4.03.2018

Od Oscara cd. Od Lady

Dobre dwie godziny spędziliśmy na wspólnym posiłku, a następnie rozmowach. Miło było usłyszeć czyjś przyjazny głos w tej niewielkiej chatce nad rzeką. Śnieg delikatnie prószył za oknami, przez co i tak pokryte już śniegiem Helecho, nabierało bajkowego, zimowego klimatu. Nie odczuwaliśmy zimna panującego na zewnątrz. Ciepło wydobywające się z paleniska dawało przyjemne ciepło, gdy siedzieliśmy na przeciwko siebie przy dębowym stole. Lady stale o czymś rozprawiała. Wręcz promieniowała przepełniającą ją energią, a ta powoli zaczynała mi się udzielać. Świat ograniczył się do nas dwoje, płomieni buchających z piecyka i gałązki jodły w szklanym wazonie, która rozprzestrzeniała woń igliwia. Rozmawialiśmy na różne tematy. Naturalnym było wręcz, że chcieliśmy się dowiedzieć o sobie jak najwięcej. Zaczęliśmy od błahych spraw. Swoje profesje zdążyliśmy poznać już wcześniej, więc teraz suczka opowiadała mi o szkoleniu, które odbywała w kuźni. Rozgadała się na temat misternie zdobionego sztyletu, który wyrabiał ostatnio jej nauczyciel, a ja dopowiadałem czasem kilka nieznaczących zdań. To ona wiodła prym, ona mówiła najwięcej, jednak mi to nie przeszkadzało. Wystarczył mi fakt, że ktoś zechciał spędzić ze mną to popołudnie.
Następnie nasza rozmowa nabrała bardziej osobistego charakteru. Blokada między nami wydawała się być cienka, a przyjacielskie relacje z łatwością pokonywały tą barierę. Ale czy coś jeszcze? Starałem się odrzucać takie myśli. Przecież nie miało to najmniejszego sensu, a przy tym żadnego znaczenia. Czy kiedy po raz pierwszy postawiłem łapę w tym świecie, po raz pierwszy odetchnąłem powietrzem w Eos, myślałem, że już po krótkim czasie w bieg mojego życia wkradnie się inna istotka? Miałem inne plany, inne marzenia. Jednak... Czy znaczyły coś więcej?
Pogrążony w tych rozmyślaniach zupełnie przestałem słuchać wypowiedzi Lady. Zdążyła już zauważyć, że stałem się nieobecny i teraz postanowiła szturchnąć mnie lekko w bok.
-Wszystko dobrze Oscar? - zapytała zaniepokojona.
-Co? Eh... Tak, jasne. Może... Wyszlibyśmy na spacer? Potrzebuję nieco świeżego powietrza. - uśmiechnąłem się, pragnąc, aby ten gest wyglądał jak najnaturalniej.
Nie mam pojęcia, czy suczka przestała się niepokoić moim stanem psychicznym, ale radośnie przystała na propozycję spaceru. Założyliśmy na siebie płaszcze i wyruszyliśmy dziarsko na zachód, bok przy boku. Pokazywałem Lady ciekawsze miejsca w okolicy. Myślałem, czy aby nie wybrać się do Świętego Gaju, jednak stwierdziłem, że to nieodpowiednia pora aby go odwiedzić. Tak. To był jedyny powód. Przecież ona nie mogła wiedzieć co dla wielu znaczy to miejsce. No dobrze. Nie oszukujmy się, Aaron musiał jej o tym powiedzieć. Wątpię, żeby dla każdego nowego psa w Eos starał się wymyślać nową formułę oprowadzania po terenach. Poza tym, gdy tylko przechodziliśmy obok, a wiatr poruszył gałęziami gęsto rosnących w gaju drzew, Lady odwróciła głowę w jego kierunku. Spoglądała na niego z nutą nostalgii. Skręciła nieco w jego stronę, a jej wzrok mówił: "Chodźmy tam". Zawahałem się. Zwolniłem nieco kroku, moje nogi same obróciły mnie w kierunku gęstwiny. Nastąpiła chwila krępującej ciszy. W oczach suczki lśniły iskierki nadziei, a ja...
-Są ciekawsze miejsca, niż zbiorowisko kilku świętych drzewek. - powiedziałem chłodno, choć nie chciałem tak zabrzmieć.
Zależało mi na relacjach z Lady. Ale... No właśnie. Jakiś poeta powiedziałby, że moje serce wyrywało się z uwięzi. Próbowało zniszczyć łańcuchy, przykute doń przez mój rozum. Jednak ja nie byłem typem poety. Nie takiego. Mogłem wysnuć jakąś sentencję, jednak narząd pompujący krew nigdy nie był dla mnie obiektem zachwytów.
Odwróciłem się w kierunku zachodzącego słońca.
- Na pewno nie chcesz wracać? Robi się ciemno. - zauważyłem.
- Nie. - odparła ostro i ruszyła do przodu.
Musiałem przyspieszyć, by zrównać się z nią tempem, lecz gdy tylko znalazłem się obok niej, ponownie zwiększyła swoją prędkość. Obraziła się? Ech. Zacząłem za nią biec. Nie byłem pewien, czy uciekała, a może zwyczajnie chciała się ze mną pościgać, lecz szybko przekonałem się do drugiej opcji. Oglądała się raz po raz, by sprawdzić w jakiej odległości od niej się znajduję. W końcu zaczęła się śmiać. Ośmielony tym, że poprawił jej się humor, przyspieszyłem. W końcu gonitwa przeistoczyła się w szczenięcą igraszkę, myśli, które dręczyły mnie przed chwilą, odeszły w zapomnienie. Biegliśmy, czerpiąc przyjemność z zimnego wiatru i odgłosów naszych łap zagłębiających się w śniegu. Dotarliśmy na szczyt jakiegoś wzgórza. Rozejrzałem się, by zorientować się mniej więcej gdzie się znajdujemy. Stwierdziłem, że przed leżą Smocze Źródła, więc nie martwiłem się ewentualnym zagubieniem. Spojrzałem na Lady, nadal biegła, rozglądając się na boki i podziwiając widoki. Nagle potknęła się, przewróciła i zniknęła mi z oczu. Zaniepokoiłem się tym nie co i szybko ruszyłem w miejsce jej pechowego upadku. Zauważyłem ją leżącą u stóp wniesienia, w głębokim śniegu. Śmiała się, więc odetchnąłem z ulgą i szybko znalazłem się przy niej.
- Nic ci nie jest?- zapytałem rozbawiony jej zachowaniem.
Leżała na grzbiecie, cała pokryta śniegiem, który wyraźnie odznaczał się na tle jej czarnej sierści. W kryształkach lodu odbijało się delikatnie światło słońca, znikającego za szczytami gór Nann. Jej oczy również napełnione były jego blaskiem, a przy tym, tliły się w nich iskierki radości.
- Nie. - zachichotała. - Niezdara ze mnie.
Schyliłem się, by pomóc jej wstać, lecz ona chwyciła mnie i zanurzyła mój pysk w białym puchu. Wyrwałem się z jej uchwytu i otrzepałem głowę. Nieco zdezorientowany przyglądałem się jak suczka wybucha śmiechem. W końcu i ja zacząłem się śmiać. Zachowywaliśmy się jak szczenięta. Podmuchem wiatru wzniosłem w powietrze tumany śniegu, które zaczęły delikatnie opadać wokół nas. A przy tym... Ech. Zachód słońca. Znów spochmurniałem, gdy uświadomiłem sobie jaka powstała atmosfera. Lady chyba miała nadzieję, na odrobinę głębszego uczucia z mojej strony, lecz ja nie potrafiłem przyjąć do świadomości, że ktoś stanie się częścią mojego życia. Suczka, którą poznałem ledwie dzień wcześniej. Przecież miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, jest zbyt kiczowata, by móc zasługiwać na egzystencję w tym świecie. To wszystko postępuje za szybko. Nie znam jej jeszcze. Ale czy to wyklucza jakiekolwiek uczucia? Przecież jesteśmy tacy podobni... Ale. Zawsze musi być jakieś, ale. Nic nie jest idealne. Zdałem sobie sprawę z tego, że cisza panuje zbyt długo. Lady nadal przypatrywała mi się z wyczekiwaniem.
- Może wybierzemy się nad gorące źródła? Zaczyna się robić coraz zimniej. - zauważyłem. - Jeżeli chcesz możemy wrócić do Helecho. Przenocujesz u mnie, mam wolny pokój.

Lady?
Tfu. Uczucia, rozmyślanie.
| 1002 słowa → 50೧ + 10೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz