8.03.2018

Od Oscara cd. Od Agnes

Czułem, że pokłady cierpliwości suczki powoli się wyczerpują. Nie chciałem się zbytnio narzucać, jednak wyszło to zupełnie inaczej... Odeszła szybkim krokiem. Stwierdziłem, że to koniec, i tak nie wywarłem na niej pozytywnego wrażenia. Ruszyłem powoli przed siebie, zastanawiając się w ogóle, czemu tak pchałem się do rozmowy. Przecież to zupełnie nie leży w mojej naturze. A może zwyczajnie chciałem zatonąć w aurze tajemnicy, która otaczała Agnes...
-Kołku, znowu to robisz... - mruknąłem do siebie karcąco, gdy zauważyłem gdzie zatrzymał się mój wzrok. Na suczce, oczywiście.
Przyspieszyła. Zdała sobie z tego sprawę, a ja zrozumiałem, że podążamy w tym samym kierunku. Helecho. Eh, mieszka tam gdzie ja. Świetnie. Będzie podlewała krzaczki w ogródku, patrząc z nienawiścią na mnie za każdym razem, gdy wyściubię nosa zza framugi. W sumie ta wizja mnie rozbawiła. Tymczasem Agnes odwróciła się i spojrzała na mnie z zażenowaniem. O tak. Zażenowanie wręcz wylewało się z jej tęczówek.
Przystanąłem i grzebnąłem łapą w kamienistym podłożu, odwracając nieco głowę. Nie mogłem jednak uniknąć spojrzenia tych ślepi.
-Nadal będziesz się upierał, że mnie nie śledzisz? - zapytała podnosząc brwi.
Parsknąłem. Nie pomogło to. Jej brwi wywindowały jeszcze wyżej.
-Nadal zbieg okoliczności... Taa... Jestem coraz mniej wiarygodny, prawda?
-Nigdy specjalnie nie byłeś. - odparła chłodno.
-A może dasz mi szansę? Pogadamy? Przecież widzę, że idziesz do Helecho, a tak się składa, że i ja tam mieszkam. - uśmiechnąłem się z nadzieją i zrobiłem delikatny, subtelny krok do przodu.
Wzrok suczki zatrzymał się na łapie, która właśnie posunęła się w jej kierunku, a następnie przeniósł na moją zakłopotaną paszczeńkę.
-Szybko łączysz fakty. Może i za szybko? Przecież równie dobrze mogę kierować się do znajdującego się tam zajazdu lub warsztatu zbrojmistrza, nieprawdaż?
-Wybacz śmiałość, ale stoimy na obrzeżach Lapsae. Wątpię, aby ktoś wolał robić zakupy w małej osadzie, rezygnując z tutejszej oferty. - uśmiech nadal nie spełzł mi z pyska.
Westchnęła cicho i ruszyła truchtem przed siebie.
-No ale nie uciekaj! - zawołałem za nią, ale ona nie raczyła się nawet odwrócić w moim kierunku.
Przyspieszyłem kroku, aby zrównać się z Agnes.
-Idziemy w tym samym kierunku, może umilisz mi podróż rozmową?
-Ile razy mam ci...! Albo w sumie... Tylko pod jednym warunkiem. Patrz przez cały czas na mnie. Nienawidzę, gdy ktoś odwraca wzrok w trakcie rozmowy.
Byłem gotowy zaakceptować te dziwne wymogi. Nie przeszkadzały mi znacząco, a moja podświadomość i tak uporczywie wpatrywała się w tą zgrabną suczkę. Szczęśliwy, że moje zabiegi wreszcie doszły do skutku, rozpocząłem pogawędkę.
-Przyznaj się. Mieszkasz w Helecho? Chcę wiedzieć, czy mam wroga za sąsiada. - parsknąłem.
-Czemu od razu wroga? Przecież to może, być piękna przyjaźń. - uśmiechnęła się słodko. Zbyt słodko. Coś było nie tak. Zaniepokoiłem się. Niecałe dwie sekundy później zrozumiałem grę, w którą wciągnęła mnie Agnes. Jej tytuł brzmiał "Czekaj, aż Oscar zacznie cierpieć". Świadomość przybyła pod bolesną postacią, a mianowicie pod postacią stojącego na poboczu drogowskazu. Zatrzymał mnie przy sobie, obolałego, natomiast suczka podążyła w kierunku, który wskazywał. Wyryte w drewnie litery dopiero po dłuższej chwili odczytałem jako "Helecho".
Wzrok powrócił do normalności, aczkolwiek ból głowy przypominał o sobie z każdym susem, który wykonywałem w pościgu za Agnes. W końcu dotarłem do niej, stojącej przy kamiennym murku ogradzającym podwórko przed niewielką chatką. Jej uśmiech mówił wszystko.
-Piękny początek, przepięknej przyjaźni...- mruknąłem, przechodząc obok.
Ruszyłem w kierunku swojego domu. Wszedłem do niego i natychmiast sięgnąłem po zioła, które dostałem kiedyś od mieszkającego w okolicy zielarza. Szybko odnalazłem te, o działaniu przeciwbólowym i wrzuciłem je do gorącej, lecz nie wrzącej wody. Gdy napar był gotowy, wyszedłem na dwór, by siorbać go przy uchu suczki...

Agnes?
|590 słów → 25೧|

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz