- Widzę, że jesteś już zmęczona. Możesz wrócić do domu. – nakłoniłem ją.
-Że co?! – podniosła się na równie nogi. – Myślisz, że teraz was tak po prostu zostawię?
W jej oczach zabłysnęły iskierki buntu, woli walki. Uśmiechnąłem się słabo na ten widok, a ona podniosła brew.
-Co cię tak bawi? Zapomniałeś o zadaniu? Ruchy! – krzyknęła i ruszyła truchtem przed siebie.
Szybko udało mi się ją dogonić. W gładkiej powierzchni kamieni odbijało się delikatne światło księżyca. Także fragmenty lodu lśniły tym blaskiem, lecz my wypatrywaliśmy ciemnej masy. Jakiekolwiek śladu po Lady. Ponownie podjąłem wołania. Mój głos niósł się po całej plaży i odbijał od górskich stoków wracając do naszych uszu. Nie poddam się.
Bryła lodu podobna do innej bryły, kamień do kamienia, sterta wodorostów do sterty wodorostów... Księżyc wdrapywał się coraz wyżej na nieboskłon. Ile już tak wędrujemy? Zacząłem poważnie zastanawiać się nad powrotem do domu. Wszystko stracone? Czy już nigdy nie ujrzę roześmianej Lady? Nie będę mógł wtulić się w kruczoczarną sierść, pachnącą morzem? A co w tym wszystkim jest najgorsze? Żadne z nas nie powiedziało na głos, co na prawdę czuje. Gdzie ja miałem głowę? Przecież to było takie oczywiste. Dźwięk jej głosu przynosił mi ukojenie, jej obecność wyzwalała, a ja próbowałem sobie wmówić, że nic do niej nie czuję. Łzy zaczęły mi napływać do oczu. Miałem nadzieję, że Agnes nie ujrzy chwili mojej słabości, jednak noc nie przykrywała wszystkiego swoim ciemnym całunem. Mimo to odwróciłem się w jej stronę.
- Wiesz co, chyba nie ma sensu już szukać... – zacząłem.
-Lady. – wyszeptała, niby kończąc moje zdanie.
-Tak, jej... Nie mam już siły, będę musiał...
-Oscar! Tam leży Lady! – krzyknęła.
Serce zabiło mi mocniej. Skamieniałem. Wszystkie złe myśli nagle odpłynęły, a moim umysłem zawładnęło jedno, jedyne pragnienie. Puścić się biegiem po plaży. W kierunku ciemnej postaci. Paść u jej boku, pomóc jej lub zginąć próbując. Moja towarzyszka już skierowała się w jej kierunku, więc i ja ruszyłem. Tak szybko, jak tylko mogłem. Siły powróciły, gdy tylko powróciła nadzieja. Nie myślałem o tym, że mogłem dotrzeć do zimnego truchła. Chciałem być przy niej.
-LADY! – krzyknąłem rozpaczliwie. –Odezwij się!
Upadłem przy niej. Przymknąłem oczy i otuliłem jej głowę. Nasłuchiwałem jakiegokolwiek szmeru, który zdradzałby oddech. Łzy płynęły strumieniem z moich oczu i pokrywały czarną sierść, lśniąc w blasku księżyca. Nastąpił przełom. Oddycha!
-Lady... – wyszeptałem.
Pogładziłem jej czoło wpatrując się w opadnięte powieki. Ocknij się, proszę... Nie czułem ciepła jej ciała. Być może mieliśmy niewiele czasu. Druga suczka pojawiła się przy mnie.
-Czy...? – zapytała niepewnie.
-Oddycha! Musimy zabrać ją do Świętego Gaju! Natychmiast!
Wstałem błyskawicznie i zacząłem analizować. Agnes stała obok Lady i przypatrywała się jej, także zastanawiając się co robić. Zauważyłem fragment sieci rybackiej, kilka fragmentów drewna wyrzuconych na brzeg.
-Zrobimy nosze. – zadecydowałem wskazując na nie.
Zaczęliśmy zbierać materiały. Następnie zabraliśmy się za sklecenie prostej, prowizorycznej kołyski. Umieściliśmy drewniane drążki na swoich grzbietach, a Lady położyliśmy na sieci. Przyszedł czas na wędrówkę przez góry.
Obudziły mnie promienie porannego słońca. Zasnęliśmy na trawie, pod drzewami w Świętym Gaju. Dotarliśmy tu po północy, zmęczeni, z ranną na noszach. Słyszałem, że rosnące tutaj rośliny mogą pomóc leczyć, dlatego zdecydowałem, że pójdziemy właśnie tutaj. Położyliśmy Lady na kamiennym stole po środku ogrodu, a sami zasnęliśmy. A teraz? Teraz nastał nowy dzień. Słońce ogrzewało mój grzbiet, słyszałem też śpiewy ptaków na drzewach. Szybko wstałem. Moje serce zabiło mocniej. Bałem się zostawiać suczkę samą. Chciałem czuwać przy niej całą noc, jednak Agnes przekonała mnie w końcu, że muszę odpocząć. Posłuchałem jej, ale nie mogłem tracić czasu. Od razu skierowałem się do miejsca, w którym leżała Lady. Zbliżyłem się do stołu i przeżyłem szok. ZNIKNĘŁA.
-LADY? GDZIE JESTEŚ?! – krzyknąłem i zacząłem biegać no około.
Zostawić ją nieprzytomną, a i tak gdzieś polezie. Chyba, że wcześniej coś ją porwało... A co jeżeli teraz jest pożerana przez potwora, który zakradł się tutaj w nocy? Jej szczątki gniją gdzieś...
-Aua... – stęknąłem i upadłem na ziemię pod naporem jakiegoś obiektu. Przeturlałem się kawałek po świeżej trawie. Coś uciskało moją klatkę piersiową. Poczułem znajomy zapach, zapach morza! Otworzyłem oczy, a przede mną ukazał się znajomy psyk, roześmiane oczy.
-Lady!- krzyknąłem, tym razem uradowany. – Żyjesz!
-Najwidoczniej – uśmiechnęła się promiennie i machnęła kilka razy ogonem.
Zeszła ze mnie, a ja podniosłem się i otrzepałem z pyłu. Łzy znów napłynęły mi do oczu, nie mogłem tego powstrzymać.
-Myślałem, że cię stracę... Lady. Ja wcześniej nie mogłem sobie tego uświadomić, ale teraz wiem, że...
-Nie gadaj tyle! – nakazała i wtuliła się w moją szyję. Polizałem ją czule po pysku i delektowałem się tą chwilą. Najpiękniejsza w moim życiu...
Lady? <3
| 905 słów → 45೧ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz