- Zaraz wracam, idź do kuchni i przypilnuj szczeniąt - warknęła kruczoczarna na biało czarną, tym samym odsłaniając białe kły. Ta lekko ugięła łapy i udała się do kuchni z markotną miną. Rozumiała, że to jej dom i sprawy, ale chciała okazać wyższość kilka chwil po tym, jak się poznały. W sumie jej się nie dziwię. Przytulnie ale zarazem pusto - tak było u tej wariatki. Yasmine ciągle nie potrafiła zrozumieć, czego lub kogo tu brakuje. Usłyszała trzask drzwi świadczący o wyjściu Lady z domu. Przemaszerowała przez korytarz i zaglądając do każdego pokoju, odnalazła wreszcie kuchnie. Odetchnęła z ulgą i zaraz dostała zawału, widząc jak czarno brązowy psiak bawi się z białym ptaszyskiem. Czy ten ptak zaatakował te szczeniaki?
- Kto tu to wpuścił?! - krzyknęła i chwyciła telekinezą miotłę opartą o dębowy stół - Zaraz was uratuję!
Dwa szczeniaki obróciły się jak na zawołanie z rozbawionymi minami, nawet ptak spojrzał się na nią z wyrzutem. Zawahała się przez chwilę i opuściła narzędzie niosące śmierć, czyli miotłę.
- To jest Algae, ptak tej miłej pani - odpowiedział spokojnie na jej krzyki cały brązowy piesek.
Ona jedynie podniosła jedną brew i zdała sobie sprawę z paru całkiem istotnych rzeczy.
- Nie jesteście głodni? Dobrze się czujecie? - po czym dodała po chwili - Jak wy w ogóle macie na imię?
- Jestem ... nie wiem, ale ta mewa jest świetna! - zawołało czarno brązowe szczenię. Cieszyło się na widok ptaka, chyba jakiejś mewy. Nawet nie zwróciło uwagi na pytanie suczki.
- Ja nazywam się Karmen, słyszałem jak tatuś tak mnie nazywał - odparł dumnie brązowy, czyli Karmen. Nazywasz się Karmen.
Suczkę bardzo zainteresowały słowa małego, które wypowiedział trochę ciszej.
- Pamiętasz cokolwiek ze swojego starego domu? - zapytała z nadzieją w głosie. Jej kark drżał z podekscytowania całą tą sytuacją.
- Nie za bardzo, ale wiem, że w pewnym momencie tatusiek przestał przychodzić, mama wspominała coś o jakichś rebelianckich walkach - ostatni człon zdania wyszeptał tak, żeby drugi psiak tego nie usłyszał - Nie mów mu tego.
Suczka pokiwała głową ze zrozumieniem i przyłożyła opuszek łapy do pyska. Szczeniak się uśmiechnął i wrócił do zabawy z bratem. W tym samym czasie w umyśle Yasmine toczyła się walka. Co te biedne stworzenia zrobiły aby tak je potraktowano? Co złego uczyniły? Co sprawiło, że Jutrzenka z tak bezpiecznego miejsca zmieniła się w jakiś totalny obłęd i chaos? Tyle niewinnych istnień ucierpiało. Biało czarna pokiwała ze smutkiem łbem i ruszyła do kuchennego blatu, aby przygotować coś do jedzenia. Ciekawe, czy cokolwiek znajdzie.
Znalazła i to ile. Suczka miała ogromną spiżarnię, którą odkryły szczeniaki. A w sumie ta mewa, Algae, im pokazała. Niezły z niej ptak. Sprytnie ukryta w szafce kuchennej, trzeba było ją otworzyć i wyjąć obudowę tylnej ścianki. Wtedy czołgało się przez chwilę i od razu wchodziło się do suchej piwniczki pełnej rozmaitego jedzenia. Karmen i ten drugi od razu zabrali się za biszkopty, za to suka zainteresowała się suszonym mięsem. Dała szczeniętom wolną rękę, niech jedzą co chcą, byleby się najadły. Gdy wszyscy byli pełni, poczłapali do łazienki, gdzie w drewnianej misie pełnej ciepławej wody wyszorowała szczeniaki. Stwierdziła, że sama później weźmie kąpiel. Przynajmniej nie musiała rozpalać ogniska aby podgrzać ciecz, sama w sobie była nawet zdatna do umycia się. W sumie i tak ledwo znaleźli to pomieszczenie, ten dom ma naprawdę dziwny rozkład. W końcu zawędrowali na górne piętro i znaleźli mały pokój który najprawdopodobniej nie był przez nikogo zamieszkany. Własnie tam Yasmine ułożyła szczeniaki do spania i czule każdego polizała. Przymknęła rozkojarzona oczy i pozwoliła odpocząć ciału i głowie. Dopóki czuła dwa powolne oddechy obok siebie, była spokojna.
Przez chwilę prawie zasnęła z nimi, gdyby nie wybudził jej gwałtowny trzask, krzyknięcie złości i dziwna cisza. Biało czarna podniosła zaskoczona łeb i pomału, nie budząc Karmena i psiaka którego zaczęła nazywać w myślach Aragon'em, zeskoczyła z posłania i po cichu zeszła na dół. Jej oczom ukazał się widok, którego nie spodziewałaby się nigdy ujrzeć. Kruczoczarna siedziała przy stole i płakała, ściskając jakieś potargane papiery w łapach. Zakłopotana Yasmine podeszła i usiadła obok niej, ściągając tym samym z niej mokry od deszczu płaszcz. Nie znała tej suki, nie wiedziała kim jest i co zrobiła, ale zmusiła się do tego dobrego zachowania i posłała ku niej lekki uśmiech. Ta obróciła lekko łeb i przetarła łapą pysk.
- Co się stało? - na same słowa czarna wylała z siebie kolejne rzewne łzy nie zważając na obecność.
Yasmine się zlękła, widząc ją w takim paskudnym stanie. Słyszała wiele rzeczy o Rudziku, dopiero nie dawno dostała możliwość spotkania się z nim. Ale wszystko co słyszała, to były jedynie bohaterskie opowieści o jego postawie wobec wszystkiego. Nigdy nie ulegający, walczący jak prawdziwy bohater i tworzący zabójcze bronie aby ratować Jutrzenkę przed złymi Iskrami. Przed sobą miała rozpłakaną suczkę, która nie pasowała do opisu jaki przekazywano jej prawie wszędzie.
- Staram się pomóc, no weź... - ponownie powtórzyła łaciata i aż wzdrygnęła się na spojrzenie, jakie posłała jej Lady. Zimne i odpychające, a zarazem pełne bólu i cierpienia.
- Ty.. tyle czasu, ws..szystkie kontakty jakie miałam ... na nic - łkała, tym samym zaciskając łapy na stole i tym samym zostawiając głębokie rysy na jego drewnianej powierzchni. Powtarzała te słowa jak zacięta katarynka, w płaczu i mentalnej agonii. Yasmine domyślała się, o co może chodzić. Pewnie jakaś zła decyzja doprowadziła do śmierci kilku rebeliantów i teraz Rudzik się obwiniał... Biedna. Sama z takimi rzeczami na głowie bez żadnej pomocy.
- Rudz... znaczy Lady - zaczęła łaciata łapiąc spojrzenie czarnej - To nie twoja wina, dobrze wiesz że Iskry są ostre i ... .
Biało czarnej nie dane było dokończyć, przerwało to ostre warknięcie Lady.
- Nie masz najmniejszego pojęcia o co chodzi! Nic nie wiesz! - krzyczała tym samym prawie podrapała Yasmin - Wpakowałaś się i gadasz jakieś kompletne głupoty!
Zbita z pantałyku suka skuliła uszy i okazała całkowity brak chęci do walki. Z rozwścieczoną suką nie miała najmniejszych szans. A po za tym to było jej jedyne oparcie i nie chciała walczyć z jedyną przychylną jej osobą. Nie ważne, co stało się w jej życiu. Nagle źrenice czarnej się gwałtownie zmniejszyły a ona sama zatrzymała łapę przed ciosem. Szybko opuściła kończynę i obróciła się w drugą stronę. Wszystkie emocje jakie w niej były, wyparowały jak woda z jeziora. Nawet szybciej.
- Ja... przepraszam, Yasmine. Poniosło mnie - każde słowo wypowiedziała na swój sposób z pewną ostrożnością - To logiczne, że nic nie wiesz.
Przez dosłownie chwilę czarna zawahała się, ale po chwili dodała zdanie, które zaskoczyło drugą suczkę.
- Szukam pewnego psa od początku ataku Iskier. Nie doprowadzam do siebie jego śmierci, bo wiem, żebym po prostu o tym... wiedziała. Zniknął, nikt nie wie gdzie jest. Wszyscy go szukają, wszystkie moje kontakty. To po to stworzyłam to wszystko, tylko żeby go odnaleźć... - jęknęła i w kącikach jej oczu można było dostrzec łzy, które szybko starła.
- Kim on był? Bratem? Ojcem? - biało czarna zapytała bardziej z ciekawości niż chęci pomocy suczce. Czarna zgromiła ją wzrokiem i ponownie westchnęła wstając od stołu.
- Nazywa się Oscar i nie poddam się, dopóki go nie znajdę - powiedziała pewnym głosem i wyszła z salonu zatrzaskując drzwi i zostawiając Yasmine samą przy stole.
Ale mi się spodobało takie pisanie, lel. Normalnie alternatywna rzeczywistość będąca realiami.
1222 słów → 10ᘯ + 60ᘯ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz