Spadam. Nie czuję niczego, poza pędem. Nabieram prędkości, a zimny wiatr miota moim ciałem. Kiedy to się skończy? Przecież ta przepaść nie była tak wysoka. Echo jeszcze nie skończyło powtarzać mojego żałosnego "Przepraszam". Czas jakby zwolnił, choć pęd nie słabnął. Oczami wyobraźni widziałem życie, które wyślizguje mi się z objęcia niby delikatna nić. Moje marzenia. Chatka nad morzem, w której mieszkam razem z Lady. Lady. Moją partnerką. Miałem tyle planów, a zarazem tyle obaw. Czemu wcześniej się z nią nie ożeniłem? Czego się bałem? Przecież była dla mnie jak powietrze... POWIETRZE. Znów poczułem zimny wiatr. Zrobiłem to, co robiłem dziesiątki razy na treningach. Wylądowałem w wodzie, ale mocą zamortyzowałem upadek. Żyłem. Jednak przede mną było jeszcze mnóstwo wyzwań. Lodowaty strumień porwał mnie, a ja poddałem się jego nurtowi.
-Lady... Ja... Sam nie wiem. Nie wiem czy właśnie tego nam potrzeba... - wydukałem, a na jej pysku pojawiło się zdziwienie i niepokój.
-Co ty mówisz? Przecież... - zaczęła, a ja ruszyłem kłusem przed siebie. - OSCAR! Wracaj tu!
-Przepraszam, ja... sam nie wiem. Naprawdę. Za każdym razem jak o tym myślę...
-Czy ty się boisz? - spojrzała na mnie poważnie.
-Co? Czemu miałbym... - wymamrotałem.
-Boisz się, że skończy się złota wolność? - zapytała, a jej głos przybrał niebezpieczny ton.
-O czym ty mówisz? - pokręciłem głową z niedowierzaniem.
-Będę cię ograniczać, tak? Nie będziesz mógł chodzić gdzie chcesz? Tak to postrzegasz? A może coś ukrywasz... - zaczęła mówić szybko, a jej słowa uderzały we mnie jak plaskacze.
-Przestań. LADY. Kocham cię i nie marzę o niczym innym, ale nie wiem, czy to dobry czas. Wiesz, to wszystko, ruch oporu...
-A co to przeszkadza? Czy nie liczymy się tylko my?
-A co jeżeli ktoś nam nas odbierze, czy wtedy będzie ci łatwiej pogodzić się ze stratą?
-Oscar. Kiedy ktoś mówił mi, że nie żyjesz, że nie ma już nadziei, bolało mnie to bardziej niż jakikolwiek fizyczny cios. Myślisz, że jeżeli będziesz moim partnerem, będzie mi ciężej znieść cierpienie, które i tak jest już tak przeogromne?
Wóz ruszył z miejsca. Poczułem jak uderzam o jakiś ładunek, ale nie mogłem się nawet poruszyć. Nie dość, że byłem wyczerpany, to jeszcze mnie związali. Nie miałem sił. Patrzyłem tylko przed siebie i widziałem jak oddalamy się od terenów Sfory Jutrzenki. Jechaliśmy na północ. Pozostawiałem dom. Przyjaciół. Lady. Czy kiedykolwiek się z nią zobaczę? Spełnię marzenia? Czemu się wcześniej nie ożeniłem? Czego się bałem? Przecież była dla mnie jak powietrze! Nic. Żadnego przypływu mocy. Nadal oddalałem się od niej. Ciekawe jak szybko pogodzi się z moją śmiercią, zapomni i zacznie żyć nowym życiem. Może lepszym? Może spotka kogoś, kto będzie dla niej jak powietrze? A ja? Umrę, albo będę żył. Z poczuciem winy, że nie spełniłem marzeń.
Serce zabiło mi mocniej. Drżałem. Oscar, ogarnij się. Zrób to, zrób to. NIE. Nie, przestań o tym myśleć. Bądź poważny. Kij z tym.
Odszedłem. Odszedłem jak kompletny cham. Pozostawiłem ją samą. Tą, która tak cieszyła się z mojego powrotu. Czemu? Bo się bałem. Bałem się tej rzeczywistości, o którą tak bardzo marzyłem. Bałem się, że zawiodę. Ale zrobiłem to już. Powierzyłem jej swoje życie, gdy zapytałem, czy zostanie moją partnerką, a teraz? Boję się go całkiem oddać. Boję się spełnić tej obietnicy. Czy będzie ze mną szczęśliwa? Czy ja będę z nią szczęśliwy?
Zabiłem ich. Wreszcie dorwałem broni, uwolniłem się. Pozbyłem się tych paskudnych typów. Jestem wolny. Mogę wrócić do domu, do Lady! Przecież właśnie o tym marzyłem przez cały ten czas. Będę mógł spełnić moje marzenia, NASZE MARZENIA. Nie zawiodę. Wezmę ją na plażę i obiecam jej miłość, wierność i uczciwość, a potem w niebo uniosą się lampiony. Tak jak chciałem. Przeprowadzimy się do chatki nad morzem i będziemy ze sobą na dobre i na złe. Przy domku zbudujemy kuźnię i mały tor treningowy. I ogródek. Będziemy mieli ogródek z ziołami i wonnymi kwiatami. Taki jest plan. I ja go spełnię. A teraz? Stoję na środku obozu, wśród ciał, z krwią na sierści. Przede mną długa droga.
Jestem kompletnym idiotą.
Następnego dnia stałem już po wielkim drzewem, w towarzystwie Cerys. Obok nas płynął delikatnie strumień. Śnieg pokrywał ściółkę, jednak wszystko rozświetlały latarnie stojące pniach ustawionych po obu stronach ścieżki, która wiodła do obozu. Stałem na samym jej końcu. A po drugiej stronie, na zakręcie, pojawiła się ona. Lady. Prowadził ją Horus. Była kompletnie zdezorientowana. Po obu stronach odśnieżonej drogi stali wszyscy członkowie ruchu oporu, którzy właśnie nie pełnili służby. Któraś z suczek podbiegła do Lady ze śmiechem i założyła jej na głowę wianek z jemioły. Moja narzeczona spojrzała na mnie, zszokowana. Któryś z psów zaczął delikatnie pobrzękiwać na lutni, towarzyszył mu szum strumienia, a w gałęziach pobliskich jodeł zaczął śpiewać ptak.
Lady?
808 słów → 45ᘯ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz