-To… Gdzie dokładnie idziemy?- zapytałem niepewnie.
-W moje ulubione miejsce do treningów. Mam tam wszystko co jest mi potrzebne. Tobie też z pewnością się przyda.
-A… Dostanę jakąś broń?- zadałem kolejne pytanie, choć z góry wiedziałem jaka będzie odpowiedź.
-Może… Ale co najwyżej drewnianą – zaśmiał się przyjacielsko Aaron.
Uśmiechnąłem się szeroko. Na jego miejscu również nie dawałbym mi żadnej potencjalnie niebezpiecznej broni. Różnie mogłoby się to skończyć…
Dalszą drogę pokonaliśmy rozmawiając. Wykorzystałem ten czas, by dowiedzieć się nieco o funkcjonowaniu sfory. W końcu jednak dotarliśmy do obszernej polany, gdzieś w głębi świerkowego lasu. Na jednym jej skraju porozrzucane były głazy różnej wielkości, idealne do wspinaczki. Na drugim, stały tarcze łucznicze ze śladami wielokrotnego użytku. Na środku zaś, zauważyłem kukły, noszące widoczne oznaki cięcia mieczem. Jednak z nich wisiała na gałęzi drzewa. Poza tym znajdowały się różne obiekty do ćwiczeń. Przyglądałem się temu wszystkiemu przez dłuższą chwilę.
-I jak?- zapytał widocznie z siebie dumny Przywódca.
-Sam to wszystko urządziłeś?- nie kryłem podziwu.
-No, może poza głazami – parsknął.
Nakazał podążać za sobą, co niezwłocznie zrobiłem. Podszedł do jednej ze skał i podał mi drewniany przedmiot.
-Ta atrapa jest wyważona jak standardowy miecz. Możesz dzięki niej potrenować panowanie nad bronią za pomocą telekinezy, nie wyrządzając nikomu zbytniej krzywdy. – wytłumaczył.
Zaśmiałem się na ostatnie słowa, lecz szybko spoważniałem. Byłem dumny, że mogę ćwiczyć z Przywódcą.
Skupiłem się na podniesieniu drewnianej broni. Przyszło mi to dość łatwo. Unosiła się w powietrzu, tuż przy mnie, po prawej. Wykonałem krótkie cięcie, a następnie podszedłem do jednej z kukieł. Aaron instruował mnie jak uderzać, by uzyskać najlepszy efekt. Raz po raz obiekt spadał na ziemię, lecz uparcie go podnosiłem.
Drugi pies trenował tuż obok. On jednak dzierżył stalowe ostrze. Starałem się naśladować jego ruchy, co nie zawsze mi wychodziło, lecz z każdym kwadransem lepiej panowałem nad telekinezą. Postanowiłem także powspinać się nieco na skałkach. Udało mi się dostać na najwyższą z nich. Drzewa jednak zasłaniały mi widoki. Spróbowałem użyć swoich mocy, by bezpiecznie zeskoczyć na ziemię. Dałem radę wywołać podmuch wiatru, który zamortyzował upadek.
W końcu nadszedł koniec treningu. Popołudnie zamieniło się w wieczór. Na polanę przyleciał skrzydlaty lis, najpewniej towarzysz Aarona. Przekazał mu list.
-Muszę stawić się u Wyroczni.- wytłumaczył Przywódca.
-Dobrze. Ja już wrócę do domu. Dziękuję za trening. Jeszcze tydzień i telekineza będzie mi szła jak z płatka. – zaśmiałem się.
-Bez wątpienia. – uśmiechnął się i pobiegł w kierunku Groty.
Ja natomiast wróciłem do Helecho.
| 517 słów → 25೧ | Trening → 10 PU |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz