30.12.2018

Od Yasmine - Zlecenie 1

Miałam ochotę na kawałek jakiegoś ciasta owocowego, z pyska leciała mi ślina na widok słodkości wokoło. Odkąd przygarnęłam Aragona miałam coraz większy apetyt na słodkości, przypadek? Oczywiście że nie, ten mały wpycha we mnie ogromne ilości rzeczy zawierających ten cholerny cukier! Otrzepałam się lekko i zatoczyłam na prawo, głupkowato się śmiejąc. Kilka psów spojrzało się na mnie jak na wariatkę i ruszyło ponownie, chcąc mnie jak najszybciej wykasować z pamięci. Porozglądałam się przez chwilę do momentu kiedy z rozmyślania nad przewagą eklerków nad pączkami wyrwał mnie krzyk szczeniaka. Wyczulone na ten dźwięk uszy od razu skierowały rozkołysane ciało do źródła dźwięku. Czarne, na oko półroczne szczenię kuliło ogon przed bezdusznym sprzedawcą który zdzierał gardło wydając z siebie coraz bardziej piskliwe dźwięki.
- Co się stało? - zapytałam z lekką nutą wrogości i rozbawienia. Wypite trzy kubki grzańca zaczynały na psa działać, nawet na mnie.
- Ten idiota zniszczył mi połowę mojego straganu! Wylał dwie beczki wina! - zawołał sprzedawca i chwycił szczeniaka za skórą na karku - Zapłacisz mi za to!
- Ej, haalo...! - zawołałam i wyrwałam niemrawego psiaka z łap tego bestialca - Odwal się od niego!
- Ale on sam tu przyszedł, naprawdę!
- Pozbyć się go?! - cicho krzyknęłam, pozwalając aby moje futro na karku się napuszyło. Byłam sama zaskoczona swoim pytaniem.
- Tak? No dobrze! Masz, pieniądze - zaczął nerwowo wyciągać Sole - Bierz i się go pozbądź, ale wiesz, bez kłopotu!
Zaskoczona przyjęłam monety i z uśmiechem na pysku miałam plan przywędrować na skraj miasta.
Śmiesznie jest wiedzieć co się zrobi, w momencie kiedy inni tego nie wiedzą. Czułam jak szczeniak drżał, wiedząc że najprawdopodobniej pożegna się z życiem. Ale głupek, szkoda że nie widzi teraz swojej miny.

W końcu zatrzymałam się pod drzewem i wypuściłam skórę młodego z pyska. Lekko kichając liznęłam go po szyi, szeroko się do niego uśmiechając. Wiedziałam, że czuć ode mnie alkoholem ale bez przesady, prawda ...? Parę kieliszków różnicy nie zrobi...
- No, biegnij do domu, do mamy i tak dalej - powiedziałam i tym samym odwróciłam się poszłam w drugą stronę, miałam już swój zaplanowany kierunek.
Przez chwilę nie słyszałam żadnego odgłosu ale zaraz potem pojawiło się szybkie dziękuję i odgłosy uderzenia łap o twardą ziemię. Pobiegł, ciesząc się swoim szczęściem. Kochane stworzonko. Kilka minut później przybiegł Aragon owinięty szalikiem z jasnej owczej wełny.
- Ciotka Lady? - zapytałam, dostrzegając jego minę.
- Niestety - odpowiedział i lekko poluźnił owijający jego szyję materiał - Powiedziała że jak zdejmę, to mi wygarbuje skórę, rzuci na pożarcie sępom i zrzuci z klifu. A, i jeszcze przetestuje na mnie wszystkie swoje nowe bronie.
Pokiwałam głową ze współczuciem i rozbawieniem w oczach.

Ja tym samym skierowałam się do karczmy, gdzie miałam zamiar zastać Horusa. I nie pomyliłam się i tym razem, siedział tam z kuflem bezbarwnej cieczy zagapiony w okno. Powiedziałam Aragonowi że jak chce, to może pobawić się na dworze a ja sama ruszyłam w jego stronę. Na mój widok lekko się uśmiechnął, ale zaraz potem jego mina zmieniła się.
- Jesteś pijana - stwierdził, w  momencie gdy dosiadłam się do jego stolika.
- Naprawdę? Nie wiedziałam - powiedziałam rozbawiona i przejechałam łapą po kubku psa - Co tam pijesz?
Zanurzyłam pysk w przedmiocie i od razu się skrzywiłam.
- Czy ... ty ... pijesz ... WODĘ? - wydarłam się na cały lokal i wlepiłam swoje spojrzenie na owczarka. Ten jedynie głęboko westchnął i przyłożył swoją łapę do pyska.

Zlecenie wykonane!
Wynagrodzenie: 70೧
537 słów →  + 5೧

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz