-
Witaj zbłąkana duszyczko . – Usłyszałam delikatny głos.
Należał do postaci,
wyglądającej jak z baśni. Miała długą, białą
sierść i wielkie oczy w kolorze najgłębszej czerni. W klapnięte uszy miała
powtykane kolorowe piórka, na wzór kolczyków.
- Jestem Wyrocznią - przedstawiła się cicho, prawie szepcąc.
Otoczyła ją gęsta mgła koloru mleka.
- Pozwól mi zadecydować o twoim życiu –
poprosiła, jednak brzmiało to bardziej jak rozkaz.
Zaczęła biec w moją stronę. Jej futro
majestatycznie powiewało na wietrze, a dym ciągnął się za nią jak wielkie
anielskie skrzydła. Z jakiegoś nieokreślonego
powodu nie mogłam się ruszyć. Stałam w bezruchu, czekając aż się ze sobą
zderzymy. Była już tak blisko mnie, że mogłam zobaczyć gwiazdy w jej oczach,
które wydawały się wszechświatem z milionem konstelacji. Powinna była we mnie
uderzyć, jednak ona pobiegła dalej, jakby świat rzeczywisty nie stanowił dla
niej żadnej przeszkody. Nie poczułam zupełnie nic. Odwróciłam się. Stała za
mną. Teraz grotę, której całą długość przebiegła spowijała mgła. Zasłaniała mi
całe pole widzenia. Czułam się jak w klatce. Na jej wyimaginowanych ścianach
zaczęły przewijać się obrazy. Wyglądały jak stary film puszczony z kasety.
Miały spore ubytki, rysy, niektóre były zupełnie zamazane. Zobaczyłam swój dom,
las, łąkę, niebo przysłonięte gałęziami wiekowych drzew i altankę, w której
często przysiadywałam. Miałam tam nawet własny, ręcznie dziergany kocyk w maki.
Wyrocznia również to widziała. Gdy mgła opadła, a stało się to nagle,
zobaczyłam w jej oczach ostatnie sekundy filmu.
- Dane ci będą moce flory – zadeklarowała.
- Moce? – zapytałam przechylając głowę w
bok.
- Za
twoją sprawą miejsce to obfitować będzie w kwiecie wszelakie, a drzewa owocowe
i ziele pożywienie darzą stworzeniu tu zamieszkującemu. Pozostaniesz czystą od
mordu i żywot twój światłość wspierać będzie – powiedziała na jednym wdechu.
-
Co?
Podniosłam łapę, czując że na coś
nadepnęłam. Znajdował się pod nim polny mak. Jego płatki były zgniecione i
oklapnięte, jednak po chwili jak za dotknięciem magicznej różdżki, rozprostował
się i kwitł w całej swej okazałości. Spojrzałam na niego z konsternacją.
- To
była magia?
-
Kryształ wybrał cię na medyka. Udzielaj daru życia mądrze – kontynuowała
monotonnym głosem, ignorując moje pytania.
- Mam wybierać, czy ktoś ma przeżyć, czy
nie?– zapytałam nie bardzo rozumiejąc.
Przed moimi oczami pojawił się mglisty
obraz mnie, jako sprawiedliwego sędzi śmiertelników, który daruje i odbiera
życie. Nie, nie, nie. To zbyt abstrakcyjne.
- Jednak pamiętaj, że Przewodnik nie
wybacza zaniechania pomocy – przestrzegła.
-
Kim jest przewodnik?
- Podąż za mną i odejdź w pokoju. – Znów mnie
olała, dając jasno do zrozumienia, że powinnam już sobie iść.
Nagle zawiał silny wiatr. Byłam na tyle słaba,
że upadłam na ziemię pod jego wpływem. Gdy podniosłam łeb, zobaczyłam że
Wyrocznia również została pchnięta jego mocą. Po chwili wszystko ustało. Podmuch, ku mojemu zdziwieniu, nie zdmuchnął
żadnej ze świec, lecz za jego sprawą suszone, martwe kwiaty ożyły i zaczęły
kwitnąć. Ich korzenie przebiły się przez wosk i stworzyły plątaninę, która
rozrosła się na wszystkie ściany. Zerwałam się szybko. Biała suczka zrobiła to
samo, lecz szybko upadła ponownie. Podbiegłam do niej.
- Co
ci jest? Mogę jakoś pomóc? – Zaczęłam nieco panikować.
Nigdy nie miałam mocnych
nerwów. Spojrzała na mnie mętnym spojrzeniem, a po chwili w jej oczach znów
przewinęły się obrazy. Zrobiły to na tyle szybko, że nie mogłam zobaczyć, co na
nich jest. Wyrocznia poderwała się gwałtownie i już sekundę potem wbiegała w
ciemność. Zrobiłam to samo. Przez kilkaset metrów poruszałyśmy się długim,
prostym korytarzem wydrążonym w skale, aż w końcu moim oczom ukazało się
wyjście. Niewielka szczelina, jednak na tyle duża, aby mógł się przez nią
przecisnąć średnich rozmiarów pies. Na zewnątrz niebo było już różowe, a
ostatnie promienie słońca już dogasały. Zanim wyszłam na zewnątrz, obejrzałam
się za siebie. Tam, gdzie wcześniej szłam rosły kwiaty. Nie dość, że wyrosły w
skale, to emanował z nich złoty blask. Wtedy zrozumiałam, że w tym świecie
magia jest na porządku dziennym. Chciałam zobaczyć jej jeszcze więcej, więc
wybiegłam z, już jasnej groty. Zobaczyłam Wyrocznię stojącą przed białym psem,
którego futro nabrało ciepłych barw w promieniach płonącej kuli ognia, która
jaśniała najmocniej w chwili swojego dogorywania.
Aaron?
| 732 słowa → 35೧ |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz