5.03.2018

Od Allena CD Remusa

Dyndania głową w dół na pewno nie mogłem uznać, za najlepszą rzecz, która zdarzyła mi się tego dnia. Znaczy były też dobre strony (przykładowo taka, że orzeł raczej nie zamierzał mnie zjeść, ale kto wie czy może przypadkiem nie zechce się podrapać i przypadkiem mnie nabije na dziób?), lecz patrząc na to wszystko swoimi wróbelkowatymi oczami dostrzegałem więcej negatywów, a w tym taki, że jednak po tym świecie chadzają takie psy, które zdecydowanie nie lubią pomagać innym, a za to wolą gapić się na ich kłopoty i dodawać jeszcze kolejne.
Zamachałem wściekle skrzydłami, ale nie dało to pożądanego rezultatu, a jedynie sprawiło, że zacząłem się huśtać trochę szybciej. Jeszcze gorzej.
 - Ej, co ja ci zrobiłem? - zapytałem się z wyrzutem setera, który stał w pewnej odległości od drzewa obserwując poczynania swojego podopiecznego. Powtórzyłem próbę wyrwania nóżki z łuskowatej łapy, ale efekt był podobny do wcześniejszego.
 - Zawracałeś niepotrzebnie głowę. - odpowiedział ten krótko, jednak jego wzrok nie spoczął na mnie, co dawało dziwny klimat. Jednocześnie zacząłem sobie zdawać sprawę, że powoli tracę czucie w nodze i z każdą chwilą ta dziwne drętwienie obejmuje coraz wyższe (dokładniej w tej sytuacji - coraz niższe) partie ciała. Właściciel drapieżnika jednak widocznie nie kwapił się zbytnio do tego, aby odwołać rozkaz. Trzeci raz na marne zacząłem się miotać, ale wynik był wiadomy, więc postanowiłem ruszyć ociężałą głową, na łapę mi szło to, że akurat miałem w niej więcej krwi niż zazwyczaj, a to dawało dodatkowe natlenienie, które powinno pobudzić szare komórki. Już bez nadziei trzepotałem skrzydłami i uderzałem ogonem o powietrze, gdzieś w głowie pojawił mi się obraz tamtych wróbli, które spotkałem wcześniej i zacząłem wyobrażać sobie co bym teraz robił, gdyby nie spotkanie ich, a one by mi nie przypomniały tego, co potrafi zdziałać mój żywioł... A ha! I tu jest moja szansa!
 - Ej, puścisz mnie? - zwróciłem się do swojego pierzastego oprawcy, który zachowywał się tak, jakby już zapomniał, że ktoś przez niego zaraz dostanie martwicy.
 -  On mówi nie. - odpowiedź brzmiała zimno i nieprzyjemnie, ale nie było w niej żadnej zaciekłości.
 - Kto? - poczułem jak krew zupełnie mi odpływa z tułowia, a głowa zaczyna już mnie poważnie boleć.
 - Remus.
 - On mówi tak. - zaryzykowałem to stwierdzenie nie spodziewając się właściwie niczego, ale mózg orła raczej nie był przyzwyczajony do zastanawiania się głębiej nad tym co się do niego mówi, więc niemal bezwiednie rozwarł szpony, a ja szczęśliwy tak, jakby właśnie ogłoszono święta zacząłem niczym bąk machać szybko skrzydłami, aby klapnąć o ziemię tak jak kura - bez elegancji, ale bezpiecznie. Akurat na złość seter nie patrzył się na to co wyprawiam, więc kiedy już stałem na ziemi powiedział od niechcenia.
 - Dobrze, już go puść. - ostatnie słowo przerwało kilkukrotne kłapnięcie dziobem, które pewnie oznaczało tyle, co "Już nie rozumiem co się stało". Pies podniósł na niego wzrok, a ja korzystając z tej chwili jego nieuwagi kilkoma szybkimi, wręcz mysimi skokami, które z racji, że jeszcze całkowicie nie odzyskałem krążenia przypominały odrobinę ruchy pijaka - skoczyłem centralnie przed jego łapy, po czym uderzyłem kilka razy skrzydełkami i wrzasnąłem.
 - Co to miało znaczyć! Tak nie wolno! - musiało do komicznie wyglądać, ale ja ciągnąłem dalej. - Nie mogłeś po prostu powiedzieć, że nie masz czasu?!
Samiec westchnął z cichym "Idź stąd", ale tu go miałem! Oddałem się w łapy przypadku przy wyborze przyjaciół, a jako, że los skierował mnie na tego Remusa, to ja tego tak nie opuszczę! Dam mu jeszcze drugą szansę, a jeżeli i to nie wypali, to trzecią i nie przestanę!
Oczka błysnęły mi determinacją, a ja przyrzekłem sobie solennie, że uda mi się jeszcze zyskać jego sympatię, choćby codziennie nasyłałby na mnie orły, a ja wciąż bym był wróblem!

Remus?
| 618 słów → 30೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz