25.03.2018

Horus | początek

Kolejny dzień właśnie chylił się ku końcowi. Wiatr mocniej zawiał, poruszając ogromnymi gałęziami. Ostatnia szansa aby coś zjeść, czyli innymi słowy upolować i pożywić się surowym mięsem. Pies skrzywił się na samą myśl o kolejnym ohydnym posiłku. Już nawet nie pamiętał kiedy miał coś dobrego w pysku. Horus westchnął i przyczaił się w krzewach jakiejś wonnej rośliny. Dostrzegł kątem oka jakieś zwierzę. Przy odrobinie szczęścia może to być królik, ale wątpił. Nie ma co rozmyślać. Inni żyją w mieście i mają miski pełne glutowatego jedzenia, ale są zabawkami ludzi. Jak mój brat, gorzko pomyślał. Poruszył nosem i kichnął. To, co w krzakach się znajdowało już tam nie było. Słychać tylko, jak owe istnienie oddala się z prędkością światła.
- Ah - warknął, zły na samego siebie - Zwierzynę sobie płoszyć ...
Mimo że nic wokół się nie kręciło, pies cały czas kucał ze zgiętym w przód łapami. Usłyszał dziwny dźwięk i tupot łap. Coś jest nie tak. Coś do niego szło. I było za nim. Napięcie się odwrócił i rzucił na ewentualnego, może groźnego przeciwnika. Pewnie lis, ostatnio dużo ich w tej okolicy.
To drugie ,,coś", nie było przygotowane na nagły atak i razem poturlali się może kilka metrów.
- Kim jesteś ? - karmelowy pies wywysczał przez zęby - Czemu chciałeś mnie zaatakować ?
Dostrzegł biel spod swoich łap. Przestraszony zeskoczył z psa i spojrzał się na niego podejrzliwie.
- Nie zamierzam ci zrobić krzywdy - powiedział spokojnym, kojącym głosem biały nieznajomy - Lubisz to miejsce ?
Nagła zmiana tematu została wyczuta przez drugiego psa, ale starał się neutralnie odpowiedzieć.
- Nienawidzę - odparł i powrócił do nurtującego go pytania - Nie jesteś stąd. Co tu robisz ?

Niespodziewane przejście przez portal, formalności, krótkie oprowadzenie i ... szok karmelowego owczarka. Jeszcze przed chwilą znajdował się w obskurnym lesie gdzie głodował i cierpiał nędze, a teraz znajdował się w wspaniałej stolicy Jutrzenki. Wszędzie widział transparenty o zbliżającym się festiwalu, przepych i nadmiar był na pierwszym miejscu. Nadmiar kolorów i ruchu w tym miejscu trochę go przerażały, jednakże starał się temu przeciwstawić. Trochę, to mało powiedziane. Gdyby nie nowe miejsce, wkroczyłby na rynek pewnym krokiem, jednakże zdecydował się na ten wolniejszy. Przeszedł obok fontanny obwieszonej gęstym kwieciem, towarzyszył jej ciepły zapach jaśminu i mięty. Oczarowany tym zapachem przystanął na chwilę ciesząc się nowym miejscem. Nigdy wcześniej w takim nie był. Po kilki minutach otrząsnął się i przypomniał sobie porady od Aarona, tajemniczej postaci na którą rzucił się w lesie. Punkt pierwszy, znaleźć sobie lokum. Zbliżył się do wielkiej tablicy informacyjnej, w której zaraz się zaczytał. Zgodnie z wyrytą mapą, jeśli ruszę z tego punktu, to trafię do Helecho za dwie godziny. Według opisu była to mała, spokojna miejscowość. Owczarek uśmiechnął się i zaraz rozejrzał. Prawie podskoczył z radości, gdy zobaczył dyliżans, który zaraz miał odjechać właśnie w tą stronę. Obwieszczał to wielki napis na tyle pojazdu. Szybko pobiegł do teriera, który poił konie.
- Przepraszam, ten dyliżans to gdzie ? - pies bardzo się starał mówić wolno, jednak cała wypowiedź brzmiała trochę chaotycznie. Chciał się upewnić, czy aby na pewno dostanie się tam, gdzie chce. Czarny pies spojrzał się kątem oka i pogłaskał siwego konia, który mocno się tego domagał.
- Nie stresuj się tak młodzieńcze - odpowiedział mrużąc oczy - Helecho. Jedziemy do Helecho. Przejazd za darmo, rozkaz przywódcy Aarona. Stwierdził, że dużo psów podróżuję w okresie Festiwalu, więc jest to bez opłat.
Pies wzruszył ramionami, podziękował i wsiadł do wozu. Słyszał kilka wołań, kilkanaście psów wsiadło do powozu, jednak ruszyli dopiero po dziesięciu minutach.

Do Helecho dotarli szybciej niż się spodziewał. A może była to zasługa długonogich koni, które przez całą drogę utrzymywał mocne tępo ? Nie wiedział. Stwierdził tylko że sprawi sobie mocnego konia. Rozejrzał się po miasteczku. Tak, tu było ciszej. Stały tu dwa stragany, a ich właściciele wymieniali między sobą zdania. Najwyraźniej miłe, bo suczka robiąca bukieciki ciągle się uśmiechała. Ruszył spokojnym krokiem. Według mapki, jego domek stał na małym wzgórzu, blisko miasteczka. Skromną posiadłość wybrał jeszcze w zamku, gdzie miał do wyboru kilka parceli w których mógł zamieszkać. Bez zastanowienia wybrał małą chatkę w Helecho. Uśmiechnął się, i ruszył do swojego nowego domu.

Zapalił w kominku suszonym drewnem. Nie miał ochoty na nic, prócz odpoczynek. A jednak zmusił się do wyjścia na świeże powietrze. Przespacerował się po lesie, nucąc skoczną melodię usłyszaną od szczeniąt na rynku. Nagle usłyszał jak ktoś przedziera się przez las. Zniżył się do agresywnej pozycji i odsłonił zęby. Nie miał zamiaru ryzykować. Słyszał o tutejszych potworach, i nie miał zamiaru na żadnego trafić. Szczególnie w pierwszy dzień. Zamiast dzikiego moustrum, z krzaków wyszedł pies, który zdziwiony spojrzał się na Horusa.

Ehm. Próby pisania w innej liczbie :') Ktokolwiek ?
|769 słów →35೧|

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz