko przyszła, tak szybko opuściła moją obolałą głowę. Usłyszałem kroki w moją stronę. Dochodziły chyba z kuchni i widocznie ktoś usłyszał moje jęki cierpienia. Patrzyłem ciekawym wzrokiem, jednak całkiem nie ruszając się. Po chwili moim oczom ukazała się postać, którą już kojarzyłem. Poznałem ją wczoraj na imprezie, była to bez dwóch zdań właśnie ona. Moja nowa sąsiadka, biała pudlica średnia. Nie pamiętałem dokładnie jej imienia, możliwe że nie zdążyła mi się nawet przedstawić wśród wczorajszego gwaru i zamieszania... Mruknąłem tylko pod nosem na przywitanie suczki niedbałe 'hej', ta jednak usiadła obok mnie na łóżku. Popatrzyła na mnie zatroskanym wzrokiem, tak jak matka patrzy na swoje dziecko. No, może z nieco większym współczuciem.
- I co, Caiusie? Jak się czujesz? Wczoraj musieliśmy cię z Bingo zanieść tutaj, do domu... Dobrze, że powiedziałeś Toscanii, że tutaj mieszkasz!
Opowiadała cichym głosem, śmiejąc się pogodnie z całej tej sytuacji. Zawstydziłem się nieco swoją obecną i wczorajszą niemocą. Kurcze, że musiałem się aż tak upić... Wstyd mi było teraz popatrzeć w lustro dokładnie tak samo, jak w oczy mojej nowej sąsiadki. Czułem się taki młody, głupi i słaby jak szczenię. Okropne emocje związane z politowaniem dla samego siebie wywoływały we mnie wybuchową mieszaninę płaczu i śmiechu zarazem. W końcu jednak postanowiłem przestać przywoływać w myślach wczorajszą sytuację i ogarniać się powoli. Odpowiedziałem jakby nigdy nic suczce:
- Dziękuję, że tak się mną zaopiekowaliście. Naprawdę, czuję się już lepiej, a musiałbym zaraz wychodzić, bo umówiłem się z kimś. Dzięki za pomoc, wpadajcie do mnie kiedy tylko chcecie.
Wyskoczyłem z łóżka idąc w stronę drzwi, a suczka rozumiejąc mój zamiar subtelnego wyproszenia jej z mojego mieszkania, pobiegła żwawym krokiem za mną. Otworzyłem drzwi, a za nimi stał kundlowaty sznaucer miniaturowy. To z pewnością mój sąsiad, Bingo czy jakoś tak. Uśmiechnąłem się tylko na jego widok z udawaną sympatią i przywitałem gestem głowy.
- Coco, mogłabyś już wrócić do domu zamiast opiekować się dorosłym pijanym psem. Poradziłby sobie bez ciebie!
Zaczął na nowo narzekać na swoją partnerkę, tak samo jak wczoraj. Oj, już wiedziałem że za bardzo się z nim nie polubię. Ach, no tak, pudlica przedstawiła mi się widocznie wczoraj. Rzeczywiście, nazywała się Coco, tak jak powiedział do niej przed chwilą Bingo. Że też tego nie zapamiętałem
Zamknąłem drzwi za pudlicą i przekręciłem klucz w zamku. Wyglądałem zapewne paskudnie, jak ostatnie nieszczęście. Widziałem to we wzroku mojej sąsiadki, był tak okropnie litościwy...ach! Wskoczyłem zaraz do wanny, odkręcając wodę. Próbowałem zrobić to telekinezą, którą to moc otrzymałem wczoraj i nie miałem okazji z niej skorzystać. Skupiłem się mocno na lewym pokrętle zaworu. Po pewnym czasie udało się, drgnął on lekko, ale widocznie. Ucieszyło mnie to niezmiernie, więc próbowałem całkowicie odkręcić wodę, przyciągając w swoją stronę jakby jedną połowę kurka. W końcu z góry oblał mnie strumień cieplutkiej wody. Postanowiłem zrobić sobie dziś kąpiel, więc zablokowałem odpływ i czekałem cierpliwie, aż wanna wypełni się gdzieś do połowy. Dawno nie brałem porządnej kąpieli. Dawni właściciele na Ziemi kąpali mnie tylko abym dobrze reklamował ich pseudohodowlę na wystawach. A ja tak uwielbiałem wodę, że mógłbym codziennie wskakiwać do gorącej cieczy, o ile pozwalałby mi na to czas. Wody było już wystarczająco długo, wysiliłem się znów, aby zakręcić szybko pokrętło. Wtem zauważyłem jakieś pozostałości na szafkach po wcześniejszym właścicielu tego mieszkania. To chyba końcówki jakichś olejków, czy też mydeł. Ucieszony wielce tym faktem, przyciągnąłem do siebie jeden z malutkich słoiczków. Pachniał on pospolitymi kwiatami, nieco bzami, a nieco różami. Musiało być to więc po prostu jakieś pachnidło. Wlałem małą jego ilość do wody i odstawiłem buteleczkę na tą samą półkę. Cieszył mnie fakt, że tak szybko ogarnąłem telekinezę. Szło mi to coraz lepiej i płynniej, chociaż przed chwilą o mało bym nie rozbił szklanego słoiczka. Pachnąca woda zrelaksowała mnie nieco, mogłem odstresować się i zapomnieć o pulsującym, rozsadzającym bólu głowy. Po dziesięciu minutach kąpieli, woda zaczęła już ku mojemu niezadowoleniu stygnąć. Wyszedłem więc, otrzepując się nieco i odblokowując odpływ. Wytarłem tylko łapy o dywanik i lekko otrzepałem się. Nie zdążyłem jeszcze wyposażyć się w przedmioty codziennego użytku. Poczułem głód, więc pomyślałem, że warto byłoby coś zjeść. Nie chciało mi się jednak wychodzić tak szybko z nowego mieszkania, którym nadal cieszyłem jeszcze wzrok. Nowe miejsca, tak kochałem poznawać je! W szczególności jeżeli miałem w nich spędzić dłuższą chwilę, jak przykładowo właśnie mieszkanie. Chodziłem od kuchni i jadalni do dwóch sypialni, przez duży salon, malutki pokój na kształt gabinetu czy też pracowni i w końcu jeszcze raz przyglądałem się łazience. Musiałem przyznać, mieszkanie było bardzo obszerne. Wystrój był właściwie gotowy, jeszcze niedawno ktoś tu wreszcie mieszkał. Udałem się do salonu, aby usiąść spokojnie na wygodną kanapę. Była co prawda trochę niedoczyszczona, ale mi w zupełności nie robiło to problemu. Nie zdążyłem jeszcze dobrze rozprostować kości i rozluźnić mięśni, kiedy to do moich uszu dobiegło głośne pukanie do drzwi. Westchnąłem tylko cicho i krzyknąłem, że już idę. Skoczyłem na drewniane panele i stukałem łapami z każdym krokiem będąc bliżej wejścia. Przekręciłem klucz i nacisnąłem lewą łapą na klamkę. Gościem w moim nowym mieszkaniu tym razem okazał się nikt inny, jak Oscar. Uśmiechnąłem się szczerze na widok istoty, którą obdarzałem tutaj prawdziwą sympatią(w przeciwieństwie do moich nudziarskich sąsiadów z parteru). Pies również wyglądał z początku na zadowolonego, jednak jego mina zmieniła się, gdy spojrzał na całą moją okazałość. Przypominałem nieco szczura, a to wszystko przez tą morką jeszcze sierść. Na pysku pewnie też za dobrze nie wyglądałem, w końcu byłem świeżo po upojnej nocy. Posłałem mu tym razem słaby uśmiech i czekałem aż cokolwiek powie, czy też wejdzie do środka. Okazało się, że chce mnie wyciągnąć z mieszkania. I w sumie zgodziłem się na to, ale pod warunkiem, że po drodze przekąsimy coś, bo umieram z głodu. Nie jadłem właściwie nic od wczorajszego obiadu!

***
Wróciłem do domu dopiero wieczorem, po drodze odprowadzając Oscara. Byłem nieco zmęczony, ale niewiele sobie z tego robiłem, gdyż nie zamierzałem przespać w domu kolejnego wieczoru w tym jakże ciekawym miejscu. Może pójdę dzisiaj gdzie indziej? Choćby w tereny wysunięte bliżej Pałacu. Poznałbym z chęcią psy szukające wieczornego towarzystwa. Do głowy przychodziło mi tylko gęsto zamieszkane, chociaż okropnie spokojne Helecho oraz o wiele głośniejsze Lapsae. Nie zastanawiając się ani chwili, nie zamierzałem nawet wchodzić do mojego mieszkania. Po prostu skierowałem łapy w stronę tego drugiego, większego i mniej spokojnego miasta. Dziś po prostu nie ma mowy o ani kropelce alkoholu. Nie zamierzam tym razem obudzić się w jakimś nieznanym mi obcym domu, albo na ulicy wyrzucony przez zamykających lokal pracowników. Cóż... Może po prostu posiedzę w jakiejś karczmie, poznam się z kimś, pójdę na wieczorny spacer. Jeszcze nie miałem zbyt dokładnie określonych planów. Ale nic nie szkodzi, w końcu co dwie głowy to nie jedna. Wystarczyło znaleźć tylko jakieś towarzystwo skore do zapoznania się. Postanowiłem złapać jednak dorożkę, które często przejeżdżały Litore. Głównie wysiadali tutaj pasażerowie, mało który z nich wsiadał. Widząc nadjeżdżającą bryczkę, podniosłem łapę i popatrzyłem na woźnicę. Ten zauważywszy mnie, zjechał na bok. Wsiadłem wraz z trzema innymi psami. Dorożkarz jechał aż do Helecho, więc mógł mnie podrzucić właśnie do Lapsae. Droga dorożką wydawała się naprawdę bardzo krótka. Zapłaciłem za przewóz i wyskoczyłem z zatrzymującego się powozu, w samym centrum miasta. Po odjechaniu dorożki wręcz zgubiłem się w tłumie psów. Niektóre przypatrywały się stoiskom oświetlonym różnymi lampkami, inne kierowały się w stronę klubów, a kolejne - w tym oczywiście ja - stały i nie wiedziały za bardzo co ze sobą zrobić. Kierowałem się w stronę różnych lokali, większość jednak była całkowicie przepełniona. Impreza w Litore była widocznie naprawdę kiepska i mała, gdyż tam mogłem przepchać się przez tłum aż do samej sceny, gdzie występowali piosenkarze. Tutaj rzadko była możliwość dojrzenia samych drzwi, a nawet ich okolic. Westchnąłem, podążając nadal za tłumami. Nagle ktoś wpadł prosto na mnie i przewrócił się. Szedł chyba w przeciwną stronę, a ja nie patrzyłem przed siebie...Caius, niezdaro, jak zwykle wpakowujesz się w takie sytuacje. Popatrzyłem na suczkę, podnoszącą się pospiesznie na łapy, aby nie zginąć zdeptana przez równie nieuważne psy, jak chociażby ten, który stał nad nią właśnie ze strachem w oczach. Jak ja.
- Wybacz, nie zauważyłem cię. - nagle do głowy wpadł mi pomysł, że mógłbym poznać borderkę, jako iż stworzyła się do tego dogodna sytuacja i idealna okazja do zdobycia kompana dzisiejszego wieczoru - Nazywam się Commodus, ale możesz mówić mi Caius. A ty?
Wyszczerzyłem się, podając jej łapę i pomagając wstać. Odsunęliśmy się w nieco wygodniejsze miejsce do prowadzenia rozmowy, uciekając od tłumu i krzyków.
- Yasmin, to moje pełne imię.
Uśmiechnęła się przyjaźnie, a ja od razu wyczułem w niej wyjątkowy charakter. To po prostu musi być dobra towarzyszka do zatarcia nudy wywołanej piętnastominutową samotnością.
- Droga Yas, masz może chęć spędzić ze mną ten wieczór? Okropnie mi nudno, a razem moglibyśmy pójść na imprezę, albo przejść się gdzieś, albo zrobić cokolwiek innego. Co ty na to, towarzyszko?
Zaproponowałem, przypatrując się teraz dokładniej Yasmin, aby nie stracić jej za chwilę z oczu, co mogło stać się wśród grupy innych bardzo łatwo.

<Yasmin? Mam nadzieję, że żyjesz i masz się dobrze po przeczytaniu tego opowiadania xD>
| 2606 słów → 130೧ + 25೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz