8.04.2018

Od Agnes (C.D Horusa) | Wróg wśród nas cz. III

Czas dłużył się nieubłaganie. Horus wybiegł z ich kryjówki już z około dwie godziny temu, a nadal nie wracał. Wypatrywała jego łaciatego futra, ale widziała jedynie mrok oplatający las, wśród którego kryła się baza wroga. Była w zupełnie innym miejscu niż to, do którego wchodziła z dwójką psów, które okazały się być przeciwnikami, którzy tylko czekali aż zabierze łapę ze sztyletu. Las był na tyle gęsty, że mogła schować się wśród krzaków i sosen, aby krążyć tam niespostrzeżenie. Najpewniej już planowałaby ucieczkę z tego miejsca, kiedy przyjdzie drugi szpieg, ale za każdym razem kiedy wychylała się, aby zobaczyć miejsce, przez które mogliby uciec piekąca łapa dawała się we znaki. Robiło się coraz gorzej. Krew nie chciała zastygnąć i mocno się sączyła, ale tak naprawdę to nie to ją tak bardzo przeraziło - ropa miała podejrzany kolor i bała się, że wda się zakażenie i łapy już nie uratują. Przygryzła wargi nie chcąc o tym myśleć, a następnie położyła się zaciskając powieki. Chciała zasnąć i obudzić się w innym miejscu, z dala od tego wszystkiego. Wzięła głębszy wdech i usilnie próbowała przywołać sen, ale przez ból, który przeszywał jej ciało od rozciętej kończyny, aż po koniec kręgosłupa nie potrafiła tego zrobić.
Podniosła się ponownie i oparła o drzewo, nadal wyczekując Horusa. Jej wzrok błądził pomiędzy drzewami, a ona sama miała ochotę najzwyczajniej w świecie przemknąć między strażnikami o wiele lepiej i szybciej niż ten dzikus, który podawał się za osobnika tej samej rasy co ona. Odzywała się w niej jednak... moralność? W końcu on sam zaryzykował, aby przynieść jej potrzebne zioła. Dzięki czosnku będzie mogła zwalczyć zakażenie, a dzięki makowi ból będzie malał. Mimo tego, że stała pomiędzy drzewami, to nie był to dziki las. Widać było wydeptane miejsca, gdyż najpewniej wróg czasami wychylał się dalej za obóz, aby sprawdzić czy nikt nie odkrył ich miejsca położenia.
Agnes praktycznie cały czas się wierciła i zmieniała swoją pozycję. Już po chwili runęła na miękki mech i położyła się na grzbiecie, aby patrzeć na bezchmurne, rozgwieżdżone niebo. Widać było, że zaczynała się wiosna. Dni były coraz cieplejsze i bardziej słoneczne, a wokół niej błękitne fiołki kołysały się wraz z delikatnym wiaterkiem. Suka przechyliła głowę i zauważyła, że z jej sakwy wypadły ważne dokumenty. Jak poparzona nie zwracając uwagi na ból przy wstawaniu wstała i zaczęła je zbierać. Nadal zastanawiały ją gryzmoły na niektórych kartkach. Zmarszczyła nos i westchnęła. Na jednej kartce namalowany był wisielec, który jednoznacznie przedstawiał plany wroga. Przez ciało borderki przeszedł dreszcz, dlatego zebrała to wszystko najszybciej i schowała. Teraz musiała jedynie czekać na psa.

Stała na warcie co chwila wychylając się delikatnie zza drzewa. Przed nimi rozciągał się obóz, a te tereny były ogrodzone metalowym, niskim płotem, który prawdopodobnie był pod napięciem. Trudno byłoby dostrzec zarówno go, jak i resztę małych obozów pomiędzy krzewami, więc Agnes nie zdziwiła się, że to tutaj przeciwnik zdecydował się osiedlić. Wciągnęła nosem rześkie nocne powietrze i oglądnęła się za siebie, aby sprawdzić co robi Horus. najwyraźniej zasnął, ale cały czas kręcił się w miejscu i coś pomrukiwał, jak gdyby śnił mu się koszmar. Chciała być na jego miejscu i położyć się, aby w spokoju zasnąć, ale wiedziała, że musi pilnować ich kryjówki. Nie chcieli, żeby ich nakryli.

Zauważyła jedynie kątem oka, że Horus upada, ale nie miała czasu, aby zobaczyć co dokładnie mu się stało. Psy prowadziły nierówną walkę atakując ją z wszystkich stron, a ta wymachiwała w ich stronę sztylet. Szurała po ciele przeciwników nożem na przemian z unikami, dlatego praktycznie nie wiedziała co dzieje się wokół niej. Jeden z jej przeciwników dostał w oko, dlatego wrzasnął i upadł na ziemię. Przestraszona Agnes chwyciła sztylet i odsunęła się w tył, kiedy wróg zaczął posuwać się do tyłu, a później uciekać do obozu. Reszta uciekła jego śladami zostawiając ją samą, wśród miłej dla ucha leśnej ciszy, którą wypełniało ciche ćwierkanie ptaków i piski myszy. Suka schowała sztylet do pochwy i podbiegła do towarzysza. Schyliła się i zauważyła, że oddycha, ale nie poruszał się. Agnes z głębokim westchnieniem uniosła go delikatnie i przełożyła przez grzbiet, aby następnie ruszyć w stronę Helecho. Nagle jednak między drzewami zauważyła chowającego się psa, który przypomniał jej wroga-towarzysza, który przedstawił się jako Anton. Ruszyła w jego stronę i warknęła wymierzając sztylet przy jego gardle.
 - A ty idziesz ze mną.
Papiery zaczekają, przecież nagle nie znikną. Oddychała ciężko ledwo postawiając kolejne kroki przez las, gdyż pies był nieco cięższy od niej, a łapa mimo opatrunku nadal w pełni się nie zagoiła. Minęło dużo czasu, a może jeszcze więcej kiedy wreszcie na horyzoncie zaczęły pojawiać się małe domki, które razem tworzyły dobrze znaną jej wioskę. Cały czas na oku miała Antona, który mamrotał coś pod nosem. Próbował uciec, ale ona cały czas szła przy nim z wymierzonym nożykiem. Przyśpieszyła, a ciało Horusa przełożone przez jej plecy drżało pod wpływem kroków. W końcu stanęła przed swoim podwórzem i pośpiesznie uchyliła furtkę, aby wejść do środka. Szybko uniosła w górze sznurek, który leżał na jej podwórku i przywiązała nim więźnia do murku. Nie ucieknie, dra jeden. Ruszyła szybko i weszła do domu, a tam odłożyła na legowisko owczarka. Ściągnęła czerwony bandaż i założyła nowy, a także obłożyła nowe rany. Spojrzała na sakwę, którą miał przełożoną przez ramię i zabrała ją. Wiedziała, że najpewniej ma w niej ważne dokumenty. Zmrużyła oczy wpatrując się w psa, a następnie odwróciła się na pięcie i wyszła. Miała nadzieję, że nie zdąży obudzić się do jej powrotu i nie zmasakruje jej domu. W końcu nadal nie mogła mu ufać.

- Poradziłaś sobie bardzo dobrze jak na twój pierwszy raz, Agnes - Powiedział Aaron przeglądając papiery i inne bazgroły, a także rysunki, które doniosła. Przez jego ramię przyglądała się wszystkiemu Morrigan, która marszczyła brwi. Ag nie wiedziała co w tym momencie odczuwała, gdyż miała zobojętniały wyraz na pyszczku. W jej oczach odbijał się jednak delikatny... strach? - Szkoda tylko, że się pokazaliście. Teraz z pewnością uciekną, dobrze, że mamy więźnia. Przy odrobinie szczęścia coś nam wygada.
- Rozumiem twoje obawy, Aaronie, jednakże zdaje się, że są za bardzo zdeterminowani. Przeniosą się w inną część terenów.
Owczarek pokiwał głową i uniósł głowę znad papierów, aby spojrzeć prosto w oczy łaciatej.
- Był tam z tobą inny pies, prawda? Horus? Możesz przekazać mu unikatowy sztylet, jako wynagrodzenie. - Powiedział z delikatnym, jednakże zestresowanym tą dawką nowych informacji uśmiechem biały i przekazał jej owinięty w pergamin nóż, który ta odebrała. - Możesz odejść.

- Zemdlałeś. Walczyłam jeszcze trochę z psami, jednemu z nich załatwiłam pamiątkę do końca życia. Heh, może pożegnać się z okiem, już go nie uratuje. Złapałam więźnia, psa, który sprowadził mnie do bazy i twierdził, że mnie przechytrzy. - Wymamrotała streszczając wszystko i zaraz nalała do kubka gorący napój z ziołami na ból głowy. A była pewna, że samca bolała po tym zemdleniu.
- Ile tu leżę?
- Pół dnia, może więcej.
Suczka podała mu kubek i usiadła obok popijając herbatę. Cały czas zerkała na Horusa, który leżał na łóżku popijając to co mu podała. Uniosła brew spoglądając na psa, który już po chwili odłożył kubek na bok bez zawartości. Agnes była cała spięta, siedziała w swoim domu jak na szpilkach. Nie przywykła do zapraszania nieznajomych do swojego domu, dlatego uważnie przyglądała się poczynaniom border collie'a. Odkaszlnęła, a jej gość od razu poderwał się i z cichym jęknięciem wlepił w nią spojrzenie.
- Nie chciałbyś może książki? Czegokolwiek? Wydaje mi się, że z takim czymś nie pójdziesz do domu. - Wskazała nosem bandaże, które miał poprzewijane w miejscach, gdzie były rany. Opatrunki były już czerwonawe, gdyż założyła je już trochę czasu temu.

<Horus? Wiem, nie wiele dodałam od siebie xD>
| 1253 słowa → 60೧ + 10೧| Zadanie → 50೧ i 1K |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz