5.05.2019

Od Elijaha - Alchemia [2/4]

Za jej namową zostawiłem kozła przed wejściem na trakt. Schowałem jego zwłoki wśród traw, by upewnić się, że żaden podróżny nie skusi się na darmowy posiłek, w momencie, gdy ja będę zajęty. Układałem ostatnie źdźbła, gdy poczułem mocne uderzenie w grzbiet. Z impetem padłem na ziemię, odruchowo przewracając się na plecy i kopiąc przeciwnika w brzuch. Zamarłem, gdy nad sobą ujrzałem... tygrysa. Skoczyłem na równe nogi, pragnąc jedynie ucieczki. Uskoczyłem przed jednym z zamaszystych ciosów ogromną łapą. Przeturlałem się po gruncie, lądując niemal pod stopami mojej mentorki.
- Już, spokój. - zaśmiała się, kładąc łapę na pysku rozjuszonego kota.
Otworzyłem pysk, zdziwiony, patrząc na nią z niezrozumieniem. Podniosłem się z trudem, dalej czując ból w miejscu, które padło ofiarą ataku zwierzęcia. Odsunąłem się jak najdalej od napastnika, woląc nie narażać się na zostanie celem po raz drugi.
- Zginąłbyś - stwierdziła bez ogródek, przekierowując wzrok na mnie.
W tym momencie realnie zastanawiałem się już, co jest z nią nie tak.
- Gdybyś był alchemikiem, mógłbyś wytworzyć kwas, który by go pokonał. - w dalszym ciągu głaskała pasiastego mordercę, nic nie robiąc sobie z faktu, że byłem nieco poobijany i zirytowany.
Wolałem już nic nie mówić, choć z miłą chęcią podważyłbym zasadność tego twierdzenia. Wydawało się zupełnie bezsensowne - chyba, że ów samica nosiła przy sobie żrące kwasy, zawsze.
- Najpierw podstawy! - znowu zaczęła gadać do siebie.
Wysypała ze swojej torby najróżniejsze flakoniki, fiolki, słoiki, pojemniki, szkiełka, kolby... I w zasadzie wszystko, co tylko mogłem sobie wyobrazić. W każdym z nich znajdowała się inna substancja - od kolorowych gazów, przez najróżniejsze ciecze, po sztabki czy inne ciała stałe. Niektóre były również mniej oczywiste - jakieś dziwne żelki, galaretki, ziarnka... Patrzyłem na to z mieszaniną podziwu i zakłopotania.
- No, ponazywaj mi to wszystko! - jednym ruchem rozłożyła przede mną flakoniki w dwóch rządkach.
Zaciąłem się z głupawym wyrazem pyska.
- Eee... metal? - wyjąkałem, marszcząc brwi.
Zachowała się tak, jakbym opowiedział jej najlepszy kawał, jaki słyszała od lat.
- Cez! Cez, skarbeńku!

cdn.
316 słów | Walka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz