26.04.2018

Od Horusa cd. Fallon

Psa ogarnęło wielkie zdziwienie gdy spoglądał na oddalającą się suczkę. Biegła przez sam środek rynku, przepychając inne psy na boki i nie rzadko przeskakiwała przez rozstawione kosze pełne broni lub owoców. Jakby się czegoś bała ... przynajmniej takie wrażenie miał Horus. Zaciekawiony suczką pies, odepchnął myśl o wykorzystaniu wolnego dnia inaczej niżby odszukanie pięknej nieznajomej i zapytanie się czy aby wszystko jest dobrze. Wiedział że na pewno nie jest szpiegiem, ale ... ciekawość przewyższyła wszystkie inne możliwości. Nie wyglądała na szpiega. Biegła cała spięta, często się potykała. Co jak co, ale nawet sfora iskry nie wynajęłaby tak beznadziejnego szpiega. Rozejrzał się po rynku, widząc że ruch trochę ustał skierował się na rozstaje dróg w Lapsae. Wolnym krokiem ruszył za śladem nieznajomej.

Mimo że krążył po chaszczach jakieś dwie godziny, ciężko było mu wyłapać trop suki. Noc się zbliżała, więc i jego zmysły powoli się wyostrzały. Kilka godzin później nie miał problemu z wyłapaniem woni innego psa. Był pewien że należy do suczki, więc mozolnie brnął dalej w leśnym podszycie. Zgodnie z jego intuicją był kilkanaście mil od najbliższej strażnicy, cieszył się w duchu, że gdyby coś go napadło, to ma się przynajmniej czym obronić. Sztylet leżał głęboko w skórzanej sakwie, pochwa z mieczem wisiała na jego ramieniu. Nie kiedy miał problem z przejściem w niektóre miejsca, jednak im coraz bardziej oddalał się od Lapsae, tym bardziej natura była dziksza i trudniej było gdziekolwiek przejść. Zatrzymał się siadając przed sporej wielkości drzewem i z ulgą odetchnął. Wyciągnął spory kawałek suszonego mięsa i powoli przeżuwając wpatrywał się w gwiazdy. Tak, jak to robił kiedyś, na Ziemi. Mimo że widział je wiele razy, ciągle go zaskakiwały swymi gwiazdozbiorami i zmieniającym się położeniem.

Nie wiedział gdzie zaszła owa Fallon, tak się przedstawiła, jednak musiała zajść bardzo daleko. Zaczęło już świtać gdy mijał strażnicę. Dał znać strażnikom że jest z Jutrzenki. Mimo że go znali, poprosili go o dokumenty. Pies westchnął i wyjął kilka starannie złożonych pergaminów. Szybko podał je psom, te po chwili oddały mu je i przepuściły go przez bramę. Mimo że ta nie miała wielkiej funkcji, wystarczyło otoczyć strażnice, ciągle ją stosowano, bynajmniej dla utrudnienia wrogim jednostkom korzystania z drogi w razie ataku. Niebezpiecznie zbliżał się do jakiegoś totalnego odludzia, czuł rześkie powietrze nadchodzące z wschodu. Morze. Zapewne był w okolicach delty Matre, która rozciągała się przez dobre kilka mil. W końcu ta ogromne rzeka musiała gdzieś wydostać się do morza, a siła której dodawały jej spore dorzecze, musiała gdzieś ujść.

Oddech psa gwałtownie zmienił tempo gdy zobaczył sylwetkę idącej suczki. Przyśpieszył kroku i już po chwili był niecałą milę od niej.
- Fallon - krzyknął przeskakując konar i gładko lądując w trawie. Jego arsenał trochę mu ciążył, jednak pies nie zwracał na to najmniejszej uwagi i dalej biegł. Suczka gwałtownie się obróciła, w jej oczach malowało się przerażenie które zaraz zastąpiła zaskoczeniem.
- Uhm, cześć - powiedziała idąc krok w tył. W końcu stanęła i z widoczną ostrożnością wpatrywała się w psa. Miała podkrążone oczy i lekko zapadnięte boki. Mimo że przez grube futro nie dało się tego tak mocno zobaczyć, delikatne rysy po profilu zdradzały jej stan.
- Wszystko dobrze ? Dziwnie uciekłaś na rynku - lekko się zbliżył i siadł naprzeciwko białej husky.
Kąciki jej ust zrobiły lekki ruch do góry, jednak zaraz speszona powróciła do dawnej miny. Zerknęła na psa i machnęła długim, białym ogonem.
- Śpieszyłam się ... dużo tam było psów - rzekła z nutką niepokoju - Śpieszyłam się.
Pies nie chcąc być nieuprzejmy i nachalny, zganił się w myślach i zmienił temat.
- Horus jestem - oznajmił z uśmiechem na psyku - Chcesz trochę ? Może dziwnie wygląda ale jest dobre.
W tym samym czasie wyciągnął spory kawałek suszonej wołowiny i podał suczce. Ta przyjęła podarunek, lekko się uspokoiła. Najwidoczniej gwałtowny strach minął. Pies nie wiedział co owa suczka mogła porabiać tak głęboko w lesie, jednak sam był zmęczony. Suczka pewnie kilka razy bardziej niż on. Widząc z jaką zawziętością pałaszowała suche mięso, zdał sobie sprawę i że mu w brzuchu burczy. Odrzucił tę myśl i zdał sobie sprawę że za niecałe kilka godzin jest jego warta w strażnicy. Szybko wstał i rzucił spojrzeniem na sukę. Ta skończywszy jeść także wstała, czekając na dalszy bieg wydarzeń ze strony karmelowego owczarka.
- Chodź za mną - rzucił za ramię i kierując się w stronę najbliższego portu, dokładnie obok strażnicy w której miał się stawić. Kilkanaście mil przez las, jedna przez małą wioskę rybacką i port - jeden z najbardziej uczęszczanych szlaków handlowych stał przed nim otworem.

Droga w większości przebiegła w ciszy. Był jednak taki moment że Horus rozgadał się, opowiadając trochę o sobie jak i o zwykłych głupotach. Gdy zdał sobie sprawę że mówi o nudnych, codziennych obowiązkach, wiedział, że pewnie teraz zmęczona idzie obok niego z myślą aby przestał. Ta jednak słuchała z zaciekawieniem, lepiej niż inne psy. Droga zleciała dosyć szybko.

Wszedł do karczmy i i upewniwszy się że suczka weszła za nim, wręczył jej sakiewkę Soli. Jego marzenia o koniu już dawno się ulotniły, wolał sokoły. Soli miał jak na chwilę aktualną całkiem sporo, więc nie żałował zawartości sakiewki. Ta zdziwiona prawie upuściła woreczek.
- Miło mo było, muszę już iść - powiedział ostatni raz zerkając na białą sukę.
Wątpił aby spotkał ją jeszcze raz, pewnie weźmie pieniądze i kupi bilet na statek, lub ulotni się szybciej niż wtedy gdy ją spotkał. Wyszedł z karmy i skierował się w stronę wysokiej, kamiennej wierzy. Kilka godzin zmiany, być może zdąży skończyć przed zmrokiem.

Fallon ?
| 910 słów → 45೧ | 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz