24.02.2018

Od Remusa C.D Morrigan

Zmierzyłem suczkę wrogim spojrzeniem. Ewidentnie moja osoba coraz bardziej nie przypadała jej do gustu. Cóż mogę powiedzieć... Miałem tak samo. Ja rozumiem to była przywódczyni więc teoretycznie trzeba się było zwracać do niej z szacunkiem ale równocześnie to był pies taki sam jak ja i wcale nie musiałem jej lubić. A jeszcze bardziej zdenerwowało mnie porównanie do spłoszonego futrzaka. Ja?! Ja miałbym się niby bać tej jej głupiej broni?! Phef też mi coś. Nie jedno w swoim krótkim życiu widziałem i nie z takimi rzeczami sobie radziłem.
Zmarszczyłem brwi ciągle przyglądając się Morrigan. Widząc, że ta patrzy na moje blizny w swoim zwyczaju obróciłem się wściekły bokiem zaciskając szczękę i licząc w myślach powoli do dziesięciu. Potem odetchnąłem głęboko, zamrugałem oczami i na nowo na nią spojrzałem. To głupie ptaszysko dalej za nią lewitowało kompletnie obezwładnione. Co nie zmienia faktu, że nie miałem ochoty jej za to dziękować. Też mi łaska. Poradziłbym sobie sam. Jestem w końcu pieprzonym sokolnikiem. Matko co mnie podkusiło by to wybrać ja się pytam?
- Przestań się gapić - warknąłem widząc, że ta cała, pożal się Boże przywódczyni, nadal wlepia mnie te swoje gały.
- Nawzajem - powiedziała zdecydowanie chłodniej niż wcześniej. Oho wytrącałem ją coraz bardziej z równowagi i cieszyłem się nawet z tego. Pójdzie i będę miał święty spokój. Zmierzyłem ją raz jeszcze wzrokiem. Była wyżłem niemieckim krótkowłosym. Była wysoka i szczupła, wyglądała bardzo dumnie i na pewno lepiej niż ja. Pies spod ciemnej gwiazdy i przypadku. Pewnie stojąc tak na przeciw siebie musieliśmy tworzyć śmieszny kontrast. Ona, dumna elegancka przywódczyni i ja pokiereszowany, patologiczny pies zajmujący stanowisko Sokolnika. A to wszystko dopełniał pierzasty głupek lewitujący za Morrigan. Zapewne dla przypadkowego obserwatora to musiałby być jakże zabawny widok.
- Nie boję się - rzekłem w końcu powracając na właściwie tory rozmowy - Co to ma być za pomoc? - rzuciłem chłodno i obojętnie. Wątpiłem bym się zgodził ale spytać nie zaszkodzi.
- Potrzebuje sokoła do wysłania wiadomości. Właśnie wybierałam się do strażnicy w tym celu - wysyczała suczka. O tak ewidentnie mnie nie lubi. Ale domyśliłem się o co chodzi. I o dziwo zechciałem jej pomóc.
- Mogę ci pomóc. Ale nie z tym - wskazałem głową w stronę wciąż lewitującego ptaka - Nie jest jeszcze odpowiednio wyszkolony. Gdybyśmy go wysłali z wiadomością to by zapomniał dokąd leci i po co. Albo by gdzieś dobił lub nie miał siły. Nie jest zdyscyplinowany jak widziałaś. Chodź za mną do reszty tych potworów. Wybierzesz sobie jakiegoś bardziej doświadczonego do pomocy - rzekłem po czym bezceremonialnie ruszyłem z plaży do siebie i patrząc co jakiś czas czy suczka idzie za mną. Nie żeby mi zależało by się mnie trzymała, bardziej martwiło mnie to by nie świsnęła mi sokoła. Po jakimś czasie znaleźliśmy się przy rozwalającej się szopie i klatkach. Schowałem uciekiniera do swojej, a potem wskazałem na resztę.
- Masz wybieraj. Te pod drzewami się nadadzą - rzuciłem.

<Morri?>
| 482 słowa → 20೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz