8.04.2018

Horus | Szpieg | cz. III

Karmelowy owczarek głęboko westchnął. Wydał z siebie cichy, gardłowy dźwięk w momencie gdy zauważył strażników. Spotkał się ze zdziwionym spojrzeniem suczki, szybko odwrócił łeb i skupił się na dwóch psach spacerujących po dziecińcu. Nie wydawały się zbyt zainteresowane otoczeniem, głębokie zmęczenie przejmowało ich wycieńczone umysły. Dobrze, teraz musiał wyczaić gdzie trzymają apteczkę lub inne medykamenty. Suka która z wyraźnym bólem kuśtykała za nim zerkała na niego z odczuwalną wrogością i niepewnością. Westchnął i rozejrzał się z ukrycia. Zauważył polowy, białozielony namiot. Jakiś pies nerwowo kręcąc łbem wyszedł z niego. Horus nie miał zamiaru takiej szansy zmarnować. Zrzucił sakwę i popchnął ją w stronę suczki.
- Siedź tu  - warknął na pod garbioną postać  - Nie ruszaj się pod żadnym pozorem.
Ta przewróciła oczami. Co się dziwi ? Nie była miła, to czego się spodziewa.
- Nie jestem taka głupia jak ty  - odparła delikatnie jeżąc futro na grzbiecie.
- Droga panno, bez takich  - zmrużył oczy w udawanym urażeniu i ruszył biegiem w stronę namiotu.
Miał zaledwie kilkanaście procent że go nie zauważą, ale cóż. Nie zostawiłby suczki w potrzebie, prawda ? Delikatny uśmiech wpełz niczym ślimak na jego pysk i potrwał zaledwie kilkanaście sekund. Wbiegając do namiotu nie zauważył jak kilka strażników wpatrywało się w niego. Migami dali sobie znaki i okrążyli namiot. Kilka chwil później przybyło więcej uzbrojonych psów, które zaczajone zbliżały się w stronę psa.
Owczarek rozejrzał się po wnętrzu i chwycił paczkę bawełnianych bandaży. Nie zastanawiając się długo wziął do łap butelkę mocnej gorzałki pod pachę i ruszył w stronę wyjścia. Nie będzie jakiś ziółek szukał. Phi. Nie jest jej sługą. A po za tym alkohol lepiej odkaża, i szybciej, zwłaszcza. Wychodząc wpadł na innego psa. Rozległy się krzyki i szczęk broni, jednak pies nie próżnował i przepchnął się do wyjścia za nim zdążyli zareagować. Kilka psów rzuciło się za nim, jednak on był szybszy. Jeśli pobiegnie do suczki, zdradzi jej pozycję. Przy dobrym wietrze uda mu się odciągnąć ich od niej ... Czemu do cholery martwi się o tajemniczą nieznajomą ? Jest skok i ma na grzbiecie obie torby pełne dowodów i tajnej poczty. A jednak rzucił się cwałem w przeciwną stronę. Zgrabnie wyminął stojaki z bronią i przeskoczył przez niewysoki płot odgradzający dziwne budowle. Tylko trójka strażników już za nim biegła, ale był pewien że reszta jest gdzieś z tyłu. Gwałtownie się zatrzymał i zakurzył drogę łapami. Czas odwrócić role. Z zawziętością rzucił się na jednego psa przewracając go na bok i drapiąc po karku. Ten przekręcił łeb i jednym ruchem walnął psa w bok, dzięki czemu Horus poturlał się kilka metrów dalej. Żołnierze nie byli w ciemię bici i otoczyli psa włóczniami. Cicho pokrzykiwali z radości, że złapali szpiega grasującego na ich terenie.
- Zostawcie mnie - cicho warknął do pobliskiego żołnierza odsłaniając kły - Jeden mój ruch i leżysz martwy z zmiażdżonym gardłem.
Brązowy pies wzdrygnął się i nieznacznie odsunął od psa. Zawołał coś w innym języku, kilka psów mu coś odpowiedziało. Horus nic nie zrozumiał z dialogu, aczkolwiek dostał olśnienia gdy zobaczył grubą linę którą ciągnął pies. Albo chcą go zawiązać, albo powiesić na najbliżej sośnie. Nie miał zamiaru czekać na ich decyzję, spiął mięśnie i zaryzykował skokiem w stronę mieczy.

Nie protestował kiedy brązowo biała kulka rzuciła się na niego, przybijając do ziemi i warcząc. 
Nie miał siły nawet jej zrzucić z siebie, mimo że była trochę mniejsza i lżejsza od niego. 
- To ty ? - warknęła cicho - Trochę ci zajęło przyniesienie kilku rzeczy. Kilka godzin to chyba za dużo.
Poczekał kilka chwil aż suczka sama z niego zejdzie dając mu trochę swobody aby wstać.
Pies przewrócił oczami i głęboko westchnął. Wypuścił z pyska małą butelkę alkoholu i paczkę trochę zaślinionych bandaży. Suczka przymrużyła oczy i podniosła lewą brew.
- Co. To. Jest. - wydusiła z siebie pokazując łapą na przyniesione rzeczy - Nie o to cię prosiłam.
- Wiesz co ? - odparł z nieukrywaną złością - Mam ochotę cię teraz po prostu zostawić. Jest noc, więc dam radę się wymknąć, mimo moich ran. Doniosę te cholerne dokumenty i będę miał ten spokój !
Ostatnie zdanie prawie wykrzyczał. Od razu przypomniał sobie że kilka metrów dalej biega w popłochu straż, a za drewnem jednak mieli dobrą kryjówkę i byłoby ciężko gdyby ją stracili.
Westchnął, ale nadal wpatrywał się ze złością w ślepia suczki.
- Rany ? Jakie rany ?! - odezwała się wściekle zniżając łeb - Miałeś zwinąć kilka ziół i bandaże ! Nie dość że zrobiłeś ogromny raban, to jeszcze nas szukają ! Nawet nie przyniosłeś głupich rzeczy ! Mogli mnie znaleźć, wiesz ? Oczywiście, nie pomyślałeś o tym. Rozumiesz pojęcie szpieg ? Może ci je wytłumaczyć ?
Suczka wystawiała jego cierpliwość na próbę, jednak czuł w jej głosie strach. 
- Rozumiem że chcesz się stąd wydostać. Ale nie musisz mnie oskarżać. Zaczaili się na mnie - szeptem oznajmił suczce - Wiesz że uciekłem dziesiątce strażników ? Rozumiem, cały czas tu siedziałaś i nie za bardzo obchodziło cię to co się dzieje ze mną. Spoko, nie znasz mnie.
Suczka nie za bardzo chyba wiedziała co powiedzieć, więc milczała wpatrując się we Horusa.
- Jak się nazywasz ? - ciszę przerwał pies wstając i podchodząc do suki.
- Najpierw ty.
Pies rzucił jej szybkie spojrzenie i zmienił kierunek do butelki z gorzałką. Odkorkował ją i polał sobie zadrapany bok. Szybkim ruchem zdarł strupa, pod którym pył i piach się zgromadziły tworząc plamę o nieciekawym wyglądzie. Syknął i zamknął oczy. Co jak co, ale to bolało. Zdziwił się gdy zobaczył że suka podała mu bandaże i przytrzymała butelkę. 
- Horus - cicho powiedział bandażując bok.
- Agnes - odparła i westchnęła nie spuszczając wzroku z psa.
- Nieufna jesteś - podniósł wzrok gdy zobaczył że suczka nie pozwoliła mu podejść aby polać jej łapę zawartością butelki - Okej.
Pies usiadł i wpatrzył się w las na wzgórzu.
- Robimy warty, Agnes - orzekł i położył łeb na swoich łapach - Ty pierwsza.
Suczka pokiwała głową a pies zapadł w płytki sen. Ciągle się kręcił i pomrukiwał, jakby jego sen był chaotyczny i niejasny.

Były cztery warty. Po dwie dla Agnes, dwie dla Horusa. Około czwartej w nocy zaczął budzić suczkę.
- Wstajemy droga panno - szepnął suczce na ucho, która przy zamkniętych oczach odepchnęła go od siebie - Nawet najlepsi są senni o tej porze.
Suka zerwała się jak oparzona i już była gotowa do drogi. Z łapą było już wyraźnie lepiej. Wolnym krokiem podeszli do skrawku bal drewna i zaczaili się nisko kucając. 
- Proponuję przejść za tymi beczkami i biegiem do lasu - Agnes zaproponowała i od razu ruszyła nie czekając na odpowiedź psa. Owczarek ruszył tuż za nią, idąc szybkim truchtem.
Żaden z psów nie spostrzegł, jak grupa uzbrojonych psów czeka na nich na skraju lasu.
Dowiedzieli się o tym, gdy zobaczyli jak idą w ich stronę z mieczami wyciągniętymi na sztorc. Żelazo pobłyskiwało, co źle wróżyło. Gdyby nie refleks Agnes i szybkość Horusa, już dawno oboje zamienili by się w czerwoną, bezkształtną masę. Pies wziął głębszy oddech i rzucił się na jednego strażnika. Szamotali się kilka sekund, jednak po chwili karmelowy owczarek triumfalnie górował na nieprzytomnym psie. Kilka psów ze sfory Iskry rzuciło się na Horusa, jednak ten albo uciekał albo zręcznie uskakiwał. Stracił z oczu Agnes, jednak adrenalina którą zafundowali mu strażnicy przyćmiewała jego umysł jedną myślą. Uciekaj. Skoczył od tyłu na psa, i oboje się zakręcili wpadając do błotnistego rowu. Horus szybko się z niego wydostał, jednak zaraz pobiegł dalej przez las. Niczym zabawa w kotka i myszkę. Nie mógł ich mocniej zranić, gdyż miały zakryte wszystkie czułe miejsca. W końcu dostał czymś w łeb, i stracił przytomność uderzając przy tym w drzewo.

Pies znajdował się w ciemnym pomieszczeniu. Na ścianach widniały egipskie malunki, zabytki lub szkice. Jego łapy były jak z waty, nie mógł nimi ruszyć, jedynie głowa pozostawała pod jego wolą. Do pokoju wszedł mężczyzna w podeszłym wieku, nagle złapał się za pierś i runął o kamienne płytki granatowej podłogi. Horus szczeknął kilka razy, rozpoznał swojego opiekuna, osobę która go kochała. Ciało zabrał dziwny świecący pojazd, mimo prób pies nie mógł nic zrobić. Zaczął się rzucać, jednak ogromy sokół zaczął nad nim krążyć niczym sęp na prerii. Gdy usiadł obok niego, wszystko zaczęło się rozpadać i znikać w ciemnej otchłani.

Pies przekręcił się i nieznacznie mruknął. Otworzył oczy i ciężko dysząc spróbował wstać. Przez każdą jego kończynę przechodził ostry ból, jakby przebiegł maraton. A może przebiegł ? Dopiero po kilku minutach zdał sobie sprawę że leży na czyimś łóżku. Czuć było wokoło zapachy wszelakich ziół, jedne przyjemnie pachniały a niektóre gryzły go w nos. Jednakże górowała mięta, która swym słodkim zapachem zadziwiała psa. Najpierw zdał sobie sprawę że nie jest sam w pokoju. Przekręcił głowę i zobaczył jak ciemne ślepia Agnes wpatrują się w niego przenikliwie. Później zauważył że jest owinięty przesączonymi bandażami w niektórych miejscach. Krępowały one trochę ruchy, jednak nie zwrócił na nie większej uwagi niż szybkie spojrzenie.
- Ehm, żyjesz ? - zapytała brązowo biała suka idąca w jego stronę.
Pies zamyślił się chwilę i pokiwał łbem. Spotkał się z nieznacznym spojrzeniem suczki. Przypomniał sobie o istotnej rzeczy, na którą ciężko pracował.
- Co z dokumentami ? Co się stało ? - odezwał się zachrypniętym głosem i wpatrzył w suczkę która przyglądała się kilku ziołom, aby później wrzucić je do garnuszka i zacząć mielić.
Dopiero gdy skończyła, udzieliła odpowiedzi.
- Dokumenty dostarczyłam, ciebie znalazłam w rowie z pokrzywami - powiedziała podnosząc jedną brew - Dali ci tą w ramach wynagrodzenia. Czyli w twoim mniemaniu uhonorowania.
Suczka rzuciła mu na łapy metalowy przedmiot. Szybko go obejrzał i stwierdził że to sztylet. Jego pierwsza broń. Psa nurtowało jeszcze jedno pytanie. 
- Co się tak w ogóle stało ? - zadał je szybko, odkładając przedmiot obok łóżka.

Co.To.Jest.
Agnes ? c:
| 1619 słów → 80೧ + 15೧ | Zadanie → 50೧ i 1K | Walka → 10PU |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz