28.04.2018

Od Lajosa - Pozyskiwanie wiedzy o magicznych stworzeniach [1/2]

Szedłem i wciąż nie mogłem uwierzyć, że znajduję się tu naprawdę. Jeszcze tak niedawno czułem się jak powalone drzewo, niegdyś rozrosłe i ogromne, sięgające liśćmi po obłoki, na które upadek spadł niczym grom z jasnego nieba. Można by powiedzieć, że wręcz mech mnie porósł. Teraz na nowo odradzałem się - w czystszym powietrzu, przy spokojniejszych wodach i na nowej, żyźniejszej glebie. Miałem nadzieję, że w tych nieziemskich warunkach drugi raz znów nie podupadnę. Ciekawe, co powiedziałby na to mój przyjaciel Lapis.
Aaron poinformował mnie, że biblioteka znajduje się w pałacu, czyli na wschodzie terenów sfory. Tam też kierowałem swoje kroki, przemierzając kolejne ulice Lapsae. Mijane psy wprawiały mnie w doskonały nastrój, często odwzajemniając przyjazne machnięcia ogonem czy słowne powitania. Dokładnie dwóch przechodniów okazało się być mniej-więcej mojego wzrostu. Nie, żebym takich liczył przy każdej wizycie w większym skupisku psów. Skądże.
Po dłuższej wycieczce stanąłem przed wrotami ogromnego gmachu - musiałem unieść wysoko głowę, by zobaczyć czubki jego wież. Po wymianie kilka zdań ze strażami mogłem wejść do środka. Otaczające mnie wnętrze było oszołamiające, nie mogłem porównać go do niczego, co kiedykolwiek wcześniej widziałem. Drogę dzielącą mnie od biblioteki mijałem powoli, ciesząc oczy wszystkimi tymi wspaniałościami. Mój przyjaciel Lapis opisywał kiedyś zamki, o których czytał mu jego właściciel, jednak to, co byłem w stanie sobie wtedy wyobrazić, nijak miało się do prawdziwego pałacu. W końcu dotarłem i do księgozbioru. W powietrzu unosił się kurz oraz dziwny, nieporównywalny z niczym zapach - drewno? Nie, nie do końca drewno, ale tylko to przychodziło mi wtedy na myśl. Przypomniałem sobie też wtedy o celu mojej podróży - Bestiariusz. Chciałem przecież kształcić się na opiekuna towarzyszy, a Aaron powiedział, że zawarta w nim jest wiedza niezbędna do podjęcia tejże pracy. Na moje szczęście książkę znalazłem szybko po rozpoczęciu poszukiwań. Uniosłem ją, jeszcze nieco niezdarnie, za pomocą telekinezy i udałem się w stronę siedzisk, by zatopić się w lekturze.

***

Do wieczora zdążyłem dokładnie przestudiować smoki, gryfy i keythongi. Podczas drogi powrotnej do domu rozmyślałem o poznanych przeze mnie gatunkach. Byłem pełen podziwu dla psów, które posiadały za towarzyszy uskrzydlone jaszczury. Sam nie dałbym rady wykraść jaja z gniazda.Co prawda wytwarzany promień światła był w stanie czasem pomóc mi w polowaniu czy przytrzymywaniu przedmiotów, lecz z pewnością nic nie wskrórał bym za jego pomocą w starciu ze smokiem. Na ten moment, przypomniałem sobie. Wiele nauki przede mną, niech stanie się to moją motywacją do doskonalenia zdolności muzycznych. Wiedziałem też, że gdy będę potrafił lepiej zapanować nad swoimi mocami, z pewnością wybiorę się w góry.
Kiedy życzyłem psom z Helecho dobrej nocy, moją głowę zaprzątały myśli o gryfach. Nie chciałbym paść ofiarą tych stworzeń, śmierć przez rozszarpanie potężnymi szponami czy dziobami głodnych młodych nie uśmiechała mi się. Gdyby jednak oswoić tę hybrydę od maleńkości, z pewnością mogłaby stać się doskonałym pomocnikiem strażników czy zwiadowców. Na samą myśl o poznaniu tak wspaniałych psów przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Powtarzałem zatem po cichu informacje zgromadzone na temat tych osobników, by jak najszybciej dostać pracę.
Po zamknięciu za sobą drzwi od razu udałem się na posłanie. Złożyłem łeb na przednich łapach i zamknąłem oczy, lecz nawet wtedy moje myśli nadal błądziły po keythongach. Jad na ich kolcach też przydałby się niejednemu wojownikowi, jednak wydawało mi się, że bezskrzydłe stworzenie byłoby odpowiedniejszym towarzyszem dla łowcy. Skoro przyszło im polować na ziemi, to z pewnością znają niejedną ciekawą technikę czy to zakradania się, czy samego ataku na ofiarę. Poplątane myśli nie zdołały jednak zdominować nad zmęczonym ciałem i po niedługiej chwili zapadłem w spokojny sen.
| 586 słowa → 25೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz