4.03.2018

Od Allena do Remusa

 Uchyliłem lekko powieki, kiedy gwar miasta stał się nie do zniesienia dla kogoś, kto chciał jeszcze złapać kilka minut snu. Z lekkim stęknięciem podniosłem się z łóżka i niby wciąż w śnie wyjrzałem przez okno, aby przez dłuższą chwilę przeglądać się panującemu na ulicy harmiderowi. Mimowolnie się uśmiechnąłem widząc jak kupcy zachwalają swój tandetny towar, wojskowi brzdękają bronią i starają się, aby nie spojrzeć w ślad za tutejszymi suczkami, które plotkują przy jednym z krzewów. Gdzieś przechodziły grupki znajomych, a szczeniaki wesoło biegały dookoła grając w grę, której zasady były nie do pojęcia przez dorosłego psa.
 Czułem się dziwnie - jakbym od zawsze o tym marzył, o świecie w którym mógłbym grać główną rolę, a nie być włóczęgą, który z trudem żebrze o kawałek czerstwego chleba.Właściwie, to zawsze marzyłem o tym, że kiedyś moje życie się odmieni, ale czy ktokolwiek mógłby przewidzieć, że oto przybędzie Przewodnik, a ja trafię do świata Eos? 
 Kolejny, tym razem już bardziej kontrolowany uśmiech rozświetlił mój pysk. Od teraz rozpoczynało
się moje nowe życie!
 Ogarnąłem się szybko, po czym z niezachwianą pewnością siebie wyszedłem na ulicę, czując jednocześnie jak serce mi wali w piersi z taką siłą, jakby i ono chciało zaznać takiej wolności. Psy zdawały się nie być zainteresowane moją obecnością, ale mi to nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu - dzięki temu mogłem poobserwować jak wygląda życie tutaj. Aaron wytłumaczył mi podstawy, ale i tak zostało wiele pytań na które chciałem uzyskać odpowiedź. Szkoda, że nie zdążyłem ich zadać - teraz już raczej nie wypadałoby zawitać do pałacu z moim "A tak w ogóle, to jak się nazywał mój żywioł? Bo nie pamiętam...". Cóż, to moja wina, że byłem zbyt przejęty tym, że wokół mnie pojawiło się takie ładne białe światło, że aż nie mogłem się skupić na tym, co kto do mnie mówi? A na dodatek uważam, że wpychanie kogoś siłą w jakiś tajemniczy owal zwany teleportem też nie jest takim najlepszym pomysłem. Rozumiem, że mogłem stawić mały opór, ale ten kopniak był już nie potrzebny... Dobrze, ale mniejsza z tym, ponieważ to już było i minęło, a ja muszę zająć się jakimś bardziej przyziemnym problemem, a dokładniej tym, że naprawdę nie pamiętam jak się nazywa mój żywioł i jak się go używa. A, mam! Zapominanie! Idealnie! Chociaż... nie, to raczej nie jest to... emm... Chyba było na "f", tak, na pewno. Ech... Fluoryzacja? Nie, to też nie to, a nawet jeśli tak to... DRZEWO!
 W ostatniej chwili zatrzymałem się przed jakimś dębem, który jakiś dureń musiał zasadzić akurat na ścieżce dla zamyślonych psów. Badziewny pomysł, jak tylko znajdę gościa, który zasadził tutaj tą sześćdziesięcioletnią roślinę, to będzie mógł już pożegnać się z życiem. A jeżeli już to zrobił, to pobawię się w nekromantę, może w końcu mój przeklęty żywioł na to pozwala? Asz, jakie pytanie życiowe.
 Usiadłem na jakiejś ławeczce i zacząłem gapić się na wróble, które szukały okruszków po wybrukowanych uliczkach, podczas tego zajęcia ćwierkały głośno, co nie pozwoliło mi się skupić.
 - Możecie się uciszyć? - mruknąłem oceniając swoje szanse na rzucenie w te denerwujące ptaszki śnieżką.
 - Nie, wiesz gdzie jedzenie? - gdzieś w mojej podświadomości rozległa się muzyka grozy. Już rozumiem! Eos jest tylko wymysłem mojej wyobraźni, a tamten puszysty skrzydlaty gostek jest tylko niedociągnięciem, przez które sam się zdemaskowałem.
 Utkwiłem swój wzrok na niewidocznym z powodu budynków horyzoncie spodziewając się zobaczyć, że zaraz wszystko rozmyje się, aby ukazać mi światła samochodów i szarość psiego świata. Szczerze mówiąc, to byłem pewny, że to się zaraz stanie, ale coś się chyba popsuło, ponieważ wróble wciąż skakały wkoło i raczej nie zamierzały zniknąć.
 - To wiesz, gdzie? - jeden z nich uczynił kilka skoków w moją stronę, wcale nie zdziwiony tym, co się działo.
 - Eee... nie. - pierzaści już przestali na mnie zwracać uwagę, a ja zacząłem zastanawiać się czy gdzieś w okolicy jest jakiś dobry psychiatryk, ponieważ to wszystko już nie ma sensu. Chociaż? Mój żywioł był na "f", więc... tak! Fauna! Przypomniałem sobie!
 Z miną zwycięscy zacząłem kontynuować spacer udając, że wszystko ogarniam. Na mój pysk wrócił uśmiech, a ja postanowiłem zająć się kolejnym problemem, który mnie trapił - tym, że właściwie to oprócz Przewodnika i wróbli - nikogo nie znam, a to nie jest zbyt przyjemne dla kogoś takiego jak ja. Dobrze, teraz pora się do kogoś przyczepić i nie odpuszczać dopóki mnie nie polubi... Hmm... Zmrużyłem lekko oczy i zacząłem lustrować pyski najbliższych psów, ale coś mi w nich nie pasowało - w końcu pierwsza osoba z którą miałem zamiar nawiązać przyjacielskie relacje nie powinna być taka nijaka, to znaczy wybrana z tłumu i pierwsza lepsza, ale też, aby... właściwie, to nie wiem czego wymagam. Chociaż warto również spojrzeć na to z tej strony, że te najlepsze przyjaźnie rozpoczynają się przez przypadek, więc wybieranie jest trochę w złym guście...
 Z takimi rozmyślaniami powoli toczyłem się naprzód, w pewnym momencie zadecydowałem, że oddaję się w łapy przypadku i zajmę się czymś innym, przykładowo tym, co jeszcze mi daje mój żywioł, ponieważ z tego, co mi było wiadome, to raczej każdy powinien mieć więcej niż jedną moc. Tia... Trzeba było słuchać tego co mi mówiono. Dobrze, ale bez stresu - najpierw trzeba pomyśleć, co takiego mogli mi podarować. Dawaj umyśle, czytałeś tyle książek - zainspiruj się.
 Trwało chyba minutę zanim doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie wiem co mógł mi dać żywioł - zmiennokształtność! Już kolejny uśmiech tego dnia zawitał na mój pysk, a ja postanowiłem odkryć tajemnicę tego czaru. Skręciłem w jakąś rzadko uczęszczaną uliczkę i...
 - Lew! - wrzasnąłem, ale z rozgoryczeniem odkryłem, że wcale nie mam ostrych kłów i złocistej grzywy. - No dobrze, trzeba dać temu szansę... emm, puma! - znów zero reakcji. Już chciałem zwiesić głowę i wrócić do mieszkania, kiedy pojawiła się u mnie myśl, że właściwie, to jeszcze nigdy nie widziałem na żywo takiego wielkiego kota, a na dodatek gdybym i umiał się w takiego zmienić, to ostatecznie jestem w mieście i pojawienie się takiego stwora mogłoby się źle skończyć... No dobrze, czyli coś mniejszego. - Wróbel! Działaj! - wyobraziłem sobie takowego z najmniejszymi szczegółami i omal nie krzyknąłem, kiedy po mrugnięciu okiem okazało się, że... jestem jakby mniejszy i... czekaj, co?
 - BOŻE, CO TU SIĘ DZIEJE, RATUNKU JA CHCĘ Z POWROTEM BYĆ SOBĄ. - zacząłem skakać wkoło wyprawiając dzikie tańce, które jednak nic nie wskórały. Onieonieonieonie.
 Wtem zza rogu wychylił się jakiś seter w czarnym płaszczu. Już miałem mu się zamiar pozwierzać ze swojego dziwnego problemu, kiedy nagle zauważyłem, że na grzbiecie niesie jakiegoś dziwnego, na pewno drapieżnego ptaka. Te chyba jedzą małe puszyste tentegesy, ale co tam.
 - Gościu, taka śmieszna historia mi się zdarzyła, chcesz posłuchać? - przekręciłem łebek, ale z jawnym niezadowoleniem stwierdziłem, że pies nawet nie poświęcił mi ani jednego spojrzenia, granda! Zacząłem tymi śmiesznymi tycimi skokami gonić za nim, jednocześnie starając się zwrócić jego uwagę, głuchy nie był - to pewne, ponieważ jego uszy delikatnie ruszały się, kiedy podnosiłem głos, ale raczej wydawało mi się jakoby nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Oczywiście w przeciwieństwie do tego śmiesznego pokracznego orlika czy innego czegoś, co wodziło za mną ślepiami.
 - Ej, proszę! Odwróć się, to nie jest miłe być ignorowanym! - kilka razy uderzyłem skrzydłami, ale szybko się zmęczyłem, więc wróciłem do kicania. Byłem już lekko zdenerwowany i chciałem, aby ktoś mi doradził co zrobić w takiej sytuacji, a jeszcze ten nie zwracał na mnie uwagi. Rozgoryczony zdecydowałem się na ostateczny krok - złapałem go za pęczek sierści na ogonie i pociągnąłem w przeciwną stronę niż on szedł.

Remus? Trochę szybkie przejścia z tematu na temat, ale mam nadzieję, że da się to czytać >.<
| 1244 słowa → 60೧ + 10೧ |

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz