Mimo że krążył po chaszczach jakieś dwie godziny, ciężko było mu wyłapać trop suki. Noc się zbliżała, więc i jego zmysły powoli się wyostrzały. Kilka godzin później nie miał problemu z wyłapaniem woni innego psa. Był pewien że należy do suczki, więc mozolnie brnął dalej w leśnym podszycie. Zgodnie z jego intuicją był kilkanaście mil od najbliższej strażnicy, cieszył się w duchu, że gdyby coś go napadło, to ma się przynajmniej czym obronić. Sztylet leżał głęboko w skórzanej sakwie, pochwa z mieczem wisiała na jego ramieniu. Nie kiedy miał problem z przejściem w niektóre miejsca, jednak im coraz bardziej oddalał się od Lapsae, tym bardziej natura była dziksza i trudniej było gdziekolwiek przejść. Zatrzymał się siadając przed sporej wielkości drzewem i z ulgą odetchnął. Wyciągnął spory kawałek suszonego mięsa i powoli przeżuwając wpatrywał się w gwiazdy. Tak, jak to robił kiedyś, na Ziemi. Mimo że widział je wiele razy, ciągle go zaskakiwały swymi gwiazdozbiorami i zmieniającym się położeniem.
Nie wiedział gdzie zaszła owa Fallon, tak się przedstawiła, jednak musiała zajść bardzo daleko. Zaczęło już świtać gdy mijał strażnicę. Dał znać strażnikom że jest z Jutrzenki. Mimo że go znali, poprosili go o dokumenty. Pies westchnął i wyjął kilka starannie złożonych pergaminów. Szybko podał je psom, te po chwili oddały mu je i przepuściły go przez bramę. Mimo że ta nie miała wielkiej funkcji, wystarczyło otoczyć strażnice, ciągle ją stosowano, bynajmniej dla utrudnienia wrogim jednostkom korzystania z drogi w razie ataku. Niebezpiecznie zbliżał się do jakiegoś totalnego odludzia, czuł rześkie powietrze nadchodzące z wschodu. Morze. Zapewne był w okolicach delty Matre, która rozciągała się przez dobre kilka mil. W końcu ta ogromne rzeka musiała gdzieś wydostać się do morza, a siła której dodawały jej spore dorzecze, musiała gdzieś ujść.
Oddech psa gwałtownie zmienił tempo gdy zobaczył sylwetkę idącej suczki. Przyśpieszył kroku i już po chwili był niecałą milę od niej.
- Fallon - krzyknął przeskakując konar i gładko lądując w trawie. Jego arsenał trochę mu ciążył, jednak pies nie zwracał na to najmniejszej uwagi i dalej biegł. Suczka gwałtownie się obróciła, w jej oczach malowało się przerażenie które zaraz zastąpiła zaskoczeniem.
- Uhm, cześć - powiedziała idąc krok w tył. W końcu stanęła i z widoczną ostrożnością wpatrywała się w psa. Miała podkrążone oczy i lekko zapadnięte boki. Mimo że przez grube futro nie dało się tego tak mocno zobaczyć, delikatne rysy po profilu zdradzały jej stan.
- Wszystko dobrze ? Dziwnie uciekłaś na rynku - lekko się zbliżył i siadł naprzeciwko białej husky.
Kąciki jej ust zrobiły lekki ruch do góry, jednak zaraz speszona powróciła do dawnej miny. Zerknęła na psa i machnęła długim, białym ogonem.
- Śpieszyłam się ... dużo tam było psów - rzekła z nutką niepokoju - Śpieszyłam się.
Pies nie chcąc być nieuprzejmy i nachalny, zganił się w myślach i zmienił temat.
- Horus jestem - oznajmił z uśmiechem na psyku - Chcesz trochę ? Może dziwnie wygląda ale jest dobre.
W tym samym czasie wyciągnął spory kawałek suszonej wołowiny i podał suczce. Ta przyjęła podarunek, lekko się uspokoiła. Najwidoczniej gwałtowny strach minął. Pies nie wiedział co owa suczka mogła porabiać tak głęboko w lesie, jednak sam był zmęczony. Suczka pewnie kilka razy bardziej niż on. Widząc z jaką zawziętością pałaszowała suche mięso, zdał sobie sprawę i że mu w brzuchu burczy. Odrzucił tę myśl i zdał sobie sprawę że za niecałe kilka godzin jest jego warta w strażnicy. Szybko wstał i rzucił spojrzeniem na sukę. Ta skończywszy jeść także wstała, czekając na dalszy bieg wydarzeń ze strony karmelowego owczarka.
- Chodź za mną - rzucił za ramię i kierując się w stronę najbliższego portu, dokładnie obok strażnicy w której miał się stawić. Kilkanaście mil przez las, jedna przez małą wioskę rybacką i port - jeden z najbardziej uczęszczanych szlaków handlowych stał przed nim otworem.
Droga w większości przebiegła w ciszy. Był jednak taki moment że Horus rozgadał się, opowiadając trochę o sobie jak i o zwykłych głupotach. Gdy zdał sobie sprawę że mówi o nudnych, codziennych obowiązkach, wiedział, że pewnie teraz zmęczona idzie obok niego z myślą aby przestał. Ta jednak słuchała z zaciekawieniem, lepiej niż inne psy. Droga zleciała dosyć szybko.
Wszedł do karczmy i i upewniwszy się że suczka weszła za nim, wręczył jej sakiewkę Soli. Jego marzenia o koniu już dawno się ulotniły, wolał sokoły. Soli miał jak na chwilę aktualną całkiem sporo, więc nie żałował zawartości sakiewki. Ta zdziwiona prawie upuściła woreczek.
- Miło mo było, muszę już iść - powiedział ostatni raz zerkając na białą sukę.
Wątpił aby spotkał ją jeszcze raz, pewnie weźmie pieniądze i kupi bilet na statek, lub ulotni się szybciej niż wtedy gdy ją spotkał. Wyszedł z karmy i skierował się w stronę wysokiej, kamiennej wierzy. Kilka godzin zmiany, być może zdąży skończyć przed zmrokiem.
Fallon ?
| 910 słów → 45೧ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz