Przez całą drogę do miasta, gdy otaczał mnie blask księżyca odbijający się w śniegu, myślałem o dniu spędzonym z Lady. Już wcześniej mój umysł zaczął wszystko dokładnie analizować, co zapewne zauważyła moja towarzyszka. Była dla mnie na prawdę miła. Zaskoczyła mnie swoim entuzjazmem, bo rzadko spotykam psy, które na samym początku znajomości chcą ze mną rozmawiać i w ogóle spędzać ze mną czas. Szczególnie, że sam taki nie jestem... A przy niej? Cóż mówić, otworzyłem się na naszą znajomość. Nie doświadczyłem tej blokady, która pojawia się, gdy spotykam nieznajomych. Od razu przywitała mnie uśmiechem, nie zimnym spojrzeniem ciekawskich oczu. Nie zalała mnie powodzią ostrożnych pytań. Jej ciekawość była niewinna, zwyczajnie chciała mnie poznać. A potem? Spędziliśmy czas na prawdę miło. Od mojego przybycia do Eos nie doświadczyłem jeszcze tyle sympatii. Może dlatego uznałem Lady są wyjątkową osobę?
Dotarłem w końcu do miasta. Moje łapy domagały się ciepła ogniska. Dziwne, bo pogrążony w myślach, nie czułem zimna, które teraz tak dotkliwie o sobie przypomniało. Przyspieszyłem, by jak najszybciej wejść do jakiegoś pomieszczenia. Oczywiście swoje kroki skierowałem w kierunku najbliższej karczmy. Ilość gości znacznie się już zmniejszyła, więc udało mi się dostać pokój. Nie był on spełnieniem wszelkich moich marzeń, ale nie wyglądał na taki, w którym zalęga się robactwo. Przed pójściem spać, usiadłem jeszcze przy palenisku, by oddać się przemyśleniom. Lady całkowicie zajmowała mój umysł, co zaczęło mnie niepokoić. I tak, wiem. Większość słysząc taki tekst od razu łączy fakty i wywnioskowuje, że "miłość rośnie wokół nas". Ale ja wcale nie byłem tego taki pewny. Suczka kojarzyła mi się z rodziną. Ze wszystkimi tymi dobrymi chwilami, które spędziłem w jej gronie. W szczególności zaś przypominała mi siostrę. Tą kulkę nieprzerwanej energii, której wszędzie było pełno. Tego najbardziej się obawiałem. Na prawdę polubiłem Lady i nie chciałem traktować jej jak siostrę. Wolałbym, żeby była dla mnie kimś jeszcze bliższym...
Stwierdziłem, że nie pójdę się położyć. Wszedłem po schodach na piętro, a następnie do swojego pokoju. Położyłem się na materacu i intensywnie podejmowałem próby zaśnięcia. Nieskutecznie. Tym razem Morfeusz nie chciał wziąć mnie w swe objęcia. A może to mój umysł go odpychał? W szczególności, gdy przypominał sobie ciepło ciała suczki o czarnej sierści. Mitologiczny pan snu nie wydawał się przy niej szczególnie pociągający. W końcu jednak pokonał opór. Zasnąłem.
Nie. Nie śniłem. Nie przyśniło mi się nic, co mój mózg uznałby za warte zapamiętania. Jednak obudziłem się z pragnieniem, by odwiedzić Lady. By pożegnać się z nią i zaprosić do Helecho. W końcu oprowadziła mnie po okolicach Litore, więc chciałem odwdzięczyć się jej spacerem... No nie wiem. Może po Świętym Gaju?
Zjadłem szybko śniadanie, zapłaciłem właścicielowi gospody i wyszedłem. Dzień był słoneczny, niebo prawie bezchmurne, gdzieniegdzie tylko białe baranki. Nabrałem energii i pobiegłem w kierunku domu suczki. Nie zatrzymałem się nawet na rynku, gdzie właśnie rozkładano stoiska. Miałem swój cel. Pokonałem śnieżne zaspy i stanąłem przed drzwiami budynku. Zapukałem. Czekałem chwilę, lecz nikt mi nie otworzył. Nikogo nie było w środku. Westchnąłem ciężko i wyciągnąłem kawałek papieru z sakwy. Ołówkiem zapisałem na nim słowa krótkiego liściku.
Jeszcze raz dziękuję Ci za wczorajszy dzień.
Odwiedź mnie czasem w Helecho.
Chciałbym pokazać Ci okolicę.
~Oscar
Po tym niezwykłym pokazie moich zdolności piśmienniczych, wsunąłem liścik przez szparę w drzwiach z nadzieją, że Lady znajdzie go, gdy wróci do domu. Jeszcze raz westchnąłem i pobiegłem na północ, w kierunku swojego domostwa. Postanowiłem, że jednak je posprzątam. Kto wie kiedy nastąpią odwiedziny?
Lady?
| 638 słów → 30೧ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz