Wpatrywałam się w psa dobrą chwilę. Mój oddech zamienił się w kłębek pary. Nieznacznym ruchem otrzepałam się, chociaż trochę, ze śniegu pokrywającego moje futro. Wiat mocniej zawiał, pewnie zimnym prądem od gór Nann.
- Może wybierzemy się nad gorące źródła? Zaczyna się robić coraz zimniej. - zauważył i spojrzał się na mnie - Jeżeli chcesz możemy wrócić do Helecho. Przenocujesz u mnie, mam wolny pokój.Chwilę się zastanowiłam. Dzisiejszy dzień był pełen przygód, chciałam trochę odpocząć. A po za tym jutro muszę wracać do domu. Westchnęłam i szeroko się uśmiechnęłam.
- Może wrócimy do Helecho ? Jestem trochę zmęczona - powiedziałam i ruszyłam truchtem brodząc w śniegu. Obróciłam się za siebie i zobaczyłam lekko zaskoczonego owczarka. Pewnie myślał, czemu taki u mnie się pojawił taki pośpiech.
- Muszę iść jutro na staż - krzyknęłam i wróciłam do psa - Nie idziesz ?
Pies jakby wybudził się z transu. Lekko się otrzepał i ruszył za mną szybko mnie doganiając.
- Gdzie się tak śpieszysz że jutro musisz wracać ? - pomyślałam że pewnie nie dosłyszał, a może chciał się dowiedzieć więcej ?
- Jutro idę na staż do kuźni - delikatnie kaszlnęłam i pociągłam nosem - To pewnie przez ten śnieg. Choćmy szybciej. Miałam nadzieję że nie będzie z tego choroby - A po zatym, zostawiłam Algae samą w domu.
Truchtaliśmy tak obok siebie w milczeniu. Cisza trwała, i trwała. Nie miała zamiaru sobie pójść. Spuściłam łeb i zamyśliłam się trochę. Kim jest dla mnie Oskar ? Czy jest kimś więcej niż przyjacielem ? Ale znamy się tak krótko ... To by nie miało sensu. Spojrzałam się na idącego przy moim boku owczarka. Też wydawał się zamyślony. Eh, czemu to musi być takie dziwne ? Przyśpieszyliśmy kroku i już bylismy w Helecho. Miasteczko wydawało się być pogrążone w śpiączce, obecność innych psów pokazywały jedynie zaświecone lampy w izbach lub paleniska. Dom obok Oskara miał małą zagrodę, w której stał śmieszny kucyk. Jego gruba czupryna opadała mu na pysk, czyniąc go ... śmiesznym. I to bardzo. Oskar też chyba zwrócił na niego uwagę, bo uśmiechnął się zaraz po mnie. Podeszliśmy pod jego dom. Lekko się otrzepaliśmy i weszliśmy do środka. Kojące ciepło ogarnęło moje futro. Zdjęłam granatowy płaszcz i powiesiłam go na wieszaku. Jednak, telekineza była nader przydatną umiejętnością.
- Jesteś głodna ? - zapytał się mnie chichym głosem. Chyba nadal pogrążony był w rozmyślaniach.
- Nie, dzięki - zdobyłam się na mały uśmiech - Po takim wspaniałym obiedzie ?
Pies odwzajemnił uśmiech.
- Choć, pokażę ci pokój - wszedł za winkiel; ruszyłam za nim dosłownie od razu. W tej części domu o wiele mocniej czułam woń lasu i igliwia. Działała na mnie pobudzającą. Pies zatrzymał się przed pokojem i od razu go otworzył. Pomału do niego weszłam. Pokój był skromnie, ale ładnie urządzony. Tak jak lubię. Drewniane łóżko stało pod oknem, zaś komoda i średniej wielkości skrzynia stała pod ścianą. Na ziemi rozciągał się ciemno zielony dywan, okropnie miły w dotyku. Na wprost wisiał piękny obraz przedstawiający las. Był wspaniały. Stałam tak zapatrzona w leśny krajobraz może przez kilka minut podziwiając kunszt malarza.
- Ładny, nie ? - głos Oskara wyrwał mnie z zafascynowania - Kupiłem go od razu jak go zobaczyłem. Tworzy fajny klimat w tym pokoju, mimo że za oknem widać rzekę i wzgórzę.
Obróciłam się do niego przodem i zbliżyłam swoje łapy ku sobie.
- Piękny, to prawda - odetchnęłam - Dzięki za możliwość noclegu.
- Nie ma sprawy. Łazienka jest naprzeciwko tego pokoju - wyszedł z pokoju wolnym krokiem - Idę spać. Jakby coś, to mnie obudź.
Zamknął drzwi i tyle go słyszałam. Zachowywał się cicho, nawet nie wiedziałam że tak potrafi. Kichnęłam i położyłam się na łóżku. Naciągnęłam na siebie kołdrę i zamknęłam oczy. Odczekałam chwilę, jednak sen nie przychodził. Przez długi czas. Zasnęłam może godzinę przed świtem.
Obudziłam się zmęczona i zniesmaczona. Nieprzespana noc nie z czyniła psa nic więcej niż kulkę pesymistycznych myśli. Wstałam i ruszyłam od razu do łazienki. Z pokoju obok słyszałam jedynie chrapanie, co znaczyło że pies jeszcze śpi. Weszłam do łazienki i zanurzyłam łapy w bali. Woda była ciepła, jednak nie na tyle aby od razu polać sobie nią pysk. Odczekałam chwilę i dopiero później zażyłam porannej toalety. Odświeżona wyszłam i skierowałam się do kuchni. Może coś przygotuję ? Muszę się jakoś odpłacić za wczorajszy obiad. Przeszukałam całą kuchnię i znalazłam sporo smacznych składników. Zapaliłam palenisko i wyciągnęłam miskę. Wsypałam trochę mąki i nalałam wody z rzeki. Mimo że w słoiku było sporo miodu, dałam tylko łyżkę. Nie chciałam aby moje podpłomyki były zbyt słodkie. Wszystko to zmieszałam i uformowałam małe placuszki. Wsadziłam je na tacę którą trzymałam nad ogniem. Po domu zaczął się roznosić smakowity zapach pieczywa. Wzięłam dwa talerze i położyłam nas stole. Jedynie nie umiałam znaleść powideł. W końcu dostrzegłam jakiś słoik na szafc. Mimo że się starałam, nie potrafiłam go dosięgnąć. Skupiłam się i słoik wylądował w moich łapach. I jeszcze jeden przykład, że telekineza bywa przydatna.
Usłyszałam kroki i już po chwili zobaczyłam jeszcze zaspanego psa.- Uhm, hej - powiedział. Widać było, że także nie spał najlepiej.
Wyglądał komicznie z futrem wywiniętym w różne strony.
- Hej ! - uśmiechnęłam się - Zapraszam na śniadanie.
Na pysku psa pojawiło się nieukrywane zdziwienie.
Po śniadaniu Oskar odprowadził mnie do zajazdu, skąd odjeżdżają wozy w wszystkie strony Sfory Jutrzenki. Pożegnie było dosyć krótkie, z samego rana. Może nie chiał tego przeciągać ? Ja też nie chciałam. Nie lubię długich pożegnań, które jeszcze bardziej zasmucają niż te krótsze. Musiałam jechać, i dobrze o tym wiedziałam. Zostałabym, chociażby żeby pobyć z przyjacielem. Wsiadłam do wozu i zamknęłam drzwi. W środku siedziało jescze kilka psów, jednak wszystkie milczły. Uznałam, że także nie będę się z nimi witać. Poczułam tylko lekkie szarpnięcię, i już jechaliśmy. Spojrzałam się za okno, Oskar już wchodził do domu. Zamknęłam oczy i słyszałam już tylko stukot kopyt ciągnących powóz koni.
Zanim dotarłam do domu minęło sporo czasu. Bryczka zatrzymywała się kilka razy w różnych zajazdach, czasami nawet i na pustej drodze. W drogę powrotną wolałam jechać niż iść, szczególnie jeśli zapowiadało się na burzę. Towarzystwo obok mnie milczało, więc i ja to robiłam. Jakoś nie miałam ochoty rozpoczynać tematu. Byłam zmęczona.
| 1026 słów → 50೧ + 10೧ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz