4.03.2018

Od Aarona cd. Od Elizabeth

Moje oczy powoli zaczęły przyzwyczajać się do blasku odbijającego się od śniegu. Zobaczyłem przed sobą iglasty las. Rozejrzałem się wokół siebie, lecz nie mogłem dostrzec nigdzie suczki, którą wziąłem ze sobą na Ziemię. Westchnąłem. Zdarzało się czasem, że drugi pies pojawiał w pewnej odległości ode mnie. Nie wiem czym jest to spowodowane, ale najpewniej to sprawka Kryształu, bo zguby najczęściej odnajdują się w Grocie Wyroczni. Nie tracąc czasu stworzyłem portal, który miał mnie przenieść w jej okolice. Wszedłem w jarzący się światłem krąg, by następnie pojawić się tuż przed wejściem do jaskini. Naokoło szumiał sosnowy las, zaś w skalistym podłożu widniała szczelina, przez którą w głąb ziemi wpadały promienie zachodzącego słońca. Rozejrzałem się jeszcze, by upewnić się, że Elizabeth nie znajduje się w okolicy, mogła się przecież pojawić wszędzie, lecz stawiałem raczej na wnętrze jaskini. Zamierzałem właśnie zagłębić się w ciemności ogarniającej tak dobrze znane mi miejsce, lecz usłyszałem, że ktoś biegnie kamiennym korytarzem prowadzącym do szczeliny. Wyłoniła się z niej sylwetka długowłosej Wyroczni. Przywitałem się z nią, choć już dawno nauczyłem się, aby nie oczekiwać odpowiedzi. Spojrzała tylko na mnie błędnym wzrokiem i rozpoczęła swój wywód... to znaczy... proroctwo.
 -Aaronie, synu Rubena. Chociaż pokoju chronisz za wszelką cenę i dbasz o niego jak o kruche kwiecie, przyjdzie ci jeszcze ujrzeć zgiełk wojny, ujrzy je również każde twoje dziecię. Nie ukryjesz swego ludu, przed krwią i pożogą, co na ziemie te spłyną morderczym strumieniem, a armia twa stanie na przeciw wroga, który podąża za błędnym sumieniem.
Głos Wyroczni był melodyjny, słabnął jednak z każdym wypowiedzianym słowem. W jej oczach przewijały się obrazy, trudno było jednak cokolwiek z nich odczytać. Ostatnie wyrazy wyszeptała, osuwając się powoli na skaliste podłoże. Przyglądałem się temu, lecz nie pospieszyłem, by jej pomóc. Wiedziałem, że to konieczne. Nawet jeśli umrze, nie była to sprawa tego wymiaru. Została do tego przeznaczona. Moja postawa mogła wydawać się bezduszna, lecz nie mogłem niczego zrobić.
Wtem do ciała suczki podbiegła Elizabeth. Przyjrzała jej się zszokowana, a następnie przeniosła swój wzrok na mnie. Musiała obserwować tą scenę z większej odległości. Nie pytała bowiem, o złowróżbną przepowiednię wojny.
-Czemu jej nie pomagasz?! Przecież ona umiera! Stoisz tutaj jak kołek i patrzysz jak ona umiera! - krzyczała na mnie.
-Zostaw ją. To nie nasza sprawa. - odwarknąłem.
-Muszę jej pomóc! Powiedziała, że przeznaczone jest mi zostać medykiem, więc to mój obowiązek.
-Nie. Zostaw ją. Chodź. Muszę ci pokazać nasze tereny i wyjaśnić działanie sfory. - powiedziałem stanowczo. W moim głosie słychać było ostrzeżenie.
Rzadko wpadałem w gniew. Starałem się być cierpliwym dla każdego, kto przybywał w te strony. Przepowiednia strumieni krwi i pożogi wcale nie poprawiała mi humoru, nikogo nie powinno to zdziwić.
-Nigdzie nie idę. - postawiła się.
-A więc zostań tu. Zostań bez żadnej wiedzy o tym świecie, z wyczerpaną Wyrocznią, która może obudzić się w każdej chwili i wpaść w obłęd lub zwyczajnie umrzeć. Nie pomożesz jej. Sama zginiesz. Zgubisz się, a potem rozszarpie cię jakiś przeklęty potwór. Twoje zwłoki będą gniły na drodze i jeżeli będziesz miała szczęście to przydadzą się jakoś, stając się nawozem dla kwiatków. Wyrocznia się odrodzi, a ty? Jesteś nic nie znaczącym workiem mięsa, który zdobył moce dzięki tajemnej energii. Śmierć nie omija jednak nikogo. A ty bez mojej pomocy jesteś na nią szczególnie narażona. Rozumiesz mnie? Rozumiesz?!
Odetchnąłem głęboko, aby pozbyć się negatywnych emocji. Elizabeth, nadal w buntowniczej postawie, uciszyła się. Ponownie spojrzała na ciało obok niej, a następnie na mnie. Pokiwała lekko głową i truchtem zbliżyła się do mojego boku.
-Dobrze więc. Ruszajmy.

Elizabeth?
| 580 słów → 25೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz