5.03.2018

Od Remusa C.D Allena

Dzień zaczął się zwyczajnie i rutynowo. Śniadanie, nakarmienie ptaszysk, trening. Potem miałem czas wolny dla siebie. Prawda? No oczywiście, że nie. Musiałem wziąć Vicovaro do Voragena by ten go przepadał. Taka rutyna. Co jakiś czas trzeba było sprawdzać czy wszystko z tymi pierzastymi demonami w porządku. Bo gdybym sprzedał komuś na przykład takiego chorego orła, a ten by zdechł po minutowym locie to nie byłoby za ciekawie. Więc mimo, że mi się nie chciało musiałem to uczynić. Ubrałem się więc w mój nieodłączny płaszcz, naciągnąłem kaptur na głowę po czym zawróciłem do klatek i wyjąłem z niego orła. Ten był jednym z cenniejszych, na dodatek doskonale ułożony toteż bez problemu i zbędnego sprzeciwu ułożył mi się wygodnie na plecach. Z westchnięciem zamknąłem jego pustą klatkę po czym podszedłem jeszcze do rozwalającej szopy i wyjąłem z niej zardzewiałą klatkę z martwymi szczurami. Cóż samymi ziarnami drapieżników nie najesz. Wziąłem dziesięć i schowałem je do worka, jedenastego rzuciłem Vicovaro. Orzeł praktycznie w ogóle się nie ruszył. Wyciągnął tylko bardziej głowę i chwycił w dziób truchło martwego zwierzęcia po czym zjadł ze smakiem. Tymczasem ja już kierowałem się powoli w kierunku Lapsae gdzie stragan miał rzecz jasna mój wspólnik. Automatycznie skrzywiłem się słysząc w myślach te słowo. Wspólnik... jak nisko upadłem żeby dzielić się robotą z kimś? Starzeję się chyba. Mimo młodego wieku. W takich o to zamyśleniach podróż mi powoli mijała. Skręciłem właśnie mijając jakiegoś wróbla i wtedy...
- Gościu, taka śmieszna historia mi się zdarzyła, chcesz posłuchać? - kątem oka zobaczyłem wróbla. Aha. Kolejny idiota nie słuchał Aarona i teraz nie wie co robić. Dobrze ci tak. Uszy trzeba było umyć, a nie wietrzyć. Nie zatrzymałem się ani nie odezwałem. Nawet go nie zaszczyciłem spojrzeniem. Poczułem tylko, że Vicovaro poruszył się niespokojnie na moich plecach. Nic nie zrobiłem. A niech go zeżre. Będzie mniej idiotów na świecie. Poczułem lekkie skrzypienie na śniegu. Głupek za mną podążał. No leć, leć. Bardzo mądrze jest się pakować orłowi pod dziób.
- Ej, proszę! Odwróć się, to nie jest miłe być ignorowanym! - ,,To nie jest zbyt kulturalne nękać drugą osobę'' przeszło mi przez myśl. Nadal się nie odzywałem kontynuując moją wędrówkę, czułem jak Vicovaro staję się coraz bardziej niespokojny ale nie rzuciłem mu szczura na uspokojenie. Prawdę mówiąc cieszyłbym się nawet, gdyby zabił tego głupka. Ale wtedy Aaron i Morrigan by mnie zabili... nagle poczułem jakiś ból na końcu pleców. Zawarczałem cicho i gwałtownie odwróciłem łeb. Oczywiście próby zatrzymania mnie na nic się zdały. Co gorsza rozwścieczyły mnie. Nadal nie przerywając chodu zacząłem gapić się wściekłym wzrokiem na wróbla w nadziei, że odleci, A gdzie tam!
- No weź gościu! Nie bądź taki i mi pomóż! - poprosił znowu. Zatrzymałem się nagle, a idiota zaczął jak głupi skakać wokół mnie po trawie - Jejejej! Dziękuję! Dziękuję! Wiedziałem, że się zgodzisz!
- Ależ ja nic takiego nie powiedziałem - uśmiechnąłem się chytrze. Zabić go nie za bardzo mogę. Nawet nie miałem na to ochoty. Vicovaro mógłby się nim zatruć. Ale on przecież nie musiał o tym wiedzieć - Ale wiesz... mój orzeł z chęcią by cię schrupał... - pies natychmiast się zatrzymał z przerażoną miną. Nachyliłem się w kierunku ptaka i wyszeptałem:
,, Postrasz go tylko'' ten jak na komendę poderwał się z moich pleców i ruszył na wróbla. Ten z okrzykiem zaczął uciekać na tych swoich śmieszne króciutkich łapkach. Po chwili Vicovaro złapał go za łapę i poleciał na najbliższe drzewo gdzie usiadł trzymają go głową w dół.

Allen? Remi taki zły XD
| 574 słów → 25೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz