Poprzedniego dnia wybrała się do dalekich lasów jedynie z sakwą na plecach, w której był skromny prowiant i picie. Jej głównym celem podróży było znaleźć jak najwięcej grzybów przeróżnych gatunków, byleby nie trujących. Uzbroiła się, więc w Atlas Grzybów, aby przypadkiem nie przynieść do domu jakiejś szczególnie trującej odmiany muchomora, która przypominałaby na przykład ot, takie zwyczajnego, smacznego grzybka. Mimo, że brzmiało to strasznie głupio, to Agnes jako chodzące beztalencie, jeżeli chodzi o rozróżnianie grzybków czy zielska było na to stać. Poświęcała się tak po to, aby kupić później książkę kucharską "101 rzeczy do zrobienia z grzybów", która kosztowała jedynie kilka soli. Była to stosunkowo niska cena, a z okazji trzeba korzystać. Wróciła do domu z pełną sakwą różnych szarych czy kolorowych grzybków, a połowę z nich zawiesiła i zostawiła do wysuszenia. Dostała jeszcze większego apetytu na grzybowe dania, kiedy dom wypełnił się smacznym zapachem, ale była tak padnięta, że ani jej się śniło przygotować coś teraz.
Wspominając te wydarzenia znowu poczuła się jakby głodna, dlatego ruszyła powolnym, zmęczonym krokiem w stronę drzwi. Otworzyła klamkę i zmrużyła oczy pod wpływem oślepiającego blasku wschodzącego słońca. Niebo przed nią malowało się na pomarańczowe i różne inne ciekawe kolory. Chmury, które przesuwały się powolnie po niebie zaraz obok również były zupełnie odmiennego odcieniu niż biały, a ich niektóre części zafarbowywały się na fioletowo. Po kilku minutach przyzwyczaiła już wzrok do porannego światła i wtedy skupiła się w pełni na tym, na czym powinna się skupić. Nie było to praktycznie wcale trudne, gdyż kiedy poczuła pyszny zapach pomidorów i mięsa od razu przypomniała sobie o swojej mini misji. JEŚĆ!
Ściągnęła danie i najadła się nim szybko nie widząc potrzeby, aby zawracać się do domu. Chwyciła torbę, którą zostawiła przy wyjściu z domu i podniosła się, aby ruszyć przed siebie. Wyciągnęła te kilka soli i przeliczyła je jeszcze kilka razy, aby upewnić się, że starczy na książkę. Było dobrze, dlatego nadal nieco nie rozbudzona ruszyła w kierunku Lapsae.
Była już w połowie drogi, a łapy dosłownie same prowadziły ją w cel podróży. Rozbudziła się już na dobre i poczuła energię, którą zapewniło jej spanie. Rozglądała się czujnie wokół przemierzając lasy i polany, aby zapewnić sobie maksymalne zwycięstwo. W końcu nie wiadomo co do końca ją może czekać w tej magicznej krainie, jaką było Eos. Nadal czuła wewnętrzny spokój i szczęście z racji tego, że została wybrana, aby tu zamieszkać, ale nie chciała tego okazywać. Musiała być twarda... e, chwila? Zatrzymała się i nadstawiła uszy. Daniel. Odruchowo przylgnęła do ziemi i zaczęła się przesuwać do przodu. Do jej nosa docierał jego zapachy, a delikatny wietrzyk wiał jej w pyszczek. Był sam, dlatego stanowił łatwy łup. Agnes zaczaiła się w krzakach, poruszyła ciałem, a kiedy wyczuła odpowiedni moment bez zastanowienia skoczyła na zdobycz. Zacisnęła szczękę na jego gardle, a ten padł na ziemię. Jego ciało momentalnie stało się zimniejsze i jedynie krew nadal była ciepła. Wypluła na trawę krew zdobyczy i wysunęła język, aby pozbyć się okropnego, metalicznego smaku. Była przyzwyczajona do częstego polowania, ale do tego nigdy się nie przyzwyczai.
Zadowolona szła w kierunku karczmy z danielem przewieszonym przez plecy. Stwierdziła, że logicznym wyjściem będzie pierw oddać to co najważniejsze, aby się nie przemęczyć, a później ruszyć po mniej ważniejsze sprawy, jak na przykład kupienie książki kucharskiej. Przeszła pomiędzy stolikami powitana zaciekawionymi spojrzeniami psów, a kiedy wyszła do kuchni przywitał ją również zadowolony kucharz. Kazał jej odłożyć to na bok, a później od razu ruszył do pisania czegoś. Widząc jak Agnes na niego kuka wyjaśnił od razu:
- Piszę własną książkę z przepisami, najlepsze przepisy w jednej pigułce.
Suczka pokiwała powoli głową i zacisnęła wargi starając się doczytać co dokładnie pisze, ale zdała sobie sprawę, że nikt tak nie bazgroli jak kucharz, który znalazł tylko malutką chwilę na czasu, aby poświęcić się pasji. Wzruszyła ramionami i ruszyła ku wyjścia. Nie zaszczyciła swoim spojrzeniem upijających się panów, ani pań, które chichotały w kącie, tylko wyszła pewnym krokiem na dwór. Już miała ruszyć do księgarni, kiedy na kogoś wpadła.
<Kolejny ktoś? Błagam, odpiszcie :")>
| 740 słów → 35೧ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz