Pozgrzytała kilkokrotnie zębami wpatrując się w swojego towarzysza, ale jednocześnie przysłuchując się rozmowom kilku psów, które rozdrabniali mantikorę na kawałki. Nox mlasnął przeskakując w cieniu, aby znaleźć się bliżej podejrzanego stworzenia. Uniósł pysk ku górze i zaczął wciągać powietrze, a następnie cofnął się do tyłu. Najwyraźniej nie spodobał mu się zapach, ale ciekawość zwyciężyła i zaraz zbliżył się o wiele bliżej, aby... hap! Zabrał jeden kieł, który leżał na mokrej ziemi i zaraz odsunął się w tył, aby zniknąć w mroku. Odszedł ze swoim znaleziskiem zostawiając ich samych. Pewnym było, że nigdy nie będzie prawdziwym pupilem. On po prostu jest tam, gdzie trzeba w najważniejszym momencie. Jest przyjacielem, skrzydłami, które rozciągają się na swoją prawdziwą długość, dopiero wtedy, kiedy ptak wybija się w powietrze.
Agnes odwróciła się w stronę swojego domu zostawiając ten harmider za sobą. Planowała jedynie zasnąć spokojnie w łóżku, ale tak naprawdę po tym co się przed chwilą stało nie była pewna czy będzie to wykonalne. Nie na co dzień walczy się późnym wieczorem z jakimś wielkim czymś. Wyciągnęła sztylet i rzuciła nim przed siebie, a ten trafił celnie w jej drzwi rozdzierając je i robiąc wokół siebie odstające drzazgi. Przez tą moc uderzenia drzwi delikatnie się uchyliły, dlatego kiedy borderka do nich podeszła wystarczyło jedynie delikatne popchnięcie i już stanęła w środku.
Wyciągnęła nóż z drzwi i odłożyła go do sakwy, która leżała gdzieś w rogu. Postawiła jedynie kilka kroków, a kiedy stanęła przed łożem chwila nie minęła i już na nim leżała. Opatuliła się puchatą skórą niedźwiedzia i ułożyła wygodnie. Nie wiedziała, że tak szybko opadną jej powieki i zatopi się w przyjemnym śnie...
Świat był delikatnie rozmazany, jak gdyby spowity mgłą. Mimo to jednak Agnes wszystko wyraźnie rozpoznawała. Delikatny zapach mleka był przyjemny dla jej nosa. Podniosła się chcąc zrobić kilka kroków do przodu, jednakże potknęła się. Była taka niewinna i mała. Tak, pewnym było, że była szczeniakiem. Spróbowała jeszcze raz zrobić kilka kroków i tym razem poszło jej to lepiej. Położyła się obok brzucha swojej matki. Dopiero wtedy zauważyła, że obok niej stał "stary pies", który zamieszkiwał tą farmę. Spoglądał z troską na maluchy, ale jednocześnie co chwila zerkał z uwagą na ich mamę, która patrzyła niepewnie gdzieś w oddal pomrukując do towarzysza:
- On, by ich nie chciał. Uznałby je za przeszkodę.
- Zostaw to za sobą, Telesha.
- Nie mogę. Jego błękitne oczy cały czas się na mnie patrzą, kiedy tylko spuszczę powieki. - Wyszeptała, a do jej oczu napłynęły łzy. - Miał takie oczy jak ja. Jak moje skarby.
- Lepiej żeby nie wiedziały...
- Tak będzie najlepiej.
Agnes poderwała się ze snu otwierając szerzej oczy. Minęło już kilka dni od tamtej walki z mantykorą. Wszystko było takie rzeczywiste, jakby naprawdę powróciła się do czasu małego szkraba. Zaczęła błądzić wzrokiem po pomieszczeniu, aż spojrzała w lustro. Oczy. Cofnęła się w tył wpatrując się we własne odbicie. Dopiero po dłuższej chwili skierowała się w bok i pobiegła do korytarza. Zarzuciła na grzbiet sakwę i przypięła ją szybko, aby po chwili otworzyć drzwi. Łapy niosły ją przed siebie, nie była do końca w którą stronę biegła. Omijała zdziwione psy, które wpatrywały się w nią. Nieważne.
Zatrzymała się dopiero po dłuższym czasie, gdyż nie miała siły na dalszy bieg. Nie wiedziała przed czym uciekała. Przed rzeczywistością, że gdzieś w tamtym świecie miała ojca, który zniszczył życie jej matce? A może przed snem, który przedstawiał wydarzenia, które nigdy nie miały miejsca? Suka wzięła wdech i zaczęła iść przed siebie. Wokół był piękny las, stworzony w większości z brzóz i wierzb, pod którymi przepływały małe strumyki. Ich rozgałęzień było mnóstwo, a gdzieniegdzie widać było skałki, po których można było skakać. Agnes oparła się o jedną z nich i ściągnęła z grzbietu sakwę. Siedziała tak patrząc przed siebie, w mrok lasu. Aż nagle poczuła, że ktoś się do niej zbliża. Zapach był na tyle znajomy, że nie zareagowała od razu. Wychyliła się dopiero wtedy, kiedy zauważyła już skrawek futra postaci.
Zza skały wyłonił się Horus, który przez grzbiet miał przełożonego jelenia. Uśmiechnęła sie do niego delikatnie.
<Horus?>
| 753 słowa → 35೧ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz