19.02.2018

Od Morrigan cd. Od Oscara

Śnieg prószył delikatnie, gdy przemierzałam las porastający okolice Forum. Nagie korony drzew kołysały się lekko na wietrze. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, z jakiej to przyczyny opuściłam ciepłą komnatę Pałacu i wybrałam się na ten spacer. Wilgotne powietrze jedynie potęgowało panujący na zewnątrz chłód.
-Musiało mi się na prawdę nudzić...- mruknęłam zaraz po tym, jak czapa śniegu zsunęła się z drzewa, metr obok mnie.
Słońce znajdowało się za chmurami, więc krajobraz wcale nie przypadł mi do gustu. Mogłabym się jeszcze rozwodzić nad tym, jak niezadowolona byłam z tej wyprawy, lecz mam wrażenie, że mało kogo obchodzą moje kaprysy.
Stwierdziłam, że najlepiej zrobię jeśli wrócę do Lapsae. Niekoniecznie do Pałacu, bo Aaron już dawno wyruszył na Ziemię po kogoś nowego, a nikt interesujący nie kręcił się po zimnych korytarzach twierdzy. Wizyta w karczmie nie wydawała się głupim pomysłem. Ruszyłam przez zaśnieżony las w kierunku górujących nad koronami drzew, wież.
Szelesty w dziczy nie powinny nikogo dziwić. W końcu cały ten świat żyje, zwierzęta nieustannie przemierzają gęstwinę i nie raz zdarzy im się wywołać jakiś hałas. Jednak dźwięki, jakie słyszałam za sobą nie opuszczały mnie przez dłuższą chwilę. Starałam się nie okazywać, że się nimi w ogóle przejęłam. Czułam się śledzona i oto uczucie ani myślało zniknąć. Drogę do miasta pokonałam stale nasłuchując, lecz nie odwracając zbyt często. Raz zrobiłam to gwałtownie, by upewnić się, że nikt nie idzie bezpośrednio za mną. Ktokolwiek to był, krył się w gąszczu.
Nie sądziłam, że kamienne ulice Lapsae kiedykolwiek przyniosą mi ulgę. Przechadzały się po nich psy, które w razie mojego zabójstwa będą świadkami. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Weszłam do miasteczka, przechodząc obok stanowiska strażników miejskich. Wartownik skinął mi, ja odwzajemniłam gest, a następnie skierowałam się do karczmy. Było zimowe popołudnie, więc kucharze uwijali się przy paleniskach. Dym, który się z nich unosił, nieskutecznie próbowano usunąć z pomieszczenia przez otwarte okna. W rezultacie jego warstwa unosiła się w powietrzu, lecz nie przeszkadzała znacząco w oddychaniu. Usiadłam przy jedynym wolnym stole, w kącie sali. Przy pozostałych odbywały się przyjacielskie spotkania lub zajmowały je psy, które zwyczajnie chciały zjeść obiad poza domem.
Podeszła do mnie młoda suczka - kelnerka. Przywitała się i odebrała moje zamówienie. Stwierdziłam, że zamówię ciepłą zupę. Czekając na posiłek, wyglądałam przez okno. Wychodziło ono na targ. Między stoiskami z bronią kręcił się nieznany mi owczarek niemiecki. Poważnie zaczęłam zastanawiać się, czy nie to nie on podążał za mną w lesie. Nigdy go nie widziałam, mógł być szpiegiem. Nie lubiłam wyciągać pochopnych wniosków, więc postanowiłam go obserwować. Przyglądał się nożom wystawionym na sprzedaż przez miejscowych rzemieślników. Niczego jednak nie kupił. W końcu ruszył w kierunku karczmy i wszedł do jej środka. Na moje nieszczęście, jedyne wolne miejsce znajdowało się przy moim stole. Pies ruszył w moim kierunku. Nie wydawał się jednak zachwycony tą koniecznością.

Oscar?
| 460 słów → 20೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz