- Nie rób mi wstydu, Algae - cicho powiedziałam do mewy - Bo ci jedzenia nie kupię ...
Oczywiście to było kłamstwo. Nigdy nie żałowałam ptakowi ziarna i innych ptasich łakoci. Brązowy pies wyłonił się z Lady i powitał mnie ciepłym usmiechem.
- Witam, witam ! - głos miał dziwny akcent - W czym mogę pomóc ? Zimno tam na
dworze, prawda ?
Zdezorientowana spojrzałam na psa, potem na półki pełne wszelakich specyfików. W końcu odnazłam wzrokiem mały rysunek ptaka i strzałkę.
- Zimno i wietrznie - odparłam - Miałby pan może jakieś mieszanki karm dla mew ?
Zskoczony pies spojrzał się na mnie. Poprawił okrągłe okulary i przybliżył się do mnie.
- Dla mew ? - zaskoczony głos wyłonił się z długiego pyska.
- Dla mew - powiedziałam, wyjmując Algae z torby. Przestraszona mewa ani drgnęła.
- Ahh, po co trzymać te szkodniki ? Tylko ryby z sieci wyjmują, i same się w nie plączą - głos zaczął mnie irytować. Po chwili krzątający się pies postawił dosyć spore, zielone pudełko - Mamy tylko to.
Na obrazku siedziała mewa. Nie wydawała się jakaś szczęśliwa.
- Dobrze, wezmę to ... - podałam psu kilka monet i wyszłam z tego sklepu jak najszybciej się dało. Rzuciłam szybkie dowidzenia i trzasnęłam drzwiami. Mewy szkodniki ? Nigdy w życiu !
Popędziłam do domu starając się nie zatrzymywać. Na miejscu włożyłam Alge do woliery i nasypałam jej całą miskę dziwnej karmy. W końcu zmęczona, smutna i zawiedziona otworzyłam drzwi. Czułam jeszcze zapach Oskara. Delikatna woń jego sierści i lasu mieszała się z ostrym zapachem soli. Czułam się okropnie ... obróciłam się aby zamknąć drzwi i ... no własnie. Przed nimi leżał kawałek wilgotnego papieru. Szybko go podniosłam i przeczytałam. Moje oczy zalśniły z radości. Czyli jednak pamiętał ! Tanecznym krokiem przeszłam do salonu i położyłam karteczkę na stolik.
- No, Lady, jedziesz do Helecho - w mojej głowie zabrzmiał głos radości - Może warto byłoby się trochę przygotować ? Nigdy nie wiadomo co się wydarzy, a suczka sama i nieprzygotowana wędrować nie powinna.
Ruszyłam biegiem tą samą trasą i zatrzymałam się dopiero przy straganach z bronią. Dokładnie obejrzałam wszystkie wspaniałe łuki i ostre miecze. Wkrótce sama będę takie robić, ta myśl pojawiła mi się gdy przechodziłam obok kuźni, w której planuję zacząć staż. Już się przygotowywałam do terminu, czytałam książki o wyrabianiu broni oraz byłam częstym gościem w samej kuźni. W końcu zatrzymałam się przy straganie ze sztyletami. Wydawały mi się dosyć niebezpieczne, i całkiem wygodne.
- Poproszę ten - wskazałam na ostrze po lewej. Wydawało mi się takie ... ciekawe.
Sprzedawca spojrzał się na mnie z nad gazety, po czym ostrym głosem zapytał.
- Po ca takiej pannie takie narzędzie ? - po czym się zamyślił i dodał - Umiesz chociaż się nim obsługiwać ?
Podniosłam sztylet telekinezą i wywinęłam nim kilka razy. Pies odłożył gazetę i i wziął inny sztylet i w zamiarze pozorowanego ataku zbliżył do mnie ostrze. Szybko odparowałam cios. Zdziwiona swoim ruchem jeszcze raz spojrzałam się na psa. Jednak głupie uczucie szybko minęło i spowrotem wróciłam do przyglądania się sztyletowi.
- Dobre żelazo - przyznałam podziwiając żelazną klingę. Takiej rzeczy potrzebowałam ! Małe, skromne i da się tym obronić. Szybkim ruchem wsunełam broń do skórzanej pochwy.
- Ile to kosztuję ? - zwróciłam się do psa.
- 120 Soli - powiedział cichym głosem, po czym szybko dopowiedział - Nazywa się Gaelic.
Wręczyłam sprzedawcy odpowiednią sumę i włożyłam broń do torby. Uradowana pobiegłam do domu przygotowywać się do wyprawy.
↠No, no. Oskar, szykuj się c:↞
↠Oskar ? c:↞
Z bólem serca oddaję 120 soli i poproszę o dodanie mi sztyletu c:
| 865 słów → 40೧ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz