- Horus? Co ty tutaj robisz? Dobrze wiesz, że mam do zrobienia jeszcze ... Co cię tak bawi? - odwróciłam się i spojrzałam z wyrzutem na owczarka. Dobrze wiedział co się stało i nie ukrywał rozbawienia. Nieco niższy niż reszta psów swego pokroju, jakimś cudem wygrywał wszystkie potyczki jakie były mu dane. Nie raz ponosił wstępną porażkę, ale mimo to podnosił się i zawsze jakoś dawał radę wszystkim. Potrafiłby wmówić komuś, że kamienie które trzyma w łapach to szczere złoto i że własnie ten pies musi to kupić. Stary wariat.
- Co mnie śmieszy... może ty i Oscar? - odpowiedział bez zastanowienia mrużąc swoje brązowe oczy.
Wzdrygnęłam się i odwróciłam łeb na wyraz mówiący o nim.
- Tak? To świetnie. A teraz spadaj, bo muszę ... - nie dał mi dokończyć i zgromił mnie tym swoim wzrokiem.
- No co musisz? Co?! Co! - podniósł głos i dosłyszałam w nim krztynę żałości.
- Horus, co się z tobą dzieje? To nie twoja sprawa! - krzyknęłam ze narastającą we mnie złością. Co on takiego może wiedzieć?
- Lady, ty nie rozumiesz ... - warknął - Ty dostałaś takie szczęście od losu i tego nawet nie wykorzystasz!
- Ale to ty nic nie rozumiesz! Starałam się, chciałam! Ja ... ja go nadal kocham ale to on mnie zostawił, nie dochodzi to do twojego łba?! Tam, wtedy na drodze. Samą, po prostu odszedł! Ja... ja nie wiem co mam teraz zrobić.
Przez chwilę zapanowała nerwowa cisza, którą przerywały jedynie nasze oddechy które zaraz zamieniały się w parę.
- Lady, ja... rozumiem twój ból. Ale proszę, gdy jutro rano przyjdę do ciebie, pójdź ze mną. Obiecujesz?
- Ale ... ale gdzie? - jedynie te słowa byłam w stanie z siebie wydusić. Co on chce zrobić? Wiedział, że chcę jutro wyjechać do Yasmine, do Litore.
- Cicho, nic ci nie powiem. Obiecaj - ponownie powtórzył a ja westchnęłam.
- Dobrze, niech ci będzie. Pójdę z tobą - wypowiedziałam te słowa z lekką niepewnością.
Karmelowy owczarek lekko skinął łbem i wyszedł z namiotu, zostawiając po sobie jedynie zapach jodły i krwi upolowanej zwierzyny.
Długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i mimo ciepłego okrycia wciąż było mi zimno. Jasne światło księżyca prześwitywało przez płócienną ścianę namiotu.
Jak on mógł? Czemu tak się zachował? Co zrobiłaś źle? Może ma rację, to za wcześnie. Albo w ogóle niech to wszystko się skończy.
Głosy w mojej głowie tępo mnie uderzały nie pozwalając choćby na chwilę zmrużyć zmęczonych dniem oczu. W końcu położyłam się na brzuchu i mocniej okryłam kocem, tym samym przybliżając do siebie lampę. Słyszałam swój oddech i to, jak łowcy powrócili z polowania. Pokrzykiwali radośnie dzieląc jakieś zwierzę na kawałki. Ciekawe czy Oscar jest z nimi... Pewnie tak. W końcu nie widzieli się dobre kilka miesięcy. A po za tym pewnie Cerys będzie coś od niego chciała... W końcu to on ją uratował narażając własne życie i takie tam... Ciekawe, co myślał o mnie w tamtych chwilach. Czy w ogóle myślał.Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa, widząc to wszystko. Ja... jeszcze chwila i rozpłakałabym się, od tego dzieliło mnie jedynie tempo nadawane przez Horusa, który szedł prosto w stronę prowizorycznego ołtarza. Czułam przyjemny zapach jemioły i spojrzenia psów stojących po bokach ,,korytarza". Nie wiedziałam, co mam zrobić i jak się zachować. Bałam się spojrzeć na Oscara, ale w końcu podniosłam wzrok i posłałam mu delikatny uśmiech. Czuję, jak wypełniam się radością i po prostu ... cieszę się z życia. Ale ... ciągle odzywał się ten idiotyczny głos mówiący, że to wszystko nie jest warte złamanego sola. Że to nie wytrzyma długo, jako argument powołał wydarzenie z wcześniejszego dnia. Uśmiechnęłam się szeroko i pozwoliłam aby inne dźwięki zagłuszyły go w całości. Stanęłam naprzeciwko mojego przyszłego męża i pozwoliłam, aby jeden z moich snów spełnił się własnie w tej chwili.
- Gotowi? - zapytała Cerys stojąca naprzeciwko mnie i ciemnego owczarka.
Oboje skinęliśmy łbami i lekko zmieszana przestąpiłam z łapy na łapę. Co mówić, co robić? Lekko zerknęłam na owczarka jednak on było ostoją spokoju w porównaniu do mnie. Głębiej odetchnęłam i pozwoliłam aby wszystkie emocje opadły zostawiając w środku jedynie opanowanie. Srebrna suka skinęła łbem.
- Ja ,Oscar, biorę sobie Ciebie Lady za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci - każde wypowiedziane słowo brzmiało tak ... inaczej niż zwykle. Wypowiedziane jak najbardziej szczerze dostały się do mojego serca i zniszczyły wszystkie bariery jakie istniały. Przypomniałam swoje wczorajsze słowa i lekko schyliłam łeb w cichym uśmiechu. Gdy pies skończył, czułam ogromną niepewność w jego oczach. Czyżby się bał, że odejdę zostawiając go tak jak on wczoraj mnie? Naprawdę, nie byłabym wstanie zostawić go tak. To prawda, kocham go i raczej tak szybko nie przestanę. Może i jestem głupia ale ... A po za tym ledwo co go odzyskałam i rozumiałam jego niepewność, po prostu bał się zrobić jakikolwiek ruch w którąkolwiek stronę. A może się mylę?
Ale sama nie byłam pewna. Zła decyzja zrujnowałaby nam obu życie. Mocniej zacisnęłam powieki. Czy warto? Oczywiście, że tak. Czy go kocham? Tak. Krótka i zwięzła odpowiedź bez żadnego "ale". Czy potrafiłabyś pogodzić się z jego stratą, gdybyś teraz odeszła zostawiając go tutaj? Nie wiem, ale wiem, co czułam gdy wszyscy wmawiali mi że nie żyję lub że wróci. Trzymali prawdę z dala ode mnie, łudząc mnie w różne strony.
Każda sekudna trwała prawdziwą wieczność ale w końcu pozwoliłam, aby to serce przemówiło a nie rozum.
- Ja, Lady, biorę sobie Ciebie Oscar za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci - sama nie wierzyłam że to mówię. Po prostu. Czułam, jak łzy pojawiają mi się w kącikach oczu a ja sama nie mogłam uwierzyć, że stoję własnie tu i przed nim. Czułam, jakby świat zatrzymał się właśnie w tej sekundzie.
Oscaaar? c:
Miałam dwie opcję, ale jednak wybrałam tą pierwszą, po drugiej byłoby za smutno.
1010 słów → 10ᘯ + 50ᘯ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz