18.03.2018

Od Agnes C.D Oscara

Wystawiła łepek zza drzwi przyglądając się poczynaniom Oscara, który najwyraźniej utrudniał sobie życie starając się donieść telekinezą wiadro z wodą. Szło mu w miarę dobrze, dlatego dłuższą chwilę Agnes jedynie wpatrywała się w niego. W końcu jednak stwierdziła, że co to za ćwiczenia bez utrudnień? Wszystko opiera się na podkładaniu sobie kłód pod nogi, aby zobaczyć czy uda się je przeskoczyć. W tym przypadku to ona miała zamiar podłożyć kłodę, ale podskok adrenaliny nikomu nigdy jeszcze nie zaszkodził, czyż nie.
Po tych przemyśleniach, które przepłynęły przez głowę samicy ta stwierdziła, że warto się tego podjąć. Odwróciła się i telekinezą delikatnie przymknęła drzwi, aby zimno nie wdarło się do środka i zaczęła postawiać powolne kroki. Przylgnęła do ziemi, aby być mniej widoczna. Raz jeden krok, raz drugi, bez pośpiechu. Przemknęła szybko przez otwartą furtkę podwórka, a następne przyśpieszyła. Była na otwartej przestrzeni, dlatego musiała zaryzykować postawieniem trochę głośniejszych kroków, aby plan się udał. Oscar był jednak za bardzo skupiony na wodzie, dlatego nie zauważył szarej sylwetki, która już zbliżał się do niego. W końcu pani czekaj, aż stanie się krzywda zaczęła za nim podążać.
Raz, dwa... nie zdążyła nawet doliczyć w myślach do ostatniej liczby, gdyż pies odwrócił się w jej stronę. Wiadro poszybowało do góry, wylewając połowę swojej zawartości na bok. Woda rozprysła się i ochlapałaby wszystkich wokół, gdyby nie nieznajoma suczka, która przytrzymała telekinezą wiadro w powietrzu. Woda jednak zdążyła wylecieć i z zawrotną prędkością leciała wprost na głowę samca. Na szczęście jednak Agnes szybko nią poruszyła, dlatego wyglądała jakby spłynęła strumieniami po niewidzialnej kopule otaczającej samca. Nieznajoma w końcu puściła wiadro, które z brzdękiem uderzyło o ziemię.
- Witam, drogie panie. - Pies uśmiechnął się nieśmiało i otrzepał się z błota. Kiedy ostatni raz go widziała mimo błota w sierści wyglądał jak pies, ale teraz był już błotnym potworem. Właściwie to mimo wszystko nie skupiała się w tym momencie na wyglądzie Oscara, ale na samicy, która uśmiechała się do niego. Pojawiła się znikąd, a może to po prostu Agnes była tak rozkojarzona? Przez myśl border collie przeszło postanowienie, że będzie musiała poćwiczyć nad skupianiem się kilkoma rzeczami na raz. - Wydaje mi się, że się nie znacie. Lady to Agnes, Agnes to jest Lady.
Agnes zmierzyła wzrokiem Lady, która również wlepiła w nią wzrok. Gapiły się tak na siebie w ciszy, a w szczególności ta mniejsza, gdyż koleżanka samca po chwili się przywitała:
- Cześć.
Agnes zmarszczyła na to jedynie brwi i pogrzebała łapą w ziemi, dlatego po chwili Lady znowu się odezwała, ale tym razem jakby z zarzutem:
- Halo? - Przed czarną pojawiły się małe płomyczki, które zaczęły wywijać przed oczami borderki. Ta prychnęła i zaraz ze strumienia, który był nieopodal wyleciała woda i zgasiła ogniki przy okazji ochlapując pysk wyższej. Oscar o mało nie parsknął śmiechem, ale powstrzymał się. - Ykhym, tego mogłaś sobie oszczędzić.
- Oszczędziłam, mogłam w końcu wylać na ciebie cały strumień.
Po tych słowach ruszyła w stronę swojego domu omijając Lady, która jednak jej przeszkodziła i przechyliła się w jej stronę, sprawiając, że upadła w błoto.
- Oh, to było przypadkowo
Ag wstała ze zmrużonymi oczami i stanęła na równych łapach, aby patrzeć pannicy prosto w oczy. Bolał ją bok od upadku, ale nie chciała tego pokazywać. Nie teraz. Splunęła jej prosto w pysk i zaraz odwróciła się tym razem kierując się już prosto do domu. Na odchodne parsknęła jednak jeszcze:
- Ups?
I odeszła eleganckim krokiem nie odwracając się, aby zobaczyć miny dwójki, których zostawiła samych sobie. Wiedziała jednak, że zostawiła ich w niezręcznej sytuacji, co przyprawiało ją jednocześnie o drwiący uśmiech jak i zdenerwowanie. Pyszałkowate suczki to ostatnie o czym marzyła w tamten dzień.

<Oscar? Lady?>
|605 słów → 30೧|  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz