30.12.2018

Od Horusa cd. Od Oscara

Podniosłem oczy ku górze i odetchnąłem pełnymi płucami. Koniec, Horus, koniec. Nic nie zrobisz, Agnes zniknęła a przed tobą jest Oscar łowca ... Cholera, Agnes ten była łowcą ... Lekko odsunąłem do tulącej się do mnie suki i przytrzymałem ją telekinezą aby nie upadła na podłogę. Z perspektywy drugiej osoby musiało to dość śmiesznie wyglądać. Wysiliłem się na wymuszony uśmiech.
- Mmm, oczywiście - powiedziałem cicho i przetarłem łapą futro w okolicach pyska. Mam nadzieję, że nie było widać jak uroniłem kilka łez. W końcu taki wojownik i płacze? Ale czy to ma jeszcze jakieś znaczenie?
- Dobra, proponuję ją w coś złapać - na jego propozycje lekko skinąłem łbem. Dobry pomysł.
Skierowałem swój wzrok na biało-czarną suczkę, ta leżała z rozchylonym pyskiem i lekko pochrapywała ruszając przednimi łapami. Mimowolnie spojrzałem się na kufle na blacie, jedenaście dużych kubków plus jeden mój. Ta młoda ma mocniejszy łeb niż nie jeden wojownik. I tak się jeszcze dziwię, że żyje od takiej ilości alkoholu. W sumie Agnes też by żyła, gdybyś był lepszy i ją ochronił ... Kurczę, Horus, przestań! Zaczynasz się zadręczać! Przez moje ciało przeszedł lekki dreszcz a ja sam się lekko otrzepałem. To prawda, przesadzam i to jeszcze jak... Chwyciłem koc leżący obok kominka i zawołałem ciemnego owczarka szukającego w innej części lokalu.
- Mam coś, chyba jest dobry - powiedziałem i lekko podniosłem sukę telekinezą. Lekko się wysiliłem, ile ona waży?! Na pewno więcej ode mnie ...
- Teraz powoli ... i puszczaj! - głośniej powiedział i Yasmin wylądowała na granatowym materiale.
- Horus, wszystko dobrze? - ponownie się odezwał i tym razem spojrzał się na mnie. Miałem ochotę mu wywrzeszczeć, że nie, że wszystko jest wręcz przeciwko mnie. Ale tylko się odchrząknąłem i poprawiłem Lunares'a na grzbiecie.
- Tak, w jak najlepszym wypadku - głupkowato się uśmiechnąłem i rzuciłem szybkie do widzenia barmanowi - Idziemy? Musze jeszcze wstąpić do pewnego miejsca.
- A gdzie zamierzasz się wybrać? - nie, nie miałem ochoty mu odpowiadać.
- Pooglądać wodospad - wydusiłem z siebie i od razu odwróciłem łeb. Skłamałem. Pies musiał chyba dodać dwa do dwóch i od razu jego mimika na pysku się zmieniła.
- To ... fajnie - odpowiedział i zmienił temat - Nieźle się upiła, ciekawe ile opróżniła kubków.
- Coś koło jedenastu kuflów jakiegoś mocnego piwa - powiedziałem i wlepiłem wzrok na drogę przed nami. Kurde, starałem się nie być apatyczny. Starałem się uśmiechać do psa, starałem się zacząć normalną rozmowę. Ale wszystkie moje próby poszły na marne a ja sam jedynie jeszcze bardziej się pogrążałem. A po za tym, on jakimś cudem wrócił. Czy Agnes nie może? Czemu właściwie? Co się jej w ogóle stało? Prawdy przede mną raczej nikt nie ukrywa, płaciłem im a oni znają moc mojego gniewu. Położyłbym każdego, kto by mi się sprzeciwił. Po to się szkolę, w zakresie władania bronią, unikania i współpracowania z moimi mocami. Ale... najwidoczniej to nic nie dało. Przez prawie całą drogę się nie odzywałem, myślami byłem w innym miejscu, ba, miejscach. Gdzieś, gdzie byłem szczęśliwy. Nagle czarno-brązowy pies gwałtownie się zatrzymał, przez co się lekko wzdrygnąłem i obróciłem dookoła, ale napotkałem jedynie współczujące spojrzenie owczarka.
- Co ty robisz? Wystraszyłem się, że coś się stało - podniosłem głos i spojrzałem w niebo, dochodzi do szesnastej.
- Horus, widzę że coś jest nie tak. I to bardzo.
O nie, jedno wielkie nie. Wiedziałem, że w końcu się zapyta.
- Tak? Wydaję ci się.
- Nie, nie wydaje mi się, Horus. Jesteś ospały. Czy ty kiedykolwiek potrzebowałeś tyle snu? W końcu twoje moce ułatwiają ci jego dostarczanie. A po za tym, picie wody w karczmie, gdzie nawet Yas piła piwo? Horus, chodzi o Agnes, prawda?
Wzdrygnąłem się na dźwięk imienia suki, którą darzyłem uczuciem.
- Masz rację, może trochę za bardzo się przejmuję - odpowiedziałem i ucieszyłem na widok rezydencji kruczoczarnej suki.
- Ciekaw jestem, jak bardzo się jej oberwie - powiedział Oscar z złowrogim uśmiechem na pysku - To jej nie ujdzie.
- Tia... Już widzę gniew Lady - jeśli miałbym się wypowiedzieć, to przede wszystkim cała sytuacja mnie dość śmieszyła. Od kiedy Yasmin upija się do nieprzytomności a my ją ściągamy do domu w starym kocu? W sumie... Czarna nie miała ostatnio żadnego obiektu do ochrzaniania a jakaś rozrywka poza kuciem broni i robieniem posiłków przyda się jej. Ale i tak nie było wątpliwości że młodej się dostanie.
W końcu Oscar zapukał do drzwi i z głupkowatymi uśmiechami oboje wręcz wskoczyliśmy do domu zdziwionej Lady. Na początku zaczęła panikować i sprawdzać co z nią.
- Ktoś ją zaatakował?! Co się stało? Opatrzyliście ją..!? - wręcz krzyczała, wypowiadając te słowa. Oscar spojrzał się na mnie wymownie a ja nabrałem więcej powietrza.
- Wypiła .. za dużo alkoholu - powiedziałem i od razu minimalnie się skuliłem pod wzrokiem Lady.
- Co..co? Powtórz - rozkazała i już czuć było parującą od niej wściekłość - Jak to, upiła się?!
- Zdarzyło się jej ... - tym razem w obronie biało- czarnej odezwał się Oscar.
Już Lady chciała coś powiedzieć, ale lekko się wyprostowałem i dałem znak o swojej obecności.
- Przepraszam was wszystkich, ale się śpieszę - przerwałem suczce i opuściłem dom, kierując się do dobrze znanego mi miejsca. Smutno mi było go zostawiać, od powrotu owczarka emanował szczęściem i radością. Lady diametralnie się zmieniła, czemu ja nie mogę?

Siedząc na drewnianej ławeczce, chciało mi się zarazem płakać i śmiać. Jak mogłem być taki głupi? To wszystko już nie wróci, powinienem... no właśnie. Co powinienem? Problem w tym, że nie wiem.
Woda. Tak niebezpieczny a zarazem piękny żywioł. Co sprawia, że jest tak wspaniały? A mimo to, boję się wody, boję głębi i ledwo pływam. Cisza wokół mnie, przede mną rzeka. Rwąca i zimna zimą, idąc jej nurtem można by dojść w okolice obozu. To takie śmieszne, pozwoliłem, aby broń i juki zsunęły mi się z pleców. Moja skóra zadrżała, a ja sam pozwoliłem sobie wstać. Horus, ty głupku... co ty robisz? Wszystko we mnie walczyło, ale mimo to zdołałem zrobić parę kroków i wykonać jeden skok. Może to wszystko wreszcie się skończy, nigdy nie wiadomo. Poczułem odrętwienie, gdy moje tylne łapy zanurzyły się w lodowatej wodzie i młóciły ją przez chwilę. Od razu nurt rzeki mnie porwał, sprawiając że zrobiłem fikołka w wodzie. Zacząłem walczyć, ale po chwili uznałem że to bezsensowne, a po za tym wybrałem. Zdecydowałem. Z moich nozdrzy wydostały się ostatnie resztki powietrza a umysł pogrążył się w czerni.

Oscar?
Niech Oscar wkroczy do akcji i uratuję mojego leszcza :D
1016 słów → 50೧ + 10೧

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz