25.02.2018

Od Lady cd. Oskar

Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie. Siadłam na łóżku i przypomniałam sobie wczorajszy dzień z Oskarem. Na samą myśl zrobiło mi się ciepło na sercu. Cały poprzedni wieczór myślałam tylko o nim, ledwo zasnęłam. Chciałam się z nim jeszcze dzisiaj spotkać, dotknąć jego puszystej sierści... Tylko ... gdzie on może być ? Pewnie jest w mieście, tam, gdzie ostatni raz go spotkałam. Szkoda mi było ... No właśnie. O czym ja zaczynam myśleć ? Czy zaczynam traktować Oskara jak kogoś ... bliższego niż przyjaciela ? Nie miałam czasu się zastanawiać. Jeśli chcę się z nim jeszcze spotkać, muszę się śpieszyć. Narzuciłam na siebie jedynie gruby szal i swoją sakwę. Algae sama z siebie do niej wskoczyła, nie protestowałam, trochę świeżego powietrza dobrze jej zrobi. Wyskoczyłam z domu i popędziłam w stronę Litore. Mimo że mój brzuch domagał się pożywienia, dalej biegłam przeskakując ogromne zaspy. Gdy wbiegłam do miasta, w moje nozdrza uderzył ostry zapach ziół i pieczonego mięsa. Kupcy rozłożyli swoje stragany ... Miałam nadzieję na spotkanie Oskara, jednak nigdzie nie umiałam go znaleść. Coraz bardziej zawiedziona chodziłam po rynku wypatrując go spośród porannych tłumów. Po godzinie całkowicie straciłam nadzieję, że go jeszcze zobaczę. Brakowało mi jego ciepła, jego radości ... To był jedyny pies, który zaakceptował to, że jestem bardzo aktywna, no, i trochę roztrzepana. Smutno spojrzałam się na mewę siedzącą w torbie. Wydawała się podzielać mój smutek, mimo że widziała Oskara przelotnie. Może zostawił mi jakąś wiadomość ? Odwiedziłam wszystkie karczmy i pocztę, jednak nigdzie nie było żadnej wiadomości zaadresowanej do czarnego suczki o imieniu Lady. Może chciał odpocząć odemnie ? Nie, napewno nie ... Kątem oka zobaczyłam sklep zoologiczny. Szybko się tam skierowałam. Otwierając drzwi, moja mewa dziwnie charknęła i schowała się w torbie.
- Nie rób mi wstydu, Algae - cicho powiedziałam do mewy - Bo ci jedzenia nie kupię ...
Oczywiście to było kłamstwo. Nigdy nie żałowałam ptakowi ziarna i innych ptasich łakoci. Brązowy pies wyłonił się z Lady i powitał mnie ciepłym usmiechem.
- Witam, witam ! - głos miał dziwny akcent - W czym mogę pomóc ? Zimno tam na
dworze, prawda ?
Zdezorientowana spojrzałam na psa, potem na półki pełne wszelakich specyfików. W końcu odnazłam wzrokiem mały rysunek ptaka i strzałkę.
- Zimno i wietrznie - odparłam - Miałby pan może jakieś mieszanki karm dla mew ?
Zskoczony pies spojrzał się na mnie. Poprawił okrągłe okulary i przybliżył się do mnie.
- Dla mew ? - zaskoczony głos wyłonił się z długiego pyska.
- Dla mew - powiedziałam, wyjmując Algae z torby. Przestraszona mewa ani drgnęła.
- Ahh, po co trzymać te szkodniki ? Tylko ryby z sieci wyjmują, i same się w nie plączą - głos zaczął mnie irytować. Po chwili krzątający się pies postawił dosyć spore, zielone           pudełko - Mamy tylko to.
Na obrazku siedziała mewa. Nie wydawała się jakaś szczęśliwa.
- Dobrze, wezmę to ... - podałam psu kilka monet i wyszłam z tego sklepu jak najszybciej się dało. Rzuciłam szybkie dowidzenia i trzasnęłam drzwiami. Mewy szkodniki ? Nigdy w życiu !

Popędziłam do domu starając się nie zatrzymywać. Na miejscu włożyłam Alge do woliery i nasypałam jej całą miskę dziwnej karmy. W końcu zmęczona, smutna i zawiedziona otworzyłam drzwi. Czułam jeszcze zapach Oskara. Delikatna woń jego sierści i lasu mieszała się z ostrym zapachem soli. Czułam się okropnie ... obróciłam się aby zamknąć drzwi i ... no własnie. Przed nimi leżał kawałek wilgotnego papieru. Szybko go podniosłam i przeczytałam. Moje oczy zalśniły z radości. Czyli jednak pamiętał ! Tanecznym krokiem przeszłam do salonu i położyłam karteczkę na stolik.
- No, Lady, jedziesz do Helecho - w mojej głowie zabrzmiał głos radości - Może warto byłoby się trochę przygotować ? Nigdy nie wiadomo co się wydarzy, a suczka sama i nieprzygotowana wędrować nie powinna.

Ruszyłam biegiem tą samą trasą i zatrzymałam się dopiero przy straganach z bronią. Dokładnie obejrzałam wszystkie wspaniałe łuki i ostre miecze. Wkrótce sama będę takie robić, ta myśl pojawiła mi się gdy przechodziłam obok kuźni, w której planuję zacząć staż. Już się przygotowywałam do terminu, czytałam książki o wyrabianiu broni oraz byłam częstym gościem w samej kuźni. W końcu zatrzymałam się przy straganie ze sztyletami. Wydawały mi się dosyć niebezpieczne, i całkiem wygodne.
- Poproszę ten - wskazałam na ostrze po lewej. Wydawało mi się takie ... ciekawe.
Sprzedawca spojrzał się na mnie z nad gazety, po czym ostrym głosem zapytał.
- Po ca takiej pannie takie narzędzie ? - po czym się zamyślił i dodał - Umiesz chociaż się nim obsługiwać ?
Podniosłam sztylet telekinezą i wywinęłam nim kilka razy. Pies odłożył gazetę i i wziął inny sztylet i w zamiarze pozorowanego ataku zbliżył do mnie ostrze. Szybko odparowałam cios. Zdziwiona swoim ruchem jeszcze raz spojrzałam się na psa. Jednak głupie uczucie szybko minęło i spowrotem wróciłam do przyglądania się sztyletowi.
- Dobre żelazo - przyznałam podziwiając żelazną klingę. Takiej rzeczy potrzebowałam ! Małe, skromne i da się tym obronić. Szybkim ruchem wsunełam broń do skórzanej pochwy.
- Ile to kosztuję ? - zwróciłam się do psa.
- 120 Soli - powiedział cichym głosem, po czym szybko dopowiedział - Nazywa się Gaelic.
Wręczyłam sprzedawcy odpowiednią sumę i włożyłam broń do torby. Uradowana pobiegłam do domu przygotowywać się do wyprawy.

↠No, no. Oskar, szykuj się c:↞
Oskar ? c:
Z bólem serca oddaję 120 soli i poproszę o dodanie mi sztyletu c:
| 865 słów → 40೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz