28.04.2018

Od Horusa cd. Agnes

Karmelowy owczarek ciężko dyszał stojąc nad ciałem ogromnej besti. Szybko schował sztylet i zapatrzył się w martwe cielsko. Jeszcze przed chwilą żyła, siejąc terror po małym miasteczku. Aktualnie leżała bezwładnie z ogromymi łapskami wyciągniętymi na wprost, z wstrętnej paszczy wystawał wilgotny język, który owijał kły zwierzęcia. Była to wielka gratka dla kolekcjonerów wszelikich rzeczy, szczególnie dla zbrojmistrzów albo alchemików. Widział już psy zabierające się do szlachtowania mantikory. Pies mimowolnie odwrócił wzrok i z niepokojem zaczął się rozglądać pomiędzy licznymi zabudowaniami Helecho. Gdy jego wzrok spoczął na biało brązowej suczce odetchnął i wolnym krokiem ruszył w jej stronę. Gdy go zauważyła, odpowiedziała mu pełnym trumfu wzrokiem.
- No i po kłopocie - odparł zerkając na drugą postać w płaszczu. Mimo że do świtu zostały niecałe dwie godziny, Horus czuł jak słabnie z każdą minutą. Zaklnął w duchu i poprawił pożyczony płaszcz.
- Racja - odpowiedziała - Skoro nie mamy tu nic do zrobienia, wracamy do domu ?
Gdyby nie aktualny stan, zaproponowałby krótki spacer albo cokolwiek innego, aczkolwiek nie był w stanie. Pokiwał łbem i ruszył za suką. Zapewne minie kilka dni aż wróci do normalnego stanu. Zatrzymał się gwałtownie w momencie gdy zdał sobie sprawę że zaraz przejdzie przez drzwi od domostwa Agnes. Nie chciał być nachalny, a już szczególnie nie miał zamiaru był powodem do stresu. Polubił tą sukę mimo ich niefortunnego poznania w nie zaciekawym miejscu. Gdy będzię miał okazję, jak najszybciej wszystko naprawi.
- Agnes, poki jeszcze potrafię się ruszyć, pójde do swojego domu - niepewnie zaczął unikając wzroku suki - Dziękuję ci za całą pomoc.
Widział jak Agnes zatrzymała się i pomału obróciła na dźwięk jego słow.
- To ... do zobaczenia - powiedziała i spojrzała się na psa.- Do zobaczenia - powtórzył i napięcie się obrócił. Nie chciał tego przeciągać, a już szczególnie więdząc że zaraz może paść na środku ulicy i już nie wstać. Dobrze wiedział że za dwa, trzy dni będzię tak samo sprawny jak zawsze. Mozolnie ruszył w stronę swojego domku.

Otwierając drzwi poczuł zapach sosnowego drewna który wręcz kuł go w nos. Z pośpiechu nie zamknął drzwi ani nie ruszył swoich rzeczy. Zdjął z siebie wszystko i zostawiwszy to na środku pokoju ruszył w stronę sypialni. Wszedł na łożko i z radością wtulił się w miękką pościel. Zamknął oczy i nie minęła chwila a już jego nerwowy, płytki oddech zmienił się w spokojny, miarowy oddech.

Wybacz że krótkie, ale muszę się nauczyć pisać na telefonie ;-;
Agnes ? :^
| 394 słów → 15೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz