- Festiwal już się zbliża, a wiosna lubi nas - zanuciłam z grymasem słysząc swój głos. Najładniejszy to on nie był.
Szybko przebiegłam obok kilku psów stojących na podeście. Owczarki wyciągnęły kartki i kilka razy przeleciały wzrokiem przez tekst. Chwila i rozległ się nieprzyjemny dla uszu dźwięk. Ćwiczyły coś w stylu pisku i uderzania talerzy. I zaczęły przenikliwie wyć. Eh, wolę klasyczne występy ... albo przedstawienia. Tak ... to jest coś. Gdy będę miała okazję, od razu sprawdzę repertuar na najbliższe dni, może nawet pójdę do Filharmonii w Lapsae ?
Zrobiłam sobie małą wycieczkę dookoła uliczek. Wiele psów robiło porządki, więc nie raz spadła na mnie poduszka lub dywan który spadł swoim właścicielom. Szybko opuściłam tą dzielnicę, głośno kichając. Zbyt miła to ona nie była.
Przechadzałam się obok rynku i stanęłam przed sklepem. Dosyć niski terier miał problemy z napisaniem na framudze kilku słów. Wolnym krokiem ruszyłam dalej. Szkoda że nie zwrócił na mnie uwagi. Pomogłabym. Zatrzymałam się w półkroku i spojrzałam na sklep i ruszyłam truchtem na rynek.
- Ej, młoda damo - zawołał za mną gdy byłam już w pewnej odległości. Odwróciłam się napięcie. A jednak.
- Masz tu, materiały, moja droga - powiedział - Zrób proszę, kochana, coś z tym sklepem. Sam nie mam czasu, a tobie, kwiatuszku, wpadnie trochę Soli.
Skrzywiłam się na te wszystkie określenia ... ale cóż. Nie każdy pies mówi jakby połknął słownik.
Westchnęłam i zaakceptowałam propozycję. Mimo że dowiedziałam się o tysiącach innych słodkich określeń, to zapamiętałam że wszystkie materiały są w kantorku na tyłach sklepiku. Więc z oczywistych względów tam się udałam. Kilka chwil i wszystko było na zewnątrz.
Z ogromnego niebieskiego pergaminu wycięłam kwiatki, które zaraz poprzyklejałam na szybie i ladzie. Nie były zbyt staranne, ale ... no wiecie. Koniec końców nawet były ładne. Na większym, długim papierze napisałam kilka słów o wiośnie, po czym rozwiesiłam go na szerokości sklepu. Dorobiłam jeszcze kilka rzeczy, między innymi więcej kolorowych kwiatków. Zainwestowałam w trawę, którą ozdobiłam wystawę. Eh, trochę to nudne ale trochę Soli by się przydało... Wiecie. Nigdy ich nie za dużo.
Całość była nawet zniosła ... dużego wkładu nie zrobiłam. Gdy pies wrócił, obrzucił mnie wspaniałymi (dla niego) określeniami i teatralnymi gestami. Szybko się ukłoniłam i wzięłam zapłatę. Chyba już tam nigdy nie zajdę. A w szczególności obok tego budzącego postrach sklepu.
|429 słowa → 20೧| Zadanie → 30೧ i 1K |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz