4.03.2018

Od Remusa

W sumie to gdy dołączyłem do sfory przekonany byłem, że zajmę pozycję wojownika, strażnika lub coś w tym stylu. Tylko takie role do mnie pasowały. Byłem brutalny i stanowczy, miałem duże doświadczenie mimo młodego wieku, samozaparcie i własny rozum oraz wyćwiczony styl walki. To przecież było jasne, że zostanę kimś w ten deseń... a jednak nie. Zostałem sokolnikiem. Co się stało, że wpadłem na jakże genialny pomysł opiekowaniem się pierzastymi potworami?

Zaczęło się od tego, że w sforze byłem zaledwie od dwóch dni. Aaron jednak zdążył mnie oprowadzić po sforze oraz pomóc w wyborze domu. Bardzo spodobała mi się grota niedaleko Południowego Wybrzeża. Mało potworów, dużo zwierzyny. Psy oczywiście się zdarzały i to sporo, zwłaszcza w lato. W końcu to plaża. Jednak tam gdzie mieszkałem nikt nie miał potrzeby się fatygować. Luksusowe odludzie, że tak powiem. Szybko mój dom został umeblowany i zostało mi wybrać pozycje. W sumie wybór był jak już mówiłem oczywisty ale Aaron dał mi czas do zastanowienia dając mi radę bym rozważył wszystkie za i przeciw. Miałem na to trzy dni. I tak nie miałem zamiaru go posłuchać ale postanowiłem poczekać. A niech się cieszy.  
Drugiego dnia od ,,prośby'' Aarona  ruszyłem sobie do Lapsae by pozwiedzać targ i zobaczyć czy znajdzie się coś godnego mojej uwagi i ewentualnego kupna. Chodź pieniędzy miałem niewiele to jednak był to majątek w porównaniu z tym co ,,miałem'' (albo raczej z tym czego nie miałem) zza młodu gdy żyłem na ulicach.  Na siebie miałem założony jakiś poszarpany płaszcz z kapturem. Był na mnie dosyć mały ale wystarczający by zakryć bliznę i oko albo raczej to co z niego zostało. W takich miasteczkach było zbyt dużo osób z przeróżnych stron świata by stanąć bokiem i zakryć to co mnie tak oszpecało i sprawiało, że byłem jeszcze brzydszy niż przed zdobyciem tych blizn.
Do Lapsae dotarłem w miarę szybko. Pogoda była nawet niezła jak na zimę. Było dosyć łagodnie ale nie na tyle by śnieg się roztopił. Było go sporo na ulicach ale dało się przechodzić. Na ulicach było sporo psów. A zwłaszcza gdy wszedłem na rynek. Zresztą to było do przewidzenia. Z głośnym westchnięciem nałożyłem jeszcze mocniej kaptur na głowę, a potem skręciłem z głównej uliczki na jedną z bocznych gdzie było mniej psów. Tam też spotkałem Voragena. Wpadł na mnie z impetem wychodząc zza rogu.
- Patrz gdzie leziesz! - warknąłem. Oczywiście nic mi się nie stało ale siła uderzenia sprawiła, że upadłem na ścianę, a w głowie nieco mi dzwoniło. 
- Oj... wybacz gościu - uśmiechnął się głupkowato - Coś ty taki wkurzony?
- No nie wiem - udawałem, że się zastanawiam - Może dlatego, że we mnie wleciałeś?!
- Wyluzuj. Do stoiska lecę bo ojciec mnie zabija. Voragen jestem, a ty? - spojrzałem na niego jak na idiotę - Nie chcesz mówić? To nie mów - wzruszył ramionami po czym odwrócił się ode mnie idąc w stronę targu. Ja również miałem się udać w swoją stronę ( a dokładnie w te samo miejsce inną drogą) ale Voragen zatrzymał się nagle i rzucił w moim kierunku:
- Ej! Mam interes! 
- Jaki? - zatrzymałem się i łypnąłem na niego okiem spod kaptura.
- Ja i mój ojciec prowadzimy hodowlę ptakami bojowymi oraz produkujemy dla nich gadżety. Ale ostatnio z tym nie wyrabiamy i potrzebujemy wspólnika. On by hodował ptaki, my bronie dla nich i dzielilibyśmy się zyskami. Co więcej pomagalibyśmy sobie: my dawalibyśmy ptaki, on surowce. 
- I co ja mam z tym wspólnego co? - uniosłem wysoko brwi.
- No... może zechciałbyś w to wejść?
- Ja? - zmarszczyłem brwi - Słuchaj no. Mam lepsze zajęcia na głowie niż zajmowanie się głupimi ptaszyskami!
- Jak chcesz. Ale nie jest to wymagająca praca, a można dużo zarobić. Jakbyś się namyślił to przyjdź na targ. Poznasz stoisko - stwierdził i odszedł w swoją stronę, a ja w swoją. Pozwiedzałem targ i wróciłem do siebie. A kolejnego dnia...
- Ohoho! - zaśmiał się głupio Voragen widząc, że zbliżam się do ich stoiska - Kogo my tu widzimy? Zmieniłeś zdanie?
- Wchodzę w to - mruknąłem.
- Co cię nakłoniło do zmiany decyzji? - spytał.
- Potrzebuję chwili spokoju, a zarabiać muszę - odpowiedziałem zdawkowo dając wiele niedomówień. Ale Voragen się o nic więcej nie zapytał. Może nie chciał, a może wiedział, że nie warto mnie wkurzać.
- To świetnie - ucieszył się - Uwzględnijmy już szczegóły by nie tracić czasu. Jutro dostaniesz pierwsze ptaszyska - i tak to się o zgrozo zaczęło...

KONIEC
Wiem, wiem... popsułam to XDDD
| 741 słów → 35೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz