21.12.2018

Od Yasmin ,,Sama wokoło" - część III

Czarna suka wyszła, nie było jej kilka dni w domu. Mimo że nie dała żadnego znaku życia, nie martwiłam się o nią. Jakoś tak... wiedziałam że tego nie potrzebuje. Kiedy zauważyłam te jej cuda na patyku to całe zmartwienie ulotniło się szybko. Mam na myśli całe zbrojenie jakie ze sobą wzięła, naprawdę, wszystko.

Do moich oklapniętych uszu dobiegły dzikie wrzaski, świadczące o czyjejś obecności w domu. Pewnie znowu czarna suka użala się nad sobą i wszystkim wokoło, niszcząc przy okazji niewinne meble. Uderzenie o ścianę, coś czuję że jutro już nie będziemy jeść przy stole. W sumie z jednej strony żal mi jej, straciła ważną osobę i nie potrafi przyjąć tego do wiadomości. Może już ma depresję? Nie zdziwiłabym się, naprawdę. Jęknęłam, widząc w oknie księżyc w niskiej pozycji. Coś koło czwartej. Przeciągle ziewnęłam i ponownie ułożyłam się obok błogo śpiących szczeniąt. Takie bezbronne i niewinne, bez żadnej skazy. Wróciłam umysłem do kuchni kruczoczarnej suki. Rozmowa z Lady dała mi bardzo dużo do myślenia, ba, skłoniła mnie nawet do małych refleksji. Położyłam łeb na poduszkę i przymknęłam oczy, ciesząc się ulotnymi chwilami spokoju. Starałam łapać się ich ile tylko się da, ale moje dzieciństwo to i tak była jedna wielka klapa. Teatrzyk pacynek.

Szczęk broni, obce głosy kilku psów. Lekko wstałam opierając się na przednich łapach i moje serce zabiło kilka razy szybciej. Tylko Aragon leżał na łóżku, gdzie jest Karmen?! Moje źrenice gwałtownie się rozszerzyły i zeskoczyłam z łóżka na wpół śpiąc. Ale to nieważne, wybudzenie trwało kilka sekund, chwilowo najmniejszy problem. Łapy uderzały o siebie a ja powstrzymując się od zatrzymania skoczyłam na schody i pokonałam je z prędkością kilkunastu stopni na sekundę. Wpadłam do salonu i moim oczom ukazała się masakra. Wszystkie meble powywracane, kompletnie w innych miejscach, czasami do góry nogami. Wszystkie muszle z półek pozjeżdżały z nich i ich szczątki spoczywały na podłodze. I ... Karmen. Szczenię leżało pod ściana a wokół niego były ślady pazurów. i krwi. Czerwonej cieczy. Czułam, jak przez moje ciało przechodzi dreszcz i od razu znalazłam się przy szczeniaku. Zaczęłam go lizać po pysku, byleby wstał, ale on leżał zimny już od dłuższego czasu. Załkałam i z mojego gardła wyrwał się długi i żałosny jęk. Leżał tu już od dłuższego czasu, widziałam jego oczy, czyżby...? Nie, to na pewno nie ona. Położyłam pysk na jego szyi, pozwoliłam znaleźć łzom ujście.

Poczułam jakąś łapę na swoim karku, przeszedł mnie niemiły dreszcz i obróciłam się z zapłakanymi oczami w stronę nieznajomego psa. Za nim stała Lady, cała umorusana krwią. Od łap po pysk, z którego niekiedy spływały kropelki czerwonej cieczy. Samiec wyglądał identycznie, jeśli nie gorzej.
- Csii, spokojnie, uspokój się - powiedział, starając się aby jego głos miło zabrzmiał - Wszyscy z tamtej grupy odwiedzili już... drugą stronę, że tak to ujmę. Zobaczyliśmy ich, jak pomagałem Rudzikowi w niesieniu żelaza. Czwórka tępogłowych, wynieśli sporą część broni i zapasów.
Po kilku zdaniach pies oblizał pysk, zlizując i połykając ślinę zmieszaną z krwią.
- Horus jestem - powiedział i szturchnął mnie łapą.
- Znasz ją? Lady lub Rudzika?
- Masz na myśli najlepszego konspiracyjnego zbrojmistrza? - zapytał wskazując na Lady, która niczego nie świadoma opłukiwała pysk - Ona robi cholernie... oj, przepraszam. Ona robi bardzo dobre bronie.
Każde jego słowo wypowiedziane z pewną dozą radości jak i współczucia. W pewnym momencie obrócił się w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy.
- Ty... ty wiesz, prawda?
- Tak, wiem. Wczoraj mi powiedziała. Nie chcę robić jej nadziei ale ... - pies urwał mi w połowie zdania.
- Nie, nie mów nic. To ją trzyma przy życiu, rozumiesz? I tak jest na skraju załamania, uwierz mi, znam ją od dawna. Jeszcze sprzed ataku Iskier. Kocha go z całego serca, jest to jej jasny tunel w ciemności. A tylko powiedz jej to, co ci powiedziałem, to już możesz się pożegnać ze swoim życiem.
- Mogę się ciebie o coś zapytać?
- Co chcesz wiedzieć? - zapytał z uśmiechem Horus. Jego zmierzwione futro, liczne blizny i zadrapania na ciele oraz przewieszona przez ramię broń z herbem Jutrzenki świadczyły o tym psie więcej niż jakiekolwiek słowa. Moje oczy zalśniły i katem oka spojrzałam się na ciemną sukę. Ona lekko skinęła łbem i mimo przyjaznej sytuacji, nie zbliżyła się do psa ani na metr a jej wyraz twarzy pozostał okryty kamienną maską.
- Jak... jak stać się jednym z was? -
Wyraz twarzy owczarka zesztywniał i natychmiast pies zmierzył mnie pogardliwym wzrokiem, od góry do dołu. Skrzywiłam się lekko widząc takie perfidne zachowanie i lekko zjeżyłam sierść na grzbiecie. Naprawdę chciałam pomóc odzyskać Jutrzenkę. Co prawda od niedawna tu jestem, ale już zdążyłam poznać wspaniałą politykę bardzo legalnych i miłych władców. A jakich sprawiedliwych! Chciałam czuć i widzieć ich śmierć, jedną za drugą. Przez chwilę trwała niezręczna cisza.
- Uklęknij i przyrzeknij na własne życie wierność jedynej prawowitej władczyni, Cerynitis - powiedział uroczystym a zarazem martwym w środku tonem. Wszyscy dobrze wiedzieli, że taka przysięga to bezwzględny wyrok śmierci. Nie zawahałam się ani trochę i pewnie rzuciłam spojrzenie karmelowemu owczarkowi. Za szczenięta, za Karmena. Za osobę, którą straciła Lady. Wiedziałam, że gdyby mogła, to rzuciłaby się na mnie i powstrzymała mnie, ale śmierć brązowego szczeniaka wstrząsnęła nią tak samo jak mną i nie reagowała na jakiekolwiek bodźce od paru godzin. Po prostu stała będąc duchowo nieobecna a jej spojrzenie było puste i nieobecne, czasami przytakiwała lub mruczała wyrażając sprzeciw. A do tego złe wyniki poszukiwać jej partnera, to naprawdę musi ją wszystko mocno dobijać. Chcę, aby miała chociaż jeden powód aby być ze mnie dumna, aby wiedziała, że jej pomoc jej się opłaciła i przyniosła jej jeszcze większą sławę niż same bronie. Chciałam być kimś.
- Ja, Yasmine, przyrzekam służyć wiernie Cerynitis w każdej sytuacji, zawsze i wszędzie - moje wargi lekko drżały gdy wypowiadałam te słowa. Każdy wyraz zachowywał się, jakby nie chciał wyjść z pyska, tylko zostać tam już na zawsze. Przez mój grzbiet przeszedł cień zdenerwowania a zarazem pożądanej ekscytacji.
- Dobra, wrócę tu kiedyś po ciebie - powiedział i odwrócił się w stronę Lady całkowicie o mnie zapominając.

Ukryta w drugim pokoju słyszałam całą ich rozmowę, przez chwilę miałam ochotę krzyczeń i płakać. Zrozumienie jego słów zajęło mi chwilę, ale w końcu otrząsnęłam się i ze smutkiem przytaknęłam mu w myślach. Mimo że traktują mnie jak dziecko, szanuję ich decyzję.
 - Ona jest za młoda, nie da rady. A po za tym nie chcę widzieć jej śmierci, naprawdę mamy już dość ofiar. Ja mam dość, każdy ma. Proszę, przetrzymaj ją u siebie i zadbaj o nią, pokrzep ją i zarazem siebie. 
- Moje problemy, moja sprawa. Muszę sobie z nimi poradzić. A jeśli chodzi o Yasmine, to tak, zgadzam się z tobą. Jest niedoświadczona i szybko by zginęła... Przekażę jej dane agentom, przy dobrym wietrze dostanie się na szkolenia do obozu... Tam ją wszystkiego nauczą. A że ty jesteś chwilowo moim jedynym kontaktem, ruszaj i biegiem mi do Cerys. Młoda i sprawna suka, dobrze strzela z łuku. Przekaż jej to, nie otwierając koperty, okej? Jest tam parę informacji o Yasmine.


Horus już dawno wyszedł z kilkoma mieczami i sztyletami, czułam jak podłoga skrzypi od nacisku łap chodzącej suki. W końcu nadszedł moment, kiedy Lady chwyciła bezwładne ciało szczeniaka i ruszyła wolnym krokiem w stronę lasu. Obserwowałam ją, czasami zatrzymywała się i poprawiała spadającą jej z juk łopatę. Niewyobrażalne, nigdy nie widziałam silniejszej osoby. Ona naprawdę wierzyła że jej partner żyje. Każde jej poczynanie ma tylko jeden cel - przybliżyć ją do jej najprawdopodobniej nieżyjącego narze. Smutno opuściła łeb i poprosiła w myślach o tyle zaufania do życia co ma ona. Ale teraz kruczoczarna zeszła na drugi plan. Aragon widział wszystko stojąc na schodach, suka pamiętała jak się na nią błagalnie spojrzał. Teraz jego czas i musi zrobić wszystko, aby szczeniak się nie załamał.

1261 słów → 10ᘯ + 60ᘯ


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz