8.05.2018

Od Agnes C.D Horusa

Zaniemówiła, wpatrując się w psa. Nie było w tym co prawda nic dziwnego, skoro nieopodal nich leżała świeżutka sarna, która sprawiała, że Agnes poruszała delikatnie nosem. Jednakże mimo wszystko poczuła niekoniecznie przyjemne mrowienie w łapach. Właściwie to nie tylko w łapach, gdyż powoli rozeszło się na całe ciało. Coś do niego czuła? Jakby została zaproszona przez jakiegokolwiek innego psa, tak po przyjacielsku na obiad nie odmówiłaby i bez zamyślenia, by poszła. Na przykład do Oscara albo do kucharki, Sol, z którą miała przyjemność pracować krótki czas podczas Festiwalu. Szybko odrzuciła te przemyślenia.
Patrzyła tak z może nawet nieco rozchylonym pyszczkiem na Horusa, aż w końcu spojrzała w ziemię i pogrzebała w nią łapą. No dalej, zgódź się - usłyszała myśli tłoczące się w jej głowie. Przez jej pyszczek przemknął tajemniczy wyraz i zaraz uśmiechnęła się delikatne.
- Jasne - Powiedziała powoli przerzedzając każdą sylabę, tak, że pies, aż uniósł brew. Wiedział, ze coś się swędzi. Wszystko wokół to wiedziało. Ryby, które zatrzymały się w ich cieniu i wiatr, który nagle przestał wiać. Razem z zaniknięciem delikatnych podmuchów, liście na wysokich brzozach również przestały szeleścić. - Idziemy do Helecho przez Święty Gaj?
- A kto powiedział, że my idziemy do Helecho?
Suczka przechyliła głowę wpatrując się z zainteresowaniem w psa, który uśmiechnął się pod nosem przeskakując ponownie przez strumyk równocześnie płosząc wszystkie ryby. Dotknął łapą swojej zdobyczy jak gdyby sprawdzając czy przez ten krótki czas rozmowy zmienił się jej stan. Miała zastygnąć? Rozpłynąć się w środku? Nie wiedziała, ale nie było to szczególnie ważne. Horus przełożył ją przez grzbiet i wciągnął rześkie powietrze zmieszane z przyjemnym, pysznym zapachem czegoś, co za niedługo miało stać się obiadem. Dopiero po dłuższej chwili obserwacji Ag zapytała:
- Co masz przez to na myśli?
- Ty tu zostań, a ja zaraz wrócę. - Zapewnił Horus uśmiechając się pod nosem. Obrócił się tyłem do suki i wszedł powoli między drzewa, aby nie upuścić łupu. Widziała go jeszcze dłuższą chwilę, gdyż lasek był rzadki. Zniknął z jej pola widzenia dopiero wtedy, kiedy skręcił za jakąś skałę. Została zostawiona sama sobie i właściwie to czas upływał jej bardzo wolno. Nie była niezadowolona z tego co zrobił pies, najzwyczajniej w świecie była zbyt zaciekawiona, aby skupić się na czymś innym.
Dopiero po dłuższej chwili oczekiwania podniosła się z delikatnej, świeżej trawy, aby wyciągnąć za pomocą mocy wodę ze przepływającego obok strumyka. Przez kilka sekund pozostała w jego miejscu całkowita pustka, ale zaraz potem zalała się ponownie wodą. Smugi wody, którą Agnes sprawnie się posługiwała wirowały pomiędzy drzewami. W końcu stworzyła wielką taflę ponad koronami brzóz, która sprawiała wrażenie, jakby cały ten teren znajdował się nad wodą. Dopiero po chwili zamieniła to wszystko w pojedyncze krople, delikatną mżawkę, która zatrzymała się w połowie już mając uderzyć w ziemię. Patrzyła tak na ten widok z zapartym tchem, bo gdyby nie fakt, że gdzieś nad nią przeleciał ptak wydawałoby się, że zatrzymała czas. Dopiero po dłuższej chwili połączyła to wszystko w jedną smugę wprowadzając ponownie do strumyka. Kiedy oddana przez nią woda zbliżyła się z tą płynącą wokoło powstały rozpryski, ale trwały tylko chwilę. Taką krótką chwilę, że ktoś nieuważny mógłby tego nie dostrzec.
Po tym wszystkim praktycznie od razu pojawił się Horus niosąc przed sobą za pomocą telekinezy stolik. Mały, drewniany stoliczek, ale wystarczająco duży, aby dwójka psów mogła coś na nim zjeść. Obok niego lewitowała również sakwa, której nie mógł przewiązać przez grzbiet, gdyż cały czas miał na nim sarnę. Rozłożył to wszystko i położył na stoliku idealnie sprasowaną skórę zszytych razem zajęcy. Wyglądało to naprawdę ładnie. Obok rozłożył patyki i rozpalił na nich ogień, a w sarnę włożył kij, który umocował pomiędzy dwoma drzewami na tyle, aby sięgał do niej ogień. Agnes zauważyła, że była w czymś umoczona i posypana przyprawami, dlatego pachniała o wiele smaczniej niż przedtem.
- Oh, ognisko? Dawno nie jadłam w takim stylu.
Błękitnooka podeszła bliżej stolika, aby przyglądać się przygotowującemu wszystko samcowi. Wyciągnął jakiś błahy, szklany wazonik przybrudzony z różnych stron. Mimo to jednak nie stracił w oczach Agnes swojego uroku. Zabrała go i zamoczyła w strumyku, aby ten wyczyścił się w świeżej, czystej wodzie, która najprawdopodobniej wypłynęła z jakiegoś źródełka, co nie byłoby takie dziwne zważywszy na otaczające ich skały. Jednocześnie nalała do niego wody, aby powkładać tam wrzosy i niezapominajki, których było tutaj pełno zważywszy na pełną życia wiosnę. Urwała delikatnie chudą, małą gałązkę odstającą od pnia brzozy, aby ją tam włożyć. Nieco wygładzonych kamyków, które opadną na dno i... gotowe! Odstawiła to delikatnie na środek stolika jednocześnie spoglądając kątem oka na szykujące się jedzenie.
W tym właśnie momencie dostrzegła jasne, szare - acz prawie błękitnawe - futro, które dotąd mieszało się dobrze z otoczeniem. Najpewniej, gdyby nie spojrzała się w tamtym momencie w tym dokładnie kierunku nie dostrzegłaby lodowatych, niebieskich oczu, które wpatrywały się w nią ze zdziwieniem. Nie od razu, ale dosyć szybko zdała sobie sprawę, że skądś zna już tą młodą suczkę. Wtedy jednak ta już zniknęła i jedynym elementem, który utrwalał Agnes w przekonaniu, że się nie przewidziała to odciśnięta łapa na ziemi, która stała się wilgotna, przez przepływający nieopodal strumień. Była pewna, że to ta mała, która okradła sprzedawcę w Litore. Nic dziwnego, że ją już wypuścili, skoro mimo wszystko nie zrobiła nic strasznego, skoro wokół dzieją się o wiele gorsze rzeczy. Zastanawiający był jednak fakt, dlaczego kręciła się wokół niej. Łaciata zmarszczyła brwi i pokręciła głowa, spoglądając ponownie na psa, który pochłonięty przygotowaniami tego nie zauważył.

<Horus? 8)>
| 900 słów → 45೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz