-Kołku, znowu to robisz... - mruknąłem do siebie karcąco, gdy zauważyłem gdzie zatrzymał się mój wzrok. Na suczce, oczywiście.
Przyspieszyła. Zdała sobie z tego sprawę, a ja zrozumiałem, że podążamy w tym samym kierunku. Helecho. Eh, mieszka tam gdzie ja. Świetnie. Będzie podlewała krzaczki w ogródku, patrząc z nienawiścią na mnie za każdym razem, gdy wyściubię nosa zza framugi. W sumie ta wizja mnie rozbawiła. Tymczasem Agnes odwróciła się i spojrzała na mnie z zażenowaniem. O tak. Zażenowanie wręcz wylewało się z jej tęczówek.
Przystanąłem i grzebnąłem łapą w kamienistym podłożu, odwracając nieco głowę. Nie mogłem jednak uniknąć spojrzenia tych ślepi.
-Nadal będziesz się upierał, że mnie nie śledzisz? - zapytała podnosząc brwi.
Parsknąłem. Nie pomogło to. Jej brwi wywindowały jeszcze wyżej.
-Nadal zbieg okoliczności... Taa... Jestem coraz mniej wiarygodny, prawda?
-Nigdy specjalnie nie byłeś. - odparła chłodno.
-A może dasz mi szansę? Pogadamy? Przecież widzę, że idziesz do Helecho, a tak się składa, że i ja tam mieszkam. - uśmiechnąłem się z nadzieją i zrobiłem delikatny, subtelny krok do przodu.
Wzrok suczki zatrzymał się na łapie, która właśnie posunęła się w jej kierunku, a następnie przeniósł na moją zakłopotaną paszczeńkę.
-Szybko łączysz fakty. Może i za szybko? Przecież równie dobrze mogę kierować się do znajdującego się tam zajazdu lub warsztatu zbrojmistrza, nieprawdaż?
-Wybacz śmiałość, ale stoimy na obrzeżach Lapsae. Wątpię, aby ktoś wolał robić zakupy w małej osadzie, rezygnując z tutejszej oferty. - uśmiech nadal nie spełzł mi z pyska.
Westchnęła cicho i ruszyła truchtem przed siebie.
-No ale nie uciekaj! - zawołałem za nią, ale ona nie raczyła się nawet odwrócić w moim kierunku.
Przyspieszyłem kroku, aby zrównać się z Agnes.
-Idziemy w tym samym kierunku, może umilisz mi podróż rozmową?
-Ile razy mam ci...! Albo w sumie... Tylko pod jednym warunkiem. Patrz przez cały czas na mnie. Nienawidzę, gdy ktoś odwraca wzrok w trakcie rozmowy.
Byłem gotowy zaakceptować te dziwne wymogi. Nie przeszkadzały mi znacząco, a moja podświadomość i tak uporczywie wpatrywała się w tą zgrabną suczkę. Szczęśliwy, że moje zabiegi wreszcie doszły do skutku, rozpocząłem pogawędkę.
-Przyznaj się. Mieszkasz w Helecho? Chcę wiedzieć, czy mam wroga za sąsiada. - parsknąłem.
-Czemu od razu wroga? Przecież to może, być piękna przyjaźń. - uśmiechnęła się słodko. Zbyt słodko. Coś było nie tak. Zaniepokoiłem się. Niecałe dwie sekundy później zrozumiałem grę, w którą wciągnęła mnie Agnes. Jej tytuł brzmiał "Czekaj, aż Oscar zacznie cierpieć". Świadomość przybyła pod bolesną postacią, a mianowicie pod postacią stojącego na poboczu drogowskazu. Zatrzymał mnie przy sobie, obolałego, natomiast suczka podążyła w kierunku, który wskazywał. Wyryte w drewnie litery dopiero po dłuższej chwili odczytałem jako "Helecho".
Wzrok powrócił do normalności, aczkolwiek ból głowy przypominał o sobie z każdym susem, który wykonywałem w pościgu za Agnes. W końcu dotarłem do niej, stojącej przy kamiennym murku ogradzającym podwórko przed niewielką chatką. Jej uśmiech mówił wszystko.
-Piękny początek, przepięknej przyjaźni...- mruknąłem, przechodząc obok.
Ruszyłem w kierunku swojego domu. Wszedłem do niego i natychmiast sięgnąłem po zioła, które dostałem kiedyś od mieszkającego w okolicy zielarza. Szybko odnalazłem te, o działaniu przeciwbólowym i wrzuciłem je do gorącej, lecz nie wrzącej wody. Gdy napar był gotowy, wyszedłem na dwór, by siorbać go przy uchu suczki...
Agnes?
|590 słów → 25೧|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz