6.03.2018

Od Remusa C.D Allena

Zgaduje, że gdyby jakaś losowa osoba przechodziła obok nas, zaczęłaby się zastanawiać czy wszystko w porządku z jej głową. Widok psa w kapturze który był atakowany przez wróbla mówiącego psim głosem oraz orła siedzące na drzewie i kłapiącego dziobem jak w transie nie wyglądał zapewne normalnie. Ale ku mojej uldze nikt taki nie przechodził. To dobrze bo w innym wypadku miałby ciekawe widowisko, a ja nie znosiłem być w centrum uwagi.
- Idź stąd - westchnąłem. Nie miałem już naprawdę na nic siły. Chciałem tylko załatwić to co miałem z Vicovaro, pozbyć się tego natręta i zaszyć się u siebie w domu - Do mnie! - krzyknąłem w stronę orła. Ten posłusznie sfrunął mi na grzbiet po czym zniżył dziób w kierunku sakwy ze szczurami. Natychmiast pacnąłem go łapą w dziób - Gdzie? Puściłeś go zanim ci to poleciłem. Nie dostaniesz nagrody - spotkało się to z niezadowoleniem ptaszyska który patrzył wygłodniałym i wściekłym wzrokiem na wróbla. Ten jednak tego nie zauważył nadal okładając mnie tymi swoimi skrzydełkami.
- Hej! Patrz na mnie jak do ciebie mówię! - usłyszałem. W odpowiedzi jeszcze bardziej odwróciłem głowę - Bardzo śmieszne - prychnął. Nie odpowiedziałem. Postanowiłem go zignorować i wznowiłem podróż do Lapsae. Niestety wróbel nie chciał odpuścić i uparcie skakał moim śladem - Poczekaj! Nie skończyłem! - zacisnąłem zęby. Boże daj mi siłę... Po jakichś pięciu minutach ,,prześladowca'' przestał mi przeszkadzać. Zaczął mnie nawet bawić. Gdy dotarliśmy do granic Lapsae postanowiłem zrobić mu psikusa i gwałtownie się zatrzymałem, a ten dobił do mnie.
- Ał! To nie było dobre koleś!
- Jestem Remus - wysyczałem.
- Tak, tak wiem - spróbował wstawać śmiesznie chybocząc się na patykowatych nogach.
- Skoro wiesz to tak do mnie mów. A ty?
- Co ja? - zapytał najwyraźniej nie rozumiejąc. Przewróciłem oczami.
- Jak masz na imię?
- Allen. To pomożesz mi? - spróbował zrobić słodkie oczy ale coś mu nie wyszło. Jedyny skutek tych marnych prób było ponowne zarycie w śnieg. Westchnąłem ponownie.
- Nie mów do mnie, nie skacz, nie wierć się, nie błagaj o nic. Nawet nie oddychaj. Wtedy może, ewentualnie, prawdopodobnie, być może ci pomogę.
- Jej! Dziękuję - wydarł się i zaczął skakać wokół moich łap.
- Po pierwsze: miałeś nie mówić do mnie ani nie skakać - przypomniałam - Po drugie...
- Tak wiem. Może, ewentualnie coś tam coś tam - wywrócił oczami.
- No - skinąłem głową - Idziemy - chciałem wznowić chód ale coś mi przeszkadzało - Zimno jest. Schowaj się do torby przynajmniej cię nie będę widział. I pamiętaj o umowie: nie wierć się i nie mów do mnie - po czym bezceremonialnie schyliłem się, chwyciłem go w zęby i wrzuciłem do torby z monetami. Niech zna moją łaskawość. Mogłem go pozostawić na zimnie albo wrzucić go do szczurów. Pewnie w tym drugim przypadku niechcący nakarmiłbym Vicovaro tym całym Allenem.  Wielka szkoda by była... Zamknąłem worek i wznowiłem chód. Po chwili pojawiłem się na targu przy stoisku Voragena. Jak zwykle wymieniliśmy się uprzejmościami (oczywiście w swoim stylu), po czym ten zbadał Vicovaro, sprawdził co i jak i wreszcie mogłem wrócić do domu. Tak się niestety pechowo zdarzyło (dla Allena), że zapomniałem iż wróbel siedzi sobie u mnie w sakiewce. Toteż gdy wróciłem do domu rzuciłem ją na stół, zaniosłem ptaszysko do swojej klatki gdzie nakarmiłem go i resztę po czym wróciłem do swojej groty. Już miałem zdjąć płaszcz ale wtedy nagle mój worek z monetami zaczął się poruszać i obijać o kubek i talerze które miałem na stole. Dopiero wtedy przypomniało mi się o małym (dosłownie) problemie który dopadł mnie rano i nie chciał opuścić. Szybko podszedłem do wciąż przemieszczającego się worka który zbliżał się do krawędzi stołu. Przytrzymałem łapą miejsce gdy były tylko monety, a potem rozwiązałem sznurek. Jak na zawołanie na blacie pojawił się Allen. Jego piórka były w nieładzie, a ten żywo gestykulował skacząc wśród talerzy, kubków i misek zrobionych z gliny i drewna.
- Parkour uprawiasz? - spytałem unosząc brwi do góry.
- Ej! Nie jestem świnią! - obruszył się strosząc piórka. Miałem ochotę w tej chwili przywalić głową w stół.
- Nie ,,pork'' idioto tylko parkour. Bieg z przeszkodami - wyjaśniłem.
- Aaa... jasne. Łapie - nie łapał.
- Dobra... Nadal ci zależy na wróceniu do swojej prawdziwej postaci?
- No jasne gościu!
- Mam imię - zmierzyłem go wzrokiem. Wolałem mu pomóc bo inaczej w ogóle się ode mnie nie odczepi.
- Dobra, dobra go... znaczy Remus. A ogólnie czemu masz w nazwie ,,Mus''. Twoja mama lubiła je jeść? Tylko jaki? Jabłkowy, wiśniowy, gruszkowy?
- Nie wiem - wysyczałem - Chyba głodny jesteś.
- Nawet nie wiesz jak. Gdybyś miał coś do żarcia... tylko wiesz. Nie te czarne cośki którymi karmisz te duże wróble.
- To sokoły, jastrzębie, myszołowy, sowy i orły. Nie wróble. To po pierwsze. Po drugie te ,,cośki'' to martwe szczury. Karmówka dla ptaszysk. Bardzo smaczna i pożywna, a jeżeli się nie zamkniesz to zamiast zjeść obiad sam nim zostaniesz.
- To może chociaż mnie nakarmisz przed śmiercią czymś porządnym? Bo wiesz. Jestem strasznie żylasty i pusty.
- Akurat w to drugie jestem wstanie uwierzyć ponieważ nie wydaje mi się byś posiadał mózg.
- Gościu jestem jakąś pieprzoną piłką kauczukową nie większa od twojego nosa. Jak takie coś może mózg posiadać?!
- Czyli wychodzi na to, ze całe życie jesteś ,,pieprzoną piłką kauczukową''.
- Bardzo zabawne - prychnął - To jak? Pomożesz mi?
- Zacznijmy od tego - oparłem się o stół zamykając oczy - Jak zamieniłeś się we wróbla?
- Zamknąłem oczy, pomyślałem, że chciałbym nim być i puf! Jestem!
- A robiłeś coś by się zamienić z powrotem w psa?
- No pewnie, że tak.
- Co?
- Panikowałem! - wyprężył dumnie pierś. Spojrzałem na niego jakby był idiotą. Zaraz... przecież on był idiotą.
- Aha... i tylko tyle? - skinął łbem - Przypomnij sobie jak zostałeś wróblem. Zamknąłeś oczy i pomyślałeś, ze chcesz nim być. A więc co masz zrobić by na nowo zostać przemieniony w psa? - mój rozmówca zachowywał się jak dziecko więc potraktowałem go jak dziecko. Proste? No właśnie nie. Allen zamyślił się by po krótkiej chwili intensywnego myślenia odpalić:
- Mam spanikować?
- Nie! Cholera jasna, nie! - krzyknąłem tracąc już cierpliwość. Allen przestraszył się i zrobił fikołka wpadając mi do kubka z herbatą - No i herbata do kosza - westchnąłem - Słuchaj bo już tracę na ciebie cierpliwość! Zamknij te pieprzone oczy, pomyśl, że chcesz wrócić do swojej prawdziwej postaci i wypieprzaj mi z domu!

Allen?
| 1076 słów → 50೧ + 10೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz